Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "przy ludzie i oddane", znaleziono 49

- Podobno istnieją ludzie, za których warto oddać życie - powiedziała opanowanym głosem. - On na pewno nie jest jednym z nich.
Dla miłości ludzie potrafią zabić, wywołać wojnę, oddać życie, zdradzić, lecz także wyrzec się jej, co uważał za największe poświęcenie.
– Tak to jest, kiedy odda się sprawy w ręce ludu – stwierdził. – Nie – pokręcił głową Kitaj. – Tak jest, kiedy zabijesz najdzielniejszych, a głosowanie pozostawisz tchórzom.
Być księdzem to też awans społeczny. Ludzie cię szanują. Lekarz, budowlaniec, prawnik - obojętnie kogo poprosisz, odda ci przysługę.
Niekiedy dostrzegał w oddali pracujących ciężko ludzi. O ile mógł zauważyć, ich zadanie polegało na przemieszczeniu błota z miejsca na miejsce.
Co do mnie, nie wierzę w coś takiego jak miłość, przynajmniej nie w taka, jaką opiewają poeci. Dwoje ludzi oddanych sobie bez reszty do końca życia? Coś takiego nie istnieje. Ludzie wędrują w swych sercach, nawet jeśli nie czynią tego cieleśnie.
To dziwne, ale ludzie, którzy wam szkodzili, mają do was pretensje o to, co sami wam zrobili. A jeśli oddacie im jeszcze jakąś przysługę, wtedy ich nienawiść nie zna wręcz granic.
Oczy. Zwierciadła dusz. Lubił patrzeć w ich głębię. Ludzie już dawno zapomnieli, jak to jest tak naprawdę z sercem i oddaniem patrzeć komuś w oczy. Z większą czułością gapią się w smartfony.
Jak łatwo być dobrym! Wystarczy na jakiś czas odebrać ludziom możliwość zaspokojenia prymitywnej, ale niezbędnej potrzeby. A potem oddać ją pańskim gestem.
Wdzięczność ludzi będzie szczera i nieudawana
Zawsze jest warto spróbować, nawet jeśli się nie uda, nawet jeśli już zawsze będziesz spadać jak meteor. Lepiej rozbłysnąć w ciemności, stać się natchnieniem dla innych, żyć, niż siedzieć w mroku i przeklinać ludzi, którzy pożyczyli i nie oddali ci świec.
Większość ludzi twierdzi, iż pragnie jak najszybciej opuścić przedszkole. Ale nie wierz im. Nie mówią prawdy. Jedyne, czego naprawdę chcą, to by naprawić im popsute zabawki. „Oddaj mi moją żonę”. „Przyjmij mnie znowu do pracy”. „Oddaj mi moje pieniądze”. „Zwróć mi moją wcześniejszą reputację”. Tego właśnie naprawdę chcą. Pragną, aby zwrócić im dotychczasowe zabawki (życie). Tylko tego, niczego więcej. Psychologowie twierdzą, że ludzie chorzy w istocie rzeczy nie chcą naprawdę wyzdrowieć. W chorobie jest im dobrze. Oczekują ulgi, ale nie powrotu do zdrowia. Leczenie bowiem jest bolesne i wymaga pracy, wyrzeczeń.
Lepiej mieć garstkę prawdziwych i oddanych przyjaciół niż dziesiątki fałszywych, którzy w naszym życiu pojawiają się tylko wtedy, kiedy im to odpowiada. Tacy ludzie to swego rodzaju chorągiewki - idą z wiatrem, nie patrząc, w którą stronę wieje. Kiedyś ich to zgubi.
Ci ludzie często są naprawdę bardzo nieszczęśliwi. W niemal każdej rodzinie, z którą pracowałam, działy się rzeczy, które sprawiały, że ich bogactwo okazywało się czymś zupełnie nieistotnym. Byłabym gotowa oddać każdy grosz, by nie przechodzić tego, co ci ludzie. To tylko dowód, że pieniądze naprawdę nie gwarantują szczęścia, dają jedynie chwile ekscytacji i zapomnienia, a to spora różnica.
