Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "platki", znaleziono 82

Siedzący przed laptopem mężczyzna po raz kolejny czytał e-maila wysłanego przez Franka Wilmowskiego. Oprał się w fotelu plecami i odchylił głowę do tyłu. Zamknął oczy i zmarszczył czoło, zastanawiając się, co mogło się stać i co ma zrobić. Miał nadzieję, że to zwykłe przeoczenie.
Dlatego proponuję: pierdolcie się wszyscy z waszym poczuciem wyższości; z waszymi małpimi pokazami udawanej siły, gwarantowanej przez stojącą za plecami grupę; z waszymi atakami protekcjonalności i z waszym manipulowaniem ofiarami, dla których emancypacja rzekomo miałaby być trudna do zniesienia!
Nie ważne, jak szybko i daleko uciekasz, (...) będzie zawsze krok za tobą i dopadnie cię, kiedy nadejdzie odpowiednia chwila. Nawet gdy poczujesz go za sobą, bardzo blisko, niemal na swoim karku i odwrócisz się nagle, wciąż będzie za twoimi plecami. Możesz wyczuć jego obecność w swoim pokoju, ale nigdy go nie zobaczysz.
Tomek przestraszony zrobił dwa kroki do tyłu, a gdy nagle oparł się o coś miękkiego i mokrego i poczuł oddech na swojej szyi, włosy zjeżyły mu się na karku. Przerażony chciał rzucić się do ucieczki, ale ktokolwiek bądź cokolwiek stojące za jego plecami powaliło go bez przeszkód na betonową posadzkę.
patrzyłam przez okno jak na magiczny obrazek, a za moimi plecami bezprzytomna pustka wisiała w powietrzu jak balast, ciągnęła nad obie na samo dno wszystkich minionych i przyszłych lat. Byłyśmy, mama i ja, wszystkimi kobietami, które żyły w cieniu straty, wyczerpane bezruchem, splecione żarem i gniewem.
Doskonale jednak wiedział, że nawet najdłuższa podróż kiedyś się kończy i tam, gdzie wysiadamy, zawsze jest tak samo jak tu, wszędzie bowiem targamy ze sobą swoje fatum. Ono jest w nas, a nie na zewnątrz, jak zawieja, deszcz czy śnieg. To można zostawić za plecami, tamtego nie. Bo tamto jest jak garb, przed którym nie da się uciec. Możemy tylko stawić tamtemu czoła i to przezwyciężyć. Przynajmniej do czasu.
Wieczorem Pola rozbiera się odwrócona do mnie tyłem. Zakłada piżamę i uchyla okno. Kładzie się do łóżka. Ja też się kładę. Pola mówi, że jest zmęczona, i odwraca się do mnie plecami. Kiedy próbuję ją objąć, wyrywa się. Kiedy próbuję jeszcze raz, grozi, że pójdzie spać na kanapę. Odwracam się. Zasypiam.
A teraz pytanie za milion punktów: kto jest scenarzystą tego pieprzonego serialu?
Prawie jednocześnie obydwaj skoczyli przed siebie, i - przebiegłszy na palcach jasną plamę światła – znaleźli się tuż za plecami strażnika. Ten jednak, jakby wiedziony tajemnym zmysłem starego żołnierza, podniósł nagle głowę i błyskawicznie się odwrócił. Ścisnął mocniej rękojeść halabardy i natychmiast był gotowy do zasłony, albo zadania ciosu.
Kiedyś były jej przekleństwem, stale zgarbiona usiłowała ukryć go w zbyt obszernych ciuchach, chowając nieudolnie między ramionami. Do dziś pamięta te słowa wypowiadane za jej plecami przez śliniące się usta dorastających podrostków: "bimbały, balony, cyce jak donice" - niekończący się koszmar. Wtedy... Teraz była ze swych atrybutów dumna, nie miała się czego wstydzić.
- Czy ten samobójca ma ręce związane za plecami? (...)
- Tak. Podobno sam je sobie związał.
- To możliwe?
- Owszem. Niełatwe, ale możliwe. I trzeba wiedzieć jak to zrobić. (...) oni wszyscy mieli ręce związane z tyłu. Cała piątka. Jedna osoba mogła wpaść na taki pomysł. (...) Ale żeby dokładnie to samo zrobiło pięć różnych osób? I każda z nich wiedziała, jak się taki węzeł wiąże?
Musisz zrozumieć, że tego typu uczucia nie znikają. Być może kiedyś zbledną, ale ich wspomnienie już zawsze będzie zatruwać ci serce.
