Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "swoj soboty", znaleziono 33

Kiedy Bóg nie robi swojej roboty, musi się nią zająć ktoś inny.
Mimo, że kochała policyjną robotę, nie miała nic przeciwko mniejszym wyzwaniom i zredukowaniu tempa, przynajmniej dopóki na nowo nie poukłada swoich spraw.
Ufał, że ekipa techniczna dobrze wykonała swoją robotę, ale miejsce zbrodni mogło czasem powiedzieć o wiele więcej niż zebrane dowody.
Znacznie łatwiej jest tkwić w swojej dołującej robocie i na nią narzekać. Znacznie łatwiej jest nie ruszać się z miejsca, nic nie ryzykować i zachowywać się tak, jakbyś nie mogła nic poradzić na to, co ci się przytrafia.
Znacznie łatwiej jest tkwić w swojej dołującej robocie i na nią narzekać. Znacznie łatwiej jest nie ruszać się z miejsca, nic nie ryzykować i zachowywać się tak, jakbyś nie mogła nic poradzić na to, co ci się przytrafia
Chodził po swoim pokoju i myślał. Trzeba znaleźć coś do roboty dla przybysza z sąsiedniego świata, w innym wypadku może mu się nudzić. A jak się człowiekowi nudzi, to mu różne głupoty przychodzą do głowy. Już wystarczająco nabroił.
Głęboko zaciągnąłem się papierosem... Spojrzałem na zegarek i stwierdziłem, że dam sobie jeszcze godzinę.Jeśli po tym czasie nie opuszczę klubu z napaloną małolata, z godnością przyjmę swój los i spędzę resztę soboty, jeżdżąc czołgiem T -34/85 w World of Tanks.
Dziewczynko, to był Pulsar, nie Hiena - wygarnął jej w twarz. - Umiesz coś poza wpierdalaniem się w nie swoją robotę? To był nasz demon. - Masz na niego paragon czy chociaż obrożę? Niech zgadnę? Daliście mu z żoną Pimpuś, po dziadku?
Delikatny, miękki i słodziutki... Tacy mężczyźni mają jedno imię, Torkel.
- Wiesz, że Torkel jest dobry- powiedziała krótk.
- On jest ludzkim odpowiednikiem pozycji na misjonarza. Wykonuje swoją robotę, ale, cholera, nie jest ani trochę interesujący.
Tak jak przewidywałem, zna się na swojej robocie i jest kurewsko skuteczny. Zresztą gdyby tak nie było, nie miałby najlepszej kancelarii w stolicy i szerokich kontaktów, zarówno w środowisku policji, jak i tym zupełnie przeciwnym. Zawsze umiał grać na dwóch frontach.
Najpierw doprowadzasz do porządku siebie. Potem swój dom. Następnie swój kawałek nieba. A później...
Cóż, wtedy nie wiedziała dokładnie, co się działo potem. Miała jednak nadzieję, że po tym świat weźmie się do roboty, jak odpowiednio złożony werk zegarka potraktowanego olejem.
W końcu wiadomo nie od dziś, że strzeżonego pan Bóg strzeże, a jak mawiał pułkownik Bielecki, bezpieka uczyła się swojej roboty od najlepszych, czyli od ludzi Kościoła, którzy w kwestiach inwigilacji wiernych mieli już jakieś dwa tysiące lat doświadczeń i tradycji.
- Panowie, nie ma rady, zbieramy i do kontenera z tym- zakomenderował. (...)
- Chyba się nie da, kierowniku. (...)
- Co jest?- warknął.- Co się, kurwa, nie da? Skończyła się komuna! Dupy w troki, zgarnąć mi ten syf i do roboty! Wołaj pan swoich chłopów, panie majster, bo czyraków dostaną od siedzenia rzicią na pustakach.
- Rozumiem, że przyznałeś się do wszystkich swoich przestępczych czynów, więc postanowiliśmy zaoferować ci złagodzenie kary. Twój wyrok został zredukowany do dziesięciu lat ciężkich robót w specjalnym obozie na Syberii. Jednakże ze względu na powagę tej sprawy, zgodnie z moim zaleceniem, po upływie dziesięcioletniego okresu pozbawienia wolności pozostaniesz w północnej Syberii do końca swego marnego życia.
Kontynuuję śledztwo, więc potrzebuję kilku informacji, a wy macie część z nich w swoich aktach. A po drugie, nie zamierzam więcej nikogo tu o nic prosić. Albo bierzecie się do roboty, albo będzie raport, ale na każdego z was indywidualnie. Wyraziłem się jasno czy mam doprawić wypowiedź pięcioma kurwami, dla każdego po jednej?
Dobry wieczór. Czy ma pani dwa jajka do pożyczenia?
Kompletnie się zawiesiłam. Przypuszczam, że miałam minę świstaka, któremu ktoś niespodziewanie wsadził w tyłek pompkę rowerową, ale trudno było mi się dziwić. Sobota, dziewiętnasta trzydzieści, a w drzwiach mojego mieszkania staje cudowne męskie ciacho i chce pożyczyć ode mnie dwa jajka. Zmełłam w ustach odpowiedź: Swoich nie masz?
