Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "pacjent to on", znaleziono 49

- Nowotwór, nowy twór, pacjent nie musi wszystkiego wiedzieć.
Jeżeli pacjent rozmawia z Bogiem, to jest objawienie, jeżeli Bóg rozmawia z pacjentem, to są objawy.
Tak. Jej dziecko to nasz nowy pacjent.
Wydawało mi się, że ledwo wczoraj moje dziecko było nowym pacjentem.
Jakże często ludzie przychodzą do nas za późno! Potem, gdy pacjent umrze, zawsze się mówi, że zawinił chirurg.
Głos, który pod wpływem emocji brzmiał jak głos dorastającego chłopca, wprowadzał w błąd. Pacjent, który przed chwilą rozwalił drzwi, a potem próbował uciec, nie był młodzieńcem, tylko dorosłym mężczyzną.
Na szpitalnym korytarzu stary pacjent pocieszał młodego:
- Ty przepiłeś pensję,
a ja życie !
Ciebie wyzucili z pracy,
a mnie ze świata...
więc jest między nami pewna subtelna różnica...
Mężczyzna dopiero teraz przypomniał sobie o dwustufuntowym ciele, które mu leży u stóp. Szturchnął je butem, na modlę królowej nauk medycznych. W myśli, że jeśli tylko usłyszy jęk, pacjent żyje. Po drugim szturchnięciu usłyszał.
Rincewind jęknął. Wiedział, co w Ankh-Morpork oznacza chirurgiczna precyzja. Oznaczała „co do cala czy dwóch, przy akompaniamencie głośnych wrzasków, a potem smoła w miejsce, gdzie pacjent niedawno miał nogę”.
Kiedy nasze życie już nie jest w naszych rękach, przychodzi w końcu moment pogodzenia. Czasem pogodnego, spokojnego, a czasem bezsilnego, poprzedzonego buntem, odcięciem się, wyparciem. Kto tego nie doświadczył, nie ma pojęcia, jak samotny jest wtedy człowiek. Pacjent Kaczkowski był spokojny.
Pan Marian uspokaja zebranych, że drodzy państwo, spokojnie, i tak wszyscy umrzemy, tylko najpierw trzeba wymierzyć karę dozorcy, bo koronawirus koronawirusem, ale sprawiedliwości musi stać się zadość w miarę szybko, bo dozorca jako pacjent zero może pierwszy umrzeć i tym samym uniknąć kary.
Gdy pacjent umrze, też wszystko jest inaczej. Żadnych pożegnań. Ciało pakowane w przynajmniej dwa worki. Wszystko zalewa się środkiem do dezynfekcji. Rodzina nigdy nie widzi zwłok - są albo palone, albo wkładane w workach do trumny i zamykane. Bliscy mogą się cieszyć, jeśli w ogóle mają szansę wziąć udział w pogrzebie. Często są na kwarantannie i pogrzeb odbywa się bez ich udziału. Albo uroczystości są przekładane tygodniami.
"W sali zaczęto rozpylać jodoform, aby wyjałowić środowisko z wszystkich drobnoustrojów. Wreszcie na miejsce dotarł pacjent (...) pacjenta położono na stole operacyjnym. Przez chwilę walczył rozpaczliwie z oddechem, bo uczucie braku tchu musiało się nasilić po przechodzeniu na stół. Ale gdy otrzymał narkozę eterową, zasnął spokojnym snem. Pole operacyjne obłożono chustami, po czym asystent skinął profesorowi głową, na znak, że można zaczynać."
Przychodzi pacjent i mówi: „Boję się Brukseli” ? Nie wprost, ale jak schodzi na temat: „Co słychać w pani/pana świecie ?” – to już jest gotów powiedzieć, że boi się imigrantów. Przyjaźnię się z Syryjczykiem, który od trzydziestu lat mieszka w Polsce. I on, przemiły, mądry człowiek, wykładowca na jednej z wyższych uczelni, mówił mi, że w pewnym mieście w Polsce w czasie spotkania z mieszkańcami odezwała starsza pani i powiedziała: „Przez takich jak pan musiałam zmienić zamek w drzwiach, bo wy mordujecie, gwałcicie, rabujecie!”. On ją zapytał: „Skąd pani to wie ?”, ona na to: „Ksiądz na kazaniu powiedział”. „A ilu mieszka w pani mieście Syryjczyków?” – zapytał ją, no i okazało się, że nie ma ani jednego. Z takimi lękami jednak rzadko ludzie trafiają do terapeuty. Raczej będą zwolennikami lub członkami partii, która najpierw wskazuje, że „jest się czego i kogo bać”, więc wzbudza lęk albo go wzmacnia, a potem mówi: „Przyłącz się do nas, my cię ochronimy”.
