Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "macie prawo nich", znaleziono 115

Czasami nie zdajemy sobie sprawy, że zupełnie nieistotne decyzje mogą mieć wpływ na nasze dalsze życie. To czy zrobimy krok w lewo, czy w prawo, decyduje o tym, kim będziemy w przyszłości, kim będą nasze dzieci, a nawet o tym, czy spotkamy szczęście, czy tez nasza droga będzie wybrukowana niepowodzeniami.
Istniały cztery boskie prawa,które rządziły przebiegiem bitwy: walcz pod jednym dowódcą o jeden cel; wydaj bitwę w miejscu i czasie dla siebie dogodnym; zaakceptuj to, na co nie masz wpływu, i przygotuj całą resztę; atakuj tak, by zaskoczyć wroga, odszukaj i wykorzystaj jego słabe punkty.
Nie macie prawie żadnej teorii organizacji społecznej, fatalnie zacofaną ekonomię, żadnego pojęcia o zasadach historycznego przewidywania, a do tego słabą wiedzę o was samych. Biorąc pod uwagę wielką zmienność waszego świata, dziwię się, że jeszcze nie rozwaliliście go na kawałki. To dlatego nie chcemy was jeszcze spisać na straty. Wy, ludzie, macie szczególny talent przystosowywania się, przynajmniej na krótki dystans.
Wiecie, co co mi chodzi? O subiektywność uczuć. O to, że głodujące dziecko, które straciło rodziców w bombardowaniu miasta, cierpi dokładnie tak samo jak syn miliardera, który nie dostał na urodziny kolejnego ferrari. To może się wydawać śmieszne, ale pomyślcie o tym. Czy kiedy było wam źle, to świadomość, że nie macie najgorzej i inni bardziej cierpią, jakkolwiek wam pomagała? Czy byliście w stanie przekonać siebie, że macie mniejsze prawo do odczuwania bólu niż inni? Nie sądzę.
Wybór przyszłego kandydata na męża nie zależał od woli panny. Zarówno prawo świeckie, jak i patriarchalny model rodziny decyzję w tej sprawie pozostały w gestii ojca. Czasami zdarzało się, że pewien wpływ miała także matka, najczęściej jednak decydowała ona dopiero w przypadku wcześniejszej śmierci ojca.
Zauważyłeś, jak słowa zmieniają swoje znaczenie, w miarę jak się starzejemy? Gdy byłem młody, to starość lokowałem w okolicach pięćdziesiątki. Teraz mam prawie pięćdziesiąt i starość to osiemdziesiąt lat. Gdy miałem dwadzieścia, miłość kojarzyła mi się z seksowna babka i dobrym małżeństwem. Teraz kocham tylko moja prace, Chucka i to drzewo. Tyle mi starcza.
Do szkoły prawie biegł, ciągnąc za sobą trajkoczącą Olę.
- Ty się lecz. To się nazywa jak ta choroba.
- Jaka choroba? (...)
-To się nazywa jakaś mania- dobiegł go glos Oli.
-Słuchaj! Manię to masz ty! I znam nawet na nią świetne lekarstwo. Klapsopiryna. Jak ci zaraz przyłożę w tyłek, to zobaczysz!
Zmierzwiła mu włosy, a on odsunął się lekko i odruchowo poprawił grzywkę. Poczuła w sercu niewielkie ukłucie. Jej mały chłopiec odszedł w niebyt, spontaniczne przytulanie i ciepłe gesty też, zamiast chłopca w domu miała już prawie mężczyznę, a świadomość, że kiedyś odejdzie, jak jego ojciec, bolała jak cholera.
Walczcie o siebie. Macie prawo żyć i żyć dobrze. Odziedziczycie wady i stworzycie własne. Nue ma w tym nic złego. Użyjcie ich do przetrwania. Nie zabijajcie innych; nie zabijajcie siebie. Z odwagą sięgajcie po miłość. A przede wszystkim, nie wstydźcie się swojego pochodzenia i swoich błędów. Miłość w swej ślepocie was wskrzesi.