- (...) Ale wiązanie ludzi jest okrutne. I ostatecznie to tylko dzieci.
- Więc?
- Więc znacznie łatwiej byłoby je zaprowadzić tunelem do rzeki, tam przyłożyć im w głowę i wrzucić do wody. Będą daleko stąd, zanim ktoś je wyłowi, a i wtedy już nikt ich nie rozpozna, ryby zrobią swoją część roboty.
Na moment zapadła cisza. (...)
- Nie wiedziałem, Bill, że masz takie dobre serce.
Czterech Jeźdźców, których przybycie zwiastuje koniec świata, to jak wiadomo Śmierć, Wojna, Głód i Zaraza. Ale również mniej spektakularne wydarzenia mają swoich Jeźdźców. Na przykład Czterej Jeźdźcy Przeziębienia to Zasmarkanie, Kaszel, Katar i Brak Chusteczek; Czterej Jeźdźcy, których przybycie poprzedza wszelkie publiczne święta, to Burza, Wichura, Deszcz oraz Roboty Drogowe.
- [...] Może dostaniemy nowego małego sztamaczka, któremu będzie można dokuczać i kopać go w tyłek, kiedy nie będziemy mieli nic lepszego do roboty. - Dotarł do drzwi, zatrzymał się i popatrzył w bok, na Thomasa. Jego głos zaskakująco zmiękł. - Przydałby nam się drugi Chuck.
Thomas wiedział, że nie powinien się złościć. Jeśli już, Minho starał się pokazać - na swój własny dziwny sposób, że tęskni za Chuckiem tak samo, jak wszyscy inni.
Podoba się panu, panie Wiktorze? – zapytał Szymon, choć doskonale poznał po zachwycie na twarzy swojego klienta, że towar został już zakupiony.
– Podoba się to mało powiedziane. Jest przepiękny.
– Czy mam już zacząć wykuwać literki?
– Oczywiście. Czasu nie jest dużo, a robota musi być naprawdę kunsztowna. Oczywiście, proszę zostawić jak zwykle miejsce na datę śmierci. Chociaż to na pewno będzie listopad.
Podoba się panu, panie Wiktorze? – zapytał Szymon, choć doskonale poznał po zachwycie na twarzy swojego klienta, że towar został już zakupiony.
– Podoba się to mało powiedziane. Jest przepiękny.
– Czy mam już zacząć wykuwać literki?
– Oczywiście. Czasu nie jest dużo, a robota musi być naprawdę kunsztowna. Oczywiście, proszę zostawić jak zwykle miejsce na datę śmierci. Chociaż to na pewno będzie listopad.
- Doktor Freud twierdzi, że wszyscy chłopcy są zakochani w swoich matkach.
- To normalne – odparł pan J.L.B. Matekoni. – Oczywiście, że chłopcy kochają swoje matki. Czemu mieliby nie kochać?
(…)
- Zgadzam się z panem. Ja też nie widzę nic złego w tym, że chłopak kocha swoją matkę.
- To czemu doktora Freuda to martwi? – podjął pan J.L.B. Matekoni. – Powód do zmartwienia byłby chyba wtedy, gdyby nie kochali swoich matek, prawda?
(…)
- Tak, ale on z jakiegoś powodu martwił się o tych chłopców i chyba próbował położyć temu kres.
- To śmieszne – odparł pan J.L.B. Matekoni. – Nie miał nic lepszego do roboty?
- Widać nie miał. Ale mimo wysiłków doktora Freuda, chłopcy nadal kochają swoje matki i tak powinno być.
Oh, chyba ktoś wszedł do budynku. Pójdę sprawdzić, a wy w tym czasie odpocznijcie momencik. Wykonaliście dzisiaj kawał dobrej roboty - powiedziała nauczycielka, wspominając z przyjemnością postępy swoich uczniów. Zadowolona i z uśmiechem na twarzy skierowała się w stronę przedsionka. Tam nie było jednak nikogo. Ogarnęło ją jakieś dziwne uczucie. Jakby czyjaś obecność. Nieznane. Obok . Blisko. Bardzo blisko.
Pierwsza sobota miesiąca, comiesięczny babski event. Od kilku lat moja jedyna, długo oczekiwana rozrywka. Raz w miesiącu Jolka i Lucy wpadają do mnie zaraz po szybkiej wizycie w monopolowym; dwa sześciopaki i marlboro light, nasza odskocznia od szarej rzeczywistości. Dziewczyny są moimi rówieśniczkami, poznałyśmy się na studiach. Obecnie są raczej średnio zadowolonymi żonami z kilkuletnim stażem. Ciągle narzekają na swoich „ślubnych”. Zawsze zastanawia mnie ich szczerość, zapewne chcą mnie tylko pocieszyć, uzmysłowić, że staropanieństwo to jeszcze nic najgorszego.
