Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "skraju sobie", znaleziono 54

Widok cierpiących kobiet na skraju wytrzymania fizycznego i emocjonalnego stanowił balsam dla jego duszy. Nigdy nie podawał im znieczulenia, o ile nie zaistniała taka konieczność, nigdy nie proponował wkłucia zewnątrzoponowego, po którym przeszłyby poród niemal bezboleśnie. Chyba nikt tego nie wiedział, ale on kochał upajać się ich cierpieniem.
Na skraju pola, pod turnią, skryła się wieś z dziesięcioma niezamieszkanymi, rozsypującymi się, zarosłymi mchem kamiennymi domami i stodołami, tu i tam widać porozbijane dachówki, a wśród tej pustki pręży się wyniosły dwupiętrowy dom Jozy Poskoka, jedynego, który został tu z synami, na ojcowiźnie, na ziemi swojego rozproszonego plemienia.
Brytyjscy ławnicy, podobnie jak brytyjscy obywatele, nie cierpią ataków na policję. O policjantach mają takie samo zdanie jak o labradorach- szlachetni, lojalni, dobrze radzą sobie z dziećmi, obrońcy i przyjaciele ludzi. Mimo dowodów, nie chcą przyznać, że policjanci mogą być skorumpowani, chytrzy lub kłamliwi, bo gdyby to zrobili, musieliby uznać, że jesteśmy na skraju anarchii.
Brytyjscy ławnicy, podobnie jak brytyjscy obywatele, nie cierpią ataków na policję. O policjantach mają takie samo zdanie jak o labradorach- szlachetni, lojalni, dobrze radzą sobie z dziećmi, obrońcy i przyjaciele ludzi. Mimo dowodów, nie chcą przyznać, że policjanci mogą być skorumpowani, chytrzy lub kłamliwi, bo gdyby to zrobili, musieliby uznać, że jesteśmy na skraju anarchii.
Mieszkaliśmy na trzecim piętrze w starym domu z umeblowanymi pokojami. Wynajmowaliśmy dwa, z oknami wychodzącymi na zaplecze. Budynek stał na skraju stromej skarpy i wyglądając z okna, człowiek miał wrażenie, że jest na dwunastym, a nie na trzecim piętrze. Było to jak mieszkanie na krawędzi świata – miejsce ostatniego odpoczynku przed ostatecznym wielkim upadkiem.
Bo każdy z nas, Yukiko-chan, ma w sobie coś, co uwielbia siłę tłumu, co nakazuje nam płynąć z prądem wraz z towarzyszami. Coś, co pragnie przynależeć. (...) A jednak, gdy zbliża się zmierzch, wszyscy powinni unieść głowy i sprawdzić, dokąd prowadzi nas ów prąd. Powinni pojąć, że jeżeli się nie zatrzymamy i nie popłyniemy w górę strumienia, w końcu dotrzemy do skraju przepaści.
Po chwili wszyscy stali już na skraju Lasu gotowi do drogi i Przyprawa ruszyła. Przodem szedł Krzyś (...) a na samym końcu długim szeregiem wszyscy krewni-i-znajomi Królika.
- Ja ich nie prosiłem- mówił Królik z lekceważeniem w głosie.- Oni przyszli sami. Oni tak zawsze. Niech sobie idą na końcu za Kłapouchym.
Żyły otoczone śmiercią. Słuchały opowieści z frontu, przepisywały na czysto rozkazy ograniczania racji żywnościowych w obozach jenieckich. W lazaretach zamykały oczy zmarłym, w szwalniach zastanawiały się nad tym, czy rozerwaną granatem nogawkę da się jeszcze uratować. Do tej pory patrzyły na umieranie z boku, lecz może właśnie nadeszła pora, by stanąć na skraju dołu? (s.37)
Kilka dni tłumaczenia na angielski wyrażanej W suahili rozpaczy doprowadziło mojego tłumacza, Augustina, na skraj załamania. Wiele razy spuszczał głowę i dławił szloch, zanim zebrał siły, by przekazać to, co usłyszał. Kiedy się żegnaliśmy, poprosił: Niech pan powie ludziom w swoim kraju, że w Kongu codziennie umiera dziecko, żeby mogli ładować swoje telefony.
