Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "lecz mamy znak", znaleziono 189

Wodzę oczami po pokoju, z jednego przedmiotu na drugi. Leżąc na wznak, z rękoma pod głową, wpatruję się w te wszystkie znajome rzeczy, tak by nigdy nie uleciały mi z pamięci.
Kobiece ciało zawsze wygląda najlepiej, kiedy leży na wznak z wyciągniętymi, wyprostowanymi nogami, zwartymi pośladkami i piersiami sterczącymi naturalnie ku górze.
To chyba pierwsza oznaka końca związku. Nie kłócisz się, bo ci nie zależy. Bo nie chcesz nikogo przekonywać do swoich racji, bo masz gdzieś, co on czy ona pomyśli.
We współczesnym świecie wielu ludzi staje się niewolnikami pieniędzy, stanowisk, samochodów. Dla wielu przyjaźń, uczciwość, wrażliwość, miłość stają się oznakami mięczaków, naiwniaków.
Dla pieniędzy. Wyłącznie. Mam gdzieś, że moim szefem jest gruboskórny troglodyta, który nie potrafi przyznać się do tego, że w pewnych sprawach nie trzeba być samowystarczalnym, a proszenie o pomoc nie jest oznaką słabości.
Złość to najczęściej oznaka lęku. A lęk to bardzo destruktywna siła. Strach jest najbardziej obrzydliwą ze słabości, a każdą słabość przeciwnika można obrobić na swoją korzyść.
Gaja musiała się przy Klarze bardzo pilnować, żeby nie wzdychać. Westchnienie było oznaką słabości, a Gaja nie zamierzała dawać Klarze takiej satysfakcji, choć przecież okazji do wzdychania miała co niemiara.
Uczucia są tym, co definiuje człowieka, a panowanie nad nimi jest oznaką prawdziwej siły. Brak uczuć oznacza śmierć, ale działanie pod wpływem każdego uczucia, oznacza bycie dzieckiem.
Liczebność, wyszkolenie i wyposażenie są zewnętrznymi oznakami wartości sił zbrojnych, ale właściwą siłę daje im dopiero duchowa i moralna wartość, która sprawi, że rzeczywiście sprostają one wymaganiom długiej wojny totalnej.
Trudno dostrzec oznaki społecznych przemian, gdy patrzy się z perspektywy pojedynczej egzystencji, jest tylko uczucie niesmaku i zmęczenia, które sprawia, że tysiące jednostek myśli jednocześnie, każda w skrytości ducha: "A więc nic się nigdy nie zmieni".
Większość ludzi zakłada, że zdoła poznać, kiedy ktoś ich okłamuje, że są pewne wyraźne oznaki kłamstwa i jeśli nauczymy się je rozpoznawać, będziemy wiedzieli, czy ktoś mówi prawdę, czy nie. Ci, którzy wierzą w takie bzdury, łatwo dają się oszukać.
Niektórzy otyli ludzie noszą ciężar własnego ciała jak stygmat folgowania swoim żądzom, symbol lenistwa i słabości, są jednak i tacy, którzy obnoszą się z nim prawdziwie po królewsku, traktując swoją cielesną powłokę jak oznakę władzy.
Każdej oznace cywilizacji towarzyszy symbol barbarzyństwa, każde światło zwycięża jakąś noc, każde drzwi, przez które wchodzi się do zalanej światłem izby, kryją drzwi prowadzące do innego wnętrza, pogrążonego w ciemnościach.
Niektórzy obarczeni nadwagą ludzie dźwigają swe brzuchy niczym świadectwo słabości - symptomy lenistwa i niedostatku silnej woli. Są jednak i tacy, którzy traktują swą tuszę iście po królewsku, jako oznakę rosnącego znaczenia i wpływów (...).
Asceza powstała z tego, ze człowiek niczego nie pożąda, jak eunuch, czy też, że już więcej nie pożąda, jak święty Franciszek z Asyżu. W każdym razie zawsze jest oznaką słabej żywotności. Mógłbym zostać dziś mistykiem. Mistycyzm jest męskością w likwidacji. Chybioną spermą.
Artur był wrażliwy na magię świtu, natomiast absolutnie nie był wrażliwy na egotyczne, ludzkie gierki. Dla niego nie były niczym innym jak oznaką słabości. Rozumiał je i akceptował ich istnienie, ale uważał, że pracując nad sobą i własnym rozwojem, można się uwolnić od tego typu ograniczeń.
