Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "lekka drugs", znaleziono 14

Z jednej strony wszystko to jest naturalne. Z drugiej - lekko paskudne.
Druga waga, którą pamiętam, była niewielka, lekka, kwadratowa i składała się tylko z małego podestu z okienkiem, w którym pokazywał się wynik ważenia. Jako że nazywano ją "łazienkową", łatwo się domyślić, gdzie ją w domu trzymaliśmy.
W czasie wędrówki jeden idzie lekki, bez plecaka, a drugi niesie we własnym kilogram kamieni, soli, drewna, czegokolwiek. Więc ten pierwszy idzie szybciej, jest mu lżej, a ten drugi spowalnia. Ale kiedy podzielą się bagażem, mogą iść razem(…). Ten pierwszy nie odczuje zbytnio, bo to tylko pół kilo, a drugiemu jest o wiele lżej. Poza tym idą wtedy ramię w ramię.
Słowa są niczym magiczne stworzenia. Potrafią być lekkie jak motyle albo ciężkie niczym ostrze topora. Mogą kaleczyć duszę, ale umieją także leczyć. Pozwalają dostrzec w drugiej istocie człowieka, wydobyć piękno spod odpychającej maski brzydoty.
Czuję jednocześnie dwie wykluczające się emocje. Jedna to po prostu radosny entuzjazm: „Jasne, zróbmy to!”, a druga to pełne obaw „O nie, nigdy w życiu”. Pierwsza wydaje się ożywcza i lekka, druga – znajoma i bezpieczna. A ja, choć bardzo lubię być ostrożna i prędzej wybiorę wizję nudy i samotności niż ryzyko złamanego serca, to... już nie pragnę bezpieczeństwa i komfortu.
Ludzie są jak wiatr. Jedni lekko przelecą przez życie i nic po nich nie zostaje, drudzy dmą jak wichry, więc zostają po nich serca złamane, jak jakies drzewa po huraganie. A inni wieją jak trzeba. Tyle, żeby wszystko na czas mogło kwitnąć i owocować. I po tych zostaje piękno naszego świata.
W połowie drogi na szczyt Hunter's Hill oddech Scotta zrobił się płytki, a wciąganie i wydychane powietrze nabrało posmaku rozgrzanej miedzi. Stopy już nie wydawały się lekkie, łydki płonęły. W pachwinie po lewej stronie czuł tępy ból, jakby coś sobie naciągnął. Druga połowa zbocza jakby nie miała końca. Przypomniał sobie, co mówiła Milly: najpierw fajnie, potem męka, a następnie piekło. Czy przeżywał teraz mękę, czy piekło? Coś pomiędzy, zdecydował.
Drugi gość właśnie wysiadł ze swojego auta i podszedł do nich.
-Co tak stoicie na środku placu?
-Arek właśnie stał się szczęśliwym posiadaczem zepsutego telewizora. Mówię ci, to prawdziwy zabytek. Ma równo dwa- dzieścia jeden cali kineskop lekko zmasakrowany potyczką z asfaltem, w dzisiejszych czasach prawdziwy rarytas zakpiła
-Skąd go wytrzasnął?
-Zamienił dwadzieścia złotych na to czarne pudło
- Rozumiem, że Grażyna zadbała o powiększenie jego majątku
- Nie rozmawiajcie przy mnie, jakby mnie tutaj nie było - poskarżył się Arek
Kuriozum czasu nigdy nie przestanie mnie zadziwiać. Kiedy jesteśmy nieszczęśliwi, zdaje się jedyną rzeczą, która stoi w miejscu. Kiedy zaś czujemy, że osiągnęliśmy naprawdę wszystko, i cieszy nas najmniejszy drobiazg naszej egzystencji, on pędzi jak szalony. Czym jest minuta pełna łez w porównaniu z minutą radości? Ta pierwsza trwa wieczność, przytłacza swoim ciężarem i zalewa czarnymi barwami duszę. Druga zaś jest lekka niczym piórko, ulotna niczym roztapiający się płatek śniegu na dłoni. Czym jest zatem moment, w którym dane nam istnieć? Czym powinien być?
