“W ten sposób dzień po dniu oddalam się od ,,wspomnień", aż pewnego dnia znowu usłyszę daleki głos w zupełnej ciemności.”
“Jestem przeszczęśliwa, że znowu się ze mną droczy. Czuję się, jakbym wróciła z dalekiej podróży. To cholernie pokręcone, ale w pewnym sensie właśnie tak jest.”
“Ale nie bylam pewna. Wcale nie byłam pewna. Skąd mogłam wiedzieć, czy kiedyś w przyszłości, w Europie czy gdziekolwiek - szklany klosz znowu na mnie nie spadnie, nie nakryje mnie, odkształcając moje widzenie świata. ”
“Chyba nie ma nic gorszego od konieczności powrotu do przeszłości po tym, jak wszystkie rany zdążyły się zagoić, a pewien rozdział w życiu zamknąć. Jestem wściekła, bo znowu mnie do tego zmuszono.”
“Tylko ona trzymała go przy życiu. Tylko myśli i wspomnienia ich miłości stawiały go do pionu podczas tej parszywej wojny (...) Był jednak pewien, że nadejdzie dzień, kiedy znowu ją zobaczy i powie jej, że kocha ją najbardziej na świecie.”
“bywałem albo nazbyt pewny siebie albo przesadnie nieśmiały. To wydawałem się sobie niezdolny, niepozorny i nic nieznaczący, to znów myślałem, że we wszystkim jestem doskonały i wszystko musi mi się udać. Kiedy czułem się pewnie, mogłem pokonać największe trudności. Ale wystarczyło najmniejsze niepowodzenie, bym znowu nabrał przekonania, że nic nie jestem wart.”
“Mam pewien problem – stwierdził Beleth. - A raczej my wszyscy mamy pewien problem. Blondwłosy Lucyfer lekko pobladł. Jego pierś ukryta pod białą koszulą z szerokim żabotem zaczęła poruszać się w rytm nerwowego oddechu. - Co znowu zrobił Azazel? – zapytał głucho.”
“[...]gałązka się złamała. Gdybym ją teraz wetknęła w ziemię, pewnie zaczęłaby znowu sama z siebie rosnąć. Drzewa tak potrafią, noszą w sobie swoje własne powtórzenie. Każda gałązka, nawet ta najmniejsza, jest miniaturą drzewa, z którego wyrosła. I tak las zawiera w sobie od razu nieskończoną liczbę własnych powtórzeń.”
“Chodzi po prostu o to, że pewne wspomnienia poprawiają nasze samopoczucie, zwłaszcza po ciężkim dniu w pracy. Kiedy czujemy, że jest nam źle, że dopadają nas smutek i melancholia, zamykamy oczy i przypominamy sobie czas beztroski, spokoju, błogości i szczęścia. Czasem niewiele wystarczy, żeby znowu zacząć się uśmiechać.”
“- Bogusiu, małżeństwo to bardzo skomplikowany twór. To dwoje ludzi, którzy, mówiąc oczywiście najogólniej jak to możliwe, postanawiają stać się jednym organizmem. Najważniejsze to stać się tą jednością, jednocześnie nie tracąc samego siebie. Niektórzy tego nie potrafią i są przez to bardzo nieszczęśliwi. A w pewnym momencie postanawiają się uwolnić i znowu być sobą.”
“Istnieje w świecie siła, która sprawia, że zawsze nadchodzi nowy początek. Z pogorzeliska kiełkują kwiaty, od pnia odrasta młode drzewko, a zmrożona, martwa ziemia staje się żyzną glebą gotową na pług. Szramy zabliźniają się i zmieniają w nowe ciało. Człowiek złamany rozpaczą ociera pewnego dnia łzy, unosi głowę i znowu dostrzega, że świeci słońce. Rany się goją.”
“Istnieje w świecie siła, która sprawia, że
zawsze nadchodzi nowy początek. Z pogorzeliska kiełkują kwiaty, od pnia odrasta młode drzewko, a zmrożona, martwa ziemia staje się żyzną glebą gotową na pług. Szramy zabliźniają się i zmieniają w nowe ciało. Człowiek złamany rozpaczą ociera pewnego dnia łzy, unosi głowę i znowu dostrzega, że świeci słońce. Rany się goją.”
“Wilczyca stała w blasku strumienia. Ostatni raz napiła się
wody. Za chwilę znowu będzie sobą. Usłyszała szelest liści.