Przystojny mężczyzna z irokezem już go nie słuchał. Wysunął się z cienia i spojrzał do góry na balkon, na całującą się parę. - Tak po prostu się poddajesz? - zagadnął go kompan. -Oddasz ją bez walki temu Piotrowi? Zapytany uśmiechnął się i zmrużył oczy. - Ja? Poddać się? Azazelu. ludzie się zmieniają, wypadki się zdarzają. zobaczysz, ona jeszcze będzie moja.
Nawet w czasach najgłębszego upadku obyczajów niektórzy ludzie okazywali się gorsi od pozostałych. Okrucieństwo mieli we krwi i tylko ono pobudzalo ich do życia, drażniło zmysły. Z taką samą radością torturowai swoich bliźnich, z jaką większość ludzi uprawia miłość. Oddani wymyślonemu przez siebie karzącemu i potężnemu Bogu, w niezdrowym religijnym uniesieniu przenosili się do urojonego świata swych iluzji.
Byłbym gotowy oddać ci wszystko, co mam, bo doskonale wiem, że nie jestem dla ciebie tym, kim pozostaje dla wszystkich innych ludzi na ziemi. Wiem, że nie widzisz we mnie przystojnego bogacza, tylko dostrzegasz we mnie człowieka. Takiego jak każdy inny. Widzisz we mnie to, czego nikt nigdy wcześniej nie odkrył, więc przestań nawet myśleć, że na mnie nie zasługujesz.
„Bywa, że los kładzie na jednej szali wszystko, o czym marzysz, a na drugiej dobro ludzi, wśród których są też ci nie do końca oddani tobie, nie do końca prawi, nie do końca warci twojego poświęcenia. Uwierz mi, że gdy zdrowy rozsądek walczy z całych sił z poczuciem odpowiedzialności, żałujesz, że jesteś tym, kim jesteś”.
Camille tysiące razy w życiu potrafił wczuć się w emocje ludzi, którzy dopuścili się zbrodni w afekcie. Takich, którzy zamordowali bez premedytacji, pod wpływem gniewu, zaślepienia. Mężczyzn, którzy udusili żonę, żon, które zadźgały męża, synów, którzy wypchnęli ojca przez okno, ludzi, którzy strzelali do swoich przyjaciół, którzy zamordowali syna sąsiada; aresztował takich dziesiątki i teraz szuka w pamięci przypadku inspektora policji, który z broni służbowej oddałby strzał prosto w czoło sędziego.
Stąd Przygodny nie oglądał ani nie czytał polskich kryminałów. Irytowało go, że w rzekomo realistycznie oddanym śledztwie jedyną przeszkodą w złapaniu przestępcy są zostawione przez niego mylne tropy i problemy z ustaleniem okoliczności przestępstwa, a nie to, z czym on sam stykał się na co dzień: niechlujne wykonywanie obowiązków przez ludzi tworzących organy ścigania.
To właśnie wydaje się stanowić istotę różnicy pomiędzy ludźmi przemienionymi a tymi, w których nic się nie zmieniło. Wielcy ludzie przychodzą, by służyć, a nie oczekując, by służono im. Jest to ostatni i konieczny krok genialnego programu Dwunastu Kroków Anonimowych Alkoholików. Dopóki - i jeśli - nie oddasz swojego życia innym, nie przeżyjesz go raczej na głębszym poziomie.
Czuję, że relacje, które buduję w życiu, polegają na tym, że ludzie niby mnie kochają i niby mi coś dają, ale ja cały czas mam poczucie, że wrzucają mi jakieś ochłapy lub tylko trochę tego, co naprawdę mogą mi dać. Ja zaś ciągle szukam kogoś, kto wrzuci mi wszystko, czyli jak to zrobiła ta wdowa, wrzuci mi całe swoje utrzymanie. Szukam kogoś, kto odda mi wszystko, bo sama też chcę komuś ofiarować wszystko, co posiadam.
Wielu ludzi formuje się, czyta mądre książki, przychodzi na rozmowę do księży, ale tylko po to, żeby brać. Chcą dostać, coś dla siebie. Żeby Mi było fajnie z mężem, żeby Mnie przestało uwierac sumienie. Żebym Ja już nie banał głębiej w ten grzech. Okej. Staraj się stawać lepszym człowiekiem. Ale to, co dostajesz przekaz potem potem innym. Sam wykorzystaj, ubiegać się A potem oddaj.
