Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "swej ewa", znaleziono 59

– Jakaś biologia, chemia? – Paweł skończył jeść i wziął ostatni łyk chłodnego, owocowo kwaskowatego wina.
– Nie pamiętam dokładnie, ale ma to coś wspólnego z trawieniem białka i tłuszczu. Inna kwasowość albo zasadowość w żołądku. Tak jak mówiłeś: chemia i biologia.
– Może tak samo jest w relacjach między ludźmi? Z fizjologicznych powodów niektórym jest ze sobą dobrze, innym nie.
– Tak. Biochemia odgrywa niemałą rolę w stosunkach międzyludzkich. Ale najważniejsze jest to, co człowiek ma w głowie.
– Ludzie, z którymi mam do czynienia, nie mają za dużo w głowie. Są monotematyczni.
Ewa się zaśmiała.
– Rozumiem, co masz na myśli. Poznałam wiele takich osób. Inteligentni, wykształceni. Posiadacze cenionych dyplomów, certyfikatów. Legitymujący się świadectwami ukończenia specjalistycznych kursów. Nowocześni, dobrze opłacani fachowcy. Ale wystarczy poruszyć temat wykraczający poza ich branżę i od razu rozmawiasz z przedszkolakiem.
Paweł pokiwał głową. Wtedy Ewa uświadomiła sobie, że mógł odebrać jej wypowiedź jako przytyk. Ale nie wyglądał na urażonego. Trzymał kieliszek za nóżkę i obracał go w palcach. W ten sposób Ewa mogłaby dyskutować ze swoim mężem. Może nawet bezwiednie powtórzyła teraz kwestię, którą dawno temu usłyszała od niego.
Alkohol poluzował jej więzy. Czuła się swobodnie. Była wolna. Zaczerwieniona i spocona, tańczyła szybko, wyzbyta zahamowań. Zachłannie, jakby nadrabiała jednocześnie i przeszłość, i przyszłość. Żegnała się z Pawłem i z tym wszystkim, czego więcej nie będzie.
Paweł wąchał delikatny zapach jej potu, perfum, szamponu do włosów. Była piękna. Jeszcze przez jedną chwilę była piękna. I młoda. Oczywiście jak na swój wiek.
Usiedli, by odetchnąć. Paweł nie chciał, aby Ewa odchorowała tę noc. Nie była nastolatką. Spędziła tydzień w szpitalu. Bał się o nią, aby się nie przeforsowała.
Ogrzany sok pomarańczowy nie smakował dobrze. Mdły, słodkawy, słabo gasił pragnienie.
– Chcę pić – powiedziała Ewa. – Zamów dla mnie nowego drinka.
– Może napijesz się soku pomarańczowego? Świeżo wyciśnięty z dojrzałych owoców. Schłodzony idealnie gasi pragnienie. Bardzo zdrowy.
– Wolę Śmierć po południu.
– Jak chcesz, ale...
– Dziękuję, że się o mnie troszczysz. Wiem, że nie powinnam pić alkoholu, bo mam łuszczycę.
– Nie zauważyłem.
– Nie udawaj. Widziałeś blizny. Jestem w tej chwili wyleczona, ale moja przyjaciółka powróci. Prędzej czy później. Nie masz pojęcia, jak rozgoniona łuszczyca paskudnie wygląda. Brzydziłbyś się mnie dotknąć.
On przywykł uważać za swój dom te niespełna dwa metry ziemi, na które padł jego cień.
Przez pierwsze dwa, a właściwie trzy dni działo się niewiele.
Wszystko musi nabrać swego życiowego pędu.
Każdy z nas jest głupcem w swoim życiu, w którego trakcie czekają nas dwadzieścia dwa różne doświadczenia, a one nas kształtują.
Może, choć wydaje się to niewiarygodne, istnieją więcej niż dwa wybory w życiu. Nie jestem tobą, ale to nie znaczy, że jestem Taravangianem. Może mylę się na swój własny sposób.
Nienawidzi swojego o dwa lata starszego kuzyna. I choć absolutnie nie wie dlaczego, pała do niego nieskończoną nienawiścią, a ta rozpala mu płuca.
Schyłek wakacji zawsze wprawiał mnie w swego rodzaju melancholię. Zupełnie jakbym ja też miał wkrótce mierzyć w kierunku znienawidzonego budynku szkoły. Tak jak zgraje tych biednych gamoni z przyciężkimi plecakami, których już lada dzień miałem obserwować z okna swojego familoka przy ulicy 11 Listopada. I słuchać ich biadolenia, że dwa miesiące laby przeleciały niczym dwa tygodnie.
