Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "przez pl i lasu a", znaleziono 84

Dzień zapowiadał się idealnie - ciepłe majowe słońce świeciło pomarańczową kulą nad horyzontem, a łąki i lasy pachniały nadchodzącym latem, błękit jezior odbijał nieliczne białe chmury.
Las zaszumiał i zaskrzeczał dziesiątkami nieznajomych głosów, a zachodzące słońce kładło coraz dłuższe cienie. Radek zrobił się blady i momentalnie spuścił wzrok na ziemię. Już nie żartował, nie kpił i nie pytał o Kanadę.
Wiele gatunków grzybów można znaleźć w najróżniejszych siedliskach, również poza lasem, np.: na łąkach, pastwiskach, na poboczach dróg lub ma placach. Niejednokrotnie grzyby rosną w parkach, na cmentarzach, w ogrodach, a nawet na regularnie koszonych przydomowych trawnikach.
A ty myślisz, że ja chodzę z koszykiem do lasu, potrząsam drzewem i banknoty jak liście spadają mi do stóp? Mam osiemdziesiąt jeden lat i wciąż pracuję. Nikt mi nigdy niczego nie dał. Już i tak długo byłam cierpliwa.
Po tym, co przeszedłem, nauczyłem się już bać wszelkich kapłanów siedzących w kamiennych świątyniach i przywykłem, że do własnych amitrajskich bóstw modlę się w sercu, a do Stworzyciela wolę wołać wśród gór i lasów, które sam umieścił na świecie, niż pod dachem.
Szedł wiele dni przez mokre pola i łąki, aż dotarł do ogromnego lasu. Las był mroczny i wilgotny. Tu i tam coś trzaskało, popiskiwało, coś wyło. Oj, nie czuł się Piotrek dobrze w tym lesie. Gdy minął wielki, stary dąb usłyszał, że ktoś go goni. Gdy się odwrócił, zobaczył brodatych ludzi w brzydkich kapeluszach, którzy coś do niego nieuprzejmie wykrzykiwali. Najwyraźniej chcieli mu zabrać plecak, a może też płaszcz i kalosze. Uciekał więc Piotrek co tchu. A zbóje ciągle za nim. Słabł już Piotrek, ale przypomniał sobie o czekoladowych ciasteczkach. Zjadł jedno w biegu i poczuł się zaraz szybki i silny niczym gepard. Wkrótce też zbóje przestali go gonić, tym bardziej, że ten pierwszy i największy zgubił w czasie pogoni swój kapelusz i bardzo się tym zmartwił.
Gościńcem i wertepem, borem, lasem, łęgiem i polem szerokim szedł Wojtaszek, syn kowala Raka, na północ ku mazurskiej ziemi rodzonej, a obok niego szli niedźwiedź, ryś, wilk i zając.
Słońce chowało się leniwie za ciemną linia lasu, a jego bursztynowy poblask kładł się ospale na nieruchomej wodzie. Spowijał złocistą poświata opuszczoną kapliczkę z tajemniczym bezgłowym świętym, która stała samotnie pośród bagien.
Z czasem słowa wypowiedziane przez innych coraz rzadziej wzbogacały go, częściej natomiast wprowadzały chaos. Kiedy szedł z kimś na wzgórze albo do lasu, zamiast posłuchać ciszy, ten ktoś łapał go za rękaw i mówił: „O Boże, jak tu cicho!”, a potem jeszcze: „Nieprawdopodobnie!”, a potem jeszcze raz: „O Jezu, jak tu cicho!”. I Petr nie mógł już tego wytrzymać.
Stawiam krok za krokiem, zupełnie nie zastanawiając się, dokąd idę. Nogi prowadzą mnie same. Mój umysł tonie w gęstej mgle, a oczy zdają się nie dostrzegać niczego wokół. Dopiero gdy docieram na skraj lasu, uświadamiam sobie, gdzie jestem.
No! Musiałam najpierw usunąć zewłoka, żeby nie tamował ruchu. Samiuśka! Wturlałam go do lasu. Niby nieduża cholera, a ciężka jak sto diabłów. Chyba nadwyrężyłam sobie macicę … – Dorota dramatycznie zgięła się w pół.- A, tam. Gdzieś czytałam, że wszystkie członki w człowieku regenerują się co sześć tygodni. Co nie? – spojrzała na mnie niepewnie.