Bardzo niewiele osób sądzi, że czystość jest bliska boskości, chyba że w bardzo skróconym słowniku. Cuchnąca przepaska biodrowa i włosy w zaawansowanym stanie skołtunienia zwykle bywały oznaką urzędu proroków, których pogarda dla rzeczy doczesnych zaczynała się od mydła.
Nikt nie może zdobyć jedzenia na własna rękę. Jedzenie samemu jest oznaką złego charakteru, świadectwem tego, że kocha się siebie samego bardziej niż Organizację. (...) żaden chłopak nie może się zakochać w dziewczynie. I żadnej dziewczynie nie wolno zakochać się w chłopaku. Kochać można tylko Organizację.
... arogancja u młodego człowieka jest do pewnego stopnia zrozumiała, a nawet chwalebna. Świadczy o duchowej niezależności, odwadze, wierze w siebie. Przekroczywszy wszelako pewną granicę staje się oznaką próżności, okrucieństwa, braku poszanowania dla innych. To grzech pychy...
Niektórzy mogliby postrzegać jej pofarbowane na czarno włosy jako oznakę próżności, ale Nomad rozpoznawał w nich symbol panowania nad sobą. Wiedziała, jak lubi wyglądać. I nie obchodziło jej, że inni dostrzegali sztuczność. Ponieważ wyrażała samą siebie, sztuczne stawało się bardziej autentyczne od oryginału.
Ale na poziomie intelektualnym zdajesz sobie sprawę, że ta impreza nie może trwać wiecznie, może nawet widziałeś już pierwsze oznaki tego, że się kończy. Niestety nigdy nie przejmowałeś się zbytnio końcem tej imprezy, więc masz naprawdę tylko jedną strategię: próbujesz sprawić, aby trwała. Zaprzeczasz zmianie i ciężej pracujesz.
Za dnia ten las nie robił wielkiego wrażenia. Co innego w nocy czy nad ranem. Na niebie unosiły się ciężkie chmury, wygaszone latarnie, kolejna oznaka dna widocznego w miejskiej kasie, nie oświetlały drogi. W okolicy nie było żadnych zabudowań. Dziewczyna uciekała praktycznie po omacku.
Większość ekspertów sądziła też, że Trump przegra w wyborach w wyborach powszechnych. Zbyt wielu potencjalnych wyborców dawało do zroumienia, że nie podobają im się jego postawa i poglądy.
Pewne oznaki świadczące o tym, że Donald Trump mimo wszystko może zwyciężyć zarówno w prawyborach, jak i w wyścigu o fotel prezydenta, jednak się pojawiły - w Internecie.
W dzisiejszych czasach, gdy na człowieka czyha mnóstwo pokus,gdy majątek i wpływy są oznakami prestiżu,gdy to, ile masz pieniędzy, kogo znasz i co możesz załatwić, oznacza też,
jak dużym szacunkiem darzą cię ludzie,bardzo łatwo wpaść w fałszywe koleiny i stracić z oczu wartości i ideały.
Gdy w lesie liściastym i liściasto-iglastym na drzewach pojawiają się pierwsze pączki, z poszycia wysuwają się delikatne fiołki i zawilce, doświadczeni grzybiarze mogą już zacząć sprawdzać, czy na ich ulubionych miejscach widać pierwsze oznaki "grzybowego" życia - smardze jadalne i stożkowe, "trufle" naszych rodzimych lasów.
Wiem, co znaczą niespełnione obietnice. To znęcanie się i zadawanie bólu osobie, której mówi się, że się ją kocha, obiecuje coś, a potem jednym słowem lub czynem zmienia te przyrzeczenia w nic niewartą kupkę gównianych banałów. Mam swój honor i cenię szczerość. Nigdy bym czegoś takiego nie zrobił, bo to oznaka słabości.
Jak już po­wie­dzia­łam, wszy­scy kła­mią. Ist­nie­je wiele ła­twych do zi­den­ty­fi­ko­wa­nia oznak, że osoba kła­mie, zwłasz­cza jeśli nie jest wy­kwa­li­fi­ko­wa­nym kłam­cą. (...). Kłam­cy się wier­cą. Ton ich głosu lub spo­sób mowy się zmie­nia. Prze­ka­zu­ją zbyt wiele in­for­ma­cji, sku­pia­ją się na nad­mier­nej licz­bie szcze­gó­łów, by prze­ko­nać sie­bie lub swo­je­go roz­mów­cę do swo­ich słów.
