„Wybór Charlotty” przeczytałam z przyjemnością. To książka typu: weź kubek kawy bądź kieliszek wina, przycupnij na kanapie, przykryj się kocykiem i zapomnij o szarym świecie. To świetny czasoumilacz, który nie raz wywoła uśmiech na twarzy i ogrzeje serducho. Rzecz dla kobiet, które poszukuję wytchnienia od codzienności, od nawału obowiązków, od pracy, męża, dzieci (niepotrzebne skreślić 😊).
Charlotta Rilley, dziewczyna, która bardzo szybko zdobyła moją czytelniczą sympatię, jest ładna, ale co ważniejsze, jest również niegłupia. Nie lubi paplać o modzie i kawalerach jak jej rówieśnice, nie chichocze bez powodu, nie omdlewa z rozkoszy. Ma jednak jedną wadę: nie ma posagu, w związku z czym może być skazana na poślubienie jakiegoś starego dżentelmena, który wcale dżentelmenem nie jest, być z może z włosami wyrastającymi z uszu i nosa, być może grubego i czerwonego na twarzy z powodu hulaszczego życia, być może przypominającego z wyglądu różową świnkę. Może również mieszkać kątem u bogatych krewnych, przypominających jej na każdym kroku na czyjej jest łasce. Może również wziąć sprawy w swoje ręce i sama znaleźć odpowiedniego kandydata na męża. Jeśli nie może liczyć na miłość, niech ma chociaż kogoś, z kim będzie mogła interesująco spędzić czas.
Akcja książki jest oczywiście w miarę przewidywalna, jak to w tego typu literaturze bywa. Niemniej jednak przyjemności czytania to nie umniejsza ani troc...