Nie da się wejść do tej samej rzeki, a w ogóle to i po co próbować; książka się przecież nie zmienia, więc jaki sens czytać ją ponownie…
Zwykle, kiedy wspominam, że czytam NIEKTÓRE książki więcej niż raz, takie lub podobne pojawiają się argumenty. To chyba nie do końca tak jest albo tylko formalnie, a sztuka z formalnościami niewiele ma wspólnego.
Wspomnienie pewnego Indianina z plemienia Mi’kmaq, który uważnie i nie raz czytał tak zwaną Wielką Księgę:
W tradycji Mi’kmaq występują mali ludzie, których nazywamy Bugalademujs. Żyją w górach, ale często zakradają się do naszych domów i płatają nam figle. Przeważnie robią to w nocy, żebyśmy ich nie widzieli. Gdy zauważyłem, że „My, agnostycy”, czyli rozdział czwarty „Wielkiej Księgi”, wydaje się być zmieniony, powiedziałem, że to Bugalademujs bawili się moją „Wielką Księgą”. I wiecie co? Oni dalej to robią.
Podobnie jest z tą rzeką. To prawda, że nie można wejść dwa razy do tej samej rzeki (rzeka już nie ta sama i ja nie ten sam, i okoliczności, i…), ale to właśnie traktuję jako zaletę.
Sztuka – może trzeba napisać, że prawdziwa sztuka – jest do przeżycia. Jeśli ktoś nie ma takich przeżyć, które chciałby powtórzyć, do których pragnąłby wrócić, to (powtórzę za poprzednim wpisem) współczuję.
Książki, powieści, jako forma sztuki, też są do przeżywania, a nie tylko formalnej rejestracji fabuły. Z inną sztuką jest podobnie. Czy Dawid – rzeźba Michała Anioła – to goły chłop, czy jednak coś więcej? Jeśli tylko goły chłop, to rzeczywiście nie ma potrzeby oglądać go drugi raz. Koncerty Brandenburskie Bacha, to sztuka? A może tylko wprawki dla uczących się gry na organach? Jeśli to drugie i nie uczymy się akurat gry organowej, to rzeczywiście, po co tego słuchać drugi raz? Claude Monet namalował obraz „Wenecja” – no, dobrze, widok jakichś budowli za wodą. Po co oglądać drugi raz? Tym bardziej, że Wenecja już tak nie wygląda…
Oczywiście, jeśli powieść nie jest sztuką albo na sztukę wrażliwym się nie jest, to nie ma sensu do niej wracać, gdy już wiadomo, kto zabił.
Ludzie się zmieniają. Dorastają, dojrzewają. Przynajmniej niektórzy. Nie jest dla mnie niczym niezrozumiałym to, że w książce, czytanej po latach, dostrzegam inne elementy, na co innego zwracam uwagę…