Jestem Wam winna ten wpis, choć robię go z wielkim niesmakiem wywołanym sytuacją, która miała miejsce wczoraj podczas GP Brazylii.
Otóż na pewnym etapie wyścigu Max Verstappen został poproszony o oddanie pozycji koledze z drużyny, Sergio Perezowi, który walczy o wicemistrzostwo. To tzw. polecenie zespołowe, należy je wykonać. Nie powinien mieć z tym problemu zawodnik, który jest obecnie najlepszy na świecie, ma na koncie dwa tytuły mistrzowskie i przyczynił się do zdobycia mistrzostwa konstruktorów przez zespół Red Bulla. Zawodnik, wobec którego Sergio Perez zawsze był lojalny i któremu wielokrotnie pomagał na torze, nieraz kosztem własnych ambicji, o czym tutaj pisałam. To nie była nawet walka o zwycięstwo w wyścigu, bo ten akurat wczoraj od początku kontrolowali kierowcy Mercedesa. Za to była to świetna okazja do tego, żeby się odwdzięczyć.
Niestety. Verstappen nie przepuścił Pereza i ten zdobył mniej punktów niż by mógł. Jego wicemistrzostwo stoi pod znakiem zapytania. W sytuacji Maxa oddanie pozycji nic by nie zmieniło. No może poza tym, że kibice spojrzeliby na niego łaskawszym okiem. Jak też czasem wspominałam, od początku kariery Max dał się poznać jako człowiek trudny i w środowisku nigdy nie był zbyt lubiany. Wczorajsza sytuacja na pewno nie sprawi, że będzie lubiany bardziej. Komentarze są jednoznaczne, zresztą jakie mogą być.
Smutne to i przykre, kiedy zachwyt ustępuje tak wielkiemu rozczarowaniu.