Nie wiem, czy Ci ludzie byli naprawdę wolontariuszami.[...] Bez ich poświęcenia skutki katastrofy w elektrowni atomowej byłyby znacznie gorsze.Gorsze na Ukrainie i Białorusi, ale także gorsze w całej Europie, której połowa ludności musiałaby zostać przesiedlona, a połowa jej powierzchni przestałaby się nadawać pod uprawę.Likwidatorzy oddali do dyspozycji władz jedną z niewielu rzeczy, jakie można było jeszcze posiadać w Związku Radzieckim - swoje życie.
Rodzina to nie puste słowo określające kilkoro ludzi, którzy dzielą to samo nazwisko. Nie jest istotne, czy łączą nas więzy krwi ani skąd się wywodzimy. Rodzina to przynależność. Oddanie. Lojalność. Trwanie przy sobie w tych zarówno ciężkich, jak i błahych chwilach. To ściana, o którą możesz się oprzeć w momencie, gdy grunt osuwa ci się spod stóp. Tym właśnie jest rodzina. Przyszłością. Jutrem. Moim życiem.
Każdy człowiek, który kiedykolwiek żył, żyje bądź żyć będzie, ma swoją pieśń. Nie jest to pieśń napisana przez kogoś innego. Ma własną melodię, własne słowa. Niewielu ludziom przypadło w udziale zaśpiewać swą pieśń. Większość z nas obawia się, że nasz głos nie zdołałby oddać jej uroku albo że słowa są zbyt błahe, zbyt uczciwe, zbyt banalne. Zamiast więc śpiewać swe pieśni, ludzie je przeżywają.
Chmury za chmurami, wschodzące nad widnokręgiem, patrzące płowymi brzegami na Sowiróg i na ziemię. Ani gradu, ani grzmotu, ani deszczu, tylko milcząca ściana obrzeżona słońcem. Zboże rosło, jagody dojrzewały, ale w niedzielę ludzie z Sowirogu w zamyśleniu przesypywali kłosy w ręku i spoglądali z piaszczystych pagórków na szare dachy, nad którymi unosił się dym z kominów. Już raz tak było, pamiętali dobrze. Czyżby znowu, i ile razy jeszcze? Dlaczego Bóg oddał los w ręce ludzi, w ręce niewielu ludzi? Dlaczego nie w ręce pastora lub lekarza, którzy wiedzą, co to śmierć, a jeszcze więcej, co to życie? Dzwony obwieszczały wieczór, a oni zdejmowali czapki i słuchali, aż przebrzmiał ostatni ton. Na wschodzie niebo pociemniało nad lasami, tam znowu ogień się rozpali. Wiedzieli już o tym.
Korporacja to nic innego jak fatamorgana. Złudne wrażenia, na których fundamentach ludzie budują swoją pozycję. Im dłużej siedzisz w pracy, tym bardziej jesteś jej oddany. Im bardziej się poświęcasz, tym większy wkład masz w rozwój firmy. W zamian otrzymujesz komfortowe warunki życia, możliwość opłacenia rachunków, kupienia samochodu czy zatrudnienia opiekunki dla dziecka. Tak myślałam. I dlatego potrafiłam wychodzić do domu nawet późnym wieczorem, kiedy na dworze panował zupełny mrok. Najgorsze było to, że czułam się wtedy szczęśliwa. Czułam się ważna, bo dobro firmy, z którą zaczęłam się utożsamiać na każdym kroku, było ważniejsze niż ja sama.
O czym tu myśleć na miasta asfalcie przewożąc swoje ciało – jedyne – w aucie? Będąc zatruwanym spalinami, wyziewami i wchłaniając je, jak narkotyk -narkomani. Tak zaczadzeni opinią o cudownej wolności, którą daje auto – często cud nowoczesności przed wielu, wielu laty w Niemczech wyprodukowane i przez nas i blacharzy wypielęgnowane? Nie jest autor – producent tych strof – w stanie oddać myśli wszystkich posiadaczy i opisać – krótko – tych wszystkich katastrof, które dopiero po latach dobrze się zobaczy! Czy to, co w powyższych 12 strofach podane nie jest za trywialne i ogólnie znane i nie jest tak oczywiste jak w pacierzu amen? … jeśli jeszcze nie – niech to będzie testament! Zatruwanego człowieka – już starego, który smak życia i chorób już poznał i już niewiele pozna coś nowego i wielu zaskoczeń ludzkich doznał… Zostawcie – ludzie – auta w spokoju, nie spalajcie w miastach, zwłaszcza ropy, bo w czasie wielkiego NIEPOKOJU ropa będzie potrzebna w czołgach EUROPY!
