Takie trzy małe scenki z ostatniego tygodnia.
Lubię jak ludzie się uśmiechają, więc staram się to powodować.
Idę do piekarenki po pieczywo, panie pracujące akurat w tej jednej kojarzą mnie i moich rodziców.
Standardowo biorę chlebek dla mamy i bułki dla taty.
Płacę, wiadomo.
Pakuję właśnie zakupy.
I zamawia następna klientka tort na komunię.
A ja wychodzę i mówię:
"dziękuję, do widzenia, dobrego dnia"
a do pani od tortu " i dobrego tortu życzę".
Obie panie: uśmiech ;)
Druga scenka
Wracam z biblioteki i jestem ciekawa treści książki. Więc idąc, czytam.
Dla mnie norma. Nie, nie wpadam na ludzi.
I miny dzieci, które mnie mijają. Z dziadkiem, czy kimś...
"eee, nienormalna..."
No, cóż... chyba tak
Scenka trzecia
Jestem w sklepie (Aldi) i nie lubię takich niskich wózków na kółkach. (No, nie chce mi się zginać).
Więc jak robię tam zakupy, to biorę co potrzebuję i idę z taką górką rzeczy do kasy, oczywiście gubiąc batoniki po drodze.
I państwo w kasie przede mną, puszczają mnie żebym sobie na taśmie położyła zakupy. (miłe)
I pan do mnie: ręce zajęte, to gdzie będzie pani telefon trzymać?
ja: eeee... (myślę) nie muszę go cały czas trzymać w ręku, owszem, czasem wciąga w swoje wirtualia, ale no bez przesady. Potrafię bez niego żyć.
pan: no, wie pani (może panienka mówił nie wiem) ale dużo młodych panienek teraz tylko w telefon patrzy...
***
I ta trzecia tak ze mną została... Tak, obserwuję to od dawna że ludzie nie są ze sobą, tylko z telefonami. Nie raz widzę parę, która jest ze sobą w kawiarni, restauracji, na spacerze i mają albo słuchawki w uszach i tak idą obok siebie. Niby razem, ale tak naprawdę osobno. Obok siebie, a na dwóch różnych planetach. Jedzą obiad i gapią się w telefony. A gdzie relacje? te między ludzkie, nie na facebooku?
I nie chcę wszystkich szufladkować, wrzucać do jednego worka, ale biedne to moje pokolenie i te młodsze.
Nie mówię, że i mnie nie pochłania, ale potrafię się jeszcze z tego wyrwać.