Spojrzała w górę. To tylko sowa. Ptak spoglądał na nią
wielkimi ślepiami. Chciała, aby to On siedział na tej gałęzi.
Pragnęła go ujrzeć. W pewnej chwili usłyszała trzepotanie
skrzydeł. Spojrzała na niebo. Złoty Jastrząb fruwał po niebie.
Polował, wiedziała o tym. Na niebie pojawił się księżyc i
gwiazdy. Kiedyś kochała niebo. Teraz było jej przekleństwem.”
“Zaraz będą podawać wiadomości – zwróciła się do Grażyny. – Słuchaj uważnie, może coś jeszcze powiedzą o tym pożarze, a ja w tym czasie podzwonię żeby poszukać Sokolnickiego. Pewnie już wrócili z tej akcji. Muszę go łapać, bo Marczak znowu gotów się pieklić, a ja nie mam ochoty tego wysłuchiwać. Rzeczywiście, spiker już na początku serwisu poinformował o tragicznym pożarze i pozostawiających sporo do życzenia działaniach służb ratowniczych. Grażyna zamieniła się w słuch chłonąc każde słowo.”
“Żona Kuzniecowa była kelnerką w jednej z mińskich restauracji. Znacznie młodsza od swego czterdziestoletniego męża, poszła za radą przyjaciółki od serca - bufetowej - i napisała na męża donos. W tamtych latach sposób ten był o wiele pewniejszy niż jakakolwiek zmowa czy pomówienie, bardziej nawet pewny niż jakiś tam kwas siarkowy - mąż, Mojżesz Mojżeszowicz, znikł natychmiast.”
“Martina dodaje: Pewnego wieczoru w jednym z domów Focolari Guido był świadkiem samobójstwa fokolaryna; gest został uznany za wypadek. Społeczność Focolari nie mogła wiedzieć. Chiara nie mogła wiedzieć. Milczenie i zmowa, które miały miejsce, przekonały nas, że nie chcemy już być współudziałowcami tego systemu. Cel uświęca środki, a milczenie musiało gwarantować Chiarze Lubich, że jej dzieło zawsze spełniało jej oczekiwania i było bez skazy. ”
“Miałem jakieś dziwne guzki na całym ciele, zawroty głowy, plułem krwią, poszedłem więc z tym do nich po to tylko, aby usłyszeć, że mogą mnie przyjąć dopiero za trzy tygodnie. A przecież, jak każdy amerykański chłopiec, tyle razy słyszałem: wczesne wykrycie raka daje szansę wyleczenia. A potem co? Zgłaszasz się, by wcześnie wykryć raka, a oni wyznaczają ci wizytę za trzy tygodnie. Tak się właśnie ma to, co nam wmawiają, do realiów. Po trzech tygodniach zgłosiłem się do nich znowu i usłyszałem, że mogą mi zrobić pewne badania bezpłatnie, ale jeśli niczego nie wykryją, to i tak nie będę mógł mieć pewności, że nie mam raka.. Jeśli natomiast zapłacę im 25$ za kolejny test i da on wynik negatywny, to będę mógł być raczej pewny, że go nie mam. Gdybym zaś chciał mieć absolutną pewność, to po zrobieniu tego testu za 25$ muszę zafundować sobie następny - za 75$ - i gdy ten także niczego nie wykaże, mogę się w pełni zrelaksować. Będzie wtedy pewne, iż przyczyną moich dolegliwości jest alkoholizm.”
“Często myślę, że życie jest tylko przedstawieniem. Nic nie jest naprawdę. Wszystko jest pozorem rzeczywistości. I dopiero gdy ktoś lub coś, kogo kochamy, umiera, budzimy się i zauważamy stuczność skonstruowanej i przez nas zamieszkiwanej rzeczywistości.
Nagle uświadamiamy sobie, że życie nie jest ani trwałe, ani niezmienne, przyszłość nie istnieje i nic z tego, co robimy, nie ma znaczenia. Pogrążeni w rozpaczy wyjemy, krzyczymy i pomstujemy na niebiosa, aż w pewnym momencie robimy to, co nieuniknione: jemy, ubieramy się i myjemy zęby.
Kontynuujemy marionetkowe ruchy życia, bez względu na to, jak vardzo wydaje się to nieadekwatne. Potem powoli iluzja powraca, aż znowu zapominamy, że jesteśmy tylko aktorami w sztuce. Do czasu kolejnej tragedii, rzecz jasna, która nas przebudzi".”
“Vetinari odwrócił się gwałtownie.
