Wprawdzie zima minęła (i niech się nie spieszy z powrotem), ale u mnie dziś powstały rękawiczki. 6 godzin bez przerwy tarcia, szorowania, miętolenia i namydlania. Trudność polegała na tym by obie były równomiernie zafilcowane, co wcale takie łatwe nie jest.
Efekt nie jest za dobry, ale od czegoś trzeba zacząć. Teraz tylko nadziać na butelkę (żeby się nie skurczyły) i zostawić do wyschnięcia.