Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "znasz gdzie", znaleziono 704

Maja (...) przy ciabci udawała pewną siebie, ale tak naprawdę nie miała zielonego pojęcia, jak zabrać się do tropienia sprawców uprowadzenia Lilii.
W serialach detektywów było zawsze kilku. Jeździli samochodami, mieli podsłuchy, kamery w okularach, materiały wybuchowe w sztucznym zębie albo w długopisie i liny schowane w zegarkach. Znali różnych policjantów, lekarzy oraz pracowników kostnicy. W ogóle wiedzieli od razu, gdzie iść i kogo pytać.
Szymon Solański wiedział, że sam ze sobą nie wygra. Prowadzenie kryminalnych śledztw to była jedyna rzecz, na której się znał i którą kochał. Kochał też oczywiście Różę i Gucia, ale to się rozumiało samo przez się. Kiedy więc trafiała się okazja do tropienia przestępcy, choćby to był jego własny ślub czy miesiąc miodowy, brał sprawę bez zastanowienia. Róża zazwyczaj miała mu to za złe. Tym razem jednak zachowywała dziwny spokój.
Solański nabrał podejrzeń.
Jako jedyna dziewczyna w zespole odgrywam kilka oczekiwanych ról – czaruję dziennikarzy, pytam nieznajomych o drogę, dostaję zniżki w hotelach i pozwalam wszystkim czuć się tak, jakby mnie trochę znali, nawet jeśli dopiero co się poznaliśmy. Nazywa się mnie uroczą, ciepłą, przyjazną, śliczną, i wtedy zawsze jestem bardzo zaskoczona. Bo żadne z tych określeń mnie nie dotyczy. Nie do końca. Uważam jednak, że takie tolerowanie różnych sytuacji to część życia w świecie.
Znała tego, który na nią czekał w każdy dzień tygodnia na ławce przed stawem i zobaczywszy, że nadchodzi zieloną aleją, biegł ku niej nie zważając na obecność ludzi, obejmował i mówił: jesteś. Nie musiał dodawać tego całego banalnego szajsu: "kochana moja" lub "śliczna moja", "tęskniłem za tobą". Po prostu mówił: jesteś. I to jego: jesteś, odbierała jak najpiękniejsze wyznanie miłości. Nie potrzebowała innego. Jestem, odpowiadała.
Prawie wszyscy znamy słowa Jezusa o nadstawianiu drugiego policzka, czy wypowiadaną czasem w podobnym kontekście frazę „do trzech razy sztuka” - nie chodzi w nich o godzenie się na krzywdzenie nas, poddawanie się złemu traktowaniu, lecz zbadanie, czy osoba, na której nam zależy jest w stanie zmienić się i nawiązać uczciwą relację. Jeśli nie jest w stanie zmienić swojego zachowania i zawodzi nasze zaufanie kolejny raz – podejmiemy uzasadnioną decyzję o zakończeniu relacji.
Jest taka świetna publikacja historyka Andrzeja Grajewskiego "Kompleks Judasza" - właśnie o współpracy kleru z władzą w demoludach. Z tej książki pochodzi słynne powiedzenie, o tym, że kler werbowano na trzy sposoby. Słyszałeś?
Nie
To niby żart, ale myślę, że ma głęboki sens. Werbowano więc na korek, worek i rozporek.
Czyli obyczajówka
Obyczajówka. Jazda po pijaku, chciwość, kobieta na boku. Przecież ci prowadzący byli świetnymi psychologami i znali się na księżowskich słabościach.
Przeszłość pobudza moją ciekawość bardziej niż przyszłość i nigdy nie przestanę twierdzić, że przyszłość to tylko hipoteza. Prawdopodobieństwo, przypuszczenie, a zatem nierzeczywistość. W najlepszym razie nadzieja, którą próbujemy ucieleśnić naszymi marzeniami i fantazjami. Przeszłość natomiast jest pewnością. Konkretem, ustaloną rzeczywistością, szkołą, bez której nie możemy się obejść, bo jeśli nie znamy przeszłości, nie rozumiemy teraźniejszości i nie możemy próbować kształtować przyszłości. Ucieleśniać jej naszymi marzeniami i fantazjami.