Nieprzepracowane traumy są jak źle zrośnięte kości. Niezależnie od tego, ile minie czasu, nigdy nie będzie całkiem dobrze.
Więc jeśli czujesz, że życie cię przygniata, nie zamykaj się w sobie. Nie odcinaj się od świata i nie czekaj, aż ból minie. Bo to tak, jakbyś odwracał się plecami do samego siebie
[...] Spoglądając w życie dookoła nas, bliscy jesteśmy przyznać rację gorzkiej wypowiedzi (Karola) Ludwika Konińskiego: Cała nauka Chrystusa, cała Ewangelia zmalała do rozmiarów ziarenka; natomiast otoczka tego ziarenka rozrosła się jako monstrualne plewy. Splendor, przepych, luksus, trony, władza". [...] Przywróćmy Chrystusowi, cośmy mu zabrali, On i co Jego jest - ma rosnąć, My i co nasze - niechże zacznie maleć!
Tybald do tej pory nie mógł uwierzyć, że za kilka minut odpłynie tą łodzią z innego świata na swe pierwsze jesienne ferie. Nie miał jednak czasu zastanawiać się nad niezwykłością sytuacji, gdyż wzywano ostatnich pasażerów, a jednocześnie za plecami Tybalda rozległ się głośny tupot i ktoś uczepił się jego rękawa.
– Myślałem, że już nie zdążę! – wysapał listonosz, wyrównując oddech. – Spadłaby efektywność doręczania... Z premii nici... A tak dobrze szło...
Czym jest plebs dowiedziałam się dopiero teraz, zrozumiałam to jasno i wyraźnie, o wiele jaśniej i wyraźniej niż mogłam to zrozumieć przed laty, gdy nauczycielka zadała mi to pytanie. Plebs to byliśmy my. Plebs to były kłótnie o wino i jedzenie, o to, kogo obsłużono w pierwszej kolejności. Plebs to była brudna podłoga, po której chodzili kelnerzy, plebs to były coraz bardziej wulgarne toasty. Plebs to była moja matka, która wypiła za dużo wina i teraz, oparta plecami o ramię ojca, śmiałą się na cały głos z erotycznych podtekstów w odzywkach handlarza starzyzną.
Wszystkim damom zupełnie się nie spodobało takie zachowanie Cziczikowa. Jedna z nich specjalnie przeszła koło niego, aby dać mu to zauważyć, i nawet dość niedbale zaczepiła blondynkę grubym fortugałem swojej sukni, a szarfą, która powiewała wokół jej ramion, zadysponowała tak, że jej końcem przejechała blondynce po twarzy. Jednocześnie za jego plecami z pewnych damskich ust wionęła razem z zapachem fiołków dosyć ostra i zjadliwa uwaga. Ale Cziczikow albo rzeczywiście tego nie usłyszał, albo udał, że nie słyszy, lecz nie było to dobre, ze zdaniem dam należy się bowiem liczyć. On też żałowal tego, już potem, czyli za późno.
- Powiedzcie im, że opowiadam się za tym wszystkim, co on zwalcza. Szczerze wierzy w to, co mówi, ale są to piramidalne bzdury. Nigdy nie wrócimy do czasów łacińskiej liturgii, do księży, którzy odprawiają mszę odwróceni plecami do wiernych i do rodzin z dziesięciorgiem dzieci, bo mama i tato nie wiedzieli, jak temu zaradzić. To była podła, opresyjna epoka i powinniśmy się cieszyć, że minęła. Powiedzcie im, że opowiadam się za respektowaniem innych wierzeń i za tolerowaniem różnych poglądów w obrębie Kościoła. Powiedzcie im, że moim zdaniem biskupi powinni mieć większą władzę, a kobiety powinny odgrywać większą rolę w Kurii...
- Jesteście gorsi od adwokatów - oznajmił Kaptur, odwracając się do nich plecami. - A lepiej, żebyście nie wiedzieli, co robię z duszami adwokatów.
Uderzenie serca później Pan Śmierci zniknął.
Meandore zmarszczyła brwi.
- Tronie Cienia, kto to są adwokaci?
- Ludzie zawodowo zajmujący się wypaczaniem prawa dla zysku - odpowiedział i ruszył z powrotem do lasu, postukując laską. - Kiedy byłem cesarzem, miałem ochotę wszystkich zamordować.
- Czemu tego nie zrobiłeś? - zapytała, gdy zaczął znikać w półmroku między drzewami.
- Cesarski adwokat powiedział, że to byłby fatalny błąd - dobiegła ją słaba odpowiedź.