(...) sobotnie wieczory są pełne zjaw. Ludzie rozdzielają się na siebie i swoje tęsknoty, wysyłają własne półwidzialne wizerunki, by próbowały wszystkich zakazanych rzeczy. Chłopcy przypominają własne sny, gdy idą rozbujani skrajem szosy i wypatrują dziewczyn, które mierzyły dziś sukienki, ale w lustrach materiał ich strojów stawał się niewidzialny i przyglądały się swoim nagim ciałom.
Morze jak zawsze zachwycało, jego turkusowy odcień odbierał mowę. Patrząc przed siebie w stronę wody, czułam się jak na Karaibach. Patrząc w tył na brudny parking, zaniedbany skraj drogi i stare zabudowania, czułam się jak w kraju trzeciego świata. Kalabria to region, w którym najwspanialsza natura musi toczyć walkę z zaniedbaniami człowieka - pomyślałam. I przez te drugie bardzo wiele traci.
Uczucie, które nam towarzyszy, gdy osiągamy dno, jest podobne do umierania, a wielu z nas może dosłownie doprowadzić na skraj śmierci. Śmierć oznacza rzecz jasna odrodzenie i wyłoniłam się wtedy z tej ciemności zdecydowana dowiedzieć się, w czym tkwi problem. Tamten bolesny moment był potrzebny, by wpuścić do wnętrza promień światła, odsłaniający wiele z aspektów mnie, dotąd tak skrzętnie ukrywanych.
Pamiętajmy więc, że istnieją stworzenia, które potrafią kontrolować mózg ( jednocześnie przechytrzając najzdolniejszych nawet neurobiologów). Moje rozmyślania nad kałużą przy skraju chodnika doprowadziły mnie do wniosku wręcz przeciwnego, niż ten, do którego swego czasu doszedł Narcyz kontemplując swe odbicie w wodzie. Potrzeba nam więcej filogenetycznej pokory. Na pewno nie jesteśmy najwyżej rozwiniętym gatunkiem, ani najlepiej chronionym przed zagrożeniami. Ani najzmyślniejszym.
Jesteśmy zniewoleni stanem rzeczy. Zagnał nas w kąt. Gramy takimi kartami, jakie nam społeczny los wcisnął w ręce. Przynosimy spokój, pogodę i ulgę jedynym zachowanym sposobem. Utrzymujemy na skraju równowagi to, co bez nas runęłoby w agonię powszechną. Jesteśmy ostatnim Atlasem tego świata. Chodzi o to, że jeżeli już musi ginąć, niechaj nie cierpi. Jeżeli nie można odmienić prawdy, trzeba ją zasłonić, to o s t a t n i jeszcze humanitarny, jeszcze ludzki obowiązek.
Zaułek z piekarnią lubię jesienny wicher kiedy liście
przylepiają się do szyby na chwilę
odlatują na zawsze
pomijam zimę
krótkie dni małego miasta
zaułek z piekarnią
świeżo upieczony po niepowodzeniu
udaję się do siebie
pod namiot z krzeseł i prześcieradła
gdzie trwają wakacje
nieważne do czego doszedłeś
nie zmierzamy donikąd
to tylko spacer skrajem pola
głos wilgi w kępie drzew
więc po co wlewasz mi oschłość
w spragnione usta
Starsze damy maszerowały skrajem, niosąc na plecach cały swój dobytek.
- Zaraza? - spytał Rincewind mężczyznę pchającego wózek pełen dzieci.
Pokręcił głową.
- To gwiazda, przyjacielu (...) Podobno zderzy się z nami w Noc Strzeżenia Wiedźm. Morza się zagotują, krainy Dysku pękną, królowie runą w proch, a miasta będą niczym jeziora szkła. Uciekam w góry.
- Czy to pomoże? - powątpiewał Rincewind.
- Nie, ale stamtąd będzie lepszy widok.