Oddała mu pełnie miłości i zaufania. Nie było dla niego tajemnicy, której by nie znał i skrawka ciała, którego by nie doświadczył. Oddani sobie i przeznaczeni, zakochani i nadzy wśród gwiazd, powyżej obłoków, uniesieni siłą najczystszej miłości. Tam w miejscu, w którym księżyc najmocniej jaśnieje, rozświetlał ciała kochanków, a wiatr je delikatnie pieścił. Palce Uziela dotarły do jej łona, które stało się wilgotne i gorące. Pochwycił ją mocno i zgięty w pół wszedł w jej wnętrze.
Halt zerknął na szczere oblicze młodzika. Z wolna pokręcił głową.
- Czymże zasłużyłem na taką lojalność? - spytał.
Horace udał głęboki namysł, po czym odpowiedział:
- No, właściwie niczym. Ale po prostu, obiecałem lady Pauline, że będziemy się tobą opiekowali.
Gdy rycerz umilkł, Halt wyraził się dość dosadnie, używając pewnej liczby słów, które Horace znał bardzo dobrze - lecz także kilku innych, które wtedy usłyszał po raz pierwszy.
Czy nie lepiej znowu oddać się w niewolę durniom w maskach i księdze, w której nie ma nic poza bezmyślnymi zakazami? Znowu będziemy bandą dzikusów, rzucających się na cały świat jak wściekłe psy. Znowu będziemy ryć ziemię pazurami tam, gdzie normalny człowiek sięgnąłby po łopatę. Znowu będziemy palić wszystko, czego nie znamy z księgi, i niszczyć wszystko, czego nie rozumiemy. Bo tak każe stary, barbarzyński kodeks. Prawo dzikich, pustynnych koczowników!
Wszy­scy mają se­kre­ty. Wszy­scy coś ukry­wa­ją, kła­mią, knują i cho­wa­ją się za maską co­dzien­no­ści. Ni­ko­go tak na­praw­dę nie można po­znać na sto pro­cent. Nie­waż­ne, czy wi­du­je­cie się co­dzien­nie, czy od świę­ta, czy spę­dza­cie każdą wolną chwi­lę wspól­nie. Do­pó­ki nie do­sta­niesz się w głąb czy­je­goś umy­słu, tak na­praw­dę go nie znasz i nigdy nie po­znasz. Każdy jest wy­bit­nym ak­to­rem w roli, którą wła­śnie od­gry­wa. Każdy za­słu­gu­je na Osca­ra w swo­jej in­dy­wi­du­al­nej ka­te­go­rii.
- Jesteś karykaturą postaci, a nie niemowlakiem. Za jakie grzechy ja tego muszę słuchać?!
- Oj, uwierz, że masz grzechy! - Marcela odpowiedziała w okamgnieniu. Zresztą grzeszki w życiu są cudowne i dodają pikanterii. Ja jestem za tym, aby grzeszyć!
- Chociaż... - Fatima zawiesiła głos. - Masz szansę już niedługo wylądować w pampersach, bo nie znasz dnia ani godziny, kiedy dopadnie cię nietrzymanie moczu. Już obie jesteśmy w takim wieku, że zawory wysiadają i nie wytrzymują ciśnienia.
"Zaledwie uczynił kroków parę, gdy ona przed nim stanęła i podała mu obie ręce. Nie porywczym ani namiętnym, owszem, miękkim i nieśmiałym ruchem wziął je w szerokie swe dłonie i nisko schylony przylgnął do nich gorącymi usty. Gdy wyprostował się i ona podniosła powieki, oczy ich po raz pierwszy, odkąd się znali, utonęły w sobie długim, pełnym nieśmiałych żarów spojrzeniem, a potem z trudnością odwracając się od siebie, jednocześnie zwróciły się ku Mogile."
'' O co chodzi z tą pamięcią? - pyta ponownie
- Ile numerów telefonów znasz na pamieć - odpowiadam - Dat czyichś urodzin? Nazwisk? Potrafisz sobie przypomnieć wszystkie godziny spotkań z przyszłego tygodnia?