– Rada Kościołów, Świątyń, Świętych Gajów i Wielkich, Groźnie Wyglądających Głazów żąda... no, kilku rzeczy, z których pewne wymagają dzikich koni. Na początek jednak chcą, żebym pana zwolnił.
– Doprawdy, sir?
– Otrzymałem łącznie siedemnaście listów żądających pańskiej odznaki. Niektórzy chcieli, żeby dołączyć do niej pewne części pańskiego ciała. Dlaczego musi pan wszystkich irytować?
– Myślę, że to wrodzony talent, sir.
– Ale co pan właściwie chciał osiągnąć?
– No więc, sir, skoro pan pyta, to odkryliśmy, kto zamordował ojca Tubelceka i pana Hopkinsona, i kto podawał panu truciznę, sir. – Vimes przerwał na chwilę. – Dwa z trzech to niezły wynik, sir.
Vetinari znowu zajrzał do papierów.
– Właściciele zakładów, skrytobójcy, kapłani, rzeźnicy... wydaje się, że doprowadził pan do furii większość liczących się osób w tym mieście. – Westchnął. – Doprawdy, nie mam chyba wyboru. Od tego tygodnia podnoszę panu pensję.”
“'Jakieś takie postromantyczne banialuki. Kiedy miłość stała się tańsza od marlboro, nikt już się dla niej nie tnie. Może za wyjątkiem licealistów. Ci jednak wolą się, dla poratowania samooceny i uciesze gawiedzi, powypinać na skype. O czym donoszą pewne socjologiczne badania. Jakaś taka - zatem - mocno przeidealizowana koncepcja osoby. Niczym przesocjalizowana - znowu 'prze' - koncepcja podmiotu u E. Goffmana. Oczywiście, złapią się na tę 'prze' i licealiści z niedoborem magnezu, i studenci pierwszych lat, co to Wawę i Krk traktują na podobieństwo platoników - niczym miejsce rozgrywania się miłosnej idylli; po 'mitomańsku' - jednak zwłaszcza wtedy retrospektywa okaże się fatalna. Dawni fani, po latach, będą się z niesmakiem otrzepywać od niegdysiejszej apoteozy. I po czasie pozostanie tylko niesmak. Próżny dar, daremny trud - tylko łapy od klaskania jeszcze bolą'”
“Jakieś takie postromantyczne banialuki. Kiedy miłość stała się tańsza od marlboro, nikt już się dla niej nie tnie. Może za wyjątkiem licealistów. Ci jednak wolą się, dla poratowania samooceny i uciesze gawiedzi, powypinać na skype. O czym donoszą pewne socjologiczne badania. Jakaś taka - zatem - mocno przeidealizowana koncepcja osoby. Niczym przesocjalizowana - znowu 'prze' - koncepcja podmiotu u E. Goffmana. Oczywiście, złapią się na tę 'prze' i licealiści z niedoborem magnezu, i studenci pierwszych lat, co to Wawę i Krk traktują na podobieństwo platoników - niczym miejsce rozgrywania się miłosnej idylli; po 'mitomańsku' - jednak zwłaszcza wtedy retrospektywa okaże się fatalna. Dawni fani, po latach, będą się z niesmakiem otrzepywać od niegdysiejszej apoteozy. I po czasie pozostanie tylko niesmak. Próżny dar, daremny trud - tylko łapy od klaskania jeszcze bolą'”
“Czasami kiedy wydaje nam się, że nie ma już nic nagle okazuje się, że jest prawie wszystko – powiedziała Anna po wysłuchaniu mojej opowieści o rodzicach - Zawsze wiesz co powiedzieć, jak Ty to robisz Anno? – spytałam opierając o nią głowę - Życie nauczyło mnie trzech rzeczy, po pierwsze to nigdy nie oceniać drugiego człowieka, bo czasami rzeczy, które wydają się oczywiste wcale takimi nie są, po drugie cierpliwie czekać bo życie zawsze daje drugą szansę … - A po trzecie Anno? - to takie banalne…ale choćby nie wiem co zawsze trzeba wierzyć - Niekiedy wydaje mi się, że jesteś dobrą wróżką, która za chwilę zniknie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki - O Boże oby nie, chciałabym jeszcze chwilę pocieszyć się moim nowym ogrodem – rzuciła bez zastanowienia i pobiegła w stronę Krzysztofa sadzić ostatnie kwiaty. Życie w pobliżu Anny wydawało mi niezmiernie bezpieczne, cały jej świat był dla mnie magiczny. Niesamowita staranność jaką wkładała w każdy dzień ciągle mnie zadziwiała. U Anny nic nie było przeciętne, celebrowała każdą szczęśliwą chwilę, pielęgnowała ją niczym skarb. Mało tego sama te wszystkie chwile tworzyła, sterowała swoim życiem niczym bardzo wytworny sternik a porażki traktowała jak nie wiele znaczące przeszkody. Nie rozpamiętywała tego co jej nie wyszło i stale czekała na jakiś prezent od losu. Była prawie pewna, że go dostanie. Lubiłam patrzeć kiedy siadała na tarasie ze szklanką ciepłej herbaty wpatrując się w niebo. Wtedy zawsze się uśmiechała, miałam wrażenie, że rozmawia z aniołami. Może więc nie była wróżką…? Jedno było pewne znowu miała racje bo nagle wszystko to co wydawało mi się tak bardzo oczywiste okazało się, że wcale takim nie jest.”
