Avatar @Jagrys

@Jagrys

Bibliotekarz
72 obserwujących. 51 obserwowanych.
Kanapowicz od 5 lat. Ostatnio tutaj około 3 godziny temu.
Napisz wiadomość
Obserwuj
72 obserwujących.
51 obserwowanych.
Kanapowicz od 5 lat. Ostatnio tutaj około 3 godziny temu.

#jagrys

środa, 26 sierpnia 2020

Grill (na poprawę humoru)


MAD_ABOUT_YOU zamieszczam
Coś jeszcze


Historia ta, przez rodzinę uznawana za pierwszy publiczny kompromitujący występ Jagrys, acz w swej istocie głupia niemożebnie - wydarzyła się naprawdę.
Startowałam nią w konkursie nakanapie, ale co mi tam - z drobnymi zmianami powtórzę raz jeszcze.

Działo się to na początku lat dziewięćdziesiątych. Do Polski powoli wprowadzały się wielkopowierzchniowe centra handlowe, multipleksy, fast foody, lunchtimy, barbacue, grille i temu podobne. Właśnie. Grille. Zostałam zaproszona na taki jeden. Temat wypłynął, gdy łazikowałam z mamą po niedawno otwartym Centrum Handlowym chłonąc "Zachód" i podziwiając zdobycze cywilizacji dotychczas znane wyłącznie z amerykańskich filmów. Moja droga rodzicielka, dla której samo słowo "grill" stanowiło nowość, nie była zachwycona pomysłem i kręciła nosem. Truchtałyśmy akurat głównym pasażem, mama - wdzięcznym kłusem, ja - kurcgalopkiem, usiłując za nią nadążyć.
- A ten cały "grill" to co to jest? Jak to wygląda?
- Bosz... mamuś! Tak jak kiedyś ludzie robili sobie ogniska i piekli kiełbasę na patykach, tak teraz sobie siedzą gdzie im wygodnie i pieką kiełbasy na ruszcie! Są sałatki, piwo, jakieś przegryzki, napoje po uważaniu... Na ognisku nigdy nie byłaś?
- Byłam, tylko nie wiem co to ten "grill". Co to jest?
- Kratka taka. Do pieczenia. Jak u nas w piekarniku. W obudowie metalowej. Na spód sypiesz podpałkę z węgla drzewnego, na ruszt kładziesz mięcho, szaszłyki, albo co ci się podoba i to ci się praży na ogniu pod dymkiem...
- Ale jak to wygląda, ten grill? Ja bym to jednak chciała na żywo zobaczyć.
A, skoro tak... Przed nami stało otworem wejście do sklepu typu "Dom i ogród". Skierowałam mamę w stronę wyposażenia ogrodu.
Jako się rzekło, sklep był duży, otwarty dzień czy dwa wcześniej, powierzchnia ekspozycji ogromna, ludzi zero, tylko gdzieś tam, na drugim końcu hali kręcił się młody człowiek w firmowym bateldresie.
- Dzień dobry panu! - wydarłam się uprzejmie.
- Dzień dobry! - odkrzyknął pracownik sprzedaży i ruszył w naszą stronę.
- Przepraszam pana bardzo, czy w tej chwili są może u państwa grille? - kontynuowałam dialog przez całą długość hali.
- Są! - odkrzyknął młodzieniec w szerokim uśmiechu.
- A mógłby pan palcem pokazać, które to? - tu spojrzałam kątem oka na mamę, która... znikła!
Uchachany sprzedawca wskazał kierunek.
Mamę znalazłam dwie alejki dalej. Czerwoną jak piwonia i przejętą do nieprzytomności.
- Nigdy więcej, słyszysz?! - wydusiła z siebie, gdy wreszcie odzyskała głos. - Nigdy więcej, ale to nigdy nigdzie nie pójdę z tobą do żadnego sklepu!
Działo się to trzydzieści lat temu, ale do dzisiaj jeśli jesteśmy na zakupach - mam czekać na nią przed sklepem.


