Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "polskie macie", znaleziono 42

To, że masz polskie nazwisko, dodaje ci człowieczeństwa.
Naści, rządź!
Masz tu kaduceus polski,
mąć nim wodę, mąć.
Myślę, że wynalazek oberka, najbardziej polskiego z polskich tańców, był podświadomą reakcją ludu na niewolniczą opresję. Kolista, spiralna, obsesyjna nuta tego tańca miała nieść wyzwolenie i zapomnienie. Oberek był czymś w rodzaju polskiego bluesa.
Widok był niesamowity. Co jak co, ale ze szczytów polskich gór nie miałam okazji oglądać oceanu. Coś wspaniałego!
Łańcuch zabytkowych miejscowości otaczających Lwów zyskał miano Złotej Podkowy. Tutaj niemal każde miasteczko powstało z inicjatywy polskich magnatów i związane jest z wybitnymi postaciami z dziejów Polski.
Przez 30 lat mieszkania tu, to właśnie polskie smaki oraz smaki Polski pozwoliły mi ją naprawdę poznać. I choć nieraz na tej drodze płakałam, bo nie miałam instrukcji "jak zrozumieć Polaków", to wiem, że pomocna dłoń potrafi czynić cuda.
Najbardziej wysunięty na południowy-wschód zakątek Polski nosi nieformalnie miano "wyrostka robaczkowego" albo "worka".
Kaja miała rację - gdy policjant walnął Polę po tyłku pałką, skończyła się epoka romantyzmu w klasycznym polskim pojmowaniu.
Z dnia na dzień zostawiłam całe swoje życie i bez żadnego planu jadę na drugi koniec Polski. Ja, która nawet niespodzianki musiałam mieć zaplanowane.
I czym o niej [o ojczyźnie] głośniej, tym bardziej należy się mieć na baczności, bo prawdopodobnie jakiś „geniusz” z pełną gębą Polski przygotowuje coś „genialnego”.
Po II wojnie światowej wybrani administracyjnie nowi wójtowie mieli pełne ręce roboty. Jednym z zadań było nadanie miejscowościom polskich nazw. Wszelkie niemieckie nazwy, napisy należało jak najszybciej usunąć. Na obszarze obecnej gminy Purda prawie wszystkie miejscowości miały stare polskie bądź spolszczone nazwy, co ułatwiało zadanie.
Nie posiadacie horyzontów. Polska wam wszystko zasłania. Przejebane macie z racji ograniczoności waszej” (…) No i w sumie ma rację Losza, bo nas nic nie obchodzi poza tym, żebyśmy zdrowi byli.
Urzędnicy, od których zależało dofinansowanie, nie mieli pojęcia o tym, jak funkcjonuje polska szkoła i jakie są jej potrzeby. Swoją wiedzę czerpali głównie z mediów, podobnie jak większość społeczeństwa.
Uśmiechał się, gdy zięć wesoły
Przynosił z miasta kwiaty Żonce
I wołał śmiesznie: "Zońka-słońce,
Masz od Moskala polskie kwiaty,
Za to mu ruskiej daj herbaty!
-Polska to cmentarz! - mówił mój ojciec, mrużąc oczy z zajadłą nienawiścią. -To sprofanowany cmentarz. Błoto, gnój, kości, popioły i splądrowane grobowce. Nie można udawać turysty wśród gnoju. Nie można mieć do gnoju stosunku sentymentalnego.
