Avatar @Meszuge

@Meszuge

55 obserwujących. 22 obserwowanych.
Kanapowicz od 4 lat. Ostatnio tutaj 23 minuty temu.
Napisz wiadomość
Obserwuj
55 obserwujących.
22 obserwowanych.
Kanapowicz od 4 lat. Ostatnio tutaj 23 minuty temu.
środa, 24 kwietnia 2024

Jakoś trzeba sobie radzić!

Kiedy byłem małym chłopcem zakompleksieni chłoporobotnicy (oraz inne osoby o podobnym poziomie intelektualnym) uważali, że nie wypada w towarzystwie, to jest poza wiejską karczmą i własnym gumnem, wypowiadać się byle jak, prosto i zwyczajnie, więc kopiowali wzorce z gazet i telewizji. Efektem tego było „spożyłem ½ litra alkoholu” (zamiast „wypiłem pół litra”), „udałem się” (zamiast „poszedłem”), „wyraziłem życzenie, by sąsiad…” (zamiast „kazałem ciulowi, żeby…”) itp. Te czasy już dawno minęły, ale nie minęła potrzeba podwyższania wartości swoich wypowiedzi, bo może moja normalna mowa zdemaskuje mnie jako matołka.

 

Czy wzorcami nadal są gazety i telewizja? I tak, i nie. Bo nie czasopisma i telewizja jako takie, ale reklamy w owych mediach wszechobecne. W innych mediach też.

Podstawowym zadaniem reklamy jest najpierw przyciąganie uwagi, a następnie zachęcanie, namówienie, przekonanie. Mnie zaczęło interesować to pierwsze, czyli konkretnie techniki, sposoby i metody przyciągania uwagi. Na przykład, bardzo dawno temu, podczas jakiejś kampanii prezydenckiej, pojawiły się bannery z hasłem „Pedros na prezydenta”. Dopiero po kilku dniach doklejano dalszy ciąg informacji, z którego wynikało, że Pedros to tylko marka kawy. W radiu natomiast zdarzały się sztuczki z wymową, na przykład „orbit gunterfresz”. I znowu dopiero po kilku dniach, wymowa „Winterfresh” była zmieniana na właściwą, ale błędna wersja przyciągnęła już uwagę tysięcy ludzi. Tych reklam nie było za bardzo jak kopiować i używać w codziennym języku. Ale były i takie, które się przyjęły nieomalże powszechnie. Ćwikła z chrzanem. Oliwa z oliwek. Warto.

Jeśli ktoś słyszy/widzi coś takiego po kilkadziesiąt razy dziennie, to w końcu zaczyna bezrefleksyjnie powtarzać. Jego dzieci uczą się od niego, dzieci ich dzieci… w końcu prawie powszechnie w codziennym języku używamy prymitywnych chwytów reklamowych, zamiast normalnego języka.

 

  1. Co to jest „ćwikła”? Ano, jest to sałatka warzywna z ugotowanych utartych buraków z chrzanem oraz innymi dodatkami. Czym w takim razie jest „ćwikła z chrzanem”? Czyżby sałatką z chrzanem z chrzanem? Sałatka z podwójną dawką chrzanu, czy jak? Taki napis („ćwikła z chrzanem”) mógłby też świadczyć, że na półki sklepowe trafia jakaś wybrakowana, albo wręcz przeciwnie: dietetyczna, supernowoczesna – ćwikła bez chrzanu!

 

  1. Na butelkach napisano „olive oil” = olej oliwkowy. Tak jak rzepakowy, słonecznikowy, sezamowy, czy jakikolwiek. Najpierw najprawdopodobniej był błąd i Polacy uznali, że „olive” (oliwkowy, z oliwek) to samoistna nazwa. Błyskawicznie skorzystał z tego przemysł reklamowy i bębni we wszystkich mediach o „oliwie z oliwek”. Jeśli nawet jakoś pogodzić się z tą „oliwą”, bo jest to obecnie nazwa własna oleju oliwkowego; oliwa to jest olej z oliwek, olej oliwkowy. W przemyśle spożywczym nie istnieje żadna inna, więc dodawanie do oliwy określenia „z oliwek” ma tyleż sensu, co „jabłko z jabłoni”. Czy ktokolwiek mówi/pisze o tym, że zjadł jabłko z jabłoni, kupił jabłka z jabłoni, kompot ugotował z jabłek z jabłoni? Bełkot i tyle. Tak samo jak ta „oliwa z oliwek”. Ale faktem jest, że produkt reklamowany jako „oliwa z oliwek” sprzedaje się znacznie lepiej niż ten, sygnowany po prostu jako „oliwa”.

