“Bardzo łatwo jest pchnąć starszą panią na ziemię, przycisnąć ją skrzydłem do wrót od stodoły, a potem sypać na nie kamienie, aż nie będzie mogła oddychać. I wtedy całe zło odpłynie. Tylko że nie. Ponieważ dzieje się coś innego złego i są inne stare kobiety. A kiedy już się skończą, zawsze są starzy mężczyźni. Zawsze są obcy. Zawsze są przybysze. A potem, może, pewnego dnia jesteś ty. Wtedy kończy się szaleństwo. Kiedy nie został już nikt, kto mógłby oszaleć.”
“Kiedyś sądziłam, że można się podnieść po każdym upadku, ale to nieprawda. To, że człowiek znajduje w sobie siłę, by dalej funkcjonować, by wstawać rano z łóżka, uśmiechać się i śmiać, nie oznacza, że się podniósł. Wręcz przeciwnie. Jego funkcjonowanie nie jest życiem. Jest zaledwie brnięciem naprzód ze świadomością, że każdy kolejny krok będzie naznaczony upadkiem i utratą, Wstawanie rano z łóżka nie jest równoznaczne z chęcią rozpoczęcia nowego dnia, a śmiech jest tylko kamuflażem łez. Nie podnosimy się po utracie. Tylko chowamy ją głęboko.”
“„Zapadam się w jakąś przestrzeń, zresztą tak dobrze mi znaną. Jakbym była pod wpływem narkotyku. Nie ma w niej dnia ani nocy. Jest tylko czucie i pożerająca cicha, czarna pustka, która zasysa z każdą minutą coraz głębiej. Nie słychać już prawie nic. Nie mogę złapać tchu, nie mogę oddychać… Zaraz się uduszę i nikt mi nie pomoże. Nikogo nie ma.
W tych tysiącach hektarów świata nie ma ani jednej duszy, która
wyciągnie mnie z tego obłędu.
Chyba chcę umrzeć. Gdyby dzisiaj było Boże Narodzenie, poprosiłabym o śmierć pod choinkę.””
“"Mogłam się domyślić, że kiedy w grę wchodzą uczucia, zdrowy rozsądek odsuwa się w cień. Najgorzej, jeśli obdarzymy tą miłością kogoś nieodpowiedniego. Kogoś, kto sprawia, że szybko wyrastają nam skrzydła, lecz zamiast nauczyć nas latać, podcina je boleśnie, czerpiąc przyjemność z naszej emocjonalnej niewoli. Uczucie, na początku czyste i niewinne, zaczyna przeradzać się w toksyczną relację, którą z dnia na dzień coraz trudniej zakończyć. Umieramy jeszcze za życia, stając się wytresowanym manekinem. Wszystko dla miłości." ”
“Imię i ciało Dominiki – zachowały się, a życie zostało zamienione na inne. Na życie Laury, o której nikt nigdy nie słyszał. Ale przecież Dominika pamiętała. I siebie, i postać najlepszej przyjaciółki. Tymczasem wszystko zniknęło, z Laurą na czele. Nie pamiętały jej nawet dzieci! Wszystko zniknęło, z dnia na dzień rozpuściło się w powietrzu. Zdjęcia Dominiki do czasopism, jej dom, jej zmyślne meble, wszystko. Uchowało się tylko zdjęcie Gracji i Lucjana, które wisi w salonie Laury, które Dominika zrobiła jakże niedawno…”
“Przez ostatni rok zapomniała, jak bardzo szczery potrafi być Tomczak. Te "wysiedziane" krówki, które zazwyczaj nosił w tylnej kieszeni spodni, gniotąc je przez pół dnia - zawinięte w chustkę do nosa, używaną również do wycierania potu z czoła, resztek jedzenia z wąsów i wolała nie wnikać do czego jeszcze - by potem częstować nimi kolegów, zanim sam włożył jedną do ust i dziamgał, mlaszcząc i cmokając, gdy ciągnący się cukierek przyklejał się do podniebienia - śniły jej się po nocach jeszcze kilka miesięcy po jego przejściu na emeryturę.”
“Choć pragnęłam pogrążać się bez końca we wszystkim, co czułam, wiedziałam, że muszę uwolnić emocje. Ostatecznie. Raz na zawsze. Stanowiły nieodłączną część przeszłości, ja zaś nie mogłabym podążać przed siebie, gdybym bezustannie patrzyła wstecz.
