Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "matek dobrej", znaleziono 30

dobre matki po­no­szą da­le­ko idące po­świę­ce­nia.
Leon (...) ma dobre serce, panie ko­mi­sa­rzu, choć matka wy­cho­wa­ła go tak, aby bar­dzo trud­no było to za­uwa­żyć innym lu­dziom.
Pierwotne instynkty nie znają litości, nie mogą być ograniczone ani kulturą, ani obowiązkami dobrej matki czy statecznej żony. To silniejsze od każdego z nas...
Tak naprawdę nie przyjęłam jeszcze do wiadomości śmierci matki, nie rozpłakałam się na dobre i nie zrozumiałam, co właściwie czuję, gdy to wszystko nagle okazało się nieporozumieniem.
Pokoleniową niechęć do germańskiego plemienia i jego języka matka wyssała z mlekiem swojej matki i utrwaliła w komórkach swojej latorośli. Matce zresztą trudno było zaakceptować, że córka wyjeżdża do "szkopów", dla niej Austria i Niemcy były jednym - niemiecką krainą, z której nic dobrego dla Polski i Polaków nigdy nie wynikło.
Teraz już nie miałam dziewiętnastu lat. Matki nie zmieniłam, jednak wiedziałam, że ona nie ma prawa mi rozkazywać, obarczać poczuciem winy ani podważać mojego dobrego mniemanie o sobie.
Jej życie było pełne Chucków. Głupków, którzy mieli dobre chęci, przyzwoite posady i przestrzegali podstawowych zasad higieny. Spotykała się nawet z kilkoma. Poznała ich matki.
I jak w ogóle matka mogła dopuścić do umieszczenia własnej córki w zakładzie zamkniętym? Przecież kochać kogoś to być razem na dobre i na złe, pomagać sobie nawzajem przetrwać wszelkie trudy. A już matka w szczególności powinna kochać i chronić własne dzieci do końca swoich dni.
To ona sprawiała mu ból! To ona dotykała potężnej rany! Nie ojciec! Tata był dobry! Bił tylko wtedy, gdy Błażej nie chciał… bił pasem po plecach i gdzie popadnie… ale tylko, kiedy Błażej był niegrzeczny. Gdy Błażej był grzeczny i nie oponował, ojciec był dobry. To matka! To ona była wszystkiemu winna! Bo to ona ich nie uchroniła! To kobieta była wszystkiemu winna!
Każdy chłop jest dobrym mężem...Dopóki nie przyjrzymy mu się bliżej. Każdy ma swoje za uszami i nie zauważy tego ani matka, ani sąsiadka, ani nawet jego kochanica. Tylko my - żony znamy swoich mężów. Tylko my potrafimy prześwietlić ich i dopatrzeć się ich wszystkich wad.
Jaka będzie ta nowa rzeczywistość - moja bez matki, jej bez męża, Alicji bez przyjaciółki? Coś zyskałyśmy, coś straciłyśmy. Nie mam zamiaru bawić się w proroka i przewidywać przyszłości. Czas zrobi bilans zysków i strat, a po latach okaże się, której z nas wyszło to na dobre.
Ucz się, bądź pilna i posłuszna, nie szukaj kłopotów, idź na uniwersytet, zbieraj dobre oceny i nie przejmuj się innymi. A najbardziej dorosłymi. Twoja matka zmywa podłogi, bo raz się zadurzyła, Rómulo Przystojniak jest przestępcą, a na mnie wystarczy spojrzeć.
Później twierdziła, że w czasie okupacji Żydów rozpoznawano nie po wyglądzie, a po lękliwym spojrzeniu (i pewnie dlatego żaden szmalcownik matki nigdy nie zaczepił, ojca zaś, mimo jego "dobrego wyglądu", parę razy wciągnięto do bramy, na szczęście zawsze umiał się wykręcić) - ale kiedy dorosłem, opowiadała czasem straszne rzeczy.