Zmiany terytorialne po II wojnie światowej w znaczącym stopniu wpłynęły na zmianę struktury narodowościowej państwa polskiego. Polska po sześciu stuleciach stała się państwem jednolitym narodowościowo. Tylko 1,5% jej mieszkańców stanowiły mniejszości narodowe (w II RP około 32%). Zmiany terytorialne spowodowały ogromne przemieszczenia ludności polskiej i niemieckiej. Tylko do końca 1946 roku z terenów ZSRR przesiedlono na obszar powojennej Polski ponad 1,7 mln Polaków i Żydów będących do roku 1939 obywatelami polskimi. Jednocześnie z Ziem Zachodnich i Północnych powojennej Polski wysiedlono ponad 3 mln Niemców, to jest większość dotychczasowych mieszkańców tych ziem, którzy pozostali tam po ewakuacji zarządzonej pod koniec wojny przez Hitlera i spontanicznej ucieczce z lat 1944–1945. Dzięki tak radykalnej zmianie struktury narodowościowej państwu polskiemu udało się uniknąć w następnych dekadach konfliktów narodowościowych, chociażby takich, z jakimi borykała się w dwudziestoleciu międzywojennym II Rzeczpospolita. Z tego punktu widzenia pozbycie się Kresów Wschodnich było wydarzeniem politycznie korzystnym. Dzisiaj niejednokrotnie zapomina się, że Galicja Wschodnia była w okresie II RP teatrem nasilającego się konfliktu polsko-ukraińskiego, którego przerażające apogeum nastąpiło w latach II wojny światowej. Nietrudno sobie wyobrazić, że gdyby Polska zachowała po 1945 roku część lub całość Kresów Wschodnich, to po 1989 roku miałaby w Wilnie i we Lwowie swoją Bośnię i swoje Kosowo. Powojenne zmiany granic raz na zawsze położyły kres wielowiekowym zmaganiom, które toczyła Polska o utrzymanie swojego stanu posiadania na Wschodzie. Odtąd jej wysiłek polityczny i gospodarczy został skierowany na rozwój wewnętrzny, w tym na utrzymanie i zagospodarowanie Ziem Odzyskanych. Pozyskanie w większości rozwiniętych gospodarczo i zurbanizowanych terenów, łącznie z szerokim dostępem do morza, znacząco wpłynęło na rozwój gospodarczy i społeczny powojennej Polski. Decyzja o przejęciu tych ziem przez odradzające się po wojnie państwo polskie postawiła przed jego władzami wiele ważnych i trudnych zadań. Nie wystarczyła sama tylko organizacja administracji. Konieczne było uruchomienie działalności gospodarczej oraz stworzenie warunków egzystencjalnych dla napływającej tam fali repatriantów oraz przybyszów z Polski centralnej i południowej. Bohdan Piętka, W imię racji stanu. Polskie drogi powrotu nad Odrę i Bałtyk Ani argument zależności państwa, ani argument przymusu nie może być wystarczający, aby PRL mogła być zdelegitymizowana czy uznawana za „czarną dziurę” w dziejach, choć owszem, w przeciwieństwie od chrześcijaństwa, komunizm, jak na herezję przystało, nie miał cech trwałości. Faktem jest też, że SLD nie sprzeciwiał się rozbudowywaniu takiej argumentacji, gdy był na to czas, ale skoro nie robiono tego ćwierć wieku temu, musimy robić to teraz. I choć moje uwagi to zaledwie hasło mające pobudzić do myślenia, czy sugerujące głębsze i naukowe opracowanie tematu, to warto o tym myśleć i o tym pamiętać. * * * Rządzący obóz narzucił Polakom paranoiczny obraz historii, tej najnowszej, ale też starej. Dlaczego więc lewica tłumaczy się przed fałszerzami historii, zamiast występować z pozycji tych, których zasługą jest, że Polska zamiast na Wschodzie znalazła się ostatecznie w Europie Środkowej, nie mówiąc już o innych jej zasługach… Dzisiejsza Polska, czy się to komuś podoba czy nie, jest kontynuacją tej powstałej w 1944 i 1945 roku i ta po 1989 roku zapowiadała się znakomicie, wydawało się, że otwierają się przed nami świetlane perspektywy. Niektóre nadzieje się spełniły, mamy awans materialny, nie do przeceniania jest poczucie wolności, ale to co obserwujemy obecnie, doprowadzi do czegoś bardzo złego. Tak czy inaczej, Polski Ludowej nie możemy porównać do tej, którą teraz mamy, bo ta jeszcze się nie skończyła i nie wiemy, jak się skończy. Bronisław Łagowski, Polska nadrzeczywistość.
Teraz znów wszystko miało być postawione na głowie. Liczne wcześniejsze protesty pokazały, że przeciwnicy nowych pomysłów na funkcjonowanie polskich placówek edukacyjnych nie mają żadnego wpływu na decyzje władz, nikt nie bierze pod uwagę ich zdania. Lęk przed nieznanym podsycały media oraz użytkownicy portali społecznościowych.
