Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "lat a dom a", znaleziono 363

Najpierw przyszedł wirus. Ludzie zaczęli chować w domach, ale wirus zmutował. Zaatakował zwierzęta. Pozbyliśmy się więc zwierząt z miast i mieszkań, ale i tak nadal zarażaliśmy się nawzajem. W końcu, po wielu długich i trudnych latach opracowano środek, który neutralizował wirusa. Odkażaliśmy nim plaże, rozpylaliśmy nad lasami. To była ostateczna katastrofa ekologiczna. Wykończyliśmy całe ekosystemy. A ludzie nadal umierali.
Bardzo wiele nie mówią człowiekowi o śmierci, a jedną z najważniejszych spraw to to, jak długo ukochani umierają w naszych sercach. To tajemnica i tak powinno być, bo kto by chciał w ogóle zbliżyć się do drugiego człowieka, gdyby wiedział, jaki trudny jest ten etap pożegnalny? W sercu ukochani umierają po trochu, może nie? Jak roślina, kiedy się wyjedzie i zapomni poprosić sąsiadkę, żeby raz na jakiś czas przeleciała się po domu z konewką, i to takie smutne..
Pan Jezus stoi i pochyla frasobliwą głowę, a wokół niego twarze przekupniów z góralskiego jarmarku wykrzywione gniewem. Wąsate chłopskie twarze rzymskich żołnierzy, twarze Łukaszczyków, Gąsieniców, Kaleniców, sąsiadów z Kośnych Hamrów i Małego Cichego. Gwoździe wbijają się w ciało, chłopolegionista z młotem w dłoni, jakby zbijał skrzynię, budował dom, podkuwał konia.
Facet to takie nieskomplikowane stworzenie(...). Jeden jest rodzinny;rrobi po to, żeby zapracować na kobietę i utrzymać dom. Drugi jest partnerem - ty pracujesz, ja pracuję, razem jakoś się rozwijamy. Trzeci to taki ciapek - najchętniej poszedłby na bezrobocie i nic nie robił tylko leżał. Jego dziewczyna wciąż coś robi a on tylko: oj, kochanie moje, jestes najwspanialszą na świeci, ale sam nic nie robi, czasem tylko wynosi śmieci.
- Co to za kobieta tym razem?
- Niebezpieczna. Taka, od której masz się trzymać z daleka. Zrobimy tak: przyjdziesz, zjesz, wypijesz kieliszek wina, zabawisz ją rozmową o niczym- to ważne, żeby było o niczym- na koniec podziękujesz Ali za zaproszenie i wrócisz do domu sam. Rozumiesz?
- To scenariusz Ali?
- To mój scenariusz. Zapamiętaj go dobrze.
Paweł odszedł, a Kruk nagle nabrał ochoty na tę kolację.
Każda z ozdób, które pojawiają się na tradycyjnych choinkach, ma swoje znaczenie. Jabłko nawiązuje do rajskiego owocu, dzwoneczki symbolizują dobrą nowinę, aniołki - opiekę Bożą, a łańcuchy - zniewolenie grzechem, chociaż niektórzy wierzą, że raczej wzmacniają one rodzinne więzy. Najważniejsza jest oczywiście gwiazda betlejemska, którą umieszcza się na wierzchołku drzewka. Jest symbolem światła prowadzącego do domu zbłąkanych wędrowców.
(...) zdałem sobie sprawę, że nie każde więzienie zbudowane jest z szarego kamienia i strzeżone przez wieże wartownicze i zasieki z kolczastego drutu. Czasami mieści się w zwykłym domu, do którego nie dociera słońce przez zasunięte rolety. Celę mogą tworzyć zbyt delikatne kości, a czasem mur więzienny jest biały w czerwone grochy. W gruncie rzeczy nigdy się nie wie, że coś jest więzieniem, dopóki nie zobaczy się tego, co zostało schwytane i zamknięte w środku.
- Właściciel domu ma prawo być obecny przy przeszukaniu (...).