 

  1. Ziutek chce mieć dyplom. Dobrze by było, gdyby zorientował się, po co mu ten papier. Może szef się upiera, żeby na tym stanowisku pracował ktoś z licencjatem? Wszystko jedno jakim, ale żeby jakiś był. A może Ziutek ma ambicje, chce zdobyć realną wiedzę i umiejętności, ale także dyplom, który będzie szanowany przez liczących się pracodawców na poziomie. W przypadku pierwszym najlepiej sprawdzi się jakaś nowa uczelnia w Bździnie Wielkiej, w której wystarczy regularnie płacić, żeby nie wywalili. W drugim przypadku warto, żeby Ziutek zainteresował się studiami dziennymi na Uniwersytecie Jagiellońskim.     Tak może wyglądać właściwe i sensowne użycie słowa „warto”.

 

Brak wyjaśnienia, w mowie lub piśmie, dlaczego warto to, a nie coś innego, świadczy o nadmiarze reklam w życiu. To w nich spopularyzowano owo „warto” do absurdu, ale – jak wyraźnie widać – spodobało się. Zwłaszcza w wersji „jesteś tego warta”. Oczywiście w reklamach nie docieka się nigdy się, dlaczego to ja jestem warta, a Ziuta jednak nie. Takie ogólniki pomagają każdej/każdemu brać to do siebie, osobiście. „Warto kupić serek X” – a, przepraszam, dlaczego warto ten, a nie inne? Ale przecież ludzie żyjący bezrefleksyjnie nie zadają takich pytań.

 

Czytam książki od wielu lat. Pamiętam tysiące takich, w których warta, jeśli w ogóle się pojawiła, dotyczyła co najwyżej służby wartowniczej, straży. Obecnie, w książkach królowych polskiego kryminału i mistrzów polskiej sensacji, „warto dodać”, „warto zauważyć” i podobne, pojawiają się przeciętnie co pięć-dziesięć kartek. I to bez żadnej potrzeby, ot tak, żeby znaków było więcej. A może co młodszym królowym wydaje się, że skoro w reklamach pojawia się nagminnie, to jest to coś dobrego, właściwego? I na pewno lepiej dodać niż nie dodać?

Może już za dwie dekady nauczyciele w podstawówkach będą obniżali oceny za brak w wypracowaniu słowa „warto”?

 

Przy tej okazji przypomniałem sobie: „Myślenie ma kolosalną przyszłość”, ale niestety, to był  tytuł programu kabaretowego STS (data premiery 20 listopada 1955, Warszawa), więc lepiej nie traktować tego przesłania poważnie. Zwłaszcza w kraju, w którym inteligencję zlikwidowali Rosjanie i Niemcy. Skutecznie.

#reklama
× 19
Komentarze
@Siostra_Kopciuszka
@Siostra_Kopciuszka · 10 dni temu
Niestety społeczeństwo głupieje na potęgę, ale to wszystko ma swój cel...



