Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "lecz o dnia", znaleziono 812

Nie jest sztuką się zakochać, bo miłość może przyjść szybko i nieoczekiwanie. Sztuką jest pielęgnować to uczucie każdego dnia. Starać się dawać drugiej osobie to, czego chce, czego potrzebuje. Zaspokajać jej pragnienia, pomagać spełniać marzenia. Być takim aniołem stróżem, cieniem. Jeżeli ta osoba kocha nas równie mocno, dostaniemy w zamian to samo. Stanie się tak jednak tylko wtedy, kiedy dwa serca zabiją wspólnym rytmem.
(..) ktoś będzie ci opowiadał różne rzeczy o tym, czym jest miłość. Nie wierz w to. Miłość to nie wielkie bum, to nie eksplozje i efekty specjalne. To nie fajerwerki na niebie ani samolot z wielkim transparentem. Miłość powoli sączy się pod skórę, łagodnie, tak że nawet tego nie zauważasz, niczym olej do namaszczania. Czujesz tylko rodzaj ciepła, a pewnego dnia budzisz się i odkrywasz, że pod skórą oplata cię ktoś inny.
Doktor Pasławski szedł po linii partyjnej. Kazali Żydów zalniać, więc zwolnił Żyda ordynatora. W tym szpitalu nie było nikogo innego o takim pochodzeniu, a on musiał wypełnić swoje zadanie - znaleźć wrogów narodu, syjonistów, takie epitety były na nas rzucane. Mnie i tak łagodnie potraktowano, dostałem trzymiesięczne wymówienie. Nie zostałem z dnia na dzień wyrzucony na bruk. Ludzi obrażano wtedy i miażdżono brutalnie.
Odwaga może się przejawiać na wiele różnych sposobów. Czasem oznacza poświecenie własnego życia dla czegoś ważniejszego, dla drugiego człowieka. Czasem to rezygnacja ze wszystkiego, co znałeś, ze wszystkich, których kochałeś,w imię czegoś większego. Ale czasem coś zupełnie innego. Czasem oznacza, że mimo bólu zaciskasz zęby i każdego dnia na nowo podejmujesz wysiłek, mozolną pracę na rzecz lepszego jutra.
Do tej pory była jak morze pokryte taflą lodu. Uczucia i emocje kotłowały się niczym woda pod grubą warstwą zmarzliny, komuś z zewnątrz trudno się było jednak do nich dostać. (...) Czuła, że skorupa, którą pokryła swoje emocje, powoli pęka. Już kolejnego dnia ujrzy te pęknięcia na powierzchni morza, kiedy to południowe słońce skruszy lód, a wiatr poruszał będzie wodę widoczną pod jego pozostałościami.
To wszystko sprawiało, że był zadowolony, ale też czuł się jakoś dziwnie. Szczególnie po tej rozmowie. Dotarło chyba do niego, że mimo wszystko jest tutaj też czas na rozmyślania o rodzinie, o domu, o kraju. Jest czas i miejsce na tęsknotę za bliskimi. Czyli na to, czego od wyjazdu sam jeszcze nie doświadczył. Mimo, że nieraz myślał o przeszłości pozostawionej gdzieś tam, tysiące kilometrów i o przyszłości, która każdego dnia niosła nowe wyzwania, zaskakiwała i nie dała się w żaden sposób przewidzieć.
Księżyc jest lojalnym towarzyszem.
Nigdy nie odchodzi. Zawsze jest na miejscu, przygląda się, oddany, widzi nas w naszych jasnych i ciemnych chwilach, nieustannie się zmienia, zupełnie jak my. Każdego dnia jest nową wersją siebie. Czasami słaby i wątły, innym razem silny i pełen światła. Księżyc rozumie, co to znaczy być człowiekiem.
Niepewny. Samotny. Poorany kraterami niedoskonałości.
W głębi duszy wszyscy tęsknimy za kimś, kto nas kocha, troszczy się o nas i docenia za to, kim jesteśmy. Pragniemy mieć rodziców, którzy nas chronią, gdy jesteśmy w niebezpieczeństwie, i wyciągną rękę, gdy tego potrzebujemy. Pragniemy mieć rodziców, którzy reagują na nasze prawdziwe potrzeby, zamiast narzucać nam swój własny plan. Tęsknota za " idealnymi rodzicami" jest najbardziej naturalnym ludzkim pragnieniem, które nosimy w sobie od dnia narodzin.