- Właściciel?- krzyknął podkomisarz. Założył ręce na plecach.- A wy tu jesteście na tym koczowisku, na tej samowolce budowlanej, kurwa, właściciele?
Wójt nawet się nie skrzywił. (...)
- Ale żeby się do nas potem żadni obrońcy praw wszelkich nie przypierdalali, zrobimy tak- zadecydował.
- Ty, Cygan, jesteś tu, zdaje się, jakaś szycha? To będziesz reprezentował przy przeszukaniach tych- podniósł wzrok na zgromadzonych pod ścianami- właścicieli.
Tradycje. Coś, co dla ludzi żyjących w dzisiejszych czasach jest bardzo ważne, nawet jeśli się tego wypierają, a im bardziej to robią, tym dobitniej świadczy, jak nie mogą się bez tego obyć. Wielu nie wyobraża sobie życia bez podążania za tradycjami, jakie nasi przodkowie wyżłobili w historii świata. I tak w wielu współczesnych domach co roku są obchodzone święta Wielkiejnocy, Bożego Narodzenia, sylwester czy jeszcze inne wydarzenia.
Niektóre tradycje trwały, trwają i trwać będą do końca świata.
Inne spłonęły i odrodziły się na nowo.
– Kot nasikał do łóżka. A potem rozszarpał koc.
– Może powinieneś go umieścić w schronisku do mojego powrotu do domu – rzekł z ciężkim sercem Tatum.
– Tak, już próbowałem. O mało nie wydrapał mi oka. Moje ręce wyglądają, jakby zaatakował mnie lew.
– Rozumiem.
– Szczerze mówiąc, Tatum, ten kot jest groźny dla otoczenia. Zacząłem spać z nabitym pistoletem koło łóżka.
– Nie masz broni.
– Teraz już mam.
A z drugiej strony, czas twojego zniknięcia należał do najgorszych w moim życiu i uświadomił mi, jak ważna dla mnie jesteś. I jak bardzo cię kocham. (...)
Myślę, że nie doceniałem tego wszystkiego co miałem dzięki tobie. Dziś wiem, że mogłem więcej pomagać, próbować cię zrozumieć i bardziej wspierać. Nie chciałem widzieć twojego wycieńczenia, uwięzienia w domu, twojej potrzeby pracy, niezależności i wyjścia do ludzi.
Kiedy spacerując chodnikiem wyłożonym codziennością, potykając się od czasu do czasu o nierówności, ujrzysz szklany dom, zatrzymaj się. Przyjrzyj się uważnie, przez nieskazitelnie czyste szyby, zachęcające, a jednocześnie odgradzające Cię od tego świata, zobaczysz imponujące widoki. I zanim ogarnie Cię fala zazdrości i żalu, pamiętaj, że to, co widzisz, jest tylko reprezentacyjnym fragmentem tego, co wolno Ci ujrzeć. Tego, co jest przygotowane specjalnie dla Ciebie.
Samotność to jedna sprawa, którą przeżywa ksiądz, a prócz tego tym, co go boleśnie dotyka, jest bezdomność. Ksiądz nie ma domu. W diecezji panuje zasada, że z pierwszej parafii młody ksiądz odchodzi po dwóch latach. Podobnie z drugiej. Ponieważ ksiądz nie powinien się przywiązywać do żadnego miejsca. Mówi się, że pies przywiązuje się do człowieka, a kot — do miejsca, ale ksiądz jest poniżej ich obu. Może gdy już zostaje proboszczem, zadomawia się w jakimś miejscu na dłużej, na kilka lat. Ale gdy już zrobi swoje: wyremontuje stary czy wybuduje nowy kościół, zaprowadzi wśród parafian dyscyplinę oddawania cesarzowi, co cesarskie, a Kościołowi, co boskie, zostaje zesłany na nową placówkę. A wyrwanie człowieka ze środowiska, w którym już zdążył zapuścić korzenie, odłączenie od ludzi, których polubił, może boleć. Ksiądz jednak w czasie seminarium zostaje uformowany tak, by nie odczuwać bólu. Ani pragnienia, ani tęsknoty. Nie powinien też mieć żadnych marzeń; i najlepiej by było, żeby zrezygnował z osobistych zainteresowań. To właśnie ma na celu bezustanna formacja.