Jego tors jakby bardziej rozbudowany, a naprężone mięśnie napinały koszulę tu i ówdzie. Przybliżył się, nalał szampana i snuł opowieści o tym, jak w końcu trafił do Polski i jak bardzo miał złamane przeze mnie serce. Chyba nie za bardzo go wtedy słuchałam, bo moje narządy przygłuszały jego głos. Tak zwane motylki w brzuchu grały mi marsza. To ponoć oznaka zakochania.
Leżałem na wznak, z jej głową na ramieniu, bez jednej myśli. Ciemność wypełniająca pokój zaludniała się. Słyszałem kroki. Ściany znikały. Coś piętrzyło się nade mną, coraz wyższe, bez granic. Przenikanie na wylot, obejmowany bez dotyku, zastygłem w ciemności, czułem jej przejrzystość, ostrą, wypierającą powietrze. Bardzo daleko słyszałem serce. Skupiłem całą uwagę, resztę sił na oczekiwaniu agonii. Nie przychodziła.
3:1 dla „Solidarności”
W wyborach 1989 roku nie tylko władzę zdumiała niska frekwencja
Po Okrągłym Stole, przed wyborami parlamentarnymi w 1989 r., wydawało się, że rządząca koalicja – PZPR, ZSL, SD – może być pewna swego. Kompromis zawarty z opozycyjną „Solidarnością” akceptował realia ustrojowe i zakładał, że obie strony są skazane na siebie, wbrew wszelkim istniejącym różnicom, gdyż żadna nie jest w stanie samodzielnie osiągnąć założonych celów. Kontrakt przewidywał wybory niekonfrontacyjne – wprowadzono jednorazowe gwarancje zachowania przewagi rządzącemu obozowi (65% składu Sejmu) – lecz konkurencyjne (na 35% miejsc w Sejmie i wszystkie mandaty w Senacie). Bez wątpienia opozycja wybory wygrała. Ale dlaczego aż tylu się wstrzymało, nie wzięło udziału w głosowaniu? Publicznie roztrząsano, co oznacza ten rezultat. Czy rzeczywiście partia przegrała? Potem doszły jeszcze pytania o przyczyny licznych skreśleń wszystkich kandydatów, i koalicji, i opozycji. W partii przede wszystkim pytano: czyja to wina? W analizach przyczyn takiego zachowania elektoratu przytaczano różne argumenty, m.in. taktykę „drużyny Wałęsy”, agresywność kampanii wyborczej „Solidarności”, złamanie umowy o unikaniu konfrontacji, brak własnej ofensywności, rozbicie głosów z powodu dużej liczby kandydatów, słabość kampanii propagandowej, kryzys gospodarczy, a nawet rzekomo mylące wyniki sondaży (o czym dalej). Stosunkowo rzadko pojawiały się wypowiedzi wskazujące na związek między niepowodzeniami w reformowaniu systemu politycznego a porażką koalicji oraz na efekt rozliczenia z przeszłością, dążenia do zmian. Polacy nabrali przekonania, że PZPR, kolejne ekipy rządzące, mimo swoich wysiłków reformatorskich, nie są w stanie sprostać wyzwaniom nowych czasów. Dała o sobie znać wszechobecna potrzeba powiedzenia nie. Wolę zmian wyrażano już powszechnie. W wyborach miano przesądzić, kto owe zmiany przeprowadzi, jaka siła polityczna, jacy ludzie. Po pewnym czasie pogodzono się z faktem, że były to wybory rozliczeniowo-plebiscytowe, głosowano za zerwaniem ze starym porządkiem, za zmianą, czyli „przeciw”; w proteście organizowanym od nowa przez „Solidarność”. Głosowano za odsunięciem dotychczasowej nomenklatury od rządzenia, a nie za wyborem jakiegoś konkretnego programu, bo takiego Komitet Obywatelski nie miał. (Przecież późniejszy program Balcerowicza nie zyskałby poparcia). Również nie wybierano rozmyślnie konkretnych ludzi z opozycji, bo ich nie znano; chciano żeby było inaczej niż dotąd, chociaż nie za bardzo wiedziano jak inaczej. Opozycyjne obiecanki cacanki (chcemy… będziemy… popieramy… domagamy się…), same dobre rzeczy (wolność, reformy, suwerenność) brzmiały pociągająco, ale co znaczą naprawdę, miano się przekonać, jak