Tutejsza ludność uważa to miejsce za przeklęte. Opuszczony, leżący na skraju lasu cmentarz, na którym leżą dawno zmarli wyznawcy jakiejś tajemniczej odmiany protestantyzmu - nic dziwnego, że tak o nim myślano. Dlatego ludzie przychodzili tu się zabić. Gdy ktoś chciał odebrać sobie życie, wybierał właśnie ten las. tak naprawdę nie wiadomo do końca dlaczego. Może po to, żeby nie być w tych ostatnich chwilach tak do końca samotnym? Albo żeby mieć bliżej do piekła, gdzie jak wiadomo smażą się dusze wszelkich heretyków. (s.70)
– M-Mary? – Zapytał, usiłując wyostrzyć zamglony wzrok.
– To nie ona... To nie ona... Pomylił się... Słyszycie? Pomylił się... – Docierające zewsząd
głosy szeptały między sobą, doprowadzając mężczyznę na skraj szaleństwa. Chaos panujący w jego
głowie oraz silny ból skroni sprawiał, że niczego nie był już pewien. Stojąca w gęstej mgle postać dwoiła się w jego oczach, rozpływając na tle otaczającej ich nicości. Targany silnym strachem, wykonał kilka kroków naprzód, usiłując tym samym zbliżyć się do widocznej w oddali osoby. W tym momencie cichy kobiecy płacz przemienił się w dość wysoki, męski szloch.
Niewielu ludzi wie o tym, jakie cuda otwierają się przed nimi w opowieściach i wizjach młodości; albowiem jako dzieci słuchamy i marzymy, snujemy tylko na poły ukształtowane myśli, a gdy próbujemy wspominać jako dorośli, jesteśmy już prozaiczni, otępieni trucizną życia. Wszelako niektórzy z nas budzą się w nocy z głową pełną dziwnych fantomów zaczarowanych wzgórz i ogrodów, krynic śpiewających w słońcu, złotych urwisk zwieszonych nad pomrukującymi morzami, równin ciągnących się ku śpiącym miastom z kamienia i spiżu, mrocznych kompanii herosów jadących na białych, nakrytych czaprakami koniach wzdłuż skrajów gęstych puszcz. W takich razach wiemy, że wejrzeliśmy przez wrota z kości słoniowej w ów cudowny świat, co należał do nas, nim staliśmy się mądrzy i nieszczęśliwi.
Czy można powstrzymać naturę, (...)? Łososie co roku wracają z morza i wloką umierające ciała w górę rzeki, by odnaleźć miejsce, gdzie przyszły na świat. Stare tenagi opuszczają stado i kończą żywot pośród kości pobratymców. Bhederin każdego lata migrują do serca równin, a zimą wracają na skraj lasów. – Wszystko to są nieskomplikowane stworzenia. – Znałem też w wiosce (...) niewolników, którzy ongiś byli żołnierzami i usychali z tęsknoty za polami bitew, gdzie po raz pierwszy przelali krew, wiedząc, że już nigdy ich nie zobaczą. Pragnęli wrócić na dawne pola śmierci, stanąć przed kurhanami pełnymi kości poległych przyjaciół oraz towarzyszy, by wspominać i płakać. – (...) pokręcił głową. – Nie różnimy się zbytnio od zwierząt, z którymi dzielimy świat, (...). Jedyne, co nas od nich dzieli, to talent do odrzucania prawdy. W tym jesteśmy cholernie dobrzy. Łososie nie kwestionują swej potrzeby. Tenagi i bhederin nie wątpią w to, co kieruje ich krokami.