Zatrważająca liczba ludzi zamieszcza publiczne wpisy, które może obejrzeć każdy. George Orwell się mylił, myśli, W przyszłości to nie państwo będzie wszystkich monitorować. Ludzie zrobią to sami. Odwalą robotę za aparat nadzoru, nieustannie informując o swoim miejscu pobytu, zainteresowaniach, wyborach żywieniowych, ulubionych restauracjach, poglądach politycznych i zainteresowaniach poprzez Facebooka, Twittera, Instagrama i inne serwisy społecznościowe. Jesteśmy naszą własną tajną policją.
A Jachu to co? Święty Turecki? Siostra pożycz kawy, siostra, daj trochę tej dobrej herbatki! – przedrzeźniała brata Marzena. – Obiad dla Kazika mi podbiera! Cały dzień siedzi w domu, w stołek pierdzi i nic nie robi. Albo z tą swoją ciągle się migdali. Kazik to już na niego patrzeć nie może. Czy on do jakiejś roboty nie może iść? Dobra, dobra, pogadam z nim dzisiaj. A te papiery są w szafce w segmencie. Na wierzchu. A to Kazik jakieś lewe pieniądze dostał, że się tak na prąd rzuca?
Dowodzący - znany mi z różnych zabezpieczeń w moim mieście inspektor, wzorowy oficer, typ z dużymi jajami. Gość, który się nie pierdoli w tańcu, mówi wprost i dobitnie, ma posłuch, wśród podwładnych również, a to się nie zdarza tak często. Typ oficera, który broni swoich policjantów, interesuje się robotą, żyje nią, bo to jego pasja i powołanie, widać na pierwszy rzut oka. Słuchać rozkazów takiego człowieka to sama przyjemność. Każe skoczyć w ogień, to się nawet ma co zastanawiać, trzeba skakać, bo kazał, bo to wzór, bo skoro tak sobie wymyślił, to pewnie jest w tym jaka głębsza myśl, nawet jeśli jej nie rozumiem.
Każdy, kto pracuje w mediach i pewnego dnia siada przed mikrofonem, kamerą albo klawiaturą komputera, jest bezczelnym megalomanem z parciem na szkło. Kocha tę robotę i niczego innego poza tym nie umie. Albo umie niewiele. I wszyscy, którzy mówią inaczej, bezczelnie dorabiając ideologię do bycia na świeczniku, łżą. Jak psy. Oczywiście, bywają wzniosłe momenty, kiedy naprawdę myślimy, że jesteśmy jak Batman połączony z Wołodyjowskim, MacGyverem i Iron Manem, pomagający ludzkości, ekosystemowi, i że walczymy o pokój na świecie i przyjaźń między narodami oraz o to, aby ludzie sprzątali po swoich psach. (...) Guzik prawda. I tak chodzi o to, aby inni dali się nabrać, a my i tak wiemy i robimy swoje. Chwalimy się sobą jak najlepsi piarowcy i sprzedajemy siebie trochę jak dobry alfons swój najlepszy towar. Taka jest prawda, która wcale nie jest bolesna, bo bywa dość często bardzo miło. I do tego jeszcze narzucamy innym swoją wizję świata tak skutecznie, że zdarza się, że widzicie świat naszymi oczami.
Wysadzona w powietrze plebania, uzdrowieni, którym nagle wróciły stare choroby.
Milczeli. Zycie toczyło się zwyczajnie, chodzili do kościoła, do roboty, wracali, jedli obiady,
posyłali dzieci do szkoły, w której nauczycielki stawiały pały i piątki, robili zakupy,
plotkowali pod sklepem, ale nikt nie wspominał o księdzu Trzasce. Nie wiedzieli, co się z nim
stało, i nie próbowali się dowiedzieć, szczęśliwi, że cudowność stała się na powrót
normalnością, że ksiądz znowu w kazaniu obecnych na mszy beszta za tych, którzy na mszę
nie chodzą. Przylgnęli do swojego odzyskanego ładu i nie musieli nawet udawać, że nic się
nie stało, bo istotnie nie stało się zupełnie nic. Na świeżym ziemnym grobie Teofila Kocika
dzieci odgarniały śnieg i zapalały znicze.
Król Jan Sobieski wykorzystywał to skwapliwie poprzez swojego szefa wywiadu i dywersji - Natana Tyńca. Ten zdołał przekupić Francuza - minera, który zwykle wiedział, kiedy gotowa już mina wybuchnie pod umocnieniami. Sam on oczywiście, nie mógł dywersji czynić, czy psuć prowadzonej roboty. I nie tego od niego żądano za ogromne pieniądze, jakie jego rodzina we Francji już otrzymała i miała obiecane jeszcze dwakroć więcej. Miał on tylko w odpowiednim momencie dać obrońcom umówione znaki widoczne z jednego okna najwyższej wieży katedry Świętego Stefana. Były to trzy głazy ułożone w jedną linię wskazującą dokładnie kierunek wykutego korytarza dla gotowej do odpalenia miny.
© 2007 - 2024 nakanapie.pl