“Jeszcze zanim ekipa strażaków dojechała na miejsce zdarzenia, odezwał się głos w radiotelefonie. Zgłosił się dyżurny, aspirant Robert Koteras. - Co tam znowu? – rzucił Rogucki. – Czyżby samo zgasło i możemy wracać do remizy? - Tak dobrze w straży to jeszcze nie ma, panie kapitanie. Dzwonię tylko, żeby poinformować, że oprócz was, do akcji zadysponowaliśmy ochotników. - Tak? Skąd? - Z Janowic, bo to najbliżej, no i mają drabinę mechaniczną. Pewnie się wam przyda druga drabina, bo podobno trzeba prowadzić ewakuację. - W porządku. Od przybytku głowa nie boli, ale. Zaraz, zaraz, nie przypominam sobie żebym prosił o takie wsparcie. - To jest decyzja zastępcy komendanta powiatowego. - Brygadiera Sokolnickiego? - Powiedział, że ten pożar wybuchł na trzecim piętrze poniemieckiej kamienicy, więc trzeba się liczyć z dodatkowymi trudnościami – relacjonował Koteras. - I jeszcze żeby wam przekazać, że on zna ten budynek. Są tam drewniane i wąskie klatki schodowe. Dlatego możecie mieć problemy z podciągnięciem węży klatką schodową. Zwłaszcza, że podobno jest duże zadymienie, więc trzeba będzie działać w aparatach. - Sam wiem, co należy robić – warknął Rogucki, który w jednej chwili stracił dobry humor. - A Sokół skąd niby ma te informacje ? - Nie wiem, nie zwierzał mi się. Ale zapowiedział, że przyjedzie do was. - A nie mówił przypadkiem po co? Chce nam pomagać trzymać sikawkę?”
“Z wielkiej tuby gramofonu nadal rozbrzmiewał nieśmiertelny „Walc François”, a oni nadal wciśnięci w siebie tonęli w namiętności, i teraz zamarli na chwilę w ruchu, nie wykonując niczego poza wzajemnymi pocałunkami. W pewnej chwili poczuła, że jej łono jest silnie uciskane czymś… zrozumiała, ale nie odstępowała od niego nawet na centymetr. Znowu zaczęli się kręcić i wolniutko, powoli, intuicyjnie zbliżali się do otomany, przysiedli na niej nie zaniechując pieszczot. Delikatnie włożył dłonie pod sukienkę i zaczął miękko gładzić jej plecy od szyi aż po dół, przenosząc momentami dotyk na piersi. W tym momencie drgnęła. Zauważył to wyraźnie i powtórzył jeszcze razy kilka. Olimpia czuła, że znajduje u bram raju. Nagle oboje zaczęli rozbierać się do naga, czynili to w takim pośpiechu, że myliły się im ruchy. Ułożyła się na plecach i patrzyła na niego oczekująco nieprzytomnymi oczami, jej buzia oblana purpurą wyglądała jak twarz biegaczki po ukończonym sprincie. Włodek dalej pielęgnował jej twarde piersi, gładził, całował, ssał, dłonią jednej ręki masował pierś, drugą zaś dłonią czynił to samo na łonie, patrząc cały czas w jej rozpalone oczy, coraz niżej. niżej. aż dotarł do… króciutka penetracja. kilka po niej ruchów. i całe jej ciało zadrżało jak w malignie. oczy zaszły mgłą. oddech skrócony, szybki. coraz szybszy. była na granicy utraty przytomności. w tym momencie poczuła, że wszedł w jej ciało… – Aaaauuuu! – krzyknęła w zachwycie, jej szeroko otwarte zamglone oczy wpatrywały się w jego twarz, jakby chciały powiedzieć: „masz mnie, jestem twoja”. Po chwilowym nasyceniu nastąpiła powtórka, najpierw jedna… potem następne. Oboje przeżyli upojną noc.”
