Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "lubia do nas", znaleziono 390

Pół godziny po północy. Stał na szczycie południowo-zachodniej wieży Oakland Bay Bridge, na wysokości jakichś pięćdziesięciu pięter nad stalowoszarą zatoką i zastanawiał się: na nogi, czy na głowę? Miał na sobie czarny garnitur. Wahał się przez chwilę, bo pożałował garnituru. Lubił dotyk jedwabiu na skórze. No trudno...
Pamiętał, że kiedyś, gdy był mały, większość starszych chłopaków miała w domu hantle i sztangi i ćwiczyła zapamiętale. Teraz dzieciaki siedziały przed komputerami lub ze smartfonami, ale poznał kilkunastu chętnych, którzy lubili wyciskać z siebie poty na siłowni. Ci przekazywali kontakt swoim kolesiom, którzy ćwiczyli, i interes się kręcił.
W końcu dojechaliśmy. To było porządne miasto. Na dużym rondzie stały figury jeleni. Pomniki zwierząt są zawsze lepsze niż pomniki ludzi. Z ludźmi na pomnikach nigdy do końca nie wiadomo, czy byli jołopami, skurwysynami, czy wprost przeciwnie. Na dwoje babka wróżyła. Z fauną nie ma tego problemu. Dlatego tak lubiłem Azję.
Armektańczycy nie lubili złota, widząc w nim ozdobę głupców, nie mogących olśnić świata niczym innym, jak tylko widokiem bogactwa; podobnie jak złoto traktowali zresztą pyszne szaty. Przecież jeśli człowiek nie umiał pokazać swej wartości i znaczenia inaczej jak poprzez nabyte stroje, trudno było traktować go poważanie.
Linia graniczna światła zatrzymała się na wysokości nosów przesłuchiwanych. Shi Lu lubiła patrzeć na dolną część ich twarzy i wbrew opinii o prawdzie wyzierającej z oczu uważała, że o ile nad spojrzeniem można zapanować, o tyle nad reakcją ust i brody już nie do końca. Za dużo w nich mięśni, które drgają przy byle bodźcu.
Ona była nią, ja byłam mną: ot, dwa odrębne byty. Jednak miejscami nakładałyśmy się na siebie, a dzieląca nas granica stawała się niewyraźna. Lubiłam taki układ. Mogłam być całkiem odrębną, wyjątkową osobą, pozostając jednocześnie częścią n a s. Już nigdy nie musiałam być sama.
Należy życie brać z uśmiechem i lubić ludzi. To jest pierwsza rzecz. I wszystko brać trochę z przymrużeniem oka i wybaczać ludziom błędy czy jakieś niedobre rzeczy i zapominać o tym. I ja nie pamiętam, wykreślam to z głowy. I to daje człowiekowi luz. A poza tym druga rzecz najważniejsza w życiu człowieka, żeby robić to, co się lubi.
"W więzieniu dotarło do mnie, że wszyscy jestemy jak mrówki. (...) Chodzi o to, że wszyscy się kręcimy, wykonując jakieś nic nie znaczące zadania. Mamy tylko jedno życie. Jedno. A spędzamy tyle czasu, robiąc coś, czego nawet nie lubimy. Ja już nie chce tak żyć. (...) Nie chce się zestarzeć, spojrzeć na przeszłość i zrozumieć, że może i miałem jakieś życie, ale zapomniałem, jak to jest żyć naprawdę."
. "Różowe monstrum". Usłyszała to przypadkiem jakieś dwa tygodnie temu, kiedy zjawiła się w komendzie nieco wcześniej, niż zapowiedziała. Nie wiedziała, kto wymyślił to określenie, ale się przyjęło. Nie ruszyło jej to jednak, bo tak naprawdę niewiele obchodziło ją, co inni o niej myślą. Owszem, lubiła różowy kolor i miała ku temu swoje powody. Ale czy była monstrum? Wzruszyła ramionami. Niech im będzie.
Zegarek na jej stoliku nocnym pokazywał trzecią. Świetnie!, pomyślała z sarkazmem. Zawsze, gdy budziła się w nocy, przypominała sobie słowa swojej najlepszej przyjaciółki Kaśki, że wszystkie napady i morderstwa w nocy dzieją się w okolicy godziny trzeciej, bo wtedy większość ludzi śpi najmocniej. Nie lubiła więc budzić się o tej porze.