Na sesji wystąpił także jako referent profesor Tomasz Wituch, mój sporo młodszy kolega. Od lat znany był ze skrajnych poglądów nacjonalistycznych. Tym razem w wystąpieniu zmieścił tezę, że wydarzenia II wojny światowej miały dla Polski także stronę pozytywną, stała się państwem narodowym. s. 296
Ludzie nie cierpią matek z dziećmi, to stara złota polska zasada, którą lepiej znać i na poważnie brać sobie do serca. Matki z dziećmi powinny schodzić ludziom z drogi, ludzie są zmęczeni, ludzie chcą mieć spokój, a nie pierdolone przedszkole za płotem.
Niewiele osób już dzisiaj pamięta, że po zakończeniu II wojny światowej wschodnia granica naszego kraju miała inny przebieg niż obecna z Ukrainą. Do 1952 roku po stronie polskie pozostawały miasteczka Bełz i Sokal, a Ustrzyki Dolne wraz z pasem Bieszczad należały do Związku Radzieckiego.
Polska Ludowa 1944-1956
Alternatywa dla Londynu i… Moskwy
Latem 1944 r., kiedy armie radzieckie wkraczały do Polski, stosunki między rządem emigracyjnym a ZSRR były krańcowo złe. Niezależnie od powodów i racji nic nie wskazywało na ich poprawę. Mocarstwa zachodnie nie kwapiły się do wyrazistego i stanowczego interweniowania w tej sprawie. Motywy takiej polityki są sporne. Nie wydaje się, aby wynikała ona ze słabości, złej informacji czy też jakiegoś zauroczenia Stalinem. Roosevelt był daleki od poczucia słabości, a Churchill należał do najlepszych znawców ZSRR i jego polityki. Jeśli pominąć propagandę i dyplomatyczne kurtuazje, to na podstawie źródeł rysuje się nie tyle uległość przywódców Zachodu, ile dość egoistyczna kalkulacja interesów państwowych. Chcieli wygrać wielką wojnę, minimalizując własne straty ludzkie. Potrzebowali sojusznika zdolnego ponieść niezbędne ofiary w wojnie lądowej. Nie było im obce myślenie w kategoriach wielkomocarstwowych i imperialnych. Dlatego uznawali zasadność pewnych postulatów Stalina, w szczególności w sprawie granicy na linii Curzona oraz „przyjaznych rządów” w państwach granicznych. W tych sprawach nie solidaryzowali się z polityką wschodnią polskiego rządu na wychodźstwie. Ponadto nie przewidywali zimnej wojny i jej konsekwencji. Ale czy mogli? W tej sytuacji powstanie ośrodka rządowego akceptowalnego dla ZSRR leżało w polskim interesie narodowym. Alternatywy rysowały się gorzej lub zupełnie źle – bezpośrednia radziecka administracja ziem polskich lub zarząd czysto powierniczy, ewentualnie nawet los republik nadbałtyckich. PKWN wchodził w pustkę geopolityczną i przynajmniej częściowo przywracał polską podmiotowość w grze międzynarodowej. Był tworem czysto emigracyjnym. Krajowa podziemna PPR nie miała praktycznie żadnego wpływu na decyzje organizacyjne i programowe PKWN, choć kilku jej przedstawicieli przerzuconych wcześniej przez front uczestniczyło w tych pracach. Właściwe kierownictwo PPR nie było nawet informowane. Decydował Stalin i emigracyjne środowisko komunistyczne, skupione wokół Centralnego Biura Komunistów Polski utworzonego na początku 1944 r. decyzją KC WKP(b). Oparcie polityczne i bazę kadrową PKWN stwarzały, z grubsza rzecz ujmując, dwie formacje. Decydująca rola przypadła kilkutysięcznej rzeszy komunistów polskich, dawnych członków KPP przebywających na emigracji w Związku Radzieckim, oraz – w wyzwolonej części kraju – również niezbyt licznym członkom PPR. Powracający z ZSRR byli kapepowcy cieszyli się największym zaufaniem władz radzieckich i mieli największe możliwości działania. W początkowym, tzw. lubelskim okresie wyzwolone ziemie polskie stanowiły bezpośrednie zaplecze frontu na głównym kierunku operacyjnym i siłą rzeczy najwięcej do powiedzenia miała radziecka administracja wojskowa. W miarę oddalania się frontu rosła samodzielność władz polskich.
Karol, jako dowódca, miał dostęp do bimbru praktycznie w ilościach nieograniczonych. Miało to oczywiście dobre jak i złe strony. Jak wszystko na tym świecie. Poranki witał Karol ze słowami typu: „ja pierdolę to był ostatni raz”. Natomiast zejście ze służby, przy upragnionym zniknięciu tego znienawidzonego słońca z horyzontu: „no to teraz odpalimy trochę polskiego smaku w tej diabelskiej krainie.