Jak przyrośnięte do grzbietów bijajaków, fagory zwróciły posępne, bycze twarze ku wyżynie w dali, gdzie stado zatrzyma się na popas. Pod wygiętymi do góry rogami świeciły oczy. Co rusz któryś wysuwał biały mlecz i zapuszczając go w szczeliny potężnych nozdrzy wymiatał dokuczliwe muszki. Niezgrabne głowy siedziały na cielskach w całości porośniętych długim białym włosem. Fagory były białe od stóp do głów – z wyjątkiem różowo – szkarłatnych oczu. Jechały na bijajakach, jakby stanowiły z nimi jedno. Za ich plecami bujały się prymitywne skórzane juki z pałkami i innym orężem.
Nela stała oparta plecami o ścianę. Miała przymknięte oczy i z trudem próbowała wyrównać oddech. – Nienawidzę tego miejsca… nienawidzę – powtarzała w myślach. Od dwóch miesięcy pracowała w małym sklepiku z firanami, guzikami, rajstopami i drobną pasmanterią. Sklep był duszny, ciemny i mały. Wchodziło się do niego przez ponure podwórze, zacienioną klatkę i jeszcze cztery schodki w dół poniżej parteru. W centrum Łodzi było mnóstwo takich sklepików, a tu – kierując się bezpośrednio od ul. Wschodniej, można było trafić do wielu takich miejsc. Marynarki, spodnie, odzież, futra, skóry, fartuchy. Zakłady krawieckie i szewskie. Wszystkie małe, ciasne i ciemne. Czasem tak małe, że oprócz towaru ledwo mieściło się lustro do oglądania przymierzanych strojów.
"Wpatrzyłam się w odbicie w lustrze. Krew pokrywała moją brodę , a z rozcięcia w dolnej wardze sączyło się jej jeszcze więcej i całość wsiąkała w białą koszulkę. Warga już puchła, lecz z radością zauważyłam, że moje oczy były suche - ani śladu łez.
Za moimi plecami pojawił się Matteo. Górował nade mną, mrocznymi oczami badając moją obitą twarz. Bez swojego słynnego uśmiechu rekina i aroganckiego rozbawienia, wyglądał niemal znośnie.
- Nie wiesz, kiedy się zamknąć, co ? - Jego usta ułożyły się w pogardliwy uśmieszek, lecz coś wyglądało nie tak. W jego wzroku tkwiło coś niepokojącego. Jego spojrzenie przypominało to, jakie widziałam u niego po tym, jak w piwnicy zajął się schwytanymi Rosjanami. W głębi oczu czaiło się coś spaczonego.
- Ty też nie - powiedziałam, a następnie skrzywiłam się , gdy poczułam w wardze kłujący ból.
- Prawda - przyznał dziwnym głosem. "
Brak instynktu to coś, czym często się martwię.
Dopiero teraz uświadamiam sobie, że nie widzę wspomnień, tylko wspomnienia fotografii. Całe dnie wydestylowane do jednego nieruchomego obrazu.
Nie planowałam zostać instamamą. Bardzo długo nie wiedziałam, czy w ogóle będę mieć dzieci. Ale kto z nas może z całym przekonaniem stwierdzić, że jego życie potoczyło się dokładnie tak, jak przewidywał?
Moja żona zawsze miała dość nieoczywisty stosunek do prawdy.
Tak naprawdę pewnie oboje byliśmy wówczas nieznośni, jak większość świeżo zakochanych par.
Lepiej kłamać i być lubianym niż zostać znienawidzonym za szczerość - ta maksyma przyświecała mu przez całe życie. Mój ojciec był jak kameleon.
Czy to nie dziwne, jak chętnie, bez zastanowienia wskakujemy do samochodów obcych ludzi, ufając, że są tymi, za kogo ich mamy, i że zabiorą nas tam, gdzie chcemy?
- Gdzie są moje ubrania ?
- Alysso!!
- Słucham.
- moje ubrania.
- och! Ubrania, tak! Wypadły przez okno i spłonęły".
Inteligencja nie wystarcza, żeby zrozumieć Jezusa. Niektóre jego słowa i uczynki trzeba przyjąć po prostu z wiarą.
-Dlaczego człowiek musi umrzeć?
-Po prostu ludzie są zmęczeni życiem.
-Dlaczego Bóg na to pozwala? Czemu pozwala, aby ludzie się męczyli?
-Widzisz, po jakimś czasie Bóg zaczyna za nami tęsknić i chce, żebyśmy do niego wrócili.
© 2007 - 2024 nakanapie.pl