Nim zdążył pomyśleć, odezwał się: - Halt? Śpisz? - Śpię. - Ton wypowiedzi złożonej z jednego słowa nie pozostawiał wątpliwości: towarzysz nie miał ochoty na pogawędkę. - Oj, przepraszam. - Cicho bądź. Will nie był pewien, czy powinien przeprosić jeszcze raz, ale zdał sobie sprawę, że przecież właśnie kazano mu siedzieć cicho, toteż zamilkł. Spojrzał w otwarte okno. Pojawił się w nich blask księżyca. Ziewnął rozdzierająco i już po chwili zasnął smacznie, pomimo całego zadumania nad własnym losem. Spał jednak zaledwie kilka minut, kiedy obudził go głos Halta. - Willu, czy śpisz? Natychmiast otworzył oczy, gotów do zmierzenia się z każdym niebezpieczeństwem. W następnej chwili uświadomił sobie, że Halt odezwał się głosem całkiem spokojnym, nawet jakby z lekka rozbawionym. Rozluźnił mięśnie. - Owszem, spałem - oświadczył, z lekka nadąsany. - Ale teraz już nie śpię. - O, popatrz. To nie inaczej, jak ja przed chwilą - odparł Halt złośliwie. - Dobrze ci tak. Po czym brodaty zwiadowca przewrócił się na drugi bok, podciągnął kołdrę pod brodę i usnął.
Poezja, to z czytelnikami intymna rozmowa i rozpoczęte przez twórców przesłanie, że znany im język i znane im słowa znajdą zrozumienie i zainteresowanie. Poeta nie powinien bać się obmowy i tego, że nie ma nawet małej pochwały, bo niekiedy sensem takiej rozmowy jest uśmiech czytelnika – nawet mały. Ja nawet milczących chcę rozumieć lecz kochać chcę żarliwie czytających, w ich myślach, jak potok szumieć, nawet w hałasie kół – podróżujących. Nie korzystam z zawiłej formy, skojarzeń ryzykownych chcę unikać, chcę korzystać z klasycznej formy… rymu i rytmu z wdziękiem dotykać. Że to się stało już prawie niemodne, że prościej jest tylko słów wiersze - nawet bez rymu i rytmu – układać jeden pod drugim – węższe i szersze; może trzeba jedynie to obserwować(!?) Śledzić jedynie rozwój gatunku i formy i zdziwienie tylko lekkie zachować, bo mnie staremu staremu już niepotrzebne poezji reformy.
Ojciec nigdy nie czytał tylko jednej książki. Na ogół najmniej trzy naraz, a czasem cztery i pięć. Stworzył sobie swój własny system, z którego podśmiewałyśmy się w młodości, ale który z wiekiem przejęłyśmy. Na jego stoliku leżało zwykle kilka książek, które określał: - To są książki w transie. - Książek tych nie wolno było nam ruszać. Rozróżniałyśmy w tym stosie następujące działy według naszej klasyfikacji: jedna książka to była zwykle "piła", czyli książka naukowa lub popularnonaukowa, drugą nazywałyśmy "kobyłą" - była to monografia lub powieść historyczna albo jakiś cięższy kaliber beletrystyczny, trzecią był zwykle jakiś Dar Księżycowy, czyli coś z zakresu bardzo lekkiej beletrystyki, czwartą jakiś Miesiąc Zatajony, czyli książka znana, kochana, którą co jakiś czas czyta się znów od początku. Poza tym na stoliku przy książkach leżały stosy atlasów, ponieważ wraz z bohaterami Ojciec odbywał wszystkie podróże, częściowo w wyobraźni, częściowo palcem na mapie.
– Ja i tak wolę długie lato niż długą zimę, nawet tak łagodną jak zeszłego roku.
– Muszę cię rozczarować. Globalne ocieplenie nie spowoduje, że zimą dni będą dłuższe i mniej deszczowe. Zmiana klimatu nie poprawi tego, czego nie lubimy. Zmiana klimatu tylko zepsuje to, co lubimy.
– Marzę o tym, żeby w czasie ferii zimowych wyjechać na południe. Ale z kim? Za pensję nauczycielską?
– Znowu muszę cię rozczarować. Niedługo wyjazd na południe, nawet w środku naszej zimy, wypadnie z zestawu opcji. Chyba że chcesz się usmażyć albo powirować w tornadzie. Wiesz, że tornado potrafi unieść krowę jak piórko?