Matki tak po prostu mają. Strach o dziecko pojawia się, kiedy po raz pierwszy słyszą krzyk niemowlęcia i towarzyszy im już zawsze.
W dobrych chwilach tkwi gdzieś w najciemniejszych zakamarkach mózgu przykryty grubym dywanem pogodnych myśli i tli się ledwo, ledwo. Nigdy jednak nie gaśnie i niewiele potrzeba, by wybuchnął jasnym, gorącym płomieniem.
– Tak zrobię. – Miałam ogromną nadzieję, że się nie myli. Choć intuicja podpowiadała mi coś przeciwnego. – A kiedy mówiłeś, że mam go wziąć… tego twojego Krzysia, to miałeś na myśli to, co myślę, że miałeś? – Chciałam trochę rozbawić Franciszka. Najwyraźniej ta afera mocno nim wstrząsnęła.
– Ani mi się waż! To dobry chłopak. A ty jesteś pyskatą zołzą. Wpieprzyłabyś go jak kurczaka z KFC, nie zostałyby nawet kosteczki…
Mimo groźnego tonu wiedziałam, że jest ze mnie bardzo dumny.
– Ja? – oburzyłam się na niby.
– Tak, ty, franco. Ale i tak cię uwielbiam. Wpadnij do nas na obiad, matka się ucieszy.
– Niemal widziałam jego dobrotliwy uśmiech. – Rolada, kluski i modro kapusta – kusił.
A niby jak rodzą się w człowieku poglądy polityczne? Nie wysysa ich przecież z mlekiem matki, nie uczy się ich, jak się uczy algebry czy gieografii. Nabywa je natomiast jak smak gastronomiczny, gust w kwestiach sztuki i upodobanie do danego rodzaju kobiet, to znaczy po części z warunków urodzenia i wychowania, ale po części - czy nie większej? - z własnych przypadków życiowych. (...) A z jakich przypadków życiowych rodzą się demokraci? Z jakich monarchiści? Z jakich piłsudczycy? Kiedy będzie się w stanie z pewnością stuprocentową to obliczyć, polityka istotnie zejdzie do klasy upodobań banalnych: ci wolą cygara, a tamci tytuń fajkowy. (...) Pod władzą nie-państwa, pod bezpośredniemi rządami Historii, w żadnej istotnej kwestii spór nie będzie już możliwym. Powstaną natomiast partie miłośników takiej i owakiej estetyki, stronnictwa kuchni mięsnej i bezmięsnej, frakcje parlamentarne amatorów płci pięknej oraz smakoszów pederastii. Debata toczyć się będzie na kolory, fryzury i rymy. Kanclerzem zostanie elokwentny przystojniak z dobrym krawcem.
Widzisz córeczko - powiedziała matka po chwili dłuższego namysłu. - Jeżeli on odsuwa Ci krzesło, kiedy siadasz, otwiera drzwi, kiedy wsiadasz, podaje płaszcz i ułatwia wejście do lokalu - to nie znaczy, że Cię kocha. Nie powinnaś mylić dobrych manier z zaangażowaniem. Jeżeli trzyma Twoje włosy, kiedy wymiotujesz jak kot na imprezie, to nie znaczy że Cię kocha. Jeżeli się z Tobą przespał - to nie znaczy, że Cię kocha. Nawet jeżeli następnego dnia zadzwonił. Nawet jeżeli przespał się ponownie. Nawet jeśli sypia z Tobą od roku - to nie znaczy że Cię kocha i że do czegokolwiek się zobowiązał. Nawet jeśli mówi, że kocha, to może to oznaczać zupełnie coś innego. Ja wiem Olu, że jesteś z innego pokolenia. Mamy równouprawnienie, kobieta może wysyłać sygnały tak samo jak mężczyzna, może podejmować inicjatywę i brać sprawy w swoje ręce. Ale kochanie, nie ma tak nieśmiałego mężczyzny, żeby nie był w stanie wystartować wtedy kiedy naprawdę mu zależy. Nie goń, nie ścigaj, nie napieraj. To Ci się zwyczajnie nie opłaci. Mężczyźni, Olu, to zdobywcy. Może Cię kochać, ale w momencie kiedy zaczniesz na niego naciskać po prostu ci ucieknie. -To co mam zrobić mamo? - zapytała, jak wtedy, kiedy miała 13 lat. - Nic kochanie. Czekać.