Miała zaledwie dwadzieścia pięć lat, a w swoim dossier liczne kradzieże, włamania, a nawet pobicia. Piła codziennie, dwa razy dziennie.
Sto osiemdziesiąt dwa dni. Bez niej. Bez mamy. Czy można kogoś przygotować na swoją śmierć? Ona to robiła. Każdego dnia przyzwyczajała mnie do myśli, że w końcu nadejdzie taki moment, w którym jej zabraknie.
To twoja sprawa, jak pokierujesz swoim życiem, ale pamiętaj, że nasze dusze i ciała są nam podarowane tylko raz. Większość ludzi zachowuje się tak, jakby mieli dwa życia, oryginał i kopię… Ale życie jest tylko jedno.
Siedem króliczków na łące mieszkało,
Lecz braku marchewek nie mogły znieść.
Chwilkę nad życiem swym podumały,
A potem było ich tylko sześć.
Sześć króliczków żarło marchewki,
Lecz każdy chciał więcej mieć.
Chwilkę nad życiem swym podumały,
A potem było ich tylko pięć.
Pięć króliczków bawiło się świetnie,
Lecz głód je wygnał z podwórka.
Chwilkę nad życiem swym podumały,
A potem została ich czwórka.
Cztery króliczki przysięgły sobie,
Marchewkowego skarbca zdobyć podwoje.
Chwilkę nad życiem swym podumały,
I już zostało ich tylko troje.
Trzy króliczki szły łapka w łapkę,
A każdy przeżyć bardzo się starał.
Chwilkę nad życiem swym podumały,
I pozostała ich tylko para.
Ostatnie króliczki nieszczęście spotkało,
Gdyż jeden zmysły całkiem utracił.
Chwilkę nad życiem swym podumały.
I jak dwa były... Tak dwa zostały.
- Ja pierdolę, jak nie dostaniemy zaraz jakiejś poważnej sprawy, to chyba się zwolnię - podsumowała ostatnie dwa miesiące swojej pracy komisarz.
- Co ty tak klniesz ? - obruszył się Andrzej - Nie umiesz komunikować się kulturalnie ?
-Prokurator zapytał mnie, co robiłem dwudziestego ósmego marca dwa tysiące dwudziestego pierwszego roku o godzinie dziewiętnastej trzydzieści…
-No i?- dopytałam
-Odpowiedziałem, że siedziałem w swoim biurze z kalendarzem w ręku i patrzyłem na zegarek.
Już na dworze ośmieliłam się wypowiedzieć jego nazwisko. Stąpałam ciężko, by zagłuszyć swój głos. Najpierw cicho wyszeptałam te dwa ociekające niegodziwością słowa, a potem powiedziałam na głos:
- Edvard Munch.
Serce i rozum są jak dwa konie zaprzężone w jeden wóz. Jeśli jeden z nich zacznie gnać w swoją stronę, cały wóz może się przewrócić. Muszą pracować razem w jednym tempie, żebyś mogła bezpiecznie przejechać przez życie.
(...)dzień i noc krzątała
się przy swoim okaleczonym chłopaku, Kyle'u Chutskym, który stracił jeden czy dwa
mniej istotne członki podczas niedawnego spotkania z obłąkanym chirurgiem - -
amatorem, specjalistą w przerabianiu ludzi na skowyczące ziemniaki.
Dobry wieczór. Czy ma pani dwa jajka do pożyczenia?
Kompletnie się zawiesiłam. Przypuszczam, że miałam minę świstaka, któremu ktoś niespodziewanie wsadził w tyłek pompkę rowerową, ale trudno było mi się dziwić. Sobota, dziewiętnasta trzydzieści, a w drzwiach mojego mieszkania staje cudowne męskie ciacho i chce pożyczyć ode mnie dwa jajka. Zmełłam w ustach odpowiedź: Swoich nie masz?
W końcu wiadomo nie od dziś, że strzeżonego pan Bóg strzeże, a jak mawiał pułkownik Bielecki, bezpieka uczyła się swojej roboty od najlepszych, czyli od ludzi Kościoła, którzy w kwestiach inwigilacji wiernych mieli już jakieś dwa tysiące lat doświadczeń i tradycji.
Nieważne, co ci powiedzą. Nigdy o tym nie zapomnisz. To część twojej historii. To część ciebie. Masz jednak dwa wejścia. Możesz siedzieć w tym do końca swoich dni i nie mieć innego życia. Albo możesz też wreszcie stanąć w tłumie i zwyczajnie krzyknąć ''POMOCY!''.