Tagi:
#jagrys#kleks#przypadki
sobota, 6 lutego 2021

Ajummy na czatach

01.58 J: ...odkopałam zabytek i zrobiłam se kuku.
01.58 P: Co nabroiłaś?
01.58 J: Zachciało mi się hardów. Zawsze to lepiej jak się rozumi co mówiejo.
01.59 J. Mało, że w okolicy 250 odcinka zajarzyłam, że rozdzielczość można zwiększyć do 720p, to w okolicy 330 pomyliłam numerację odcinków.
01.59 P: Na litość boską, babo!!! Co żeś wywlokła?!? o.O?
02.00 J: Ja ci to może pokażę
02.01 J: 
02.01 J: To jest, kochana, dwudziesta druga sekunda 288 odcinka. Sekunda! I on tak raz na odcinek chociaż...
02.02 P: O ja...
02.02 J:


02.03 J: Oczy mi już od tego za uszy wyłażą i trudno mi jasno myśleć.
02.04 P: Głębokie wyrazy współczucia.
02.04 P: Takie ciało musisz oglądać.
02.04 J: Mam za słaby kręgosłup moralny na takie rzeczy.
02.05 P: Na takie rzeczy ty w ogóle nie masz kręgosłupa XD
02.05 P: A Rudra? Co z nim?
02.06 J: Jak to co?
02.06 J: 
02.07 J: Rudra rządzi!
02.09 P: Jagrys? Nie bądź świnia. Zrób mi z tego gifa. PLIZZZ?
02.15 J: gifa. Wybierz sobie.



Trochę się teraz chwalę, ale dobrze jest sobie czasem przy maglu o Maryni i tyłku huzara pogadać.
Tagi:
#jagrys#ajumma#gif#drama
poniedziałek, 9 listopada 2020

Poniedziałek, ósma rano.

Skarżyłam się ostatnio, jak to przez jednego ćwoka glebowałam autem w rowie i trzeba mnie było na holu wyciągać. Dzisiaj znowu sprawdzałam hamulce. Działają. Na szczęście.
Tagi:
#jagrys#przypadki
sobota, 7 listopada 2020

Rów dnia

W mieście, w którym mieszkam, zapadła decyzja o przebudowie przejść dla pieszych: W punktach newralgicznych zainstalowano sygnalizację świetlną a w miejscach szczególnie niebezpiecznych, niechlubnych "czarnych punktach" - bezpośrednio w nawierzchni podświetlane brody z mrugających światełek. Żeby kierujący pojazdem mechanicznym z daleka widział, że zbliża się do przejścia dla pieszych i żeby zachował szczególną ostrożność.
A ja, jako kierujący pojazdem się pytam: Na cholerę to wszystko, jeśli pięć metrów za tym przejściem wyłazi mi przed maskę jakaś wpatrzona w smartfon dziunia z małym dzieckiem przy boku, babulka tachająca za sobą wózeczek zakupowy , rowerzystka w kurteczce barbie-róż lub inny hiroł typu "batman" i pomyka na azymut środkiem skrzyżowania. Bo ich coś takiego jak zasady bezpieczeństwa na drodze nie dotyczą. Wszak oni mają pierwszeństwo! Zawsze i wszędzie. Przykład: Pieszy wtargnął na ulicę obok przejścia dla pieszych i siłą rzeczy wjechał w niego samochód. Zrobiło się zamieszanie, ofiarę zabrało pogotowie. Policja zdążyła odjechać i nim dojechali do komendy (na drugim końcu ulicy) znów ktoś wlazł pod samochód. Tym razem obok przejścia po drugiej stronie skrzyżowania. Z tego powodu też, dobrzy ludzie - inni kierowcy pojazdów osobowych, pomagali mi dzisiaj wysiąść i wyciągać samochód, gdy przez takiego mądrego inaczej pieszego hamowałam w przydrożnym rowie, żeby nie zabić durnia, który wybiegł mi przed samochód. Bo 1,5km od najbliższych pasów - on miał pierwszeństwo! Po czym czmychnął w pola po drugiej stronie ulicy a ja zostałam z przechylonym samochodem w rowie, z którego sama nie byłam w stanie wyjechać. I nie, wcale nie gnałam jak do pożaru, zamykając zegar. 60km/h w terenie niezabudowanym to tyle co nic. Ale wystarczająco, by wyrządzić krzywdę sobie i innym. Dla zachowania równowagi - nie zabrakło też dzbana w dostawczaku - który nas wszystkich: mnie i moich ratowników - mimo wystawionego trójkąta obtrąbił, bo tamujemy ruch a on jedzie! Póki co, jeszcze nikogo nie zabiłam, lecz - odpukać - przy tym, co się dzieje na drogach, to tylko kwestia czasu. Lecz jeśli oprócz co raz bardziej wyśrubowanych sankcji nakładanych na kierowców za wykroczenia nikt nie weźmie w karby pieszych - wszelkie światełka i sygnalizacje można sobie zwyczajnie wsadzić w... A gdy dojdzie do nieszczęścia, kto będzie winien? Oczywiście kierowca. Bo zrobił z pieszego jesień średniowiecza w miejscu, gdzie pieszy znajdować się nie powinien.
Tagi:
#jagrys#przypadki
wtorek, 18 sierpnia 2020