Kruk przyglądał się mu z powątpiewaniem. Facet spędził dwie dekady, żyjąc dla kogoś, myśląc, że pewnego dnia...
Jeśli naprawdę zdecyduje się odejść, w wieku czterdziestu pięciu lat stanie naprzeciw zżycia sam, powiedzmy nawet, że z pieniędzmi w kieszeni (...) i zacznie popełniać błędy, które powinien popełniać dawno temu.
Odkładał życie na później, a życie zwykło się mścić za taką zniewagę.
"Kto mówił że czas leczy rany? Bzdura. Czas niczego nie leczy. Z każdym kolejnym dniem twoja strata boli mnie bardziej, bo im dłużej Cię ze mną nie ma, tym mocniej Cię kocham. Pamiętasz jak obiecałam Ci, że moja miłość nigdy nie osiągnie granicy? Że z dnia na dzień będziesz miał mojej miłości coraz to więcej? Ta obietnica jest nadal akutalna. Byłeś, jesteś i będziesz dla mnie wszystkim."
Lemu, czuję się źle, bo straciłam córkę, która może żyje, a może umarła, ale ja nie potrafię znieść żadnej z tych możliwości. [...] ...jeśli umarła, to ja też umarłam, umarłam w środku śmiercią gorszą od prawdziwej, bo ta prawdziwa jest bez czucia, a moja śmierć zmusza mnie każdego dnia do tego, żeby wszystko czuć, żeby się budzić, myć, ubierać, jeść i pić, pracować i rozmawiać z tobą, chociaż ty niczego nie rozumiesz, albo nie chcesz zrozumieć...
Życie na dole nieodłącznie wiąże się z udawaniem. Codziennie robisz rzeczy, których nie cierpisz. Wykonujesz obowiązki, słuchasz poleceń, załatwiasz sprawy. Udajesz zainteresowanie, pozorujesz zaangażowanie. Każdego dnia spotykasz się z ludźmi, których nie chcesz widzieć. Udajesz zadowolenie, satysfakcję. Tak naprawdę jednak czujesz tylko zmęczenie i znudzenie. I trochę gniewu. Wmawiasz sobie, że tak właśnie trzeba się czuć. Że wszyscy inni odczuwają to samo. Że tak jest zorganizowany świat.
Jak wstępowałam do policji, liczyło się dla mnie także to, że to stała, bezpieczna - w sensie dnia następnego, nie jak u prywaciarza - praca. Poza tym myślałam sobie, że dumna będę z tego, że mundur noszę, że blachę mam. Teraz wstyd się do takich mrzonek przyznać. O tym, że jest się policjantem, lepiej nie wspominać, bo ktoś zaraz cię opluje. A stałości żadnej. Dziś pracujesz, jutro cię pomówią o coś i wylecisz.
starszy aspirant, 13 lat służby, Wydział Kryminalny
Panuje tu szaleństwo. Coś się tu rodzi i kształtuje, odbywa się tu wielkie misterium – ludzie poprawiają błędy Pana Boga, który stworzył ponoć świat w ciągu sześciu dni, a siódmego dnia już usiadł, żeby odpocząć, zapominając o mnóstwie rzeczy, niezbędnych do normalnego funkcjonowania tego świata; i oto od tysięcy lat człowiek nic innego nie robi, tylko usiłuje zaradzić skutkom niedopatrzenia i niedołęstwa tego pierwotnego działacza...
Ciemność pochłonęła miasto stopniowo, prawie niezauważalnie. Wielu zajętych rozmaitymi sprawami przegapiło ten moment przejścia z dnia w noc. Nie Robert, który spędził godzinę w oknie swojego biura. Gdyby nie smętne otoczenie segregatorów i metalowych szafek, obraz ten mógłby nasunąć skojarzenie dumania romantycznego poety, szukającego w zachodzie słońca jakiejś ostatniej inspiracji, ostatniego tchnienia prawdy o świecie.