Dziwni z was ludzie, chrześcijanie - stwierdziła gorzko. - Krzyżujecie własnego Boga, nieufnością odpłacacie za pomoc, modlicie się w świątyniach, a zaraz potem wygadujecie co najgorsze o waszych sąsiadach i wydawałoby się, że cieszycie się z ich nieszczęść. Wolicie przyjąć posługę od kogoś, o kim wiecie, że zupełnie nie zna się na tym, co robi, aniżeli od kogoś, kto już po wielokroć udowodnił, że coś potrafi, ale różni się od was. Wolicie rodzić dzieci martwe, niż takim porodom zapobiegać. Nie pozwalacie kobietom pozbywać się owoców ich łon na samym początku ich istnienia, ale kiedy dziecko się narodzi, a matka umrze, nie obchodzi was, co z tym dzieckiem się dzieje. Nie potraficie docenić bogactwa i piękna, które jest wam dane i wszystko odważacie błyszczącym metalem, który was przecież nie nasyci, gdy przyjdzie czas głodu. Kłaniacie się bogaczom, nawet jeśli nie są dobrymi ludźmi i bez poważania traktujecie biedaków, nawet gdyby byli dobrzy. Słuchacie medyków, którzy uczyli się z ksiąg, a boicie się waszych uzdrowicieli, choć wiedza ich płynie z doświadczeń pokoleń i mądrości branej z ziemi, która nas nosi. Kłaniacie się krzyżom z martwego drewna, a nie dostrzegacie boskich darów, które was otaczają.
– To jest dopiero dobre! – mówi Tymon, który przestał śledzić dyskusję, żeby zajrzeć do smartfona, i teraz czyta na głos: „Dyrektor Lasów Państwowych powierzył leśników opiece Matki Boskiej”. – Słyszałeś o tym, Leon?
Rozlega się śmiech Leny i Borysa. Leon reaguje nerwowo.
– Jestem katolikiem tak jak większość moich kolegów.
– Ok, Leon, ale posłuchaj tego. – Tymon ledwo zachowuje powagę, czytając ze smartfona: „Leśnicy są na pierwszej linii walki o niepodległość”.
– Bagnet na broń, Leon! – woła Borys. – Ze śrutu do wroga pal!
– Śmierć wrogom ojczyzny! – dorzuca Tymon. – Zmasakrować ich piłą łańcuchową! Zrobicie z wrogami to, co robicie z drzewami. Wytniecie ich.
Teraz śmieją się wszyscy, nie wyłączając Sary. Leon milczy, jego odstające uszy są czerwone.
– To jeszcze nic. – Nieubłagany Tymon przesuwa ekran i czyta dalej. „W imieniu leśników dyrektor Lasów Państwowych wyrzekł się narodowych grzechów i przywar: pijaństwa, rozwiązłości, nieuczciwości, rozpasania i chciwości”.
– Biedny Leon! – Tymon klepie go współczująco po ramieniu. – No, strzemiennego! – Tymon sięga po butelkę. – Od jutra nie pijesz. I wstrzemięźliwość seksualna. Słyszałaś, Sara? Pilnuj, żeby nie złamał ślubów.
– Przyrzekam, że nie dopuszczę go aż do śmierci! – Sarze podoba się żart Tymona i sama stara się błysnąć dowcipem.
"Jedna dobra matka jest warta więcej niż cała mordercza machina nazistowskiego reżimu."