Nigdy jeszcze nie chciałam tak bardzo podążyć dalej niż teraz. Ale wiedziałam tylko tyle, że muszę wepchnąć emocje z powrotem do szufladek. I mogłam to zrobić, tyle że ściany nie zwaliły się po prostu – one ujawniły ranę i gdybym znów otoczyła ją murem, pewnego dnia mogłabym znaleźć się w tragicznym miejscu.”
“- Joyce O’Donnell wpuściła zabójcę do domu.
- Albo zapomniała zamknąć drzwi.
- Oczywiście, że je zamknęła. Nie była głupia.
- Nie była też zbyt ostrożna. Gdy pracujesz z potworami, nigdy nie wiadomo, który z nich pójdzie za tobą. (...)
- Po co wpuściła go do domu?
- Może sądziła, że potrafi nad nim zapanować. (...) Była jak cyrkowy pogromca lwów, który codziennie pracuje z dzikimi zwierzętami i zaczyna sądzić, że ma nad nimi kontrolę. Spodziewa się, że za każdym razem, gdy strzeli z bicza, będą skakały jak potulne kocięta. Może nawet uważa, że go kochają. Aż pewnego dnia, gdy się odwróci, zatopią mu kły w karku. ”
“" - Jak to jest, kiedy kogoś kochasz?
- To trochę tak, jakby się każdego dnia umierało po kawałku, ale z drugiej strony żyło pełnią życia. Miłość okazała się radością tak ogromną, że przeradzała się w ból. Niszczyła mnie i przekuwała. Nienawidziłem jej, bo wiedziałam, że nie jestem w stanie przed nią uciec, a ona miała na zawsze mnie przemienić. A to wiedźmiątko... Ją też kochałam. Nie potrafię opisać tego uczucia. Powiem ci tylko tyle, że było silniejsze od wszystkiego, czego kiedykolwiek doświadczyłam. Silniejsze od furii, pożądania i magii.”
“- Mamy w zwyczaju chować naszych zmarłych o wschodzie słońca. Wierzymy, że świt jest czasem odnowy. Koniec i początek wszystkiego są nierozłączne, tak jak chwila tuż przed pierwszym brzaskiem i tuż po nim.
- To piękny zwyczaj – skomentowała cicho Clarke.
- Po kataklizmie nasi przodkowie musieli nagle przyzwyczaić się do myśli, że po ciemności nie zawsze nadchodzi światło… że pewnego dnia słońce naprawdę nie wstanie. Nasza tradycja wywodzi się z tamtych czasów. W ten sposób wyrażamy wdzięczność za kolejny wschód słońca.”
“– Musimy być grzeczni, Malcom – powiedziała do zwierzaka poważnie, patrząc mu w jedno
ślepię. – Ania i Connor pomagają mamusi. My nie mogliśmy z nią jechać do Nowego Jorku,
wiesz?
Stojącą w drzwiach Ankę zastanowiło, na ile to dziecko rzeczywiście wierzyło, że pasiasty
pluszak rozumie, co do niego mówi. Lily wyglądała na przekonaną, że przyjaciel uważnie jej
słucha.
– Potraktujmy to jak zabawę. Będziemy udawać, że bawimy się w dom. Wyobraź sobie, że
jesteśmy w innym, nowym domku. Co ty na to?”
“Jest zawsze wielka różnica, na której prędzej czy później ludzie się poznać muszą, pomiędzy uczciwą p r a c ą a r o b o t ą intrygancką. My (...) jesteśmy ludzie p r a c y i dnia białego, tamci są r o b o t n i c y ciemności. Powodzi się im czasem w początkach i umieją odurzyć ludzi pozorami szlachetności, w końcu jednak spada z nich maska i komedia tragicznie się zamyka.”
“Bóg siedział w swoim Królestwie Niebieskim i opowiadał aniołom mnóstwo wymyślonych historii: o nieposłusznych chmurach, gwiazdach, o wietrze, o pustej planecie Ziemi i wszystkich innych planetach we wszechświecie. Pewnego dnia skończyły mu się pomysły i dlatego stworzył człowieka! Ponieważ potrzebował historii, które by Go bawiły i które mógłby opowiadać. Nie tylko anioły się nudziły, również On sam. Stworzył więc człowieka i wyjątkowo perfidnie wymyślił, że może on przeżyć swoje życie tylko raz, ażeby taka historia, która powstaje w wyniku ludzkiego życia, była tym bardziej dramatyczna i ciekawa.”