Gdy była dzieckiem, spędzała prawie całe wakacje na gospodarstwie
dziadków, którzy mieli hodowlę trzody. Raz widziała,
jak dwie świnie zagryzły się przy korycie tylko dlatego,
że obie nie mogły zmieścić w nim ryjów naraz. W sumie od
sytuacji politycznej kraju, w którym przyszło jej pełnić służbę,
ten obrazek różnił się tylko tym, że przynajmniej załatwiły to
od razu i w pełni jawnie.
Od wczesnego dzieciństwa miałam problemy zdrowotne, między innymi ze stawami, gardłem i snem. Wytłumaczenie przyczyn moich problemów ze stawami było bardzo proste: "dziedziczne, genetyczne", bo mój ojciec prawie całe życie leczył się na reumatyzm. Wytłumaczenie przyczyn ciągle nawracających się infekcji dróg oddechowych tez było bardzo proste: "brak odporności".
To właśnie najbardziej bawi mnie w każdym działaniu przedstawicieli prawa: ta nieuchronna konieczność robienia rzeczy niekoniecznych. Gdybym chciał posługiwać się takimi metodami w moich skromnych książeczkach kryminalnych, miałyby co najmniej po pięćset stron każda i ludzie zasypialiby w połowie albo zaglądaliby na ostatnią stronę, żeby wreszcie ustalić, kto popełnił te najnudniejsze ze zbrodni.
To pora ciszy, w której uwalnia się bełkot i prawda. Gdy wstanie dzień, wyda Ci się rojeniem, bzdurą, której będziesz się wstydziła, bo znów wciągnie Cię 'dzień dobry' i 'miłego dnia', 'do widzenia' i 'co słychać', uporządkowane zdania , wyważone zdania, którymi komunikujesz się z ludźmi. W bełkocie jesteś wolna. Dlatego się go wstydzisz. Prawie czujesz, co jest ważne. Teraz, w porze - nieporze. Czai się tuż za rogiem, tuż obok, prawie to masz. Ale zaraz wstanie dzień i znów nic nie będziesz wiedziała. 'Ważne' staną się substytuty, atrapy aż do chwili, gdy hałas ucichnie. Przestraszysz się i
Miała na sobie tyle srebrnej biżuterii, że spokojnie mogłaby otworzyć kramik. Albo i mały sklep. Skórzana bransoletka nabijana ćwiekami na jednym nadgarstku, kilkanaście srebrnych kółek na drugim, łańcuszki i wisiorki na szyi, pierścionki prawie na każdym palcu. Ćwiek z małym kamykiem w nosie. Artur nie znosił złomu - jak to nazywał - którym ludzie przyozdabiali sobie twarze.
To było jak objawienie. Wielu z nas nigdy nie słyszało o systemie wielowartościowym. Pogląd, że wszyscy jednocześnie mogą mieć rację, że każdy ma prawo żyć po swojemu, był dla nas wstrząsem. Jego pojęcie osobistego stylu życia... w tym było coś ekscytującego. Ani dogmat religijny, ani antyreligijny. Koniec sporów o to, która interpretacja świętych tekstów jest poprawna,. Koniec z sektami, odłamami, frakcjami. Koniec ze stosami i więzieniami dla heretyków.
Poznajcie życie chłopa sowieckiego- największego niewolnika świata. Poznajcie życie robotnika sowieckiego- najwięcej wyzyskiwanego. Stańcie się członkami Rosyjskiej Partii Robotniczej, której cała praca polega na wzajemnym spychaniu się i zżeraniu. Przejdźcie sowieckie więzienia i obozy koncentracyjne. I jeśli przedtem nie rozpłyniecie się we krwi, wówczas macie prawo rozpływać się w zachwytach nad"osiągnięciami sowieckimi".
Nienawiść.
Tylko ona może go znowu postawić na nogi. Tylko ona pomogła mu znieść więzienie.
Nienawidził przebywania w zamknięciu i swoich strażników. Nienawidził tego społeczeństwa, ludzkich praw, posłuszeństwa. Nienawidził uległości, poddaństwa.
Nienawidził stada.
Chciał pozostać drapieżnikiem, nie stać się ofiarą. Wydawać rozkazy, nigdy nie musieć ich słuchać.
Zawsze mieć wybór.
Oddawać ciosy. Bez żadnej litości.
