Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "lecz dryja", znaleziono 27

- Nie wypada to się na krzywy ryj do kogoś wkręcać.
Jeden z mężczyzn wyciągnął pistolet i przystawił do głowy temu, którego Zofia nazywała Polakiem. - O Boże, nie - szepnęła bezdźwięcznie. Rozległ się strzał i Polak upadł w śnieg.Z drzew zerwało się stado wron. Po chwili wokół głowy zabitego widać było powiększającą się plamę krwi. mężczyźni chwycili bezwładne ciało i pociągnęli je w krzaki po przeciwległej stronie polany. Zofia nie mogła się ruszyć.Nawet nie wiedziała kiedy usadła na śniegu, chyba podczas wystrzału nogi odmówiły jej posłuszeństwa.
Ryj nie szklanka i wiele stempli jest w stanie przeżyć.
Pragnie, żeby jej dziewicze usteczka nigdy nie były zbrukane przez żaden męski ryj.
Kurde, jakie wielkie cycki! Pewnie upadłabyś na ryj, gdyby nie to, że twoje tłuste dupsko równoważy ich ciężar.
Tydzień w tydzień późnym sobotnim wieczorem ludzie siadają i słuchają przez półtorej godziny regularnego darcia ryja.
W życiu nie słyszał, by ktoś z więzienia na wyspie uciekł, więc jego praca wydawała się z gruntu bezsensowna (tak przynajmniej uważał). Spał jednak czujnie - wiedząc, co może mu grozić za niesubordynację i brak dyscypliny, choć sławetny pruski dryl był już ponoć przeszłością.
Może lepiej pozostawać prostym mięśniakiem jak sierżant? Wtedy od człowieka za dużo nie wymagają. Czasem kogoś postraszyć, ewentualnie dać w ryj. Trudno. Chciało się awansu, to trzeba zapierdalać.
Stanowczo nie zgadzam się także z pojawiającym się w dalszej części sprawozdania stwierdzeniem, że "poza tym to burdel taki macie w tym urzędzie miasta, że świnia by ryj złamała. Jeszcze tylko przyjść, nasrać na środek i świeczkę wsadzić".
Stanowczo nie zgadzam się także z pojawiającym się w dalszej części sprawozdania stwierdzeniem, że "poza tym to burdel taki macie w tym urzędzie miasta, że świnia by ryj złamała. Jeszcze tylko przyjść, nasrać na środek i świeczkę wsadzić.
- Przecież nie od wczoraj nas znasz, no ja cię kręcę! - zachrypniętym już głosem wrzeszczał żylasty stalker. - Chyba że co? Że to my czy co? Posrało cię! Tyle lat! Ile już lat u ciebie waletujemy...?!
- Nie drzyj się, Kierza, idź se snikersa zjedz, bo zaczynasz gwiazdorzyć!
Tak już jest, że zawsze kogoś wkurwisz. Wkurwisz gdy wygrasz, gdy przegrasz, gdy masz górę hajsu, ładną pannę. Wkurwisz, gdy wśród smutnych ryjów tylko twój będzie uśmiechnięty. I to jest trochę wkurwiające, ale czasem wkurwienie jest nawozem pod coś dobrego.
otóż mój najlepszy nienapisany
wiersz jeden z wielu
chodzi za mną wszędzie tam
gdzie można dostać
po ryju i zaczyna się
mniej więcej tak
nie dam ci siebie w żadnej
postaci oprócz tekstu...
Mimo to zdawała sobie sprawę, że ludzie są różni i czasami warto mieć obok siebie kogoś, kto w odpowiednim momencie da po ryju odpowiedniemu (a właściwie nieodpowiedniemu) facetowi, który zaczyna na zbyt wiele sobie pozwalać.
Istnieje moment, znany każdemu wiarusowi, w którym bitwa staje się tak chaotyczna, że zmysł żołnierza przestaje ją ogarniać. Pod zasłoną krzyków i strzałów zostaje stłumiony dryl, jaki wyniósł ze szkolenia. Zostaje tylko jedno, krótkie, kołaczące się po głowie zdanie: „Biją naszych!”.