(...) wyszedł przed dom, westchnął, wciągnął mroźne powietrze, wokół była pełnia nocy tak granatowej, że nawet śnieg był ciemnoniebieski, niebo wygwieżdżone, góry zamarznięte, haust powietrza działający jak szklanka spirytusu - rzadkie momenty, gdy człowiek wie, dlaczego mieszka w górach, a nawet po co w ogóle żyje - po to, by przejść parę kroków po skrzypiącym śniegu, by zadrzeć głowę i poszukać Gwiazdy Polarnej i by na sekundę nie myśleć, że za sekundę koniec.
Czy na pewno mówimy o tej samej Nicole? Tej, która tak nie
cierpiała sprzątać? Ani w ogóle nie przepadała za wszelkimi „babskimi zajęciami”, jak je nazywał jej ojciec. Nie znosiła faktu, że matka skakała wokół ojca i że tego samego oczekiwał od Nicole pierwszy mąż despota. Nienawidziła siebie za to, że pozwoliła się zastraszyć i robiła, co kazał. Życie jest na to zbyt krótkie, powiedziała po tym, jak wreszcie udało jej się uwolnić od tyrana. Nie cierpiała porządków – a jednak dom lśnił.
- Czuję się lekko zatroskany, kiedy wchodzimy do domu, w którym jest bliżej nieokreślona liczba celów, a my nie mamy prawie żadnych informacji na temat ich uzbrojenia ani innych danych...
- Wybacz- ponownie przerwał mu Fallon, jakby zwracał się do dwulatka- nie chciałem cię przestraszyć. Może wolałbyś nie brać udziału w akcji? Zadzwonię do ciebie, kiedy będziemy ścigać ślazowego potwora w fabryce słodyczy. To nie powinno być zbyt niebezpieczne, obiecuję.
Jakże, to się właśnie liczy – zwykłe codzienne sprzęty, rodzina, dla której trzeba gotować, cztery ściany domu, kilka ulubionych przedmiotów. Tysiące szarych ludzi, krzątających się wokół własnych spraw, uprawiających ziemię, robiących garnki, wychowujących dzieci, śmiejących się i płaczących, wstających rano i kładących się spać wieczorem. To oni się liczą, a nie przewrotni aniołowie, którzy chcą zbudować nowy świat, nie bacząc na cudzą krzywdę.
Dwaj wysłannicy Baty lecą sprawdzić możliwościu sprzedaży w północnej Afryce. Przesyłają do Zlina dwa odmienne telegramy. Pierwszy z nich pisze: "Tutaj nikt nie nosi butów. Żadnej możliwości zbytu. Wracam do domu". Drugi telegrafuje: "Wszyscy są bosi. Ogromne możliwości zbytu, przyślijcie buty jak najprędzej". Buty Baty zdobywają świat, a firma obrasta we własną mitologię.
Krwią krzyczą mury
I ściany krzyczą krwią
Ciągnąć za sznury
I mocno trzymać broń!
Napiąć cięciwy!
Trebuszety w pion!
Martwi czy żywi
Nie damy miasta wziąć!
Choć pękną bramy
I pęknie wiele serc
Wrót nie oddamy
Nie pozwolimy im przejść!
Posłuchaj, wrogu!
Każdy kto ujmie broń
Umrze na progu
A nie da domu wziąć!
Lodowy Ogród, pieśń Braci Drzewa.
Jest to nie bardziej skomplikowane niż wiedza, że ruszyło się od drzwi domu, przeszło dziesięć metrów na północ i dwa metry na zachód, a potem wspięło na wysokość półtora metra po drabinie opartej o stary dąb. Trzeba przy tym pilnować równowagi, bo drabina zdaje się nieco chybotliwa. Oczywiście śledzenie pozycji statku w kosmosie jest o tyle bardziej złożone, że w równaniach ruchu należy uwzględnić działanie grawitacji. Zasadniczo jednak mechanizm jest ten sam.
