To, co w tym roku bardzo doceniam na wyjeździe nad morze. To było długi dzień. Dziś po spaniu do 10, zakupach o spacerku w Mielnie, zjedliśmy grila. A po tej uczcie, o godzinie 20. Poszliśmy na plażę, podelektować się tym cieplutkim słonkiem, lekkim powiewem, bryzą morza, nawet zamoczyłam w nim stopy :D. Bardzo rześko się zrobiło, tak jak to oblepienie od upało w ciągu chwili ze mnie zeszło. I porobiam zdjęcia zachodu słońca, to dla mnie zawsze taka magiczna chwila. Niebo się zmienia z minuty na minutę, kolorując oboki i horyzont. W takich chwilach niebo przypomina mi poezję, każdy kolor jest niesamowity, komponuje się ze sobą ujmuje i zachwyca. Nie ma chyba nigdy dwóch takich samych zachód słońca... Czuję się w takich momentach jak w raju, w baśni. Nie dziwię się, że Mały Książę uwielbiał zachody słońca. 22 i wokół jasno, tak jakbu była zupełnie inna godzina i jak tu iść spać?
Teraz dopiero zaczyna robić się ciemno. Oh, jak cudnie. Taka mała "pocztówka" słowna z nad morza i kilka moich zdjęć.
Te zdjęcia są troszkę niewymiarowe, gdyż to zdjęcie zdjęcia z aparatu. Nim robiłam fotki zachodu słońca. Niedługo kolejna pocztówka z wakacji. Mam nadzieję, że takie drobne opowieści Wam nie przeszkadzają.