zawsze, dopiero w praktyce. W owym czasie wydarzenia przyspieszyły, działo się tak wiele i szybko, że nie dostrzeżono istotnej zmiany, jaka zaszła w opinii społecznej. Władze od lat tkwiły w przekonaniu, że najważniejsze po stanie wojennym to odzyskać zaufanie społeczne i na tym skupiały główny wysiłek. Cieszono się z rosnącego poparcia, że coraz mniej jest kwestionujących dobre intencje władzy, czołowych polityków i instytucji. Pod koniec rządów Zbigniewa Messnera, w 1987 r., okazało się, że nie wystarczy już cieszyć się zaufaniem, a nawet sympatią. Rządy z lat 80. darzono mniejszym lub większym zaufaniem, miały wiele zalet, dobrych intencji – tego im nie odmawiano, a w każdym razie nie kwestionowano w takim stopniu jak zdolności do wprowadzenia oczekiwanych zmian. („Chcą może i dobrze, ale nie są w stanie, nie dają nadziei, nie ma gwarancji, że błędów nie powtórzą i skończy się jak zawsze”). Zarzucano władzom oportunizm, brak zdecydowania, nieskuteczność działania, brak wymiernych rezultatów. Nawet doceniano szczytne zamiary i pracowicie sporządzane dokumenty, ale krytykowano ich zbyt ostrożną, aż ślamazarną realizację. Od 1986 r. koalicja rządząca stale traciła na wiarygodności, a w konsekwencji zaczęło maleć jej poparcie społeczne. Wypominano jej niespełnione obietnice, nasilił się sceptycyzm, oczekiwania społeczne przeniosły się ze sfery zamierzeń do sfery gwarancji. Polityczne poparcie dotychczasowych reformatorów na zasadzie zaufania już nie wystarczało, a wiarygodność z trudem pozyskiwaną już utracono. Ludzie chcieli gwarancji, mogli poprzeć tylko polityków wiarygodnych. Tej istotnej zmiany nie udało się w porę rozszyfrować i uwzględnić w praktyce politycznej. W rezultacie tzw. operacji cenowo-dochodowej władza po raz kolejny zawiodła, doprowadziła do spiętrzenia trudności rynkowych i krachu gospodarczego. Reforma gospodarcza nie dawała już nadziei. Także rząd Mieczysława Rakowskiego i sam premier, chociaż zyskał bardzo wysokie notowania i przyspieszył zmiany, nie przełamał tego symptomatycznego zwrotu opinii społecznej, nie było już na to czasu. Poparcie dla drużyny Lecha podwajało się co dwa tygodnie, w każdym kolejnym sondażu. Jednak spora część elektoratu do końca bała się „Solidarności” i nie dała jej wiary. Jednym odmówiono poparcia z uwagi na przeszłość, drugim – w obawie o przyszłość. Posłanka Anna Urbanowicz, charakteryzując swoje 42 spotkania z wyborcami (woj. skierniewickie), m.in. zauważyła: „Niewiara, że można coś zmienić. Obawa, że my będziemy po wyborze tacy sami jak dotychczasowi posłowie, ponieważ znajdziemy się w kręgach władzy” („Znak”, lipiec 1989 r.). Kierownictwo „Solidarności” trafnie odczytywało nastroje, wiem, że uważnie analizowano komunikaty CBOS i odpowiednio uwzględniano w swojej kampanii wyborczej. Społeczeństwo postanowiło dać szansę tym, którzy jej dotąd nie mieli, wyborcy głosowali na nadzieję. Bardzo skutecznie namawiała do tego „Solidarność”: „Wybierz nadzieję”, głosiło jedno z haseł wyborczych na ul. Piotrkowskiej w Łodzi. Odrębnym tematem w rozpatrywaniu powodów porażki, sprawą zdumiewającą była stosunkowo mała frekwencja wyborcza jak na tak emocjonującą batalię o tak wysoką stawkę. Fakt ten wszystkie ugrupowania starały się wykorzystać przede wszystkim na własną korzyść. W powyborczych partyjnych ocenach, w oficjalnych dokumentach, na specjalnie temu poświęconym plenum KC PZPR zgodzono się, że w tych okolicznościach nie sposób było wygrać z „Solidarnością”. Skumulowanie negatywnych zjawisk gospodarczych – załamanie