Wie­dzia­łam bo­wiem, że nie będę do­brym czło­wie­kiem, dobrą matką, nie będąc dobra dla sie­bie.
Jesteśmy bliźniakami. Któreś z nas mogło przyjść na ten świat samo, ale matka natura postanowiła nas podwoić. Zawsze byliśmy razem i teraz też twoje dobro jest dla mnie najważniejsze.
Bawiło go obserwowanie personelu, który za wszelką cenę starał się odnaleźć w nim dobro i trafić do jego serca. Osobiście uważał, że zabicie matki czy kogokolwiek innego to żaden trudny wyczyn. Jeżeli ktoś zasługuje na śmierć, to po prostu ją otrzymuje, i tyle w temacie. A jego matka zasługiwała.
Zawsze była troskliwą matka, dbającą o dobro swojego dziecka i snującą plany dotyczące jego przyszłości. Uważała, że właśnie to definiuje ja jako kochającego rodzica. To ona wybrała najlepsze przedszkole, prywatną szkołę podstawową i liceum już niestety publiczne, ale za to znane z wysokiego poziomu.
Ifrija naucza, że całe zło bierze się od rozumu jednego człowieka, patrzącego na świat ze środka własnej głowy. Bowiem on szuka dobra dla siebie i swoich bliskich, to zaś dzieje się kosztem zbiorowości. Trzeba więc to wytępić, tak by wszyscy stali się jednym i nie myśleli więcej o własnym dobru. Bowiem większość z nich jest głupia jak kowce i podobnie jak kowce muszą mieć pasterzy, by decydowali za nich. Podobnie w dawnych amitrajskich plemionach najwyżej stało dobro wszystkich, a nie jednego, a matka klanu decydowała, kto ma przeżyć, a kto umrzeć, kto ma się poświęcić, a kto służyć dla dobra klanu. Mieli jedną duszę, a nie wiele. Tak ma się stać i teraz.
Odbyło się osiem rozpraw. Trynkiewicz zeznawał beznamiętnym głosem, jakby mówił o rzeczach zupełnie obojętnych. Bez emocji patrzył na dwa rzędy siedzących w ławkach, na czarno ubranych ludzi. Raz się tylko zdenerwował, gdy jedna z matek rzuciła w niego butelką po mleku. Byłem kiedyś normalnym człowiekiem. Zawsze kochałem dzieci i starałem się dla nich zro bić jak najwięcej dobra. Nie byłem potworem” – powiedział w ostatnim słowie.
Przemoc to jeden z powodów dobrze uzasadniających rozwód. Dziecko często jest świadkiem bicia ukochanej osoby i to jest dla niego gorsze niż bycie ofiarą przemocy. Głębszą traumę wywiera bezradność na widok tego, że coś dramatycznego dzieje się z mamą, płaczącą i wystraszoną. Opaczne jest wtedy myślenie, że nie można dziecku zabierać ojca, że on się poprawi i że nie trzeba go drażnić, bo wtedy wszystko będzie dobrze. Takie myśli należą do matek, które nie wierzą w swoją moc, natomiast wierzą, że ich potulność jest dobra dla dziecka.
- [...] Przyświeca im najbardziej ludzkie z uczuć.
- Strach?
- Miłosierdzie. Sęk w tym, wiło, że ludzkie miłosierdzie, gdy nie ma żadnego przewodnika, może zaślepić równie łatwo co gniew. I wtedy pragnienie czystego, nieskalanego dobra przeistacza się w paniczną ucieczkę przed cierpieniem. Nawet matka, gdy próbuje uchronić młode przed wszelkim cierpieniem tego świata, bez względu na cenę, potrafi wyrządzić mu większą krzywdę, niż byłby zdolny wyrządzić świat. Nie z głupoty, podłości czy strachu, choć tak chciałoby się myśleć, choć tak byłoby łatwiej. Czyni tak z miłosierdzia. Nie pozwala mu biec. Nie pozwala mu walczyć. Nie pozwala mu płakać. Nie pozwala mu...