- Podrywasz tak wszystkie swoje pacjentki?
- Tylko te, które przeżyły.
[…]Pacjenci są tylko hołotą. Jedyną rzecz, do której pacjenci się nadają jest pomóc psychoanalitykowi utrzymać się i dostarczyć materiału do teorii. Jasne, że nie potrafimy im pomóc. To jest terapeutyczny nihilizm. Niemniej kusimy pacjentów, ukrywając te wątpliwości i wzmacniając ich nadzieję na wyzdrowienie. -Zygmunt Freud
Anestezjolodzy są najlepiej przygotowani zawodowo do wysyłania pacjentów na tamten świat.
Ludzie dorośli, którzy nie mają tego typu problemów jak moi pacjenci, mogą od czasu do czasu się napić. Ale w sposób umiarkowany i kontrolowany.
Nie mogę za nikogo podejmować ostatecznej decyzji, ale nie zostawiam moich pacjentów samych na drodze do jej podjęcia.
To jest naprawdę dobry lek. Przez dwa lata obserwowałem wyniki pacjentów. On faktycznie zadziałał, nawet u tych, którzy zmarli.
W przeciwieństwie do niego większość innych psychiatrów, z którymi miała do czynienia, niewiele różniła się od swoich pacjentów.
Grace wiedziała, że wszystkie ofiary z czerwoną opaską na nadgarstku wymagają natychmiastowej pomocy. Są to pacjenci z zagrożeniem życia.
Są tacy pacjenci, którzy mocno się wyróżniają na tle niemającego końca pochodu osób - i ich dolegliwości - które przekraczają próg mojego szpitala.
Ella jest psychoterapeutką. Z trudem zarabia na swoją połowę czynszu, stara się nie natknąć w mieście na przyjaciół narzeczonego. Albo na pacjentów z raczkującej praktyki.
Czym jest zawód, który pochłonął moje życie, nie zostawiając
wiele miejsca na resztę? Czy warto było się poświęcać?
Czy nie żałuję wyboru? Jak oceniają mnie pacjenci?
W końcu nadszedł ten dzień, w którym hospicjum przyjęło pierwszych pacjentów. Marzenie, które wyśmiewano i wybijano mu z głowy, stało się rzeczywistością. Dał radę, sukinksiądz.
Wizycie szeregowego posła towarzyszyło nadzwyczajne poruszenie. Na oddziale zebrali się pacjenci. Nie po to jednak, żeby wspierać tego, którego cierpienie, jak wiadomo, jest najważniejsze, ale z prymitywnych i niskich pobudek.
Chciałbym być tym, który nie zabija etosu naszego zawodu, entuzjazmu w młodszych i poczucia sensu w starszych kolegach po fachu, a przede wszystkim nie zabija godności pacjentów i ich bliskich.
Wnętrze tramwaju przypominało saunę, a w szpitalu, z którego wracała, było niczym w piekle. Portier powiedział jej, że szum klimatyzatorów drażni pacjentów. Jeśli tak było, to musieli być szaleni... I pewnie byli.
Wnętrze tramwaju przypominało saunę, a w szpitalu, z którego wracała, było niczym w piekle. Portier powiedział jej, że szum klimatyzatorów drażni pacjentów. Jeśli tak było, to musieli być szaleni... I pewnie byli.
Człowiek budzący uśmiech bogów będzie przedmiotem zainteresowania. Lecz jeśli marszczą na niego brwi, bo robi coś nie tak i pragnie zdjąć z siebie klątwę lub zacząć żyć wygodniej, zostaje pacjentem.
© 2007 - 2024 nakanapie.pl