Brama

Jest sobie dom. Kamienica z czerwonej cegły. Wiekowa, trochę zaniedbana, po przejściach różnych. Jakkolwiek z racji wieku uznawana za obiekt zabytkowy - nie jest wpisana do rejestru zabytków.
Przez całe dziesięciolecia jej otwarta brama służyła jako szczalnia dla miejscowych i przejezdnych menelików, a strych jako przechowalnia i noclegownia. Aż któregoś roku kamienica zmieniła status, mieszkańcy się skrzyknęli, wynajęli ekipę i w ciągu jednego dnia, od przeszło pół wieku brama otwarta zrobiła się bramą zamkniętą. Ale nie tak zwyczajnie, o nie! Kolejna ekipa zainstalowała zatrzaski, domykacze i domofony. Brama, w kolorze maskującej czerni, zgrabnie komponując się z całością jest mało widoczna z ulicy, szczególnie po zmierzchu, w niedoświetlonej okolicy. A że pojawiła się nagle i niespodziewanie - niejeden halsujący z monopolowego w stronę znajomych murków żulio zderzył się z przykrą rzeczywistością, by tak rzec, twarzą w twarz. Bawiliśmy akurat u znajomych z towarzyską wizytą, gdy jeden taki przypuścił na bramę regularny szturm. Atakował pięścią, kolanem i ramieniem. Taranował z byka i wykopu*, szarpał, klął i wrzeszczał. Brama trwała niewzruszona - nie puściła.
My, wspólnie z gospodarzami, trwaliśmy w oknach, oglądając przedstawienie ukryci w firankach.
Po jakichś dwóch godzinach żulio opuścił gardę. Przeflancował się na pobliski przystanek autobusowy i tam dał ujście niezadowoleniu werbalnie. Jedno zdanie szczególnie pamiętam:
- Bramy se, qhhva mać, burżuje <chędożone analnie> założyli! A człowiek, jak ten pies, na ulicy musi...!
Gospodyni słuchała tych wokalnych popisów z kamienną twarzą.
- Mój dom moją twierdzą. - powiedziała wreszcie. - Czynszu nie płacisz, więc spier$^%$&.

