Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "lecz duszy", znaleziono 838

Co takiego sprawiało, że ta ludzka miłość przemawiała do mnie silniej niż miłość mojego gatunku? Czy to, że była zaborcza i kapryśna? Dusze dzieliły się miłością i serdecznością ze wszystkimi. Może byłam spragniona większego wyzwania? Miłość ludzka była trochę nieobliczalna, nie rządziła się wyraźnymi regułami – czasem dostawałam ją za nic, tak jak od Jamiego, czasem musiałam na nią ciężko zapracować, tak jak u Iana, a czasem była po prostu nieosiągalna i łamała mi serce, tak jak moje uczucie do Jareda.
Kiedy umiera człowiek, z którym miało się spędzić życie, to czy wówczas ta druga istota na ziemi nie powinna mieć wyboru, czy chce nadal zostać tu na ziemi? Czy nie powinna mieć przyzwolenia, by poszybować w chmury, złapać ten odchodzący kawałek duszy i móc zadecydować? Czy życie nie powinno na chwilę przystanąć? Czy świat nie powinien wstrzymać oddechu? – myślałam, siedząc na ławce w jednym z warszawskich parków. Zastanawiałam się, co by było, gdybym posłuchała wtedy mamy i nie wyjechała z Tomaszem.
-Jestem tu-oznajmiła Isabelle, kończąc obchód i odwracając się do zebranych, żeby obrzucić ich złym spojrzeniem-żeby ustalić mój związek.
Simon wytrzeszczył oczy. Nie mogła mówić o nim prawda?
-Widzicie tego mężczyznę?-zapytała Isabelle, wskazując Simona. Czyli jednak mówiła o nim.-To Simon Lewis i to jest mój chłopak. Jeśli ktokolwiek z was myśli o tym, żeby go skrzywdzić, bo jest Przyziemnym albo, niech Anioł zmiłuje się nad jego duszą, uganiać się za nim, to odszukam go, dorwę i zgniotę na miazgę.
Często odnosiłam wrażenie, że w mym życiu panuje chaos, że rzucam się z jego nurtem, że nie potrafię nim pokierować. Miałam sobie za złe, że zamiast rozumem kieruję się sercem. Obwiniałam samą siebie za wszystkie niepowodzenia, w gruncie rzeczy miałam o sobie złe wyobrażenie. Teraz jednak ujrzałam się w innym świetle. Czułam, że jestem osobą wartościową. Ujrzałam wyraźnie sens swego życia i dalszą drogę, którą wskaże mi busola w sercu, tak jak to było do tej pory. Wiedziałam, że nastąpią w nim jeszcze wydarzenia, nadające mu pozytywną wymowę. Ze zdumieniem stwierdziłam, że to te z otaczających mnie osób, które robiły karierę, konsekwentnie i zdecydowanie kierując swym losem, poniosły życiową klęskę. Ich świadomość ograniczona była klapkami egoizmu, chciwości i cynizmu, a ich sumienia były obciążone krzywdami, które wyrządzili bliźnim w pogoni za zyskiem. Zobaczyłam w ich duszach kłębowisko żmij, oplatające ich dusze. Zrozumiałam, że to z tego powodu byli zgorzkniali i cyniczni, wiecznie nieszczęśliwi, mimo życiowego powodzenia. A ja. Ostatecznie nawet mój nieuchwytny wróg okazał się przyjacielem.
Prawdziwy lęk nie rodził się bowiem z okrucieństwa przepełnionych żądzą krwi morderców i nie był udziałem pogrążonych w szaleństwie dowódców. Prawdziwe przerażenie nadchodziło wtedy, gdy twoje uszy przeszywał wrzask dzieci, a błagalne szlochy ich matek ucinane były jednym ruchem miecza; to fala zalewająca cię gęstym strachem tych, dla których nie było już ratunku, wciągająca cię na dno, oblepiając twą duszę palącymi wspomnieniami ich ostatnich chwil dla pewności, że nigdy ich nie zapomnisz.