W życiu nic nie jest oczywiste, czarne albo białe. Życie to jedno niekończące się pasmo rozczarowań, pomyłek, niespodzianek i zawirowań. To taki bulgoczący kocioł, w którym każdego dnia gotujemy potrawę złożoną z innych składników. Ze smutków, radości, uśmiechu i łez. Z dobrych i złych chwil. Raz ze szczyptą cukru i soli, raz pieprzu albo dziegciu. Ilość przypraw decyduje o smaku. A smak każdy z nas ma przecież inny...
Drzewo Matki Natury runęło na ziemię. Rozpętała się wichura i burza. Stara Cyganka wiedziała, że zdarzy się coś złego w najbliższych dniach. Miała rację, do Brzozowego Lasu zawitała śmierć. Tego dnia została zamordowana jej najlepsza przyjaciółka i siostra- Amanda Johanson. *** To był dzień jej ślubu. Sarah Libret długo czekała na tę radosną chwilę. Czy aby na pewno był to najszczęśliwszy dzień jej życia? Tego nie była do końca pewna.
drzewo Matki Natury runęło na ziemię. Rozpętała się wichura i burza. Stara Cyganka wiedziała, że zdarzy się coś złego w najbliższych dniach. Miała rację, do Brzozowego Lasu zawitała śmierć. Tego dnia została zamordowana jej najlepsza przyjaciółka i siostra- Amanda Johanson. *** To był dzień jej ślubu. Sarah Libret długo czekała na tę radosną chwilę. Czy aby na pewno był to najszczęśliwszy dzień jej życia? Tego nie była do końca pewna.
Istnieje w świecie siła, która sprawia, że zawsze nadchodzi nowy początek. Z pogorzeliska kiełkują kwiaty, od pnia odrasta młode drzewko, a zmrożona, martwa ziemia staje się żyzną glebą gotową na pług. Szramy zabliźniają się i zmieniają w nowe ciało. Człowiek złamany rozpaczą ociera pewnego dnia łzy, unosi głowę i znowu dostrzega, że świeci słońce. Rany się goją.
Istnieje w świecie siła, która sprawia, że
zawsze nadchodzi nowy początek. Z pogorzeliska kiełkują kwiaty, od pnia odrasta młode drzewko, a zmrożona, martwa ziemia staje się żyzną glebą gotową na pług. Szramy zabliźniają się i zmieniają w nowe ciało. Człowiek złamany rozpaczą ociera pewnego dnia łzy, unosi głowę i znowu dostrzega, że świeci słońce. Rany się goją.
Zamknął oczy, odetchnął urywanie. Ale to było wszystko, jedyna reakcja. Mimo to krwawiło mi serce. Nie dziwiło mnie jego zachowanie, bo sama się tak zachowywałam. Chowałam smój żal do pudła i wpychałam je gdzieś głęboko. Wiedziałam, że będzie się czuł lepiej przez jakiś czas. I że potem, pewnego dnia, ktoś się zjawi i coś powie albo on coś sam zobaczy, i wtedy pudło zacznie się otwierać. Wszystkie te negatywne emocje zaczną się wylewać, a on nie zdoła ich powstrzymać. I załamie się.
- Zaczynam myśleć - mówię - że "siła to potęga" powinno oznaczać, że zadaniem silnych jest obrona słabych, ponieważ silni nie zawsze są silni, a słabi nie zawsze są słabi. Każdy może się potknąć. I kiedy pewnego dnia się potkniesz, a na pewno się potkniesz, bez dwóch zdań, wtedy ktoś będzie musiał pomóc ci wstać. Czy znajdzie się ktoś taki? Czy może ustawi się kolejka tych, którzy będą chcieli skopać cię, póki leżysz?
W nocy nad światem wschodzi piekło. Pierwsze, co robi – to deformuje przestrzeń; wszystko czyni ciaśniejszym, bardziej masywnym, nieporuszalnym. Gubią się szczegóły, przedmioty tracą swoje twarze, stają się przysadziste i niewyraźne; to dziwne, że za dnia można mówić o nich piękne albo użyteczne, teraz przypominają niezgrabne bryły, trudno odgadnąć ich przeznaczenie. Lecz w piekle wszystko staje się umowne. Cała ta dzienna różnokształtność, obecność kolorów i odcieni okazuje się zupełnie jałowa - po co to?