*) z półobrotu nie próbował.
Tagi:
#jagrys#przypadki
poniedziałek, 15 lutego 2021

Magnez(s)

O co chodzi z pisaniem "magnez" gdy chodzi o "magnes" pojęcia nie mam, ale zjawisko przybiera już znamiona plagi, ukazując, jak bardzo naród nie ogarnia ojczystego języka.
"Przypięcie na magnez neodymowy" głosi opis pod magnetyczną przywieszką do kluczy.
"Działasz na mnie jak magnez..." mruczy napalony Apollo przyciągając swoją chere ami do płonących namiętnością lędźwi - a mnie na to dictum trafia szlag i miast trzeć kolankami w oczekiwaniu na scenę "z momentami" chcę chwycić czyjś łeb i rąbać nim parkiet.
Cholera! Przecież magnez i magnes nawet nie leżą obok siebie na półce!
Gwoli wyjaśnienia oraz dla tych, którzy nie widzą różnicy:
Magnez - pierwiastek chemiczny, metal ziem alkalicznych. Podkreślam: Metal (!!!)
W swoim biologicznym aspekcie najogólniej odpowiada za witalność.
Reklamy bombardują nas różnymi suplementami diety z magnezem, który normuje ciśnienie, pracę serca, dobrze robi na różne tkanki, układ nerwowy i koncentrację.
Aż dziw, że skądinąd cudowny magnez jeszcze sam nie pierze, nie tańczy i dzieci nie robi. :/
Magnes - przedmiot o właściwościach magnetycznych.
Inaczej mówiąc: Przedmiot, który przyciąga inne przedmioty.
Powtórzę: Coś. Co. Przyciąga. Przedmioty.
Na przykład zatrzaski w szafkach lub kuchenna listwa na noże.
Jest różnica? Jest! Ogromna!
Pół biedy, gdy o gadżecie "na magnez" mówi jakiś dzieciak z pierwszych klas podstawówki - łatwo mu wtedy wyjaśnić i naprostować poglądy, lecz gdy "pamiątkowy magnez na lodówkę" zdobi witrynę sklepu, albo wystawkę na Poczcie Polskiej - zaczyna robić się straszno. Bo jednakowoż produktu nie opisało nieopierzone pisklę, tylko rodzic, urzędnik albo dwa w jednym. I jak wówczas zwrócić uwagę, że "halo, proszę pana/pani, tu jest błąd w nazwie!" stojąc w kolejce, w lokalu pełnym obcych ludzi?
Toż to zamach na powagę wieku i urzędu!
O magnetycznych właściwościach magnezu w książkach z rodzaju literatura erotyczna wypowiadać się nie będę, bo od samego patrzenia na ten językowy koszmarek cycki opadają, a moje - póki co - wygrywają z grawitacją. ;q
Szczytem szczytów i kroplą przelewającą czarę okazał się "magnes w tabletkach dla mężczyzn 40+" w aptece.
Hmm...
Szczęście dojrzał opakowanie promocyjne i w oku mu błysło. Zażyczył sobie dwa. A co.
- Bo jak się nałykam tego magnesu, to jest opcja, że będziesz się do mnie przyciągać. - oświadczył z mocą, podczas gdy pani farmaceutka pospiesznie zmieniała opis.
- Na teraz, jedyne co cię po tym magnesie przyciąga to lodówka! - fuknął gniewnie Jagrys. - Weź mnie nie drażnij, albo będą cię odrywać od niej granatem!


Tam, gdzie zamiast magnesu jest magnez...