“Uciekłeś w normalność, w przeciętność stada i wydaje ci się, że znajdziesz przynależność, swoje prawdziwe ja. Ale twoje prawdziwe ja jest teraz tutaj, Harry. I zastanawia się, czy masz zabić, czy nie. Wykorzystujesz te dziewczyny - Aurorę, Martę - do podkładania do ognia twojej cudownej nienawiści. Bo teraz kolej na ciebie, aby rozstrzygnąć, czy ktoś ma przeżyć, czy umrzeć, a tobie sprawia to przyjemność. Czerpiesz przyjemność z bycia Bogiem. Marzyłeś o tym, żeby być mną. Czekałeś na swoją kolej, żeby być wampirem. Czujesz to pragnienie, Harry, przyznaj. Któregoś dnia Ty też je zaspokoisz.”
“Łódź była najbardziej swobodnym i najbardziej artystycznym miastem żydowskiej Polski. Wydała więcej artystów, pisarzy, muzyków i aktorów niż Warszawa. Ale Warszawa górowała. Bo Warszawa była poważnym miastem, zasiedziałym i szacownym. W Łodzi za to również fabrykanci byli marzycielami i nawet jeśli sami nie zajmowali się sztuką, ich portfele były otwarte dla żydowskich artystów i żydowskiego teatru, dla żydowskich poetów i muzyków. Ich życie miało w sobie coś z cygańskiej anarchii. Z dnia na dzień bogaci fabrykanci stawali się biedakami, a biedacy nagle okazywali się bogaczami.”
“Tak to się właśnie odbywa. To jest moje przekleństwo. Jednego dnia skarżę się na nadmierną kochliwość i szczerze pragnę się zmienić. Przychodzi kolejny dzień, spotykam sympatycznego chłopaka, który mówi mi coś miłego i patrzy tymi swoimi ciemnymi oczami, a we mnie serce topi się jak wosk. I już wiem, że się zacznie. Najpierw będę o nim myślała wieczorami, tuż przed zaśnięciem. Pewnej nocy może mi się nawet przyśni. Potem zacznę, pod byle jakim pretekstem, szukać jego towarzystwa, wynajdować sprawy niecierpiące zwłoki, aby go zobaczyć, porozmawiać z nim. Później wpadnę po uszy.”
“Czasem bywa tak, że mamy dość ludzi, że nas denerwują, niekiedy niezasłużenie stają na linii ognia naszych ostrych słów, przypadkiem, tylko dlatego, że tam po prostu byli. A czasem bywa tak, że ktoś ot tak, po prostu, poniesie za nas ciężki worek ze śmieciami albo życzy nam miłego dnia albo się uśmiechnie. Z pozoru prosty gest, a powoduje, że powraca do nas wiara w ludzi, przypomina, że sami też tak możemy, a nawet musimy – podać dalej to, co dostaliśmy, żeby czynić świat lepszym. Żeby się kręciło. To zawsze jest nasz wybór. I w nas cała nadzieja.”
“Nigdy nie wiesz, czy radosne wspomnienia nie staną się tymi smutnymi. Błyszczą i świecą w bezdennych odmętach podświadomości, a wtedy czujemy, że w jakiejś cząstce naszego mózgu tańczą iskierki pamięci. Chwytamy je i osłaniamy w dłoniach jak najdroższe sercu kociątka albo opatulamy się nimi jak ciepłym swetrem chwilę wcześniej zdjętym z kaloryfera. Aż pewnego dnia, z takiego czy innego powodu, szczęśliwe wspomnienia nagle zaczynają napawać smutkiem. Dobre wspomnienia istnieją, ponieważ w naszej naiwności nie znamy żadnych lepszych.”
“Nie twierdzę, że rozumiem ludzi. W życiu staram się kierować logiką, a z niej niewiele jest pożytku, gdy próbuję pojąć ich sposób myślenia. To znaczy,o ile było mi wiadomo, Rita naprawdę była słodka, urocza i pełna optymizmu jak Ania z Zielonego Wzgórza. Potrafiła się rozpłakać na widok rozjechanego kota. Tymczasem teraz metodycznie zwiedzała wystawę, o jakiej nie śniła w najgorszych koszmarach. Wiedziała, że każdy kolejny urywek filmu będzie równie drastyczny i niewiarygodnie obrzydliwy. A mimo to, zamiast rzucić się do wyjścia spokojnie przechodziła od ekranu do ekranu.”