Znajdź swoje miejsce na ziemi, a będziesz szczęśliwym człowiekiem. Nie jest ważne, czy to rajska wyspa, zimowa Norwegia, zatłoczone miasto, osiedle przy lesie, czy mała chatka na wsi. Chodzi o to, by współgrało ono z nami.
Dawało poczucie, że jesteśmy u siebie w domu.
Gdyby nie ten cudowny album, pełen zielonych ptaków i zwierząt, zauważyłabym, że jest już tak późno. A do albumu wchodzi się jak do zaczarowanego lasu. Czas staje w miejscu. Stajesz i ty. Nie dowierzasz. Widzisz rzeczy, które codziennie mijasz, ale nawet nie wiesz, jak wyglądają o różnych porach roku i dnia.
Taki powinien być również los dawnych przejść granicznych. Powinna je wziąć w posiadanie natura. Powinny zarosnąć lasem, ptaki powinny uwić tam gniazda, a lisy wygrzebać nory. Pejzaż powinien zrosnąć się jak rana, pozostawiając jedynie wstążkę drogi.
Biały domek, z jednej strony porośnięty bluszczem, drewniany płot, zza którego wystają malowniczo badyle po przekwitniętych słonecznikach, a za płotem łąka i las. I wiesz, że wiatr w gałęziach naprawdę wygrywał prawdziwą muzykę? Wystarczyło się wsłuchać, a wśród złotych i czerwonych liści brzmiały rapsodie, i sonaty, i walce… A gdy do chóru włączył się jakiś dzięcioł, to nawet marsze.
Ludzie to jednak dziwne istoty. Dziwne i bardzo różne. Jeden człowiek może ani na chwilę nie zostawać sam i czuć się jednocześnie równie osamotniony jak rozbitek na bezludnej wyspie, a drugi każdego dnia przepada w lesie, w towarzystwie co najwyżej wiernego psa i będzie zadowolony z życia.
Maura zerknęła przez ramię w kierunku, który wskazywał. Mały, podniszczony ford zaparkował właśnie za samochodem wypożyczonym przez Szarego Mężczyznę.
- Och, to Calla. Jedzie za nami do restauracji, aby upewnić się, że mnie pan tam zabierze, a nie zakopie w lesie.
- To niedorzeczne. - powiedział Szary Mężczyzna. - Nigdy nikogo nie zakopuje.
Niedźwiedź-tata miał wzrost nie lada jaki,
Był bardzo, bardzo wysoki, o, taki!
I jak na ojca rodziny przystało,
Przerastał mamę o głowę całą,
A jak zamruczał, to drżał cały las.
Niedźwiedzica-mama nieduża, niemała,
Ot, taka, w sam raz.
Dzieciątko-niedźwiedziątko
Było maleńkie,
Milusieńkie.
...ale wziąć słowika w klatce zamknąć, to on wszytko traci. Choć pięknie śpiewa, to jemu jest smutno. A i te ściany takie ciężkie nade mną. A ja cygańska córka, las mi zdrowie daje. Jechałam taborem, to czułam się jak królowa Bona. Do mnie należeli perły rannej rosy. Moje były gwiazdy złote. Dziś co we włosy wplotę?... Papusza
Jestem dziewczyną z bajki, pomyślała. To
mój posag. A teraz on odwiezie mnie do ojcowskiego domu zasypaną
podarunkami.
Przypomniała sobie jego dłonie nocą, tych kilka momentów czułości.
Nie, to nic takiego. Nie tak skończy się ta opowieść. Jestem tylko dziewczyną z bajki, a on złym demonem mrozu. Dziewczyna wraca z lasu, wychodzi za mąż za przystojnego chłopca i zapomina o magii.
Jak to możliwe, że pijakom tak dobrze idzie zbieranie grzybów, zastanawiała się Pola. Trzeba wstać przed świtem i schodzić nogi po przeklętym lesie na bagnie. Pod tym drzewem nie ma, a pod tamtym rośnie dziesięć albo i więcej. Trzeba zaglądać pod każdy liść, szperać w trawie, macać w mchu, na kolanach albo mieć nosa.
A prawdy przecież nie można wyznać. Co ma powiedzieć? „Stefano jest niewinny. To jego brat Damon nienawidzi go, a wie, jak bardzo Stefano nie znosi samej myśli o zabijaniu i krzywdzeniu ludzi. Przyjechał tu za Stefano i zaczął napadać na ludzi, żeby Stefano zaczął myśleć, że może sam to zrobił, żeby od tego zwariował. I teraz jest gdzieś w mieście – trzeba go poszukać na cmentarzu albo w lesie. Ale, ach, jeszcze jedno, szukajcie nie tylko tego przystojnego faceta, bo on akurat teraz może być wroną. A tak przy okazji, to wampir".