- A co będzie, jeśli też znajdziemy jego zwłoki? (...)
- Coś ty się zrobiła taka strachliwa? - prychnęła ze zniecierpliwieniem. - Poza tym, dlaczego miałby nie żyć?
- Bo tu grasuje morderca?!
- No i co z tego (...) Przecież my żyjemy!
- Jeszcze... - mruknęła Grażyna.
- Weź mi tu nie cytuj hymnu...
- Słucham?!
- "Jeszcze Polska nie zginęła, póki my żyjemy" (...) Nie wiem, czemu na schodach złapał cię atak patriotyzmu...
Przecież Polska nie zaistniała ot tak w chwili, kiedy przyjęła chrzest. Na tych samych terenach działo się wiele ciekawych rzeczy, żyli ludzie, którzy wierzyli w starych bogów oraz najróżniejsze demony. Mieli swoje święta, własne tradycję. Chrześcijaństwo, nie mogąc tego wszystkiego wyplewić z umysłów ludzi, zaczęło przejmować niektóre ze starych zwyczajów.
Myślałem sobie w ogóle o takich uczuciach, które ludzie chowają na dnie duszy. Na przykład sprawa Żydów polskich: niejeden Polak myślał sobie po cichu, jak to się dobrze złożyło, że Hitler „rozwiązał” sprawę żydowską, a my nie musieliśmy nawet kiwnąć palcem, przeciwnie, całą duszą Hitlera potępiamy, lecz z rezultatów jego zbrodni korzystamy, mając wymarzone „państwo jednolite narodowo”.
- Jesteś dobrą dziewczyną - westchnął. - Lepszą i szlachetniejszą niż większość tych, które w życiu spotkałem.
- Zatem w naprawdę dzikich krajach się pan obracał.
Zamyślił się. Polska dwudziestego pierwszego wieku... wszechwładne chamstwo, skąpstwo, chciwość, korupcja... tylko czy tu było lepiej? Nędza, przemoc, wyzysk... Ta epoka jest inna, ci ludzie są inni. Lepsi, gorsi, to nie ma znaczenia. Po prostu inni.
- Masz rację. W dzikich.
Masz ich tu kolejno. Od Piasta, Siemowita, przez Mieszka, Kazimierza Wielkiego, po księcia budowniczego. W ich bibliotece nigdy nie brakowało mądrych ksiąg. Treść „Historii Polski” Macieja Miechowity, według której rycin są przedstawieni, była po prostu ich historią rodzinną. Najznakomitszych z dynastii, umieścił tu. Ten pan naturalnej wielkości, w nieco zrolowanych pończochach nad wejściem, to Jerzy II z żoną Barbarą. Tak sam kazał wyrzeźbić siebie i swoich pradziadów - objaśniałam.
Umarło w rzeczywistości, odżyło w słowach Rewizjonizm historyczny przybrał w Polsce formę dla mnie odrażającą, ponieważ niezwykle głupią. Zasadniczo jednak bronię rewizjonizmu. Niektórzy historycy kontestują dominujące poglądy na temat wojny światowej, nie mając racji, ale wysuwają zaskakujące (co zawsze cieszy) i odkrywcze argumenty. Ernest Nolte jest znakomitym przykładem. Rewizjonizm, jaki rozkrzewił się w Polsce, jest niesłychanie radykalny, ale do historii wojny niczego nowego nie wnosi, podobnie jak do poznania okresu powojennego. Gorzej – tłumi, płoszy, zaciemnia to, co było prawdziwe i dobrze uzasadnione. Polega on zasadniczo na przeniesieniu się w wyobraźni do lat wojennych i powojennych, by w sposób całkowicie bezkrytyczny przejąć znaczną część ówcześnie panujących poglądów i emocji. Jaki sens ma dzisiaj potępianie układów jałtańskich? Nie postanowiono tam przecież, że Polska ma wprowadzić ustrój komunistyczny. A gdyby nawet postanowiono – jakie to ma znaczenie obecnie? Pod pewnym bardzo ważnym względem Polska powojenna była i jest bękartem jałtańskim, jak mówią wrogowie PRL, których coraz więcej. Aktualność postanowień jałtańskich polega na tym, że naszą granicą wschodnią nadal pozostaje linia Curzona, a na zachodzie do Polski nadal należą terytoria odebrane Niemcom. Czy nie możecie z tym żyć, czy bardzo wam to przeszkadza? Pytam was, prawicowych i