Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "jak on chodnik", znaleziono 46

Nie chcesz się czuć jak śmieć na chodniku świata.
Początek prawdziwego życia nie był najgorszy, choć różami chodników nie brukowali.
We mgle wieżowców nie widać, więc patrzę od jakiegoś czasu na chodniki.
Komisarzem Krukiem powoduje źle pojęte współczucie. Kiedy on współczuje, po chodnikach turlają się głowy.
Przyznaj, że cię intryguję. – Owszem. – No i? – Intryguje mnie też, co myśli skaczący z drapacza chmur, zanim plaśnie na chodnik.
Architektura to wszystko co nas otacza: domy, pałace, kościoły, mosty, schody, słupy, mury, chodniki, ławki, parki i kominy...
często widywałem młodych przechodzących w milczeniu ponad bezradnym człowiekiem leżącym na chodniku, lecz gdy zauważą rannego kota lub psa, serce natychmiast wzbiera im uczuciem.
Porzucenie zwłok tak po prostu na chodniku mogło sugerować, że zdaniem sprawcy nic więcej już nie dało się z nich wycisnąć, że się zwyczajnie zużyły, więc wyrzucił je jak zepsuty telewizor.
Szum samochodów, tramwajów i autobusów potęgował się z minuty na minutę. Chodniki wypełniały się ludźmi. Pułkownik dopalał papierosa i wsłuchiwał się w uliczny gwar.
Sebastian, z troską wyrytą na swoim permanentnie czerwonym obliczu, kroczył powoli po szarym betonie chodnika, w kierunku solidnego budynku policji w Wielkim Mieście.
Brakowało tylko czerwieni krwi, bo tam, w dole, dominowała biel i czerń. Do wysokości około metra od powierzchni jezdni i chodników przeważał czarny, łamany gdzieniegdzie ciemnym granatem.
Kiedy pewni ludzie pojawiają się w twoim życiu, ziemia się trzęsie. Inni wywołują zaledwie drganie. Potykasz się na pęknięciu w chodniku i chwile później zapominasz o całej sprawie.
Znakiem naszych czasów nie były karabiny w dłoni i partyzanckie piosenki ani strajki robotnicze i zdjęcia komitetów. Znakiem naszych czasów była zużyta maseczka na dość pustym jak na to miasto chodniku.
Nie znała gorszego uczucia, niż to, które towarzyszyło obudzeniu się z kacem na wilgotnym, lśniącym od porannej mgły chodniku, w zupenie pustej, cichej, sennej alei, z balaganem w głowie i nagłym przerażeniem rosnącym w gardle.
Czasem, gdy jedzie się ruchomym chodnikiem i mija braci i siostry w podróży, można odnieść wrażenie, że jesteśmy preparatami w formalinie, które przyglądają się sobie zza szkieł słojów. Ludzie wycięci z obrazków, ze zdjęć w przewodnikach.
Od jakichś sześciu dni z grudniowego nieba nad Londynem mżył deszcz przetykany śniegiem, chłoszcząc od czasu do czasu gradem tych śmiałych - albo głupawych - ludzi ciągnących chodnikami w pogoni za najlepszymi prezentami bożonarodzeniowymi.
Śnieg za oknem sypał obficie, zupełnie jakby ktoś z góry strząsał go ze stołu jak niechciane okruszki. Przysłaniał widok górskich szczytów w oddali, zasypywał chodniki i drogi, przykrywał dachy budynków.
Miasto to nie parki, ulice ani chodniki. Miasto to nie historia ani zabytki. Miasto jest tym, co dzisiaj. Miasto to ludzie. Jeśli z ludźmi jest problem, żadna nowa restauracja, żaden odnowiony park, odremontowana jezdnia ani ekskluzywny hotel go nie zmienią.
Dawnymi czasy nieraz słyszałam narzekania, że iść pracować u Donovanów to tak, jakby wejść w drzwi obrotowe; można zrobić jedno kółko, dwa, niektórym udawało się nawet z dziesięć czy dwanaście, ale w końcu i tak lądował człowiek z powrotem na chodniku.
- Wiesz, czasami zazdroszczę mężczyznom. Tyle ich otacza piękna i mogą z niego korzystać, napawać się nim. No zobacz, choćby tutaj: słońce na chodniku, wspaniałe stare drzewa, obłędny zapach chleba z piekarni i dwie takie świetne dupy jak my.