Na bazę, w której się obecnie znajdują, napadają piraci, którzy są sługami jednego z tamtejszych lekarzy. Jak się później okazuje, dziewczyna zostaje porwana, a mężczyzna pozostawiony na pastwę losu. Gdy dziewczyna dociera do dziwnego miejsca będącego bazą, a raczej laboratorium, już wie, że łatwo się stąd nie wydostanie. Okazuje się, że napastnik, który ją przetrzymuje, jest zwariowanym doktorkiem, który próbuje przeprowadzać na niej doświadczenia jak na króliku, wstrzykując jej różne substancje. Zadaje jej ból psychiczny i fizyczny, ponieważ uważa, że jest ona kluczem do wydostania się z tego okrutnego świata, a raczej jego pozostałości, bo zostały strzępy i ruiny. Dziewczyna jest zagubiona i nie rozumie, dlaczego jej sny są tak ważne i potrzebne do dalszego działania. Zwariowany lekarz zadaje jej mnóstwo dziwnych pytań i ciągle analizuje jej sny. Dziewczyna jest na skraju wyczerpania emocjonalnego, osłabiona, pobita, z ogromną ilością różnych substancji w organizmie. Wciąż nie rozumie, dlaczego jej sny tak są ważne i co one mogą dać właśnie tej rzeczywistości. Kiedy mężczyzna jest już prawie pewny, że odnalazł eliksir i antidotum, w jej umyśle na bazę napadają żołnierze, odbijając dziewczynę z rąk okrutnego lekarza. Jest tak wystraszona, że nie wie, komu zaufać tym razem. W grupie jest dziewczyna, Monik, która dowodzi całą ekipą. Jest także jej oddany i wierny mąż Luk, który jest bardzo dobrym informatykiem i potrafi świetnie analizować plany.
No i wybuchla afera… Ktoś wywołał wykradziony z pracowni fotograficznej film, na którym - klatka po klatce, z wyjątkiem ostatniej - były po dwa fiuty wystające z rozporków. Jeden - ten zawsze większy - to był fiut drużynowego druha Tomasza,a inne po kolei chłopaków z drużyny, gdyż druh Tomasz postanbowił udokumentować nasz biwakowy konkurs,który polegał na tym: kto ma najmniejszego fiuta. Druh osobiście mierzył linijką, a Piasek zapisywał wyniki do zeszytu. .Wygrał Łysica z drugiej klasy, bo wpadł na pomysł i nikomu go nie zdradził: żeby tuż przed mierzeniem włożyć interes do wiadra zimnej wody. Tak mu się skurczył, że początkowo wydawało się, że wynik będzie zerowy, ale w koncu nabiło 3 centymetry i druh Tomasz ogłosił Łysicę zwycięzcą. Zacząłem szukać telefonu do Stalina od gabinetu ojca. Doszedłem bowiem do wniosku, że skoro telefon do Bieruta był mniejszy niż reszta telefonów w Komitecie, to telefon do Stalina musi być jeszcze mniejszy; pewnie dlatego, żeby go latwie można było ukryć, a może panowala taka zasada, że im telefon do kogoś ważniejszego, tym jest mniejszy. I może z kolei na biurku Stalina stoi telefon całkjiem malutki do kogoś ważniejszego od niego samego. Wtedy przypomn iałem sobie co mówila mi moja opiekunka, że najważniejszy ba świecie jest Pan Bóg i zaraz wszystko ulożyło mi się w logiczną całość, czyli że telefon do Boga jest taki mały, że może niewidoczny; tak jak mówiła opiekunka, że wystarczy powiedzieć coś w myśli do Boga i on już wszystko wie. Podczas jazdy z obozu po chlew do wsi, widziałem jak żmije wygrzewały się na piaszczystej drodze. Ojciec, proweadząc gazik, jechał nieubłaganie prosto i nie omijał nawet jednego lba żmii leżącej na skraju drogi. Nieruchoma przed nami droga zaraz się ożywiala za naszym przejazdem. Patrzyłem z zachwytem na przemian to przed siebie, to - klękając na tylnym siedzeniu - za siebie; fascynowała i zarazem przerażala mnie ta nagła zmiana drogi z martwej w żywą.
Często się zastanawiam, co by się stało, gdybym zdołała przejść przez wodne zwierciadło. Czy załopotałyby we mnie zaczątki skrzeli, zgęstniałaby sól płynąca w mojej krwi? (s.137)
Obaj mogliby wyruszyć natychmiast pod obozy tureckie i porwać jakiegoś oficera janczarów albo spahisów. Gdyby dostali od Króla rozkaz przywleczenie za brodę samego Kara Mustafę ze środka jego seraju, też by się na to bez wahania porwali.
© 2007 - 2025 nakanapie.pl