- Ty wolisz mieć wszystko w głowie -mówi. - Rozumiem.
- Ja nic nie wolę. To ty , tak jak wszyscy, wyjąłeś sobie wszystko z głowy i włożyłeś sobie w tablet, w komputer , w chmurę- odpowiadam. W pamięć zewnętrzną . Co się stanie, jak pamięć zewnętrzna się zepsuje?
- To ma sens odpowiada''
Bo moim zdaniem przełożeni często trzymają się razem. Jeżeli dzieje się krzywda jakiemuś tam zwykłemu pracownikowi, to oni nie zawsze są skorzy pomóc, tylko trzymają się swojej grupy. Niektórzy wolą pozamiatać pod dywan i wszystko fajnie. Za dużo jest takich ludzi, którzy przez układy dostają się wysoko. Nic nie potrafią, ale podejście w stylu: „A zrobimy cię szefem. Nie znasz się? A dobra tam, ludzi masz od tego, żeby pracowali. A ty będziesz tylko królował”. Ale to jeszcze trzeba umieć królować.
Różne są okoliczności i wypadków, i śmierci. Ale to ryzyko jest wpisane w nasz zawód. I to powinno być przesłaniem tej naszej rozmowy, o którym kiedyś rozmawialiśmy. Że jeżeli idę do Policji i składam rotę ślubowania94, albo do innej jednostki specjalnej, do wojska, do GROM-u, to znam zasady. Raz, że nie jestem nieśmiertelny. Ja tylko mogę powiedzieć, że w tym przypadku miałem szczęście. Dwa, trzeba się liczyć z tym ryzykiem. Idzie się do przodu i robi się to, co ma się zrobić. A wielokrotnie my idziemy kogoś ratować.
-Skąd wiecie, że antidotum dziala?
Alastair uśmiechnął się w ciemności.
-Wierzę w Thomasa.
-Tak? Nie sądziłam, że tak dobrze go znasz
Alastair się zawahał -Patrzyłem, jak je przygotowywał - powiedział w końcu Doszli do powozu Carstairsów ze znakiem w postaci wieży zamkowej na drzwiach. Wiele innych powozów stało obok wzdłuż krawężnika. Ponieważ wierzył w Christophera, uwierzył i w siebie. Nigdy nie myślałem o przyjaźni w taki sposób: że dzięki niej staje sie czymś więcej, niż jesteś.
Sie­dzia­łam na łóżku i pa­trzy­łam na pre­zent od Kuny. Ogar­nę­ło mnie dziw­ne uczu­cie, zna­ły­śmy się prze­cież nie­dłu­go, rap­tem pół­to­ra mie­sią­ca, i przy­jaźń, szcze­gól­nie tak głę­bo­ka, sta­no­wi­ła dla mnie ab­so­lut­ną no­wo­ścią. A jed­no­cze­śnie było to tak, jak­bym ją znała od za­wsze. Kie­dyś wy­czy­ta­łam, że po­krew­ne dusze wła­śnie tak czują, mogą znać się pół go­dzi­ny, a od razu wie­dzą o sobie wszyst­ko, mogą nic nie mówić go­dzi­na­mi albo nie wi­dzieć się nawet la­ta­mi, a nadal będą od­czu­wać tę wy­jąt­ko­wą bli­skość.
- Czy nie możesz jakoś sprawić, panie - zapytał wreszcie, widząc okropną bladość olbrzyma - by dolegliwości były nieco mniejsze?
Tamten uśmiechnął się kwaśno.
- Mogę, kapitanie, czy też raczej - mógłbym. Ale moja siła, podobnie jak siła każdego spośród Przyjętych, płynie z rozumienia Szerni. Znamy potęgę Pasm i dlatego właśnie wiemy, kiedy można i należy jej użyć. Kapitanie, czy gdyby dano ci moc rozkazywania wichrom, przyzywałbyś je zawsze, ilekroć chciałbyś zdmuchnąć świeczkę?