Panuje przenikliwe zimno, powietrze jest lodowate, ulice spowija cisza. Nocne życie Portishead jeszcze nie zdążyło na nowo rozkwitnąć po pandemii albo może nikt nie miał na nie ochoty. Cicha ulica przed nimi jest oszroniona, a chodnik wręcz wyczuwalny pod stopami.
Mijamy codziennie dziesiątki ludzi - na chodnikach, w autobusach, sklepach czy parkach. Spokojnych, opanowanych, idących pewnie w swoją stronę. Jednak to, co znajduje się przed naszymi oczami, nie zawsze jest prawdą. Nie wiemy, z jakimi demonami walczą ci, którzy żyją obok.
Po dzielnicy lawirowała jeszcze fala uderzeniowa, rozbijając szyby wystaw sklepowych, gdy wylądowałem na przeciwległym chodniku, przed wypożyczalnią kaset wideo pana Boldo, pośród licznej publiczności, która nieodmiennie i niezwłocznie gromadzi się wszędzie tam, gdzie bliźni dostaje jakiejś krzywdy.
Gdy się uspokoił, zobaczył po drugiej stronie ulicy piękny biały pałacyk. Oddzielony od chodnika płotem z kutego żelaza i trawnikiem, dziewiętnastowieczny zabytek, niesłychanie elegancki, o lśniących szybach, dowód na istnienie świata zupełnie innego niż ten, w którym na co dzień przebywał pan Henryk.
Poszedłem za nią, pożerałem ją oczami, mówię ci, ale jak tu się nasycić widokiem tych półdupków rozkołysanych niby dzwony wielkanocne. Szukasz niby kopalni, chłopie? - mówiłem do siebie. - Po co tak ganiać za jakąś kopalnią? Tu masz prawdziwą kopalnię, zanurkuj w nią, drąż chodniki!
Dziennikarstwo to nie zawód ani branża. To tylko mizerna szansa na zaistnienie dla popaprańców i odmieńców - fałszywe drzwi na zaplecze prawdziwego życia, obrzydliwa, zaszczana nora zabita dechami przez inspektorów budowlanych, ale dość głęboka, by każdy pijaczek mógł stoczyć się do niej z chodnika, żeby tam walić gruchę jak małpa w zoo.
Pierzeje wysokich kamienic zacieniały chodniki, asfalt pasów ruchu i środkową część alei, na której zlokalizowano parkingi. Przeworski rozglądał się dookoła, dziwiąc się, jak bardzo Berlin przypomina Szczecin, a może na odwrót, choć skala niemieckiej stolicy była jednak nieco większa, zarówno pod względem wysokości zabudowy, jak i natężenia ruchu.
Ulica nie miała chodnika, posuwali się więc powoli między zaparkowanymi albo stojącymi w korku samochodami. Nad nimi wisiała plątanina kabli, drutów i gołych żarówek, a powyżej pięły się wieżowce, które były cztery, pięć, a nawet sześć razy wyższe niż bariera separacyjna, czyli ośmiometrowy betonowy mur otaczający miasto.
Iwona ze wzrokiem wbitym w płyty chodnika dochodziła do siebie. Trudno było jej jeszcze uwierzyć w to, co się przed chwilą stało. Podniosła się, poprawiła zmierzwione włosy i poszła w drugą stronę, kręcąc głową. Ochłonęła trochę, ale konkluzja dzisiejszego dnia była taka, że wszyscy wydali już na nią wyrok. Zaocznie. Bez znajomości faktów. A nie minęło nawet południe.
– Co w ogóle robią policjanci w wolnym czasie ? – odezwała się w końcu. – Łowią ryby? Jeżdżą konno? Uprawiają sztuki walki ? Sporty ekstremalne?
– O tak, sporty ekstremalne. Lubię ryzyko. Idąc chodnikiem, zawsze staję na studzienkach kanalizacyjnych.
Uśmiechnęła się.
– Ciekawe. Jeżeli się patrzy na jakiś polski serial, można odnieść wrażenie, że życie policjanta jest pełne przygód i adrenaliny.
© 2007 - 2025 nakanapie.pl