- Mówiąc takie rzeczy, ludzie zawsze powołują się na czas, jakby czas miał jakieś znaczenie. - Ponieważ jednak krytyczna cząstka jego mózgu też miała pretensje do zbyt krótkiego trwania znajomości z Leną, Declan zirytował się słysząc tę opinię od swego najbliższego przyjaciela. - Czyżby istniało jakieś prawo - bronił się - które ustala, że nie możesz się zakochać, dopóki nie minie jakiś rozsądny i racjonalny okres?
Mam już osiem i pół roku, więc mogę sama opiekować się Dani równie dobrze jak ktoś inny(...)
-Ale przecież musisz chodzić do szkoły- powiedział tata pełen wątpliwości- nie mogę zatrzymać Cię w domu, a poza tym jest to niezgodne z prawem. Nauczyciel będzie chciał poznać przyczynę twojej nieobecności, może o tym donieść burmistrzowi, a wtedy będziemy mieli poważne kłopoty.
Moje życie nie jest łatwe. Zawsze chciałem mieć przy sobie kogoś, kto byłby w stanie
mnie wysłuchać i zapewnić, że mam prawo czuć się tak, a nie inaczej. Nie potrzebuję bohatera,
który rozwiąże moje problemy – jestem wystarczająco silny, by sam sobie z nimi poradzić.
Chcę tylko ciepła zaufanych ramion. Bezpieczeństwa. Miejsca, gdzie mógłbym zdjąć swoją
maskę i pokazać prawdziwą twarz.
Odkąd mama jeździła do szpitala, tata gotował. Nie za bardzo mu to wychodziło i prawie za każdym razem musieli zamawiać pizzę. Majka nigdy wcześniej nie sądziła, że można mieć dość pizzy, ale pomału zmieniała zdanie. [...] Ostatecznie pizza przyjechała dopiero po godzinie, bo najpierw trzeba było poczekać, aż tata skończy gotować, spróbować, a potem wyrzucić cały makaron do ubikacji i posprzątać kuchnię.
Nie jesteśmy ludźmi którzy żyją prawdziwym życiem. Stoimy nad brzegiem życia. Musimy popierać poglądy, których nie wyznajemy, a które musimy narzucać tłumowi; obrabiać kwestie, na których się nie znamy, a które musimy smacznie przyrządzać dla publiczności. Nie wolno mieć nam własnych przekonań, musimy mieć zapatrywania redaktora naczelnego, ale kierujący nawet największą gazetą nie ma prawa myśleć swoim własnym mózgiem, bo kiedy jest wezwany przez zarząd, musi ukryć swoje zdanie, jeżeli oczywiście je ma i występować w imieniu akcjonariuszy.wszyscy myślą o dziennikarzach jak najgorzej. Są oczywiście dla nich uprzejmi, bo się ich boją, boją się wielkich szantaży i drobnych świństewek.
Jeśli chodzi o pranie, to mam jeszcze jedno wspomnienie. Myślę o siostrach zakonnych, które przyjeżdżały do nas po brudne rzeczy przełożonych i prały je w swojej pralni. Patrzyłem na nie przez okno, jak co sobota taszczą do furgonetki wielkie toboły z prześcieradeł. Było mi ich zwyczajnie żal. My też nie mieliśmy słodkiego życia, ale po sześciu latach zostawaliśmy księżmi i właściwie do końca życia żyliśmy jak pączek w maśle, mając zapewniony wikt, opierunek, sprzątanie i masę wolnego czasu. Wystarczyło raz albo dwa razy w niedzielę odprawić mszę, wygłosić kazanie, odbębnić swoje w konfesjonale, odsiedzieć raz w tygodniu pół godzinki w kancelarii parafialnej… i luzik. Może do tego parę godzin lekcji religii w szkole, ale za państwową kasę, którą ksiądz dostawał na swoje prywatne konto. A one? Przez całe życie żyły w klasztorze w rygorze większym od naszego. Dużo się modliły i ciężko pracowały. Idzie do zakonu taka dziewczyna, która mogłaby przeżyć ciekawe i szczęśliwe życie, zaślubia Chrystusa, a zostaje służącą, niemalże niewolnicą, która pierze gacie księdzu, gotuje mu i sprząta po nim. I w katolicyzmie jest jawnie człowiekiem niższego rzędu, bo przecież nie ma prawa zostać osobą duchowną. Prawie jak w islamie. Prawie. Pod względem religijnym różnica jest nieduża.