"Jestem gotów oddać za Niego życie" jest intencją moralną; "On winien być gotów oddać za mnie życie" nakazem moralnym nie jest. Nie jest też nakazem moralnym wymóg, by inni ludzie poświęcali swe życie dla ojczyzny, partii, czy jakiejkolwiek innej sprawy, choćby i najwznioślejszej – choć moja gotowość poświęcenia mojego własnego życia w imię tego, by idea nie zmarła bezpłodnie, może uczynić mnie, niebezzasadnie, moralnym bohaterem. Gotowość do poświęceń dla dobra innych obarcza mnie odpowiedzialnością, która jest moralna dlatego właśnie, że uważam nakaz poświęcenia się za odnoszący się tylko do mnie, że przyjmuję, iż poświęcenie nie należy do kategorii usług wymiennych, że nie jest i nie może stać się nakazem powszechnym – a więc nie mogę też od poświęcenia się wymigać, licząc na to, że inni przejmą je na swoje barki. Być osobą moralną znaczy: jestem stróżem brata mego. Ale znaczy to też, że to ja jestem stróżem brata mego, i ze jestem nim bez względu na to, jak brat pojmuje swe braterskie obowiązki i czy widzi je w ten sam co ja sposób; co więcej ja trwam na posterunku nie oglądając się na to, jak się inni bracia wobec swoich braci, rzeczywistych czy "z mianowania", w podobnych warunkach zachowują. W każdym razie mogę być stróżem brata mego w prawdziwym – moralnym – tego pojęcia znaczeniu wówczas tylko, gdy zachowywać się będę tak, jak gdybym ja jeden tylko miał obowiązek stróżowania i ja jeden tylko był skłonny go podjąć i spełnić. Ja jestem zawsze tym, kto trzyma w dłoni słomkę, która złamie grzbiet potwora obojętności. To właśnie owa wyjątkowość (a nie upowszechnialność) i nieodwracalność mojej odpowiedzialności jest kamieniem węgielnym stosunku moralnego. I to się tylko liczy – obojętnie, czy wszyscy, czy tylko niektorzy bracia świata uczynią dla swych braci to, co ja za chwilę uczynię.
Często można spotkać głupców,którzy będą mówili, że coś takiego jak wolność człowieka nie istnieje, ponieważ i tak
nie możemy robić wszystkiego, co przyjdzie nam do głowy. Musimy bowiem liczyć się z innymi ludźmi, z prawami ludzi i bogów
albo losem. Skoro zaś tak jest, to nie ma większego znaczenia, ile tej niby-wolności mamy. I łatwo możemy oddać jej jeszcze trochę za to, by ktoś nas w czymś wyręczył lub dał miskę strawy. Człowiek wolny,
wywodzą, o wszystko musi się kłopotać. Nie wie, co przyniesie mu dzień, czy zdoła napełnić garnek, czy zdobędzie dzban wody lub parę miedziaków. Cokolwiek się stanie,
będzie musiał borykać się z tym sam, tak jak umie. Lepiej więc chyba, gdyby zajął się tym ktoś mądrzejszy, kto nakarmi i wyleczy, a za to wystarczy tylko posłuszeństwo.
To głupcy. Ich mowa brzmi właśnie tak, bo wykręcają słowa, dbając jedynie o to, by były kunsztownie ułożone. Dzięki temu wydaje się bowiem, że zawierają jakąś niezgłębioną mądrość, choć ten, co je głosi, zwykle niewiele widział w życiu i niewiele zrozumiał z tego, co zobaczył.
A nade wszystko można być pewnym, że żaden z tych głupców nigdy nie zaznał prawdziwej niewoli. Ja zaznałem i wiem, że prawić o tym ludziom.
© 2007 - 2024 nakanapie.pl