Tu każdy głupiec, ktory się do niczego innego nie nadaje, trudni się polityką. Ale psów się nie obawiam, ponieważ są to bratnie dusze. Tak samo jak ja nie uznają praw ni granic (...). Tu polityką zajmują się ci, co nie potrzebują pracować, żeby jeść. Pyskują od rana do wieczora to na Pnyksie, to w teatrze, to w rynku, uchwalając raz to, raz owo, zależy, kto drugiego przegada, a potem idą do heter, nie troszcząc się zgoła o wykonanie ani co z tego wyniknie. Im kto ma większą gębę, tym większym jest politykiem.
- Widocznie kapitalizm już jest, ale kapitalistów zapomnieli dowieźć - wzruszył ramionami ślusarz. - Tak nagle to przyszło, że nie zdążyli pokryć zapotrzebowania. Ale idę o zakład, że kapitaliści, jak poczują pieniądze, to szybko się zlecą jak muchy do padliny.
- Zatem możemy spać spokojnie - zakpił Igor. - Nie pojawią się tu nigdy. Bo na tym śmietniku zamiast pieniędzy mogliby poszukać co najwyżej skarbów moralnych w duszach obywateli, a tutaj efekty byłyby raczej mierne.
Lolito, światłości mojego życia, ogniu moich lędźwi. Grzechu mój, moja duszo. Lo-li-to: koniuszek języka robi trzy kroki po podniebieniu, przy trzecim stuka w zęby. Lo. Li. To. Na imię miała Lo, po prostu Lo, z samego rana, i metr czterdzieści siedem w jednej skarpetce. W spodniach była Lolą. W szkole – Dolly. W rubrykach – Dolores. Lecz w moich ramionach zawsze była Lolitą
Obawa śmierci tak skandaliczna, a tak pospolita wśród obecnego pokolenia, jest chorobą wynikającą z zaniedbania higieny ducha. Zdrowie ducha wymaga, ażebyśmy równie często myśleli o Bogu i życiu wiecznym jak o jedzeniu i o rozrywkach; a że tego nie robimy, więc zamiera w nas zmysł duchowy i stajemy się gorszymi kalekami niż ślepcy. (...) Dzisiejsza cywilizacja, która zamiast Boga i duszy postawiła pierwiastki chemiczne i siły, wygląda marnie, a może skończyć bankructwem.
"-Szczęście. Hmmm. Być może własciwe słowo to ,,cel". Szczęście jest cudowne, ale także... ulotne i zależne od tego, co się w danej chwili ma albo czego nie ma. Szczęście... cóż, trzeba je nieustannie karmić, w związku z tym traci sie z oczu życiowy cel. Nie nadaje ono życiu znaczenia. Prawdziwa radość, taka, która przenika życie i przynosi duszy zadowolenie, pochodzi z misji. Cel. Zadowolenie. Radość. Aby je znaleźć, nie szukaj szczęścia. Szukaj tych, którym przyda się twój dar, i go rozdawaj."
Posiadam własną duszę, jestem kimś wyjątkowym i mogę znacznie więcej niż mi się wcześniej wydawało – oznajmiłam z pełnym przekonaniem. Na twarzach dziewcząt pojawiły się konsternacja i zdumienie. – Naprawdę przepraszam. – blondynka spuściła głowę, wyglądało na to, że było jej trochę głupio za swoje wcześniejsze zachowanie. – Wyobrażam sobie, że nie było ci łatwo. – dodała nieco wzruszona. Najwyraźniej zdawała sobie sprawę z tego, jak trudna może być walka z własnymi słabościami, która w zasadzie powinna toczyć się w nas aż do samej śmierci.
Zapomnieli, jak mówi się niewypowiedziane dotąd słowa, i coś dławiło ich w gardle. To "coś" to były ich serca, ich ciała, ich zakochane dusze, ich łzy, ich śmiech, który wyrywał się na wolność. Nadchodził kres czekania bez końca, martwych godzin, smutnej samotności. Znikły poranki zasnute nieprzyjemną mgła, noce przepełnione koszmarnymi snami, nicość życia bez sensu, strach przed śmiercią, zaciekła walka o pamięć, ciągłe borykanie się z zapominaniem. Wszystko sprawił boski cud, że byli razem.