- I co ci to dało?
- Sam nie wiem.- Syknął, gdy zaczęła smarować go maścią.- Jeden zniknął, drugi nie żyje, a jak zapytałem o trzeciego, to dostałem w ryj. Nawet nie zdążyłem powiedzieć, o co mi chodzi, więc może wpierdol dostałem pro forma.
Depresja to nie zwierzę.(...). To stwór, który składa się z zimnych deszczów i ostrych przedmiotów. Czyha przy drodze i płacze jak małe dziecko, a kiedy Dwunożny lub zwierzę schyli się, aby ją powąchać, to Depresja łapie za głowę, ściska i wchodzi do środka. Przez nos, ryj albo dziób.
- Co pan na to, panie Vitku?
- Z tego co widzę, sytuacja ewidentnie wymagała ode mnie i podkomisarza Przekopa zastosowania środków obrony koniecznej- odpowiedział w tonie jakby zdawał raport z działań operacyjnych.
- Bardzo ładnie ubrałeś w słowa to, co ja lubię nazywać „daniem frajerowi bezpośrednio w ryja” .
Gdyby to psy rządziły światem i wybierały sobie człowieka zza krat, każdy z nich miałby swojego kompana. Pies człowieka i człowiek psa. One nie są tak surowe w ocenie. One szczerze kochają. Nie że panią, co ma ładne włosy, to tak, ale tamtego pana już nie, bo mu brzydko z ryja daje i ten czyrak na brodzie ma paskudny. Kochają i już.
Za granicą jest tylko syf. Nie da się, kurwa, w ogóle zrozumieć, co kto do ciebie szwargoce. I gówno, a nie jedzenie. Byłem tam tylko raz, bo mnie laska wyciągnęła. Do Hiszpanii. Że niby będzie fajnie. Po godzinie w hotelu miałem już ochotę skuć ryja kelnerowi bo nie wiedział, co to jest schabowy. Chociaż mówiłem mu na głos i wyraźnie: scha-bo-wy!
Nie widział nic pięknego w rozwrzeszczanym, pazernym bachorze. Bachorze, który odebrał mu Olgę, wolność i seks. Gówniara darła ryja od rana do nocy. Olga i jej rodzice, u których wciąż mieszkała, już ledwo widzieli na oczy. A do tego musiał zacząć zarabiać. Nie miał wyjścia, rzucił kapelę, zaczął pracować w jakimś urzędzie.
Gdy była dzieckiem, spędzała prawie całe wakacje na gospodarstwie
dziadków, którzy mieli hodowlę trzody. Raz widziała,
jak dwie świnie zagryzły się przy korycie tylko dlatego,
że obie nie mogły zmieścić w nim ryjów naraz. W sumie od
sytuacji politycznej kraju, w którym przyszło jej pełnić służbę,
ten obrazek różnił się tylko tym, że przynajmniej załatwiły to
od razu i w pełni jawnie.
- Niestety w pewnym momencie życia i tak cię dopadnie gdzieś, w jakimś ciemny zaułku. Powie ci, co o tobie myśli, zabierze twoją czarną pelerynę, zarzuci kapelusz, połamie pióro, a na koniec da ci bezceremonialnie w ryj - dodał Ryszard, który w takich momentach nie unikał dosadnych porównań.
- Uhm, cóż za pyszna metafora - zakpiła Śmierć
Zostawcie ją! Zakrzyknął robiąc groźną minę. - Szczym ryj – odpowiedział jeden z napastników. Po czym obracając się wymierzył zamaszysty cios wprost w skroń Oskara. Naszego bohatera od siedmiu boleści siła uderzenia powaliła na kolana. Zamroczony zdążył jeszcze wydusić z siebie: - Dziękuję, dobranoc. Lecz następną rzeczą jaką dostrzegł był biały przód tenisówki zmierzający w kierunku jego twarzy. Potem stracił przytomność.