“Bieluszewska wiosna nadeszła wraz z powrotem żurawi. Najpierw zaczęły topnieć warstwy zlodowaciałego śniegu, z każdym słonecznym dniem było coraz mniej białych połaci, a przybywało ogromnych rozlewisk pokrywających okoliczne pola i łąki. Dzień stawał się coraz dłuższy, pachniało wilgotną ziemią, a zrudziała trawa powoli zamieniała barwę w soczysta zieleń. Niemal codziennie widziałam klucze ptaków przelatujących nad moim domem, aż któregoś dnia usłyszałam długo wyczekiwany klangor, niosący się echem nad bieluszewskim jeziorem.”
“Większość z nas doświadczyła w swoim życiu chwil, w których czuliśmy się całkowicie opuszczeni, chwil, w których nasze serca, osłabione płonnymi nadziejami, zamierały. Trzeba nam jednak pamiętać, że ta straszliwa godzina jest często jak najciemniejszy moment nocy, który poprzedza zaranie nowego dnia, jak ów przełomowy czas w roku, kiedy to wijący ponad stwardniałą ziemią lodowaty wiatr śpiewa żałobną pieśń odchodzącej zimy i przynosi z sobą przepowiednię zbliżającej się wiosny. Ale tak jak zmarznięte ptaki nie pojmują natury zimnego podmuchu, w którym dygoczą, tak udręczona dusza nie rozpoznaje pierwszych oznak zbliżającego się wybawienia. ”
“Spotykali się coraz częściej. Tymczasem drzewa zdążyły zgubić wszystkie liście, a na szczycie najwyższej góry pojawił się śnieg. Cienie ludzi przechodzących przez most były długie i wąskie. Zima tego roku zaatakowała cicho, z zaskoczenia, ale za to z dużą zaciekłością. Zrobiło się wyjątkowo zimno i Yasui złapał grypę. Kiedy temperatura jego ciała wzrosła zbyt mocno jak na zwykłą grypę, Oyone zaczęła się martwić. Jednak w niedługim czasie gwałtownie spadła. Wydawało się, że lada dzień całkiem wyzdrowieje, ale niewielka gorączka dręczyła go jednak każdego dnia.”
“Dzień dobry – powiedział Bilbo i powiedział to z całym przekonaniem, bo słońce świeciło, a trawa zieleniła się pięknie. Gandalf jednak spojrzał na niego spod bujnych, krzaczastych brwi, które sterczały aż poza szerokie rondo kapelusza. – Co chcesz przez to powiedzieć? – spytał. – Czy życzysz mi dobrego dnia, czy oznajmiasz, że dzień jest dobry, niezależnie od tego, co ja o nim myślę; czy sam dobrze się tego ranka czujesz, czy może uważasz, że dzisiaj należy być dobrym? – Wszystko naraz – rzekł Bilbo. – A na dodatek, że w taki piękny dzień dobrze jest wypalić fajkę na świeżym powietrzu.”
“Pracujący tutaj Czerwoni i otrzymują zapłatę (...)Niedużą. Ale dostają pieniądze i wystarczająco dużo bonusów, by uczynić ich zależnymi. wydają pieniądze na rzeczy, których sądzą, że potrzebują(...) Złoci przystosowali wszystko tak, żeby ułatwić sobie życie. Produkują programy do zabawiania i udobruchania mas. Rozdają pieniądze i datki, by uzależnić całe generacje ludzi, a czynią to celowo siódmego dnia każdego nowego ziemskiego miesiąca, by ich nawet od daty uzależnić. Tworzą rzeczy zapewniające nam pozory wolności. Jeśli przemoc można nazwać sportem Złotych, to manipulacja jest ich formą sztuki.”
“– Mamo, co to jest wojna? – zapytał pewnego dnia Franek.
Pani Gabriela Spokojna nigdy wcześniej nie słyszała tego słowa. Bo skąd? Świat, w którym żyła wraz
z mężem i synkiem, był bajką, tylko taką prawdziwą. Ludzie już od trzech wieków egzystowali w zgodzie z naturą. Co więcej, od kiedy nauczyli się rozmawiać ze zwierzętami, zniknął podział na świat ludzi i świat zwierząt. Wszyscy stali się jedną wielką rodziną.