Nigdy nie prosił o ekscytujące życie. Tym, co naprawdę lubił, czego przy każdej okazji poszukiwał, była nuda. Kłopot z nudą jednak polegał na tym, że miała tendencję do wybuchania człowiekowi w twarz. Kiedy już wierzył, że ją osiągnął, nagle zostawał wmieszany w coś, co inni - bezmyślne, nieodpowiedzialne osoby - nazwaliby pewnie przygodą. Rincewind musiał
Nie lubiła śmiechu ani tańca, ani nic, co weseli dziewczęta; nosiła w sobie przyszły smutek jakby pączek nie rozwiniony. Nigdy jej nikt w taniec nie wywołał ani pieśni wesołej wyuczył, a najmilszą zabawą jej bywało usiąść na wysokim pagórku i patrzeć daleko, daleko, jakby ją ktoś z drugiej połowy świata wołał.
Nie cierpiał gadać o pierdołach, a ja - jakby na przekór - czułam pokusę, by wydobyć z niego jakieś durne informacje z rodzaju: jaka jest twoja ulubiona piosenka albo za co mnie lubisz? Najwyraźniej całkowicie mi odwalało, bo zaczęłam się śmiać, przypominając sobie jego odpowiedź na drugie z tych pytań: ,, Za cycki! A za co niby? Charakter masz paskudny.
Udawajmy, że jesteśmy dwojgiem zwykłych ludzi.() - Okej.- przytaknąłem. - Zwyczajne popołudnie dwojga zwykłych ludzi. Kiwnęła głową - I wiesz. Teoretycznie gdyby tych dwoje ludzi lubiło się nawzajem, co trzeba by zrobić, żeby ten głuptas pocałował dziewczynę, hę? - Och.- poczułem się jak jedna za świętych krów Apollina: powolny, głupi i jaskrawoczerwony.
Bibliotekarz był oczywiście wielkim entuzjastą czytelnictwa jako takiego, ale sami czytelnicy działali mu na nerwy. Było coś... coś bluźnierczego w tym, jak stale zdejmowali książki z półek i odczytywaniem zużywali słowa. Lubił tych, którzy książki kochają i szanują, a najlepszą metodą wyrażania tych uczuć - zdaniem bibliotekarza - było pozostawianie ich na półkach, w miejscu przeznaczonym im przez Naturę
Wbrew temu, co mówi dzisiejsza władza, i wbrew temu, co zawsze lubiliśmy o sobie myśleć, nie wszyscy Polacy byli wtedy w konspiracji. Ogromna większość po prostu starała się przeżyć w skrajnie trudnych warunkach. Niedawno czytałem, że w działalność konspiracyjną podczas drugiej wojny światowej był zaangażowany zaledwie jeden procent Polaków. Niezbyt to imponujące.
Puchatek lubił przekąsić swoje małe Conieco o jedenastej rano i cieszył się bardzo widząc, jak Królik wydobywa z szafki garnuszki talerze, i gdy Królik zapytał- Co wolisz, miód czy marmoladę do chleba? - Puchatek był tak wzruszony, że powiedział: Jedno i drugie.-
I zaraz potem, żeby nie wydać się żarłokiem, dodał- Ale po co jeszcze chleb, Króliku? Nie rób sobie za wiele kłopotu.
(...) muzyka hip-hopowa wypiera muzykę poważną, komiksy wzbudzają większe zainteresowanie odbiorców niż wielkie dzieła mistrzów renesansu albo impresjonizmu, tzw. harlekiny cieszą się znacznie większym wzięciem niż książki uzyskujące nagrody literackie. Ogólnie można powiedzieć, że w sztuce dochodzi do dziwnego rozminięcia: bardziej lubimy to, czego nie cenimy.
Ludzie lubili też tańczące świnki. I baranki w kapeluszach. O ile Śmierć wiedział, jedynym powodem dowolnych ludzkich kontaktów ze świniami i owcami był fakt, że stanowiły preludium do kotletów i kiełbas. Dlaczego więc na tapetach w dziecinnych pokojach nosiły ubrania, pozostawało dla niego tajemnicą. Patrzcie, kochane dzieci, to ich właśnie będziecie jeść...
Małe drobnostki, z których się składamy. Niedostępne w relacji, którą mamy ty i ja. Gdyby ktoś mnie zapytał, w jakiej pozycji najchętniej czytasz,
czy do herbaty cytrynę kroisz w plasterki czy wyciskasz, czy lubisz brać zimny prysznic - nie wiem nic. Nie mam pojęcia. Nie znam faceta.
Jest mi zupełnie obcy. A jednak. Twoje ciało mogę przywoływać w pamięci, kiedy tylko zechcę.
- Co się stało? - pyta mnie, ignorując swojego towarzysz, i unosi głowę, więc musze się odsunąć.
Patrzę na niego z góry. Jest pijany. Tak naprawdę pijany.
- Chciałam się przytulić - mówię szczerze. - Stanley powiedział, że do niego nie mogę.
- Nie możesz, zdecydowanie miał rację.
- Do Troya też nie.
- Też nie. - Uśmiecha się głupkowato. - Tylko do mnie.
- Ale ty nie lubisz.