Ludzie nie głodują dlatego, że na świecie nie ma żywności. Jest jej pełno, w nadmiarze. Ale między tymi, którzy chcą jeść, a pełnymi magazynami stoi wysoka przeszkoda: gra polityczna. Kto ma broń, ten ma żywność. Kto ma żywność, ten ma władzę. Obracamy się tu wśród ludzi, którzy nie myślą o transcendencji i istocie duszy, o sensie życia i naturze bytu. Jesteśmy w świecie, w którym człowiek, czołgając się, próbuje wygrzebać z błota kilka ziaren zboża, żeby przeżyć do następnego dnia.
Wielki Boże, który widziałeś łzy moje płynące tajemnie w tych świętych zaciszach, wiesz ile razy rzucałem się do twych stóp, błagając, abyś mnie zwolnił z ciężaru istnienia lub też odmienił we mnie dawnego człowieka! Ach! któż nie czuł niekiedy potrzeby odrodzenia się, odmłodzenia w wodach rzeki, skrzepienia duszy w źródle życia? Któż nie czuje się niekiedy przygnieciony ciężarem własnego skażenia, niezdolnym uczynić nic wielkiego, szlachetnego, sprawiedliwego?
Czasami ktoś mógłby pomyśleć, że policja działa bezdusznie, przepytując osoby, które właśnie przeszły przez piekło. Jednak im wcześniej przesłucha się świadka, tym większa szansa, że zdobędzie się wiarygodne zeznania. Jeśli dać świadkowi czas, żeby wszystko sobie przemyślał i przetrawił albo nie daj Boże omówił swoje przeżycia z innymi, w jego zeznaniach nieuchronnie pojawiają się też wnioski i emocje. Ludzki mózg jest tak skonstruowany, by chronić duszę przed ranami, więc wypiera złe przeżycia albo dzieli je na fragmenty, z którymi łatwiej sobie radzić.
Wiesz, że ja nie wierzę w Boga, prawda? Nie wierzę w zaświaty, raj, przeznaczenie ani w to, że stanowimy część jakiegoś kretyńskiego wielkiego planu czy jakiekolwiek inne pierdoły, które ludzie wymyślali przez całe stulecia. Powiem ci jednak, w co wierzę. Moim zdaniem każdy powinien znaleźć jakiś powód, dla którego żyje, coś, co nada egzystencji sens. Cokolwiek. Coś, co nas będzie popychało do przodu. Coś, dzięki czemu chcielibyśmy stawić czoło temu popierdolonemu światu, w którym egzystujemy. Coś, co zainspiruje umysł i nakarmi duszę.
Miłość to wolność i niewola zarazem. Wiąże dwoje ludzi, ale też sprawia, iż ich dusze ulatują ku niebu. To obowiązek względem drugiego, bo pokochać znaczy ujarzmić własnego ducha, a rozkochać w sobie oznacza zarzucić więzy na cudzego.
Jednak nie będziesz wiedzieć, czy naprawdę kochasz i jesteś kochana, jeśli nie dasz wolności wybrankowi. Jeśli nie ma możliwości odejść, nigdy nie będziesz pewna. Jednak skoro może cię opuścić, a tego nie czyni, czymże jest to innym niż prawdziwym miłowaniem?
Pozwalam sobie utonąć w dźwiękach utworu. Krzyk Chrisa Simpsona idealnie współgra ze stanem mojej duszy i mojego umysłu. Krzyk wokalisty i mój własny, lecz bezgłośny, łączą się w jedno. Czuję muzykę w całym swoim ciele. Dreszcze wstrząsają mną i przeszkadzają prosto chodzić. Zamykam oczy. Zapominam o czymś tak przyziemnym, jak ciało. Czuję, jakby otwierały się nade mną niebiosa. Jakby moje męki miały już się zakończyć.