Tagi:
#magnes#magnez#jagrys#kleks
piątek, 8 stycznia 2021

29. (Nie)objadek

Kleks(ja) wyciągnął z zamrażalnika bryłę mięsa mielonego i wrzucił do miski.
Było tego mięcha kilo i ćwierć. Ambitny plan żywieniowy zakładał, że będzie to farsz do naleśników, kotlety mielone oraz mięsny dodatek do spaghetti. Żarcia co najmniej na trzy dni, jeśli nie na tydzień. Na wszelki wypadek, Kleks przykrył miskę odwróconym do góry dnem garnkiem. Na wierzchu postawił chwiejną miseczkę z wodą. Wszystko to upchnął w najbardziej odległym i najmniej dostępnym kącie kuchni. Jeszcze raz zlustrował całość i niezmiernie z siebie zadowolony poszedł spać.
A że było już późno i złachany był bardzo - zasnął snem sprawiedliwego prawie natychmiast.
* * *
Kleks otworzył jedno oko następnego dnia, gdzieś koło dziewiątej.
Szczęście szczękał garami w kuchni organizując sobie i nadobnej małżonce śniadanie.
- O-cho! - Okrzyk Szczęścia z kuchni nie wróżył niczego dobrego.
Kleks, który już wstawał ale jeszcze drzemał na siedząco, oprzytomniał natychmiast.
- Co jest?
- Problem jest. - odkrzyknął Szczęście. - Rozmrażałaś mielone na obiad?
- Rozmrażałam. - przytaknął Kleks teraz już pewien, że stało się coś bardzo, bardzo złego.
- No to nie obraź się, ale wymyśl coś innego.
Kleks zmaterializował się w kuchni prawie natychmiast.
Z kilograma mięsa została ledwie garść. Akurat tyle, żeby po spreparowaniu na winie* ładnie wyglądać na talerzu ale zdecydowanie za mało, by dwie osoby mogły się tym najeść.
- A ja się dziwiłem, dlaczego jeszcze go nie ma... - Szczęście głośno zamknął drzwi lodówki.
Kleks wyjrzał z kuchni. Objedzony do wypęku Merlin rozlewał się po łóżku. Na brzęknięcie nożem nawet nie drgnął. Zawołany po imieniu, przeciągnął się rozkosznie i przytulił łeb do podusi.
Nie ma co, ludzki pan... A mógł zeżreć wszystko.

*) danie na winie - wszystko, co nadaje się do jedzenia i pod rękę nawinie.
Tagi:
#kleks#kot#merlin#jagrys
piątek, 23 października 2020

Efekt motyla: od Andre Norton do chińskiej laleczki.

Gdyby zacząć się zastanawiać i drobiazgowo rozebrać rzecz na czynniki pierwsze, niniejsza opowieść swój pierwszy początek, miałaby dawno temu, w miejskiej bibliotece publicznej, gdzieś między półkami z fantasy a oddanymi książkami, już wpisanymi do rejestrów lecz jeszcze nie rozniesionymi do właściwych działów.
Albo zwyczajne zawołała mnie intensywnie żółta okładka.
Z drugiej strony, innym początkiem i źródłem motywacji do poszukiwań stał się suwenir przywieziony z wyprawy do Państwa Środka, patrzący smutnym wzrokiem z plastikowego pudełka.
Przyjmijmy więc roboczo, że początków jest kilka, poplątanych i zmotanych w jeden pakuł, z którego wyciąga się pojedyncze nitki, by skręcić je w coś innego. Jak ja teraz.

Srebrzysty Śnieg Norton


„Cesarska córka” to dobra książka. Porywa umiarkowanie, lecz nadrabia to dzielnie gawędziarskim talentem Norton, oraz spójnością i solidnością konstrukcji jaką daje podbudowa z autentycznych wydarzeń. Jak na powieść fantasy magii jest w niej niewiele, jednakże dość, by dodać jej pieprzyka i kilka rumieńców. Jak wynika z posłowia, pani Srebrzysty Śnieg istniała naprawdę i do dziś pozostaje żywą postacią w kulturze Chin. Lecz, powiedzcie mi, który nastolatek biorąc do ręki książkę fantasy, zagłębia się w posłowie? A nawet jeśli - ile poświęci mu uwagi i miejsca na dysku? Ten… pamięci? Przeczytałam. I książkę i posłowie. Imię Srebrzysty Śnieg i fabuła „Cesarskiej córki” zapadły głęboko w pamięć. Posłowie - wcale. Lecz Srebrzysty Śnieg została ze mną, gdzieś, koło serducha.

Piękności


Było ich cztery:
Xi Shi
Diao Chan
Yang Guifei

i Wang Zhaojun

Olśniewające urodą. Oszałamiające przymiotami ciała i umysłu. Najpiękniejsze kobiety w dziejach starożytnych Chin. Królewskie małżonki, cesarskie konkubiny, dzierżyły w swoich rękach losy imperiów.
Za ich sprawą upadały dynastie a potężni władcy - dosłownie i w przenośni - tracili głowy.
Śpiewa się o nich pieśni, dedykuje poematy. Ich wizerunki od wieków zdobią ściany świątyń, dzieła sztuki i wyroby kultury masowej. Niezwykłe, wszechwładne, owiane legendą, naznaczone smutkiem i tragedią.