lewicowych krytyków Jałty. Czy nie dacie się namówić na takie widzenie rzeczy, że dzięki Jałcie Polska została przesunięta na Zachód, że swoją połową znalazła się w Europie centralnej, czego własnymi siłami nigdy by nie osiągnęła? Żaden kraj należący do zwycięskiej koalicji nie zyskał tyle namacalnych korzyści w wyniku pokonania Niemiec co Polska. Anglia poniosła wyłącznie straty. Gdzie są i na czym polegają zdobycze Rosji? Rozwiały się jak dym. Ostał im się jeno obwód kaliningradzki. Bądźmyż myślowo współcześni swojemu realnemu bytowi, nie uprawiajmy „polityki historycznej” szkodzącej tylko nam i nikomu więcej. Trudno przeboleć ofiary paktu Ribbentrop-Mołotow: wywózki na Sybir, wymordowanie oficerów i to wszystko, o czym dobrze pamiętamy. Te ofiary można porównać tylko z późniejszymi masakrami głównie polskich chłopów na Wołyniu i w Galicji Wschodniej; o tym jednak „polityka historyczna” każe milczeć, bo Ukraina nasz sojusznik strategiczny, a poza tym chłopi to nie to, co oficerowie. Jakie następstwa paktu istnieją do dziś, dla kogo są korzystne, dla kogo niekorzystne? Czy Rosja zachowała z tego jakieś korzyści, że tak bardzo ją za ten pakt zwalczamy? Czy nie łatwiej by jej się z Litwą i Ukrainą sąsiadowało, gdyby Wilno i Lwów należały do Polski? Ja nic nie twierdzę, ja tylko pytam. Plemię Herero Państwo, które wygrało wojnę i może narzucić pokonanemu swoją wolę, żąda odszkodowań za poniesione szkody. Większość polskiego Sejmu żąda odszkodowań wojennych od Niemiec. Kiedyż to Polska prowadziła wojnę z Niemcami? Sześćdziesiąt lat temu. Znany jest komu przypadek z historii świata, żeby zwycięzca żądał reparacji sześćdziesiąt lat po wojnie? Następne pytanie: czy Polska znajduje się w stosunku do Niemiec w takim położeniu, że może zmusić je do wypłacenia 600 miliardów dolarów, bo na tyle mniej więcej partyjna większość sejmowa ma ochotę? I wreszcie najkłopotliwsze dla tych partii pytanie: czy Polska znalazła się po wojnie w obozie zwycięzców, czy pokonanych? Gdy rosyjski prezydent oświadczył niedawno, że „razem zwyciężyliśmy”, po polskich partiach i mediach przeszedł dreszcz oburzenia. Dzieci w szkołach wszystkich stopni są uczone, że Polska wyszła z wojny pokonana i taki pogląd obowiązuje każdego, kto chce brać udział w życiu politycznym. I ten we własnym przekonaniu pokonany naród stara się zahipnotyzować silniejszych od siebie, żeby im wmówić powinność wypłacenia mu bajońskich odszkodowań sześćdziesiąt lat po wojnie. Nie należy – objaśniają swoje postępowanie bardziej umiarkowani politycy – brać naszej uchwały dosłownie. To jest tylko gra. Chodzi nam o to, aby tylko nastraszyć rząd niemiecki w tym celu, żeby wziął na siebie zaspokojenie prywatnych roszczeń niemieckich przesiedleńców. Relacje między Niemcami a Polską nie są jednak tego rodzaju, żeby oni mieli się nas bać. Każdy naród interpretuje historię odpowiednio do swoich interesów, a mądry naród swój interes widzi w tym, co poprawia jego położenie w międzynarodowych stosunkach sił. Polski rewizjonizm historyczny, wyrzucający nas propagandowo z koalicji zwycięzców 1945 roku jest sprzeczny z naszymi interesami. Jest zlepkiem poglądów niewiarygodnie głupich. Nie mają racji ci, którzy polegają na pisanym prawie międzynarodowym. Realne stosunki sił też nie o wszystkim rozstrzygają. Istnieje jeszcze system znaczeń, który interpretuje prawo i wpływa w pewnym stopniu na działanie sił. Polacy do systemu znaczeń wnoszą obraz samych siebie jako narodu wiecznie pokrzywdzonego, który żąda