× 10
@Antytoksyna
@Antytoksyna · 10 dni temu
Świetny tekst. Właśnie uzmysłowiłeś mi , że i ja powtarzam niektóre głupoty o których piszesz, np. ćwikła z chrzanem. Powtarzam bezrefleksyjnie, bo tak mówiła moja babcia - chociaż nie jestem pewna czy dodawała 'z chrzanem', mówi moja mama, moja siostra, a sama jakoś nigdy nie wpadłam na to, żeby się zastanowić, co to jest ta ' ćwikła' ?
Jeśli chodzi o oliwę, może to wina błędnego tłumaczenia, które się przyjęło? Np. w Hiszpanii, gdzie oliwki od wieków się uprawia i tłoczy z nich olej, butelki są podpisane: Aceite de oliva - OLEJ z oliwek. Być może u nas uznano pojedyncze słowo OLIWA za niewystarczające? Ale dlaczego nie figuruje na etykietach OLEJ Z OLIWEK nie mam pojęcia... Bo olej to taki nasz? Zwykły? A 'oliwa' taka egzotyczna?
× 9
@Meszuge
@Meszuge · 10 dni temu
Słusznie prawisz. Bidoki smażą na oleju. My... MY... używamy oliwy z oliwek! :-) Chwyt marketingowy i tyle.
× 5
@Antytoksyna
@Antytoksyna · 10 dni temu
@Meszuge, może jabłko?
- Jakie?
- Zwykłe, japko z sadu.
- Nie...dziękuję. Jabłko z jabłoni poproszę. 🤣
No i od razu bardziej światowo ;)
× 5
@Rudolfina
@Rudolfina · 10 dni temu
Bidokiem nie jestem, bo oliwy używam. Nie interesuję się z czego, bo to oliwa😉
× 4
@Antytoksyna
@Antytoksyna · 10 dni temu
@Rudolfina, nie można się nie interesować, czasy dziwne nastały - pieczywo z robali, burgery mięsa nie widziały, może niebawem będzie trzeba sprawdzać zawartość % oliwy w oliwie?
× 3
@jatymyoni
@jatymyoni · 10 dni temu
Świetny tekst. Nie przeceniałabym bym studentów Uniwersytetu Jagiellońskiego. Kiedyś oglądałam w telewizji ankiety wśród studentów z Uniwersytetu Warszawskiego z wiedzy ogólnej i za każdym razem wypadały fatalnie. Myślę, że nie ważne, gdzie się studiuje, ale jak się wykorzystuje czas na studiach.
Obserwuję moją trzyletnią wnuczkę, jak powtarza kwestie z oglądanych filmów. Myślę, że używamy słów, które często słyszymy bezwiednie i to jest naturalne. Mój Mąż przeprowadził się na Śląsk Opolski z okolic Tarnowa. Gdy po paru latach jechaliśmy tam, wytykali mu, że jest Ślązakiem i podawali przykłady słów i zwrotów, które używał.
× 5
@Rudolfina
@Rudolfina · 10 dni temu
Mądre to. I nie ma w tych dwóch słowach, jak można by się po mnie spodziewać, nawet grama sarkazmu 😉
× 5
@ISIA
@ISIA · 9 dni temu
To ja może rozjaśnię temat oliwy z oliwek i dlaczego to określenie może mieć sens, chociaż brzmi jak masło maślane :)

Dawniej po polsku na "olej oliwkowy" mówiono oliwa, tak że nie trzeba było dodawać żadnych innych dodatkowych określeń i wiadomo było od razu, o co tutaj chodzi.
Natomiast wraz ze wzrostem importu różnych odmian oliwy oraz zwiększonej świadomości konsumenckiej, wiemy już, że tam, gdzie rosną oliwki, produkowane są dwa główne rodzaje oliwy:
1. olio extra vergine di oliva - olej z owoców drzewa oliwnego, wyciskany bezpośrednio metodami mechanicznymi (ang. extra vergine olive oil);
2. olio di sansa di oliva - olej z wytłoczyn, odpadów po produkcji oleju extra vergine, ekstrahowany metodami chemicznymi (ang. pomace olive oil).

Dawniej oba nazywane byłyby po polsku oliwą, bo jakżeby inaczej, skoro są "olejem z oliwek", ale jednak zdecydowanie nie są tym samym produktem. Różnią się smakiem, zapachem, przeznaczeniem i przede wszystkim ceną ;)
Dlatego od jakiegoś czasu używa się w sprzedaży określenia oliwa z oliwek, aby podkreślić fakt, że oliwa pochodzi bezpośrednio z owoców, podczas gdy ten drugi typ nazywa się oliwą z wytłoczyn.