Rak to bardzo dziwna choroba. Znamy pacjentów, którzy mieli guzy wtórne w mózgu [uwaga autora: często bardzo groźne zjawisko w przypadku raka piersi] osiem lat temu, a dziś są w doskonałym stanie. Dlaczego? Nikt nie wie. Jedną z wielkich tajemnic chemioterapii jest to, że niekiedy guzy znikają, jakby się roztopiły, i nie mają wpływu na czas życia. Związek między oporem somatycznym i rozwojem choroby, nawet z czysto onkologicznego punktu widzenia, wciąż jest bardzo trudny do ustalenia.
.
"Najbezpieczniejsza będzie tutaj, pod ochroną Rasy – stwierdził Gideon. – A jeszcze lepiej, jeśli zamieszka w Mrocznej Przystani.
- Znam procedurę – warknął Lucan. Myśl o Gabrielle w rękach Szkarłatnych, wywołała w nim wściekłość. Podobnie jak świadomość, że jeśli postąpi właściwie i odeśle ją do jednego ze schronień wampirów, kobieta zwiąże się na pewno z innym członkiem Rasy. Żadna opcja nie wydawała mu się w tej chwili możliwa do przyjęcia. Chciał ją mieć tylko dla siebie, ta zaborczość płynęła w jego żyłach, niechciana i nieproszona.
Sama stra­ciła naj­bliż­szych, wie­dzia­ła więc, jak może wyglą­dać pro­ces prze­cho­dze­nia ża­ło­by. Prze­cho­dząc go sama, twier­dziła, że słowa nie są w sta­nie ukoić bólu. Stra­tę mógł ukoić jedy­nie czas i w tym wy­pad­ku ża­ło­ba, którą każdy prze­żywa na swój spo­sób. Jedni zaszy­wają się w domo­stwach, ukry­wa­jąc się przed całym świa­tem, inni zaś snują się oble­czeni w czerń. Znała rów­nież takie osoby, które żyły tak, jakby nic się nie stało. Jakby miało nie być jutra. Nie nego­wała żad­nej z po­staw.
Czyli nasz los jest z góry ustalony i rozstrzygnięty? I to bez względu na to, co zrobimy? (...) Tak. Aczkolwiek chyba nie w ten sposób, co myślisz. Bo owszem, przyszłość jest niezmienna, ale nie dlatego, że nasze wybory są nieistotne. Chodzi o to, że wszystkie nasze uczynki w pewnym sensie już zmieniły przyszłość. Decyzje, które podejmiesz jutro, niczym nie różnią się od tych, jakie podjąłeś wczoraj. Każdy twój postępek pociąga za sobą konsekwencję, lecz sam w sobie jest niezmienny. Moim zdaniem jedyna różnic polega na tym, że swoje wczorajsze wybory już znasz. Jutrzejszych jeszcze nie.
Nie jestem zbyt dobry w mówieniu o miłości, bo jak wiesz, specjalizuję się w opisywaniu zupełnie innych uczuć, ale poznanie ciebie było jedną z najpiękniejszych rzeczy, jaka spotkała mnie w życiu. Może nie spotkaliśmy się w najbardziej romantycznych okolicznościach i to uczucie nie spadło nam jak grom z jasnego nieba, ale chyba nie o to w tym wszystkim chodzi, prawda? Miłość to nie tylko kwiaty, czekoladki i pocałunki, ale na przykład to, że znasz ulubione danie tej drugiej osoby i przyrządzasz je dwa razy częściej, niż inne. Albo pamiętasz o tym, żeby nie podawać jej nigdy wątróbki.
Mówią, że mam bujną wyobraźnię. To najsubtelniejszy sposób na powiedzenie komuś: "Pleciesz bzdury!". Może i mają rację. Gdy zaczynam się niepokoić, gdy nie wiem, co i kiedy mam powiedzieć, gdy boję się spojrzeń ludzi, a staram się tego nie okazywać, gdy chcę przedstawić się komuś, kogo pragnę poznać, a nie przyznaję się, że naprawdę znam siebie w stopniu bardzo ograniczonym, gdy przeszłość mi dokucza i nie mogę pogodzić się z tym, że przyszłość wcale nie zapowiada się lepiej, gdy dręczy mnie to, że nie mogę być tą osobą, na jaką wyglądam. plotę bzdury.