od Wschodu i Zachodu przede wszystkim przeprosin, od Niemców zaś odszkodowań, bo wiadomo, że Niemcy są od tego, aby wszystkim, którzy się zgłoszą, płacić odszkodowania. Trzeba przypomnieć coś elementarnego. Toczyła się wielka wojna Ameryki, Anglii i Związku Radzieckiego z hitlerowskimi Niemcami. Tą wojną interesował się cały świat, bo ona miała znaczenie dla całego świata. Należeliśmy do koalicji zwycięskiej i zostaliśmy wynagrodzeni terytorialnie tak sowicie, jak to się rzadko zdarza małym uczestnikom koalicji wielkich. Negowanie tego faktu jest po prostu kłamstwem, które nas osłabia w stosunkach międzynarodowych, jeżeli jeszcze nie w tej chwili,to osłabi w niedalekiej przyszłości. Uniwersytet Hip-Hopu W Biłgoraju, mieście sławnym kiedyś z wyrobu sit i przetaków, a później ze swego powiatowego sekretarza partii, Dechnika, który zastał je drewnianym, a zostawił przemysłowym, można dziś studiować na sześciu kierunkach uniwersyteckich. Tylko europeistyka będzie miała manko w kasie, ponieważ nie dopisali kandydaci zdolni zdać egzamin wstępny. Studia europeistyczne (nieważne: w Krakowie czy w Biłgoraju) tym się charakteryzują, że po ich ukończeniu wie się tyle co z gazet, nie bardzo więc pojmuję, jak można nie zdać egzaminu wstępnego. Kandydaci na europeistykę, jeżeli nie przeszli już jakichś solidnych czy choćby zwyczajnych studiów, wydają mi się dziećmi opuszczonymi, z rodzin kompletnie rozbitych, tak że nikt nie udzielił im najpotrzebniejszych wiadomości o tym, czym są wyższe studia. A raczej czym powinny być. Fiasko biłgorajskiej europeistyki ma przyczynę nie w tym, że w Biłgoraju nie można nauczyć tego nic, które za duże pieniądze sprzedają „europejskie” uczelnie w miastach stołecznych. Chodzi o to, że w mieście powiatowym mało wiarygodnie brzmiałaby obietnica, że dyplom tej akurat uczelni otwiera drogę do wysokopłatnych posad w Unii Europejskiej. W okresie zwalczania korupcji, a zwłaszcza płatnej protekcji może dziwić otwartość, z jaką jedna z ogłaszających się w prasie „europejskich” uczelni obiecuje unijną karierę w zamian za wykupienie indeksu (i zdobycie dyplomu) tej uczelni. Propozycja jest postawiona tak jednoznacznie, że zawiedzeni będą mogli wytoczyć uczelni sprawę cywilną, a i prokurator może mieć coś do powiedzenia, jeżeli przeczulenie na płatną protekcję utrzyma się przez kilka semestrów.
Kiedy byłem gówniarzem, park stanowił zakazane miejsce, małomiasteczkowy odpowiednik czarnej wołgi, którą matki straszyły dzieci. Liczba zbrodni, jakie miały się tu dokonać, dawno uczyniłby z nas czarny punkt na mapie Polski (...). Ale przekaz ustny czyni cuda, więc park zawsze jawił mi się jako Eldorado, gdzie można jarać szlugi i obalać flaszki bez obawy, że jakiś praworządny obywatel się do ciebie przyczepi.[...]
Park był też miejscem, gdzie można było komuś dać w mordę albo, w zależności od rozwoju sytuacji, samemu oberwać.
Łódź była najbardziej swobodnym i najbardziej artystycznym miastem żydowskiej Polski. Wydała więcej artystów, pisarzy, muzyków i aktorów niż Warszawa. Ale Warszawa górowała. Bo Warszawa była poważnym miastem, zasiedziałym i szacownym. W Łodzi za to również fabrykanci byli marzycielami i nawet jeśli sami nie zajmowali się sztuką, ich portfele były otwarte dla żydowskich artystów i żydowskiego teatru, dla żydowskich poetów i muzyków. Ich życie miało w sobie coś z cygańskiej anarchii. Z dnia na dzień bogaci fabrykanci stawali się biedakami, a biedacy nagle okazywali się bogaczami.
© 2007 - 2024 nakanapie.pl