Przykład z "jabłkiem z jabłoni" jest o tyle nieadekwatny, że z sokiem wyciskanym z jabłek jest dokładnie ta sama sytuacja jak z oliwkami, tylko podejście do nazewnictwa jest odmienne.
Produkt z bezpośredniego tłoczenia jest określany sokiem, natomiast jeśli nie jest to wyłącznie czysty sok jabłkowy, to musi nosić nazwę napój.
I tutaj dopiero niepotrzebnie nadmiarową informacją na opakowaniu jest "SOK 100% JABŁKOWY", bo gdyby nie składał się tylko z jabłek, to nie mógłby się nazywać sokiem ;)
× 2
@Meszuge
@Meszuge · 9 dni temu
Byłbym ciekaw, czy gdzieś to przeczytałaś, czy może to Twoje przekonania? Bo przyznam, że taki pomysł widzę po raz pierwszy - tym bardziej, że na produkcie z wytłoków też napisano "oliwa z oliwek" ewentualnie z dopiskiem (malutkimi literkami) z drugiego toczenia. Albo jakoś tak, podobnie. Oliwa, o której piszesz, to w ogóle nie oliwa, ale SANSA.

//swojskapiwniczka.pl/oleje/oliwa-z-oliwek-z-drugiego-tloczenia-1-litr-la-espanola

× 1
@Antytoksyna
@Antytoksyna · 9 dni temu
@ISIA, skoro po włosku jedna i druga oliwa to OLIO - olej, po hiszpańsku jedna i druga to ACEITE - olej, a dalej w nazwie jest wytłumaczone z czego ten olej dokładnie jest, to wciąż nie mamy polskiego wytłumaczenia dla 'masła maślanego'. Przecież równie dobrze po polsku można napisać 'Oliwa z pierwszego tłoczenia' lub 'Olej z wytłoczyn oliwek' - i w tym wypadku to nie brzmi dla ucha, tzn. że co to jest? jakiś odpad? Wydaje mi się, że pod taką nazwą przełożyłoby się to jednak na wyniki sprzedaży, czyli spadek. Wiele osób kierując się ceną kupuje produkt tańszy i nie wnika, że ten tani, to nie jest pełnowartościowa oliwa, bo oliwa to oliwa, a niektórzy nawet nie zdają sobie sprawy na czym polega różnica. I właśnie na tym maśle maślanym zarabia się pieniądze.
× 2
@ISIA
@ISIA · 9 dni temu
Na początek zastrzegę dla pewności, że za rzetelność ani prawdomówność producentów/dystrybutorów wyrobów spożywczych nie odpowiadam ;)

@Antytoksyna, to właśnie miałam na myśli, widocznie niezbyt czytelnie się wyraziłam, że w tę całą kabałę nazewniczą wpakowali nas nasi praprzodkowie, którzy tłuszcze wyciskane z roślin występujących w naszych okolicach konsekwentnie nazywali "olejem z ...", a w wypadku jakiegoś dziwnego importowanego cudactwa z owoców drzew, jakich nikt z nich na oczy nie widział, określenie "olio di oliva" skrócili sobie do samego "oliwa" i teraz my musimy się męczyć, próbując wymyślić jak odróżnić jedno od drugiego ;)

"Olej z wytłoczyn" to nadal z definicji oliwa, tylko gorszej jakości (za to nadająca się do smażenia). I tak, jest w pewnym sensie odpadem poprodukcyjnym. Tak samo jak melasa powstająca przy produkcji cukru, czy ocet słodowy przy wyrobie whiskey. Albo woda z kiszonych ogórków, najlepsza na kaca ;)
Jak to się mówi — nikt nie prosił, każdy potrzebował ;) i teraz te wszystkie "odpady" się z sukcesami kulinarnie wykorzystuje, bo czemu nie :)

A Hiszpanie to mają jeszcze śmieszniej z tą nazwą :)
Bo na oliwę z oliwek mówią "aceite de oliva", co na logikę niespecjalnie ma sens, bo "olivo" to określenie drzewa oliwnego, ale jego owoce nazywają się "aceitunas". I tak naprawdę to powinno być aceite de aceituna (a.k.a. masło maślane), ale z jakiegoś powodu nie jest... Za to jest "aceite de girasol", czyli "coś jakby oliwa, ale ze słonecznika", he he.

I z ciekawostek z innej bajki — "oliwka dla niemowląt" w ogóle nie zawiera oliwy. Najczęściej w składzie jest olej sojowy (tańsze) lub migdałowy (droższe). I bądź tu, człowieku, mądry ;)
× 3
© 2007 - 2024 nakanapie.pl