A wie pani co ja myślę? Że to jest tak, że los obdarowuje nas dokładnie tym, czego się spodziewamy, ot co! Dlatego dopuszczam do siebie tylko pozytywne myśli. U mnie to działa. Mam dom, żonę, dwójkę dzieci i pracę, od wielu lat tę samą. I mam święty spokój, bo dokładnie tego chcę i do tego dążę. Zresztą obojętne jest, w co wierzymy, czasem po prostu trzeba unieść głowę i przeć do przodu, nieważne jak, nieważne ile błędów się popełni. Proszę nie przespać życia. Jest tylko jedno.
Ja prowadzę Nick. - Zamów sobie taksówkę, frajerze. Pamiętasz, jak kiedyś gorzała wylewała ci się z butów, a ty jakby nigdy nic prułeś do domu? Steven parsknął śmiechem. - Pamiętam. Ale Bogu dzięki te czasy już minęły, co? Nick się roześmiał i skinął głową. Stevie zauważył, że jego kumpel wciąż wygląda potężnie, ale znów dostrzegł smutek w jego oczach. Były jeszcze smutniejsze niż wtedy, gdy był dzieckiem i musiał żyć narażony na humory ojca.
Od kilku dni w Dolinie Tumisiów, co niezwykle dziwne, woda w rzece płynęła bardzo wąskim strumieniem. Niestety ucierpiał na tym także ogród, który potrzebował jej znacznie więcej. - A to szkoda – odpowiedział tatuś. – Może powinniśmy razem z Tymkiem wybrać się na Szare Wzgórze i nazbierać ich nieco więcej? - Sprawdzimy też, co się stało z górskim jeziorem – powiedział Tymek przekonany o słuszności sprawy. - To przecież tam zbiera się woda, która później płynie przed naszym domem – dodał.
Ot, przeciętna rodzina, która zasiadła do stołu zjeść indyka, pomyślała. Nieco podenerwowana niezamężna ciotka, zmartwiona, że groszek okaże się rozgotowany, a bułki przypalone, zadowolony z siebie przyszły wujek, złotowłosa nastoletnia siostrzenica i jej płowowłosa młodsza siostrzyczka. Niebieskooki, porządny chłopak z sąsiedztwa, chochlikowata przyjaciółka, niezwykle przystojny wampir podający sąsiadom przy stole kandyzowane bataty. Typowy amerykański dom.
Dorośli i odpowiedzialni ludzie, a do takich niewątpliwie zaliczał się Kacper Niedźwiecki, nie spędzali niedzielnych wieczorów ze znajomymi w pubie nad kolejnymi kuflami piwa, ale grzecznie w domu, we własnym łóżku, tak by w poniedziałek rano niczym skowronki produktywności wpaść do pracy punktualnie o siódmej pięćdziesiąt pięć i z radosnym, pełnym entuzjazmu uśmiechem dopaść ekspresu do kawy, zanim drodzy współpracownicy, bezczelne sępy kofeinowe, opróżnią dzbanek.
– „Solidarności” wam się zachciało, to macie.
– A za komuny to było lepiej? – Zapytał milczący dotąd czwarty z obierających ziemniaki. Był ze wszystkich najwyższy; siedząc na niskim zydlu, kolana miał niemal pod brodą.
– Nie twierdzę, że tak – powiedział okularnik, patrząc w wodę. – Ale na pewno nie spotkalibyśmy się w takim miejscu, jak nasza buda, bo takich przybytków po prostu nie było. Nikt cię nie wyrzucił z domu, bo była robota.
– To akurat prawda – zgodził się duży.