„Zapadam się w jakąś przestrzeń, zresztą tak dobrze mi znaną. Jakbym była pod wpływem narkotyku. Nie ma w niej dnia ani nocy. Jest tylko czucie i pożerająca cicha, czarna pustka, która zasysa z każdą minutą coraz głębiej. Nie słychać już prawie nic. Nie mogę złapać tchu, nie mogę oddychać… Zaraz się uduszę i nikt mi nie pomoże. Nikogo nie ma.
W tych tysiącach hektarów świata nie ma ani jednej duszy, która
wyciągnie mnie z tego obłędu.
Chyba chcę umrzeć. Gdyby dzisiaj było Boże Narodzenie, poprosiłabym o śmierć pod choinkę.”
Za nimi sunęły osoby starsze, emeryci i renciści, którzy swoim zwyczajem koniecznie musieli o tak wczesnej porze iść do przychodni, gdzie można było spotkać znajomych i dać upust swojej złośliwości wobec ludzi. Inni najpierw uczestniczyli w najwcześniejszej porannej mszy, aby powierzyć swe dusze Bogu. Zaciekle bili się w piersi, wyznawali grzechy, aby tuż po wyjściu ze świątyni dołączyć do tych z przychodni i obgadać całe otoczenie, siebie uważając za świętych.
W tym czasie równie dużo rozmyślała o sobie. O tym, co mogło ją spotkać, a co ją bezpowrotnie ominęło. Uświadomiła sobie, że nie można bać się śmierci. Z nią każdy z nas sobie poradzi. Bać się należy raczej bezsensownego życia. Lat spędzonych w lęku przed zrobieniem czegoś dla siebie, wiecznego zastanawiania się, co inni powiedzą. To destrukcyjne trwanie w przeszłości, rozpamiętywanie, żałowanie, zastanawianie się, co by było, gdyby… To chyba straszniejsza śmierć, bo już za życia… Gdy dusza i serce pragną czegoś innego niż to, co się z nimi dzieje za sprawą rozumu i ciała.
Dorośli ludzie z dzieciństwa zapamiętali najbardziej, towarzyszące im poczucie samotności i oderwania od tysięcy wrażeń, po które chce sięgnąć ich myśl, ale nie może sobie przypomnieć. Trwa to niedługą chwilę. Człowiek zastanawia się wtedy czy jest sam we wszystkim? Objawiająca się świadomość samego siebie to efekt posiadania wcześniejszej pamięci duszy. Człowiek jednak nie rozpoznaje dobrze tych myśli, gasi pojawiające się w nim odczucia. Gubi się w tym, bo rzecz stanowiąca o nienaturalnej kolei rzeczy musi zostać najzwyczajniej zapomniana lub zagłuszona codziennością.
Grzeczna dziewczynka wie, jaką może być i na ile... By nie było za dużo... I stanąwszy w obliczu tej, która stawia się do życia prawdziwa, kurczy się i jakby za nią czuje wstyd, bo przecież...nie wypada być taką żywą... Ale i w niej coś krzyczy i woła...Grzeczna dziewczynka szamocze się w swego wnętrza wietrze...tęsknotę swej duszy czuje...pragnie biec tam, gdzie serce ją niesie... Pragnie być wolna i nagą...w prawdzie swej nieustępliwa Wyciągnąć wianki swych marzeń, owinąć się w nie, być w końcu żywą.
Pozdrowienia dla Magnusa Bane'a, Wysokiego Czarownika Brooklynu, od Raphaela Santiago z nowojorskiego klanu wampirów, lojalnego sługi naszej wspaniałej królowej Maureen, oby nam zawsze panowała w mrocznej chwale, i od przyszłego księcia małżonka Simona, zabójczego rockowego boga.
Musimy wszystkie rozmowy telefoniczne zaczynać w ten sposób. Łącznie z nocnymi telefonami do miejsca o nazwie Hot Topic.
Nie trzeba mówić, że po takim wstępie sam uważam siebie za duszę potępioną.
A co ma człowiek czynić w powszednie dni?