Jeśli lekkomyślnie zdecydowałeś się wykąpać swego kota, zmień zamiar i nie czyń tego. Jeśli jednak trwasz uparcie w swym postanowieniu, weź mydło kąpielowe, do balii nalej wody starannie doprowadzonej do temperatury ciała kota, naszykuj ręcznik lub dwa, jodynę, nici chirurgiczne, gazę - nie od rzeczy też byłaby butelka brandy - i parę rękawic ochronnych. Możesz także zawiadomić najbliższego krewnego, jeśli naprawdę jesteś przewidujący.
Carl zauważył, że jego twarz jest pełna radości, jakby warzenie trucizn było jedyną rzeczą, która mu sprawia radość. Rzadko widział, żeby jego pan się uśmiechał. Robił to tylko wtedy, gdy warzył trucizny, a nie zdarzało mu się to często. W przeciągu ich kilkumiesięcznej współpracy, widział swojego pana uśmiechniętego w ten sposób może z dwa razy.
Tomek przestraszony zrobił dwa kroki do tyłu, a gdy nagle oparł się o coś miękkiego i mokrego i poczuł oddech na swojej szyi, włosy zjeżyły mu się na karku. Przerażony chciał rzucić się do ucieczki, ale ktokolwiek bądź cokolwiek stojące za jego plecami powaliło go bez przeszkód na betonową posadzkę.
Ja panu, panie oficerze, mówiłem, że lubię tajemnice, ale takich tajemnic nie zniosę! U mnie musi być wszystko na swoim miejscu. Jak wchodzę do szpitala, to mam wcześniej ustalony plan w szczegółach. Strzykawka,dwa centymetry sześcienne somnifenu i do budy! Dwadzieścia minut pracy silnika ciężarówki i do dołu! A potem na obiad! U mnie wszystko musi być poukładane.
Mefisto stanowił przeciwieństwo Ducha Śmierci. Tutsi był wysoki i smukły, on szeroki i barczysty. Przywódca FLHK miał twarz o ostrych rysach, Faustin- okrągłą i jak z wyklepanej blachy falistej. Pierwszy dorastał na rozległych równinach, drugi w jakiejś norze. Uosabiali dwa najgorsze stereotypy swoich ludów.
Przytaszczyłam więc do swojego pokoiku stos rzeczy. Dym Konopnickiej, Boską komedię Dantego, Dwa bieguny Orzeszkowej, W godzinie cudu Przybyszewskiego oraz Fiodora Dostojewskiego Zapiski iz miortwego doma. I jeszcze cieniutką książeczkę zatytułowaną Twój Feliks, złożoną w całości z jakichś listów.
Jestem w tej chwili szczęśliwa.
Huba podniósł energicznie ręce i walnęło. Walnęło jak cholera, ale w bardzo nieoczekiwanym miejscu. Dwa potężne pioruny uderzyły w mury obronne zamku, siejąc spustoszenie i strach. Dwóch wojów nawet wypadło i zakończyło swój żywot pod murami. Część momentalnie uciekła, nie chcąc ryzykować swojego życia, ale wielu też pozostało, uważając, że taki spektakl wart jest ryzyka. Huba, widząc efekt swojego czaru, podniósł rękę w geście przeprosin i krzyknął: - Przepraszam! Nie tam celowałem! - Huba! Musisz skalibrować celownik, bo inaczej wszystkich dookoła pozabijasz! - Janek wyrwał się z dobrą i pomocną radą.
Sporym zaskoczeniem było dla mnie to, że ludzie, nawet półczłowiek, jakim
się stawałem, nie zapadają w sen automatycznie. W swoim poprzednim wcieleniu,
Demona Dextera, spałem doskonale i zasypiałem bez trudu, wystarczyło położyć się,
zamknąć oczy i pomyśleć: „Trzy dwa jeden start”. Czary - mary i lulu.
Nowy Model Dextera nie miał tyle szczęścia.
Po przygotowaniu planu pracy na poniedziałek wyciągnął się na kanapie i postanowił dokończyć Solaris. Zostały mu dwa ostatnie rozdziały. Niby nic go nie zaskoczy, ale niedokończenie lektury oznaczałoby brak szacunku do autora. Przecież czyta się w celu złapania kontaktu mentalnego z pisarzem, a nie po to, żeby sprawdzić, jak skończył swoją opowieść. Zwłaszcza jeśli czyta się ją po raz szósty.
Odsłaniasz się, robicie krok w przód, a potem dwa w tył. A przecież ona nie zrobiła nic złego, ba, wciąż trwa przy tobie. Zawsze i wszędzie. Wychodzi z siebie. Nie pyta o nic, stoi za tobą murem. Może robi to na swój sposób, może zgarnęła sobie część władzy, którą miałeś. Ale zrobiła to, kurwa, spektakularnie i powinieneś być z niej dumny.
© 2007 - 2025 nakanapie.pl