'' Glejak, pomyślał Lloyd, to kula kalibru czterdzieści pięć milimetrów wystrzelona przez Boga prosto w mózg ''
Właśnie na glejaka umarła żona Lloyda Sunderlanda, jak niestety często bywa w takich okolicznościach . 65 - letni Lloyd całkiem podupadł na duchu . Popadł w apatię, schudł i '' zapuścił '' mieszkanie brudem . Ale od czego ma się starsze rodzeństwo ? Siostra Lloyda, Beth, jak zawsze bierze sprawy w swoje ręce i stara się przywrócić brata światu . W tym celu, przywozi ze sobą maleńką sunię, szczeniaczka, na którego oczywiście marudny Lloyd absolutnie się nie zgadza . Oczywiście do czasu aż Laurie całkiem skradnie jego serce . Można by więc było rzec, że opowiadanie jest o starości, przemijaniu, stracie bliskiej osoby, ale także o przyjaźni i rodzinnej pomocy . Tak, to prawda, o tym wszystkim jest to króciutkie opowiadanko, jednak King nie byłby sobą, gdyby nie zarzucił czegoś '' kingowskiego '' . Ponieważ, zupełnie znienacka Lloyd i Laurie przeżyją razem prawdziwie krwistą przygodę, po której zobaczą siebie nawzajem zupełnie w innym, wyraźniejszym i jaśniejszym świetle . Jedyną '' wadą '' tego opowiadania jest to, że zbyt szybko się kończy. W moim odczuciu jest bardzo dobre i ja takiego Kinga też lubię . Takiego który otaczający świat widzi lepiej , mądrzej , jaśniej....