- Czy można cofnąć czas tak, aby ich uratować? Masz taką moc?
- Nikt nie ma takiej mocy, by pokonać czas. On rządzi się swoimi prawami i nikomu do tej pory, odkąd świat istnieje...
- ... ale ty go stworzyłaś...
- Tak mówią, ale wiesz, nie należy wierzyć plotkom. - Bożka uśmiechnęła się szelmowsko. - Więc odkąd świat istnieje, nikomu nie udało się cofnąć czasu ani posunąć go do przodu. Ja nie mam takiej mocy. Wszystko dzieje się w jakimś celu.
- Nie żądam od Was tego, i niczego nie przyrzeknę - odparła dumnie - jestem wolna w kwestii swoich zachowań, Panie de Chagny; nie ma Pan żadnego prawa mnie kontrolować, proszę zatem by na przyszłość powstrzymał się Pan od podobnych sugestii. A jeśli chodzi o to, co robiłam przez ostatnie dwa tygodnie, to tylko jeden człowiek na świecie mógłby żądać w tej sprawie wyjaśnień: mój mąż. A męża nie mam i nigdy mieć nie będę!
- Baranie, do niczego w życiu nie dojdziesz, ty kaleko, łamago jeden - krzyczał, kiedy coś nie szło po jego myśli. Podnosił rękę, otwierał dłoń, a któregoś razu złamał mi nos, aż poczułem na wargach krew, a dodam, że nie miałem prawa krwawić, nawet jakby mnie rozpłatał jak półtuszę wieprzową czy dłoń swą w bok mój włożył i wyjął ją potem z fragmentem wnętrza mego ze ścierwem, z sercem, żołądkiem, wątrobą czy jelitami.
- Te prezesy jebane, menedżery złodzieje, japiszony w białych kołnierzykach, panienki na kant odprasowane, co jeszcze wczoraj świnie karmiły. Taka to nowa, zasrana, warszawska elita. Albo studenciaki z wioski, prątkujące na prawo i lewo cherlaki. Wiecie, co ich łączy? Wszyscy muszą mieć gdzie mieszkać, spać, pieprzyć się, chodzić do sracza. Przyjdzie w końcu taki w łachę i będzie płacił, oj, będzie! - siedzący za biurkiem mężczyzna z zadowoleniem zatarł ręce.
Kiedy tak na mnie patrzyła, w głowie jak na złość odtwarzały mi się sceny naszego dzikiego seksu. Zawsze miała to kocie spojrzenie. Błagała, bym ją zniszczył i niejednokrotnie to robiłem. Najpierw ją dusiłem do utraty tchu, a później pieprzyłem przywiązaną do łóżka, dopóki nie rozpadała się pode mną w szaleńczym orgazmie. Była kobietą, dla której gotów byłem rzucić wszystko. Straciłem dla niej głowę. Wpadłem w wir pełen uzależnień. Prawie umarłem. Zniszczyła mnie bez mrugnięcia okiem.
Nie przerażaj się krytyką (...) przecież to tylko czyjeś zdanie, niewolne od błędów i wypaczeń, brak mu obiektywizmu. Czyjś osąd może wypływać z różnych pobudek. Ludzie są złośliwi, zdradliwi, zazdrośni, zadufani w sobie, rzadko niestety bywają szczerzy i nie należy brać ich uwag na poważnie. To ty masz być głównym cenzorem swych prac, bo ty wiesz najlepiej, co chciałaś wyrazić, przekazać. Musisz jednak być gotowa na to, co powiedzą inni. Niestety, mają do tego prawo.
Doskwierała jej samotność. Jedynymi jej przyjaciółmi byli ci z Facebooka. Koleżanki, z którymi pracowała, miały mężów, małe dzieci i swoje problemy. Nie spotykała się z nimi prawie wcale. Mieszkała w Wiedniu już od roku, a z nikim dotąd się nie zaprzyjaźniła. Najprzyjemniejszy sposób spędzania wolnego czasu stanowiło dla niej siedzenie na balkonie wychodzącym na wewnętrzny ogród z dorodnymi sosnami, wierzbami i krzakami róż. Rozmawiała z nieznanym ojcem, którego wyimaginowany obraz nosiła w sercu.
© 2007 - 2024 nakanapie.pl