sytuacji rynkowej, inflacja, uciążliwości dnia codziennego i – po raz pierwszy w PRL – strajki chłopskie, w środowisku, które tradycyjnie dawało najwięcej głosów rządzącej koalicji. Ale dlaczego zawiodły kompromisowo przyjęte gwarancje zabezpieczające przed tak sromotną porażką? Czy odpowiedzialni za polityczne przygotowanie i organizację kampanii zapomnieli o optymistycznych zapewnieniach i nie tak dawno demonstrowanym poczuciu pewności siebie? Po pierwsze, optymizm co do szans kandydatów koalicji okazał się nieuzasadniony. Wydawało się, że osobom z nazwiskami, szanowanym za dorobek naukowy, zawodowy, cieszącym się powszechnym uznaniem łatwiej będzie przekonać do siebie wyborców niż mało znanym pretendentom spod znaku „Solidarności”. Zlekceważono możliwość wyborów plebiscytowych, głosowania na drużynę Wałęsy, w proteście przeciw dotychczasowym niepowodzeniom: nowe kontra stare (czyli ugrupowaniom odpowiedzialnym za przeszłość, mniejsza o nazwiska). Optymizm na wyrost wywarł negatywny, żeby nie powiedzieć fatalny wpływ na wiele konkretnych decyzji, a szczególnie na wybór wariantu ordynacji do Senatu (większościowej zamiast proporcjonalnej). Po drugie, skoro zdecydowano się na ordynację większościową, czyli sytuację, w której zwycięzca bierze wszystko, a reszta głosów przepada, nie wolno było dopuścić do rozproszenia kampanii na wielu kandydatów, należało maksymalnie skupić się właśnie na nazwiskach osób o największych szansach (co zrobiono w ostatnim tygodniu, niestety już za późno; w niektórych okręgach do końca nie udało się osiągnąć jednomyślności co do osób, które mają być popularyzowane). Po trzecie, nazwiska osób umieszczonych na liście krajowej świadczyły o mylnej ocenie sytuacji. Zaszła istotna zmiana w nastrojach społecznych. Nie doceniono zagrożeń, jakie wystawienie tak skonstruowanej listy może powodować, i nie stworzono odpowiednich zabezpieczeń (więcej kandydatów na 35 mandatów, druga tura głosowania). W znacznej części nawet członkowie partii nie utożsamiali się z listą prominentów, bo mieli wątpliwości, nie rozumieli intencji kierownictwa, nie identyfikowali się z jego decyzjami, skreślali wręcz, odreagowując swoją złość. Jak to w rewolucyjnych zawirowaniach bywa, na pożarcie rzucono ekipę reformatorów, wycięto tych, którzy odważyli się demokratyzować system, wprowadzać pluralizm i reformy. Po czwarte, naiwnością okazały się rachuby, że wybory będą konkurencyjne, ale nie konfrontacyjne, a faktycznie stały się terenem ostrej walki politycznej. Opozycję traktowano w białych rękawiczkach, łagodzono spory i kontrowersje. Liczono na współdziałanie, koegzystencję koalicji z opozycją, przestrzeganie kompromisowych ustaleń i zasad kultury politycznej w związku z koniecznością wspólnego działania przez okres trudnych reform ustrojowych. „Uśpiono” partię, zabrakło przebojowości, determinacji. Na szalejącą demokrację w koalicji „Solidarność” odpowiedziała dyscypliną partyjną i bojową mobilizacją. Na pojednawcze gesty partyjnych – plakat z szeryfem idącym do pojedynku pod znakiem „Solidarności” (z filmu W samo południe z Garym Cooperem). Złudnie formułowano przewidywania co do zachowań Kościoła rzymskokatolickiego. Wydawało się, że przyjęcie przez Sejm korzystnych dlań ustaw i przyjazny dialog władz państwowych i kościelnych zapewnia neutralną postawę księży, powściągliwość duchowieństwa, tymczasem parafie niemalże powszechnie włączyły się do akcji wyborczej na rzecz kandydatów opozycji, tworząc im infrastrukturę organizacyjną.
© 2007 - 2025 nakanapie.pl