- Dla ciebie zrobię wyjątek. Usiądź ze mną.
Nie lubił negatywnych określeń na wyznawców Allaha, mimo że właściwie to gardził wyznawcami jakiejkolwiek religii. Natomiast narracja o wszystkich złych islamistach nigdy do niego nie trafiała. Człowiek to człowiek, nieważne, w jakiego boga, bożka czy zwierzę wierzy. A to, że niektórzy z nich opacznie rozumieją święte księgi, nie może rzutować na wszystkich wyznawców danej religii.
- Często się kłóciliśmy, bo nie lubił sprzeciwu. A chciał żeby w domu wszyscy robili to, co sobie wymyślił. Chodzili jak w zegarku. Jego zegarku. I że niby zawsze miał rację - kontynuowała. - Kiedyś zrzucił mnie ze schodów po pijaku. Twierdził, że przypadkowo, i od razu przeprosił, ale nie chciałam go słuchać. Nie wiem, czy bił rodzeństwo. Na pewno nie podniósł ręki na Wiktorka. Być może kogoś szturchnął. Mamy nie bił na pewno.
Nie lubiła książek i filmów z budującym przesłaniem, wzniosłych scenariuszy, w których okazywało się, że fantastycznie jest mieć Downa(jej słowa). Że miłość zwycięża chorobę. Że chory znika jak mistrz Yoda. Bez sikania, odleżyn, środków przeciwbólowych. I że w ogóle trzeba się wziąć w garść. Że rodzina zawsze się jednoczy. Nigdy nie przyjmowała rutynowych pocieszeń. Kurtuazyjnych sformułowań wypłacanych drobną monetą.
Tam mogłam dać upust emocjom i nie tylko biegać, przeskakując przez kolejne przeszkody, lecz także łączyć to, co kochałam, z inną moją pasją, jaką był taniec nowoczesny. Byłam pewna, że połączenie tego wszystkiego wyglądało komicznie, ale lubiłam to robić. I miałam świadomość, że o tym nikt nie powinien się nigdy dowiedzieć. To była moja mała tajemnica, którą od dawna kryłam w sercu tylko dla siebie.
Jesteś inny od innych, wystarczająco dobry lub wystarczająco dobra, żeby mieć swój gust, lubić to, co ci się podoba. I właśnie to, co czyni cię innym, czyni cię jednocześnie najbardziej sobą. Uznanie bycia sobą i zgodzenie się na bycie sobą, sobą wystarczająco dobrym lub dobrą, to punkt wyjścia do zaprzestania codziennej wspinaczki starania bardziej i więcej.
- Grace, jestem Charlie, syn Lois. To moja siostra Jane.
- O, ciągle o was mówi.
- Naprawdę? - spytała z lekkim zdziwieniem Jane.
- Tak. Mówi, że niezła była z ciebie chłopczyca - odparła Grace. - A ty - zwróciła się do Charliego - podobno byłeś miły, ale potem coś się stało.
- Nauczyłem się mówić - powiedział.
- Wtedy przestałam go lubić - stwierdziła Jane.
Anna widziała szczęście najbliższych, ale sama gasła z każdym dniem. Nie lubiła siebie za ten stan. Małgorzata robiła wszystko, aby i ona czuła się wyjątkowo dobrze. Zapewniła jej własne auto, ochroniarza i w zasadzie pełną wolność... W zasadzie. Bo dla Anny jasne było, że upór, z jakim Setha kazała jej korzystać ze swojej karty kredytowej oraz luksusowego telefonu, dowodził jednego: że jest pod stałą obserwacją.
Jak w każdym domu, i u nas było wiele automatów; do sprzątania, kuchennych, wytwórczych i ogrodowych. Te ostatnie, pielęgnujące kwiaty i drzewa, nazywały się Monotami. Monot Pierwszy był u nas jeszcze od czasów dziadka. Nieraz nosił mnie na barana, czego bardzo nie lubił nasz wilczur, Pluton; psy na ogół nie cierpią automatów. Babka mówiła mi, że w ogóle wszystkie niższe stworzenia boją się automatów, bo nie rozumieją, jak to może być, żeby poruszało się coś, co nie żyje.
Zdenerwował się. Nie lubił takich ludzi jak Krzysztof Oleszkiewicz. Nawet niepodobna mu współczuć, nie było po nim widać bólu. Gadał, zacietrzewiał się i wsiadał na swojego ulubionego konika. Kanapowy konserwatysta. Facet, który zna rozwiązania wszystkich problemów. To niech je, kurwa, rozwiąże. Podobno w jakiejś knajpie w Nowym Jorku wisiał nad barem napis: „Jeżeli jesteś taki mądry, to dlaczego jesteś taki biedny ?”
© 2007 - 2024 nakanapie.pl