Natalia nic na to nie powiedziała. Tymon był dobry w rozczarowywaniu, również wtedy, kiedy siedzieli w kawiarni Bajka. Niezależnie od jego intencji, wzmianka o krowie Natalię ubodła, ponieważ ostatnio utyła. Niedużo, ale jednak utyła. A zawsze była taka szczupła i lekka jak piórko. Może to śmieszne, kiedy dwudziestoośmiolatka używa słowa „zawsze”, mówiąc o swoim życiu. Z drugiej strony, kiedy miała osiemnaście lat, dwudziestoośmioletnie kobiety to były dla niej stare lampucery. Co wtedy myślała o paniach w takim wieku jak bufetowa? W ogóle o nich nie myślała. Nawet ich nie zauważała. Starsi ludzie byli dla niej przezroczyści jak duchy.
Janczar od młodych lat miał bliski kontakt z prasą, sam dużo pisał, jeszcze przed wojną zamieszczał w „IKC” mrożące krew w żyłach opisy swoich wspinaczek Potem z każdej wyprawy książka, wywiady dla radia, a ostatnio nawet zainteresowała się nim telewizja. Tymczasem ja unikałem rozgłosu, a nawet często zrażałem sobie dziennikarzy, odmawiając udzielania jakichkolwiek informacji o sobie. Pisałem, ale nigdy nawet nie próbowałem drukować, bo zawsze powiedzieliby: Małecki i na tym polu rywalizuje z Janczarem. My jesteśmy ulepieni z innej gliny, a może mi się tylko tak wydawało, może go nie znałem, może trzeba było zbliżyć się do niego. Choć podejrzewam, że zupełnie inne motywy pchnęły nas do alpinizmu. On reprezentuje – to znaczy reprezentował – raczej szkołę francuską, traktującą relacje człowiek-góry lekko i naturalnie bez całej pseudogłębii, bez dusznej atmosfery górskiego mistycyzmu rodem z Niemiec. Najlepiej pan uchwyci różnicę tych dwóch poglądów analizując reakcję na śmierć w górach. Pierwsi powiedzą: zginął, bo popełnił błąd, albo zginął, bo w górach zawsze giną ludzie i nie ma gór całkowicie bezpiecznych, drudzy zaś dorobią do tego ideologię o krwawej zemście skalnych i lodowych olbrzymów, hekatombie, przeznaczeniu itp. U nas ten ostatni punkt widzenia ma swych licznych zwolenników. Na czym polega sprawa? Wydaje mi się, że chodzi tu o rolę, jaką się przypisuje alpinizmowi. Jeśli traktujemy łażenie po lodowcach jako coś ekstra, coś co nas wyróżnia z ludzkiego mrowiska, pociąga to oczywiście za sobą dorabianie teorii mającej uwznioślić nasze hobby, podnieść w oczach otoczenia, a może i własnych. W mieście jesteś niczym, w górach stajesz się inny, lepszy, a przynajmniej możesz to sobie wmówić. Ile jest pozerstwa w górskim światku, ile urojonego bohaterstwa, dużo by mówić. Reprezentuję pogląd zbliżony do Janczara, interesują mnie tylko dodatkowe powody zmuszające, bo tak to należy nazywać, do chodzenia po górach Co w życiu ludzi chorych na góry znaczą one same? Jak można się wyleczyć z tego nałogu? Oto pytania banalne, ale mnie pasjonujące. Oczywiście uważam się za człowieka wyzwolonego, jestem już w wieku, w którym kończą się sportowe ambicje, więc mam już szansę spokojnie przeżyć jeszcze kilkanaście czy kilka lat, jakie mi pozostały. Choć nie ma tu reguły, giną młodzi, w wieku średnim, ale zdarza się potknąć i seniorom. mogę i ja wreszcie nie krócic z kolejnej wspinaczki, nie wykluczam tego, nikt nie może wykluczyć, dopóki się wspina. Jeśli tak się stanie, nie będzie – mam nadzieję – żadnej sensacji, śmierć w górach jest w końcu zupełnie normalnym zakończeniem tak zwanej alpinistycznej kariery. nikt nie szuka śmierci w górach, taternicy nie mają samobójczych ciągot, a że są wypadki , gdzie ich nie ma Należy je traktować jako rzecz normalną, dać spokój tym, którzy zostali w górach, nie zastanawiać się: winien czy nie, dlaczego zginął, czy popełnił błąd. co to da? Analizujemy śmiertelne wypadki dlatego, by inni nie popełniali tych samych błędów – tak mówią ci, którzy w cieple, w fotelu, popijając herbatę czy kawę próbują odtworzyć, co działo się „tam”. Nie odtworzą, niczego się nie dowiedzą! s. 9-10
© 2007 - 2025 nakanapie.pl