“Stwór nie zareagował, Wątroba w dalszym ciągu widział to kroczące coś, wirujące wokół światła. Strach z początku malutki, niewinnie kiełkujący na dnie jego duszy, teraz zaczął rozwijać się coraz bujniej, rozkwitać. Idąc tak w dół i w dół czuł coraz bardziej, że jego skarb, jego życie zaklęte w tym małym klejnocie na piersi jest w niebezpieczeństwie. Wokół, we wszystkich porach ziemi, w próchniejących obelkowaniach chodnika, w wysuszonych, wyszczerzonych twarzach umarlaków pochowanych żywcem przy budowie kopalni, budziły się alarmowane jego obecnością demony. Wątroba widział to ruchome migające światło przed stworem, w tych refleksach widział również wszystko to, co jest dalej. To co chce się teraz wyrwać ze swojego wiecznego więzienia, uwolnić się i wylecieć w daleki świat. Czuł wszędzie pełzające paskudztwo, że osacza go dookoła, że za chwilę wejdzie na niego i będzie żarło jego ciało i duszę. -Widzę, że już tu trafiłeś? - głos nie należał do Chwiejczaka. Wątroba rozglądnął się na ile pozwalała ciasnota. Miał wrażenie, że dobiega on z góry od włazu. -Nie wiem, gdzie trafiłem - burknął w odpowiedzi. Głos zachichotał. -No, to jak się tu znalazłeś? Tu się nie wchodzi przypadkowo. Czemu łazisz wszędzie z tą błyskotką? -Moja sprawa - mruknął. -Oczywiście - znowu chichot. -Nie martw się, możesz na mnie liczyć. Tu jestem prawie u siebie. Po co ci ten cherlak z przodu? Wątroba sam nie wiedział po co mu Chwiejczak, więc nic nie odpowiedział. -Ale wiesz, że będziesz się musiał podzielić? Każda tajemnica ma swoją cenę. Pomyśl, za chwilę będziesz się musiał zdecydować. Korytarzyk nie był zbyt długi, ale wędrówka się przeciągała ze względu na jego zły stan techniczny. Obelkowanie było pogięte i zmurszałe, widać było, że ta konstrukcja ma przynajmniej sto lat. W kilku miejscach drewniane ściany były jakby zgniecone, tak że musieli się przciskać bokiem. Dla komisarza były to chwile klaustrofobicznych napadów, kiedy nie wiedząc, czy jest szerszy w przekroju bocznym czy wzdłużnym, cisnął całym cielskiem przez wąziutkie klepsydry zwężeń, mając ciągle wrażenie, że już w nich ugrzązł na wieki. W takich momentach wyobraźnia podpowiadała mu wizje strasznych pułapek, gdzie uwięziony pomiędzy ścianami człowiek zaczyna być jedzony przez jakieś stwory, które wypełzną ze szpar pomiędzy belkami. W korytarzu było bardzo duszno, pot zaczął perlić się na twarzy, opięty kombinezon stawał się wręcz torturą dla zgiętego ciała. Prostokątny kształt płytki wbijał się to w brzuch, to w pierś, przy każdym kroku. Nie dawał o sobie zapomnieć. Po następnych kilku metrach komisarz miał już dość, był gotów rzucić to wszystko i rozpocząć powrotną wędrówkę w górę. Jednakże migający refleksami i półcieniami stwór przed nim nieubłaganie ciągnął go na dół, przeznaczenie chwyciło go za nogawkę i nie puszczało. W pewnym momencie dotarli do drzwi, Chwiejczak powiedział tylko „Drzwi”, pchnął je i poszedł dalej. Wątroba oświetlił swoją latarką wrota. Były to żeliwne, bardzo solidne drzwi, zamykane za pomocą czegoś w rodzaju korby. Widniały w nich również trzy otwory na klucz, ale drzwi były otwarte. Czekały tu półuchylone, jakby ktoś tam wszedł i już nie wyszedł. Po głowie komisarza zakołatała się myśl, że to właśnie takie miejsce, takie okoliczności, że się tu wchodzi, ale nie wychodzi.”