Czerwienią, niczym wartka krew Bielą, jak nagich kości biel Czerwienią, jak samotności żal i Bielą, jak milczenia czas Czerwienią niczym bestii nerw i Bielą jak biel bogów serc Czerwienią, jak nienawiści płomień i Bielą, jak dźwięk bólu skomleń Czerwienią cienia, co nocą ostatni dnia pożera płomień Niczym westchnienie,co księżyc przeszywa rozbłyśnij Bielą i w Czerwieni znikaj.
Żyłem z dnia na dzień, czerpiąc radość z kolejnych wschodów i zachodów słońca i ciesząc się niczym dziecię, że woda w morzu jest cieplejsza niż powietrze. Nie zauważyłem, kiedy wyczerpała mi się bateria telefonu komórkowego, włosy wyblakły od słońca, a skóra zbrązowiała. Gołym okiem zauważałem przemianę zachodzącą w moim ciele. I na tym chciałbym zakończyć moją relację z niedoszłej apokalipsy, zapisanej celowo z małej litery.
Ze wszystkich rzeczy na świecie najbardziej miłosierna jest niezdolność ludzkiego umysłu do skorelowania swojej zawartości . Poszczególne dziedziny nauki, każda ciągnąca w swoim kierunku, jak dotychczas uczyniły nam wielką krzywdę; jednak pewnego dnia zgromadzenie razem całej rozproszonej wiedzy odsłoni tak straszliwe horyzonty rzeczywistości , że albo zwariujemy od tych rewelacji, albo uciekniemy od śmiertelnie groźnego świata w spokój i bezpieczeństwo nowych mrocznych wieków.
Również w tym roku obchodzimy setną rocznicę urodzin Járy Cimrmana. Dzięki proboszczowi IV parafii w Wiedniu Franzowi Huschkowi, który większości zapisów w księgach dokonywał w stanie nietrzeźwym, nie da się z pewnością powiedzieć, czy małżonkom Marlenie i Leopoldowi Cimrmanom urodził się synek mroźnej nocy w luty roku 1857, 1864, 1867 czy 1892. Zapisy sugerują nawet rok 1893. A więc i w przyszłym roku minie 100 lat od dnia jego narodzin.
Magnus nie był zaskoczony. Widywał wiele potworów, które potrafiły kochać, ale tylko nieliczne pozwalały, żeby miłość je zmieniła. Tylko nieliczne potrafiły przekształcić uczucie do jednej osoby w dobroć dla innych.
(...)
Można dzielić łoże z potworem, kłaść głowę na tej samej poduszce, obok głowy wypełnionej szaleństwem i żądzą mordu. Bane'owi też się to zdarzało.
Ale tak ślepa miłość nie może przetrwać. pewnego dnia unosi się głowę z poduszki i widzi się ,że żyje się w koszmarze.
Kobiety, nawet te najsilniejsze, potrzebują kogoś, kto się o nie zatroszczy, przy kim będą czuły się bezpieczne i kochane. Nieważne, jak wielką demonstrujemy siłę. Tak naprawdę jesteśmy delikatne. W życiu każdej z nas przychodzi moment, że ta maska mocy, którą nosimy każdego dnia, pęka, ukazując naszą kruchość. Wtedy nieoceniony jest dal nas, ktoś, kto ją poskleja - spojrzała na Aleksa w taki sposób, że mu pozazdrościłem. - Nie ucieknie, nie zedrze nam jej z twarzy, ale przytrzyma w chwili słabości.
Walt Disney skradł polskie serca 5 października 1938 roku – to właśnie tego dnia w Warszawie w kinie Palladium miała polską premierę „Królewna Śnieżka i siedmiu krasnoludków”. Od pierwszej chwili film wzbudził zachwyt tysięcy widzów gotowych stać w długich kolejkach po bilet. Mogę przypuszczać, że film ten obejrzał Leszek Marszałek, któremu przecież znajomi rodziców mówili, że „powinien pracować u Disneya”.
© 2007 - 2025 nakanapie.pl