Xi Shi - mówi się, że oczarowane jej urodą ryby zapominały pływać.
Była podarunkiem władcy Yue dla króla Wu, z którym Yue toczyło wojnę. Zachwycony urodą Xi Shi, król Wu Fuchai zadurzył się w niej bez pamięci i całkowicie zaniedbał sprawy państwa. Królestwo Wu upadło, jego króla zabito a Xi Shi utopiła się w rzece.
Diao Chan - uroda Diao Chan zaćmiewała księżyc, który na jej widok chował się za chmurami.
Także ona była wojennym darem od cesarza Han, który miał skonfliktować władcę Dong Zhuo z jego przybranym synem i generałem królewskiej gwardii Lü Bu. Diao Chan rozkochała w sobie ich obu.
W wyniku jej intryg i pomówień Lü Bu zabił Dong Zhuo a następnie sam został stracony lub zginął w jakiejś bitwie.
Co się stało z samą Diao Chan - nie wiadomo. Być może dlatego, że co do niej jednej brak ostatecznych dowodów, że jest postacią historyczną.
Yang Guifei - swoim powabem zawstydzająca kwiaty.
Synonim nepotyzmu, rozpasania i korupcji, oskarżana o upadek dynastii Tang. Jej romans z cesarzem Xuanzongiem po dziś dzień stanowi niewyczerpane źródło inspiracji dla pieśni, oper, filmów i poematów.
Najsłynniejszy z nich: "Pieśń wiecznego smutku" Bai Juyi powstał jeszcze w epoce Tang.
Wang Zhaojun - tak piękna, że oszołomione jej urodą ptaki spadały z nieba.
Wezwana do haremu cesarza Yuan, wzgardzona jako konkubina, oddana jako żona władcy koczowniczych plemion za Wielkim Murem jako rękojmia przymierza i pokoju…
Cesarz Yuan, który po raz pierwszy na własne oczy zobaczył ją dopiero w dniu jej zaślubin, zapłakał gorzkimi łzami a następnie nakazał ściąć nadwornego malarza, który oszukał go kłamliwym portretem Wang Zhaojun.
Czy ktoś ją poznaje? Tak, to jest pani Srebrzysty Śnieg z „Cesarskiej córki”.
Jednak ja, by połączyć części układanki, potrzebowałam niedużej laleczki w tradycyjnym stroju chińskiego teatru z galerii handlowej w Szanghaju.

Laleczki


Laleczki w strojach narodowych sprzedawane jako pamiątki nie są czymś nowym ani nadzwyczajnym. Także te, w tradycyjnych strojach opery pekińskiej. Mogą być niewielkie - rozmiaru przywieszki do kluczy, lub całkiem spore, wysokie na metr i bardzo realistyczne. Kiczowate do bólu, lub tak piękne, że dusza będzie płakać ze wzruszenia. Wykonane z plastiku, masy ceramicznej, lub wysokiej klasy żywicy na oko imitującej porcelanę, w dotyku - ludzkie ciało. Za wykonaniem idą też stroje - od takich z drukowanych papierków i srebrzonych drucików, po szyte ręcznie „na miarę” szaty z prawdziwego jedwabiu. Takie lalki posiadają nie tylko własnych krawców, ale też stylistów, fryzjerów, perukarzy, makijażystów i specjalistów od części zamiennych.
O możliwościach posiadania decyduje tylko zasobność portfela i aktualne kursy walut. Może to być wydatek kilku złotych monet lub, jak realistyczne lalki BJD - równowartość małego samochodu.
Mój suwenir nie jest aż tak wystawny.
Co gorsza, okazał się częścią większej całości, drugą połówką jabłka - i w tym miejscu zaczęła się hopka.
Ponieważ jak mówić o Kleopatrze bez Antoniusza i Cezara, Annie Boleyn bez Henryka VIII, czy Grace Kelly bez Rainiera Grimaldi? Bo dama serca nie może istnieć bez swojego księcia.