W głowie Marioli maszerował pułk wojska. Z nim wędrowała chyba cała kampania doboszy z ogromnymi bębnami.- O matko. co się dzieje?. to na pewno jakiś guz mózgu .umrę. Kaca giganta łagodził odrobinę zapach kawy dobiegający z korytarza. -Wstałaś już? Odezwał się Dawid przez jakąś koszmarną tubę. -Wstałam, ale proszę cię, nie drzyj się tak. Mimo podeszłego wieku nie jestem przecież głucha. Całe popołudnie snuła się po domu i obejściu. Umyła wiadro, w którym jeszcze wczoraj dojrzewał cydr, po czym prędko pobiegła poobejmować się czule z muszlą, gdyż zapach sfermentowanych jabłek jakoś dziwnie zadziałał na jej żołądek. Po kilku godzinach wrócił z miasta Dawid, przywożąc ze sobą Annę, która dzisiejszego dnia wyglądała nie jak kuzynka, ale jak jej rodzona siostra. Ich wory pod oczami wyraźnie wskazywały, że poprzedni wieczór spędziły, bawiąc się tymi samymi klockami, które, prawdopodobnie made in China, najwyraźniej były toksyczne.
- Laura, kurwa, trzeci raz cię pytam. - Głos Olgi poderwał mnie do góry, a wizażysta niemal wydłubał mi oko pędzlem.
- Ja pierdolę, nie drzyj się- warkęłam. - Co chcesz?
- Czy ten kok nie jest zbyt wysoki? I zbyt gładki?
- Pocierała włosy, próbując je uklepać.- Chyba nie jest ładny, trzeba zrobić coś innego...- Kręciła się od lustra do lustra. - Generalnie chujowo wyglądam, idę się umyć, musimy zacząć od nowa. Boże, to bez sensu, ja nie chcę wychodzić za mąż. - Chwyciła mnie za ramiona. Była bliska histerii.
- Po co mam tracić wolność? Jest tylu facetów na świecie, później on zrobi mi dziecko...- Z jej ust wydobywał się potok słów, a twarz zrobiła się sino - blada.
Uniosłam dłoń i wymierzyłam jej solidny policzek, a ona zamilkła, gapiąc się na mnie z nienawiścią. Cała obsługa złapała się za głowy i patrzyła, co się dalej stanie.
- Jeszcze raz? - zapytałam spokojnie.
- Nie dziękuje, raz wystarczy - odpowiedziała niemal szeptem, wracając na fotel i łapiąc głęboki oddech. - Dobra obniżymy trochę tę konstrucję i będzie pięknie.
Kim jesteś? – zapytał książę, patrząc przybyszowi w oczy. - Janek, miłościwy panie. - Janek. Jaki Janek? Wyglądasz na coś w rodzaju rycerza, ale albo ubiegłego, albo przebranego, albo nieznającego obecnych trendów ubioru. - Jam jest Janek, skromny rycerz herbu „Pół krowy”. Podróżuję jednak jako zwykły człowiek, bo takie jest moje przeznaczenie. - Herb „Pół krowy”? Nie słyszałem o takim rodzie. A którą to część krowy nosisz w swoim herbie? - Co proszę? – Janka zaskoczyło to pytanie. - Masz w herbie tył krowy z wymionami, dupą i ogonem czy przód z ryjem, karkiem i rogami? - Moje pół krowy jest czarne na czerwonym tle i zdecydowanie to jej przód, panie. Proszę pozwolić mi przejechać i kontynuować mi moją przygodę. - A o jakiej przygodzie powiadasz? – Bolesław zainteresował się nie na żarty. - Bitka i sława są mi obce. Poszukuję damy mojego serca, którą uwolnię z wieży, pokonam smoka i oddam jej moje usługi. - Chyba odwrotnie. Najpierw pokonasz smoka, a dopiero potem uwolnisz ją z wieży. Twoja kolejność byłaby lekko nieroztropna. Ale, ale… Jak zwie się twoja wybranka? Cóż to za królewna wzdycha przez okno za swoim wybawcą?
© 2007 - 2025 nakanapie.pl