Damon patrzył na nią bez wyrazu. -Wiesz, gdzie jesteś? - zapytał. Elena rozejrzała się wokół. Drzewa. -W lesie - powiedziała, śmiało patrząc mu prosto w oczy. -A wiesz, kto to jest? Podążyła wzrokiem za jego dłonią. -To Stefano - odparła obojętnie. - Twój brat. -A ja? Wiesz, kim ja jestem? Uśmiechnęła się do niego, odsłaniając kły. -Oczywiście. Ty jesteś Damon. Kocham cię.
– Był pan kiedyś na polowaniu?
– Nie – przyznałem.
– Wie pan, dlaczego myśliwy zawsze mówi „farba”, a nie „krew”?
– Nie.
– Bo jesteśmy hipokrytami. Opowiadamy, że zwierzę przyjęło kulę, jakby dostało prezent. Kładziemy, zamiast zabijać, kłujemy, zamiast dobijać, a konstrukcję, z której strzelamy do zwierzyny, nazywamy amboną, jakbyśmy byli w jakimś kościele, a nie w lesie.
– Do czego pani zmierza?
– Tylko do tego, że kiedy człowiek przyzwyczai się do takiego dwójmyślenia, to naprawdę niewiele trzeba, by przy zmrużonych powiekach zobaczyć dzika, a nie człowieka.
Po chwili wszyscy stali już na skraju Lasu gotowi do drogi i Przyprawa ruszyła. Przodem szedł Krzyś (...) a na samym końcu długim szeregiem wszyscy krewni-i-znajomi Królika.
- Ja ich nie prosiłem- mówił Królik z lekceważeniem w głosie.- Oni przyszli sami. Oni tak zawsze. Niech sobie idą na końcu za Kłapouchym.
Bali się, że teraz zabiorą całe rodziny, zapędzą do lasu i wystrzelają.
- Znaczy chcieli- burknął ojciec- żeby męczyli się dłużej. Żeby ich dusza się męczyła. Śmierć chcieli rozciągnąć w czasie, po kawałku ich zabijać. Najpierw w myślach zabijać, w sercu, w duszy, a potem ciało zamordować. Mieli żyć ze śmiercią w każdej chwili.
W Przedborzu w 1945 roku nie mieszkało trzystu Żydów. (...) Nie trzeba ich było również specjalnie szukać, bo niemal wszyscy mieszkali w jednym domu – byłej żydowskiej restauracji. „Leśni” podjechali pod ten budynek ciężarówką, aresztowali wszystkich zastanych Żydów i wywieźli ich do lasu. A tam po kolei zastrzelili. Ofiarą tego, co „Żbik” nazwał „rozstrzelaniem jednostek zbrodniczych”, padło dziewięć osób – w tym kobieta i dziecko – a więc niemal cała żydowska społeczność Przedborza.
Można by pomyśleć, że przynajmniej natura wreszcie się od nas uwolniła, bo musieliśmy zamknąć się we własnych, plastikowych ulach. Ale nie. Przyszła susza, wraz z nią pożary. Niebo zasnuł dym. To, co znajdowało się poza kopułami, spaliło się na popiół. Z równin i lasów pozostały tylko nagie skały i pustynie. A wody? Zatruliśmy je, pompując z naszych polis jeszcze gorsze chemikalia niż wcześniej.
Sosnowy las z wolna się przerzedzał, pojawiły się coraz większe głazy i skały, a po kolejnych kilkudziesięciu metrach kończył się pionowym urwiskiem, z którego rozciągał się cudowny widok na podgórze Karkonoszy. Można było tu stanąć i cieszyć się panoramą. Można, gdyby nie skaza, biały kleks odciągający uwagę od piękna natury. Nagie martwe ciało dziewczyny kilkanaście metrów poniżej.
Bestię zbudził donośny krzyk sowy, która zerwała się z pobliskiej gałęzi i pofrunęła w głąb lasu, pogrążonego w szarościach wstającego dnia. Choć mogło się wydawać, że jego mieszkańcy spali snem sprawiedliwych, życie toczyło się utartym rytmem. Drapieżcy żerowali w najlepsze, a przyszłe ofiary, z lepszym lub gorszym skutkiem usiłowały, niezauważone, skryć się w bezpiecznych miejscach.
© 2007 - 2024 nakanapie.pl