– Myślicie, że tym wszystkim wielkim demokratom na zachodzie szło o to, żebyście mogli głosować, na kogo chcecie, chodzić do kościoła, podróżować bez przeszkód po całym świecie? A chuja! Im chodziło i nadal chodzi tylko o to, żeby móc kupować za bezcen nasze fabryki i ziemię, stawiać na niej swoje McDonaldy i supermarkety. A przede wszystkim mieć tanią siłę roboczą, która będzie tam zapierdalać pod knutem. Ot, cała filozofia. Od wieków nie wymyślono nic innego.
- Nie - odparł Spofforth. Wstał i wyciągnął ręce na boki w bardzo ludzkim geście. - Wręcz przeciwnie. W ogóle nie doświadczał życia. Miał być ,,wolny’’, ale nic się z nim nie działo. Nikt nie znał jego imienia, ale jeden z ludzi nazwał go Danielem Boone’em - ostatnim pionierem. Filmowi towarzyszyła ścieżka dźwiękowa na której niski, władczy i męski głos mówił: ,,Bądź wolny, żyj i pozwól, aby Otwarta Droga uniosła twego ducha pod niebo!’’. A mężczyzna pędził pustą drogą, siedemdziesiąt mil na godzinę, osłonięty przed powietrzem, nawet przed odgłosami własnego samochodu. Amerykański Indywidualista, Wolny Duch. Pionier. Z ludzką twarzą nieodróżnialną od oblicza durnego robota. A w domu albo w motelu czekał na niego telewizor, który pozwalał mu się zamknąć przed światem. I pigułki. Oraz zestaw stereo. A także zdjęcia w czasopismach, które przeglądał, pełne jedzenia oraz seksu, lepszych i jaskrawszych niż w prawdziwym życiu.
Stał się modnym pianistą, jak niegdyś Chopin, i tak jak on do najbogatszych rezydencji wchodził drzwiami dla służby. O wyznaczonej godzinie zjawiał się w salonie w nieskazitelnie skrojonym fraku, kłaniał się, uśmiechał i grał dla dam, które wesoło paplały podczas jego koncertu, a potem oklaskiwały go powściągliwie. Tak samo przed laty zachowywały się ich babki, słuchając biednego Fryderyka. Potem lokaj dyskretnie wręczał mu kopertę. Klaudiusz wkładał palto i wracał do domu ulicami zimowego Paryża.
Imię i ciało Dominiki – zachowały się, a życie zostało zamienione na inne. Na życie Laury, o której nikt nigdy nie słyszał. Ale przecież Dominika pamiętała. I siebie, i postać najlepszej przyjaciółki. Tymczasem wszystko zniknęło, z Laurą na czele. Nie pamiętały jej nawet dzieci! Wszystko zniknęło, z dnia na dzień rozpuściło się w powietrzu. Zdjęcia Dominiki do czasopism, jej dom, jej zmyślne meble, wszystko. Uchowało się tylko zdjęcie Gracji i Lucjana, które wisi w salonie Laury, które Dominika zrobiła jakże niedawno…
Przez kilka minut przyglądałam mu się uważnie. Po raz pierwszy w życiu spałam na jednym łóżku z mężczyzną. Usiłowałam sobie wyobrazić, że Konstanty jest moim mężem. Musiałabym wówczas wstawać o siódmej, smażyć mu jaja na bekonie, robić grzanki i kawę, tłuc się po domu w szlafroku, z włosami nawiniętymi na walki, aż wyszedłby do pracy, potem trzeba by było pozmywać, zasłać łóżka, a wieczorem, po powrocie do domu z całodziennej, fascynującej pracy, małżonek żądałby oczywiście dobrej kolacji. Po kolacji musiałabym, rzecz jasna, znowu zmywać całe góry naczyń, po czym, śmiertelnie zmęczona, waliłabym się do łóżka. Nudne by to było, zmarnowane życie dla dziewczyny po piętnastu latach nauki, to fakt, ale wiedziałam, że tym jest właśnie małżeństwo dla kobiety, sprzątaniem, gotowaniem i zmywaniem.
© 2007 - 2025 nakanapie.pl