- [...] Żyć.
Sam widzisz, że taki twór nie może pochodzić od Dobra, od Boga Ojca, od Bogini Matki, nawet jeśli z imieniem Boga na ustach jest budowany i podtrzymywany. Nie wyobrażam sobie Boga, który by chciał unurzać się w tej zapiekłości, nieugiętości i przemocy, i to tylko po to, żeby wszyscy wierzyli Weń na jeden, określony sposób. A cóż by Mu miało zależeć, Jemu, który jest wolny jak wiatr i majestatyczny jak zachód słońca? On sam nie uznaje wobec siebie żadnych ograniczeń i kieruje się dobrocią Swego serca. Nie, czuję to doskonale: każdy ma własną wiarę, najlepiej oddającą jego unikalną, intymną relację do Nadprzyrodzonego, której inni nawet się nie domyślą, a co dopiero mieliby go pouczać jak ona ma wyglądać! Śmieszne! Tak jak każdy kamień inaczej szlifowany jest przez wiatr i wodę, i inaczej obrasta mchem, i nie masz najlepszego, jedynie słusznego kamienia.
Aleksander Wadimowicz Krugłow spojrzał na zegarek Wostok Amfibia, który otrzymał za pięć lat służby w Afganistanie wraz z Gwiazdą Weteranów Wojny Afgańskiej. Prawie wpół do pierwszej w nocy. Choć niebo było zachmurzone, a jedyne słabe światło biło od łuny Trójmiasta, godzinę dostrzegł bez problemu dzięki nafosforyzowanym wskazówkom. Lubił ten zegarek. Przeżył niejedno, niejedną bójkę i upadek, a także dziesięciominutowe gotowanie we wrzątku, co było pokłosiem pijackiego zakładu Saszy z kilkoma znajomymi o to, że jego Amfibia jest „nie do zajebania”. Zegarek wygrał dla właściciela równowartość stu dolarów. (…) Trudno było takiego zegarka nie lubić.
Weteran siedział na dachu czteropiętrowego bloku w Chylonii, oparty o krępy komin, palił papierosa, pieczołowicie osłaniając ognik zwiniętą dłonią. Filował na niewielki obiekt magazynowy (…) w odległości około trzystu metrów i słuchał na swoim walkmanie „Jeziora Łabędziego” Piotra Iljicza Czajkowskiego. Konkretnie aktu pierwszego, części drugiej, Tempo di valse (…). Konkurować z nim w jego prywatnym rankingu mógł tylko „Walc Kwiatów” z „Dziadka do orzechów”. Nienawidził, gdy przerywano mu słuchanie jego ukochanej muzyki.
(…)
Kątem półprzymkniętego oka dostrzegł, że na teren posesji wjeżdża na światłach postojowych ciemne BMW i również ciemne, mniejsze Audi (…). Błyskawicznie ujął noktowizyjną lornetkę i przyłożył ją do oczu, bezgłośnie zgrzytnąwszy zębami. Job waszu mat', ja was, skurwysyny, pozabijam – pomyślał. (…) Położył się na brzuchu.
(…)
Audi pozostawiło pasażerów własnemu losowi, po czym odjechało, włączając na ulicy światła mijania (…) . Sasza zauważył jeszcze, że ten trzeci też został, najwyraźniej z jakimś dodatkowym zadaniem. O żesz ty kurwo bita, co ty knujesz?… W planie pojawił się właśnie pierwszy nieprzewidziany element, na które go uczulano. No dobra, zajmiemy się i tobą, tylko zobaczę, gdzie się zadekujesz. Odruchowo położył dłoń na lufie swojego barretta M82. W słuchawkach zabrzmiało Allegro moderato.
© 2007 - 2025 nakanapie.pl