Doskonalić duszę. Która ze wszystkich istot została dana tylko człowiekowi. Boskość w człowieku, znaczy doskonałość, dla nas jest osiągalna. Doskonałość duchowa. Tę iskrę tchnął Bóg w pierwszego człowieka, stworzonego przez Wielkiego Garncarza z gliny ziemskiej. Wtedy była ona doskonała. A potem uległa zepsuciu. Wrócić do jej pierwotnej doskonałości jest naszym dążeniem. Przez dobroć i miłość w dążeniu do Boga. Sercem, nie rozsądkiem. Tylko tak przetrwamy. Inaczej zginiemy.
Najstarsze z książek powstrzymywano przed rozpadem pasami taśmy klejącej. Niezależnie jednak od stanu sczytania każdy wolumin miał dla gospodarza wysoką wartość. Książki zajmowały większość powierzchni płaskich, łącznie z biurkiem, krzesłami oraz łóżkiem. Mężczyzna najchętniej przykleiłby też kilka do sufitu, żeby móc patrzeć na nie i przed snem, i zaraz po przebudzeniu. Biblioteczek tu nie stawiano. John twierdził, sepleniąc i przekręcając słowa, że na półkach książki się duszą. Papier powinien oddychać! Papier potrzebuje tlenu!
Boże,
Widziałeś zachód słońca we mnie,
Widziałeś jak krew zasypia we mnie,
Widziałeś, jak serce płacze we mnie,
Widziałeś, jak świat się żali we mnie,
Widziałeś, jak radość znika we mnie,
Widziałeś, że sam umierasz we mnie,
Widziałeś, jak ktoś śmieje się we mnie,
Pustym śmiechem ktoś się śmieje we mnie,
Jak na jesiennym polu wyje we mnie
Widziałeś jak każdy członek we mnie
Snu pragnie, wiecznego odpoczynku we mnie.
Boże,
Nie zgotowałem nic dla Ciebie we mnie,
Jak ofiarny gołąb leży serce we mnie.
Weź sobie moje serce, zostaw spokój we mnie
By ukołysał na śmierć duszę we mnie.
Chcesz wywołać uśmiech na twarzach tych ludzi? Głupia! Tygodnie, jeśli nie miesiące bez jedzenia i picia. Tak, to ostatnie stadium. Męczarnie fizyczne i psychiczne spowszedniały- śmiertelność nie była przy nich wystarczająco wysoka, a co jeszcze tu, w Krankenlagrze, wydani na pastwę wszom i zarazkom tyfusu, przeszli ci- ludzie? Tak, kiedyś to byli ludzie. Zdrowi, silni, obdarzeni wolą, intelektem, uczuciami i zainteresowaniami- i miłością. Miłością do życia, dobra i piękna, wiarą w lepsze jutro. Zostały z nich skóra i kości, szkielety bez duszy.
"Piękno to coś, co istnieje nawet w rzeczach, uważanych przez ogół ludzi za brzydkie. Każdy przedmiot ma duszę. Stara ławka w parku, na przykład, opowiada sama poprzez swój kształt o sobie i o swoim duchowym wnętrzu. Kto na niej siedział, a przy tym umiał słuchać- słyszał jej wewnętrzny głos. A jeśli pięknie pokryła się. rdzą i cała tchnie złotą rudością, malowniczymi brązami, niechże służy swoją urodą tym, którzy w jej słoneczno- rudym obliczu dostrzegli piękno."- Dziwny Płaszczowiec
Ona twierdzi, że zbyt łatwo jest nazywać złymi osoby zamiast ich decyzje, gdyż to pozwala ludziom usprawiedliwiać swoje złe czyny: wmawiają sobie, że pomimo nich nadal w głębi duszy są dobrzy. W porządku, ale ja uważam, że po pewnej liczbie złych czynów można sensownie uznać kogoś za złą osobę, która nie powinna mieć żadnej szansy popełniania kolejnych. A im większą ktoś ma władzę, tym surowiej powinien być traktowany. Zatem ile miałam szans? Ile już wykorzystałam?
© 2007 - 2024 nakanapie.pl