Gdyby ktoś powiedział mamie Franka, że kiedyś ludzie jedli mięso, a zwierzęta polowały na siebie nawzajem – na pewno by nie uwierzyła.”
“Podporucznik rezerwy Julian Ochnik cofał się z wojskiem z Chełmna na
Toruń. Znienacka dotarł doń okrzyk od czoła kolumny: Gaz! „Rzeczywiście
w poświacie budzącego się dnia od strony Wisły widać pełzające opary [...].
Niektórzy żołnierze już mają założone maski. Jadę, wyprzedzam kolumny i gdy
znalazłem się w atmosferze niby gazu, poczułem alkohol. I cóż się okazało. Wła-
dze Torunia, obawiając się trafienia bomb i wybuchu zbiorników ze spirytusem,
zadecydowały, aby wypuszczono go do Wisły. Gaz się wyjaśnił 65, za to rzeka
oddychała oparami spirytusu.”
“(...) nie miała już dawnych przyjaciół. Dzieciaki z sąsiedztwa, kiedyś przyjazne, teraz traktowały ją… no, z respektem — z powodu kapelusza. Oddzielał je mur, jakby ona dorosła, a one nie. O czym mieli ze sobą rozmawiać? Bywała w miejscach, jakich nie potrafili sobie nawet wyobrazić. Większość nie widziała nawet Dwukoszula, choć leżał nie dalej niż o pół dnia drogi. I wcale ich to nie martwiło. Miały wykonywać tę samą pracę, co ich ojcowie albo jak ich matki wychowywać dzieci. I bardzo dobrze, szybko zapewniała w myślach Tiffany. Ale nie decydowali o niczym. To wszystko po prostu im się przydarzało, a oni tego nie zauważali.”
“Moja nienawiść do dnia po Bożym Narodzeniu była odwrotnie proporcjonalna do uczucia, jakim darzyłam mężczyznę leżącego obok mnie. Pode mną. Mój Boski Thor. Był dla mnie wszystkim i znacznie więcej, czego mogłam w życiu zapragnąć. Każdy z nim dzień był niczym wyjęty z jakiejś nierealnej baśni, która w przeciwieństwie do świąt nie kończyła się nigdy. I wciąż nie mogłam uwierzyć, że jest tu ze mną. Nasza droga do tej konkretnej chwili była tak pogmatwana, że z łatwością nadawałaby się na scenariusz filmowy. Począwszy od letniej nocy sprzed pięciu lat, gdy straciłam z nim dziewictwo, choć straciłam to nieodpowiednie słowo na to doświadczenie. Bliżej mu było do otrzymania niż straty.”
“"- Ufam ci bezgranicznie, po prostu się bałam. Bałam się wszystkiego, przedewszystkim zmian i tego, że może nam się nie udać... Jednak w ostatnim czasie nieustannie o tym myślałam. Mam dobrego faceta, przy kyórym czuję się kochana, bezpieczna i szanowana. I właśnie zrozumiałam, że absolutnie nie wolno mi tego odrzucać. A przyszłość? Nikt jej nie zna. Więc po co się zastanawiać, przewidywać, karmić złą passą? Po co się jej bać? A jednak się jej bałam, pielęgnowałam lęk, to poczucie strachu, które z dnia na dzień coraz bardziej mnie ograniczało. Ale już naprawdę wystarczy. Koniec czarnych scenariuszy, nie chcę myśleć o odległej przyszłości. Dziś jest nam dobrze, prawda? Więc żyjmy chwilą. Carpe diem, Hektor."”
“To pora ciszy, w której uwalnia się bełkot i prawda. Gdy wstanie dzień, wyda Ci się rojeniem, bzdurą, której będziesz się wstydziła, bo znów wciągnie Cię 'dzień dobry' i 'miłego dnia', 'do widzenia' i 'co słychać', uporządkowane zdania , wyważone zdania, którymi komunikujesz się z ludźmi. W bełkocie jesteś wolna. Dlatego się go wstydzisz. Prawie czujesz, co jest ważne. Teraz, w porze - nieporze. Czai się tuż za rogiem, tuż obok, prawie to masz. Ale zaraz wstanie dzień i znów nic nie będziesz wiedziała. 'Ważne' staną się substytuty, atrapy aż do chwili, gdy hałas ucichnie. Przestraszysz się i”