A wtedy jak to odczuwałaś? Kiedy to wszystko się działo? Czy czułaś, że dzieje się naprawdę?
- Nie - odparła Akwila. - Bardziej niż naprawdę.
- No widzisz. - Babcia Weatherwax upiła herbaty ze spodeczka. - A odpowiedź brzmi: jeśli nie było to prawdziwe, nie było też fałszywe.
- Jak sen, kiedy jest się już prawie przebudzonym i można na niego wpływać. Znasz, babciu, to uczucie? - zapytała Akwila. - Jeśli się jest bardzo uważnym, to działa. To było jak opowiadanie samej sobie opowieści...
- Bo zawsze chodzi o opowieść - przytaknęła babcia. - Wszystko jest opowieścią. Nawet to, że słońce wstaje co rano. Wszystko ma swoją historię. Jeśli ją zmienisz, zmienisz świat.
Coraz czę­ściej na­cho­dzi­ła go myśl, by zre­zy­gno­wać z Fa­ce­bo­oka, Twit­te­ra i In­sta­gra­ma. Kie­dyś ukute po­wie­dze­nie, że kto nie ma pro­fi­lu na Fa­ce­bo­oku, to tak jakby nie ist­niał, za­czy­na­ło tra­cić na ak­tu­al­no­ści. Znał sporo ludzi, któ­rzy albo nigdy nie za­ło­ży­li konta na tym por­ta­lu, albo z niego zre­zy­gno­wa­li i świat im się nie za­wa­lił. Wciąż pra­co­wa­li, mieli przy­ja­ciół i zna­jo­mych, a brak ko­niecz­no­ści pu­bli­ko­wa­nia ko­lej­ne­go posta, zdję­cia czy kli­ka­nia w to, co opu­bli­ko­wa­li inni, spra­wiał, że dys­po­no­wa­li więk­szą ilo­ścią wol­ne­go czasu.
Wspomnienia są niebezpieczne. Wracasz do nich wciąż i wciąż, aż w końcu znasz każdy ich zakamarek, każdy szczegół, ale zawsze i tak potrafią cię zranić. (…) Każdego dnia wspomnienia stają się trochę cięższe. Każdego dnia wciągają cię trochę bardziej w głąb. Oplatasz je wokół siebie, jedną nić po drugiej i otaczasz się kokonem, całunem, który rośnie w tym szaleństwie. (…) Siedzisz tu, a twoja przeszłość obciąża twoje barki. Słuchasz jej wyrzutów i przeklinasz tych, którzy dali ci życie.
Jakżesz ona ["ceratka peerelatka"] się wdzięcznie kleiła do mnie pod tym nienachalnie obszernym prysznicem. Musiała być bardzo samotna ostatnimi czasy, bo nie chciała opuścić mnie na krok i ani na sekundę. Walka z klejącą się ceratką zajęła mnie mocno, wyrzucając z rozkoszy ciepłej wody. To nie jest cecha indywidualna - ja już znam inne ceratki prysznicowe. Gdy tylko poczują Apollostwo, to rzucają się kleistym "ślup" i lgną, jakby były częścią mnie. Bardzo, ale to bardzo nie chcę wiedzieć i nie chcę sobie nawet wyobrażać, czyją częścią wspólną były w poprzednim turnusie. Do kogo się ślupały i kleiły namiętnie.
Znał go dostatecznie dobrze, by wiedzieć, co on czuje, jakie sprzeczne impulsy toczą w nim walkę. Jako człowiek nieśmiały, Alec sądził, że wszyscy inni są od niego ważniejsi, a on sam wszystkim sprawia zawód. I był uczciwy, w naturalny sposób otwarty w kwestii swoich uczuć i pragnień. Własne zalety stanowiły dla niego pułapkę, dobre cechy kolidowały ze sobą w bolesny sposób. Uważał, że nie może być uczciwy, nie rozczarowują tych, których kochał. Nie potrafił rozwiązać tej łamigłówki. Zupełnie jakby świat został tak zaprojektowany, żeby uczynić go nieszczęśliwym.
© 2007 - 2025 nakanapie.pl