Chiński romans wszech czasów


Yang Guifei i cesarz Xuanzong - najsłynniejszy romans epoki Tang. Wstrząsnął posadami imperium, kończąc najbardziej pomyślny okres w dziejach Chin. O tej miłości, czy też: ślepej namiętności, graniczącej z obsesją, jeszcze za życia zainteresowanych powstało kilka oper i poematów.
Albowiem stało się tak, że cesarz Tang Xuanzong zapragnął dla siebie żony księcia Li Mao. Ona miała wówczas lat dziewiętnaście, on - pięćdziesiąt trzy. Ale cesarz nie może ot tak, odebrać synowi żony, nawet jeśli jest to osiemnasty syn, bez prawa do dziedziczenia. Aby było to możliwe i w zgodzie z obyczajem, Xuanzong wykorzystał precedens z życia swojego dziada, który wdał się w potajemne amory z konkubiną swojego ojca, słynną Wu Zetian.
Pod jakimś pozorem odebrano Li Mao Yang Yuhuan i odesłano jako mniszkę na dwa do lata świątyni - czy też - żeńskiego klasztoru, by tam „oczyściła się” ze związku z księciem. Li Mao na pocieszenie dostał nową żonę a Xuanzong - po pewnym czasie - wpierw konkubinę a później żonę, której nadał tytuł Guifei „Szlachetnej Małżonki”, wynosząc Yang Yuhuan do rangi pierwszej kobiety cesarstwa. Xuanzong przekazał sprawy państwa w ręce kanclerza a sam oddał się szaleństwom miłości. Xuanzong był poetą, Guifei - utalentowaną tancerką i pieśniarką. Artystyczne dusze połączyła pasja i wspólne zainteresowania. Stali się nierozłączni. Xuanzong dogadzał swojej wybrance na wszelkie możliwe sposoby: Specjalnie dobranych siedmiuset tkaczy i hafciarzy dostarczało materiałów na jej odzież, na mocy specjalnego dekretu gońcy dostarczali z odległych południowych prowincji owoce liczi. Owoce te są nietrwałe i szybko się psują, stąd gońcy zajeżdżali konie, by jak najszybciej dostarczyć liczi na stół Guifei. Jeśli docierały gnijące lub nadpsute - konających ze zmęczenia kurierów karano śmiercią. Także specjalnie dla niej, cesarz wybudował w Huaquing jej własny basen, by mogła cieszyć się kąpielą w ciepłych źródłach o każdej porze roku. Nie oznacza to, że mimo podzielanych zainteresowań i niezliczonych ekstrawagancji Xuanzong i Guifei jedli sobie z dzióbków. Cesarz przynajmniej dwukrotnie wypędził Guifei z pałacu. Za każdym razem na bardzo krótko. Raz , bo urządziła scenę zazdrości o inną konkubinę, drugi - bo zbyt dufna w swoją pozycję ośmieliła się tknąć flet z jadeitu należący do krewnego cesarza. Pozytywne jest to, że Guifei odwzajemniała uczucia cesarza. Od kiedy rzutki. zdolny, mądry władca stał się marionetką w rękach Guifei, nagradzał on rodzinę Guifei ponad wszelkie wyobrażenie. W niedługim czasie rodzina Yang objęła wszystkie co ważniejsze urzędy w państwie. Yang Guifei promowała członków swojej rodziny wszędzie, gdzie się dało a oni drenowali cesarską szkatułę na ile było to możliwe. I to był początek końca.
Pod rządami kanclerza Yang Guozhonga Chiny utraciły znaczną część ziem w Azji Środkowej, które z buddyjskich ostatecznie stały się muzułmańskie (kojarzycie posągi Buddy w Bamian? No właśnie).
Za klęskami wojennymi nadeszła seria klęsk żywiołowych. W kraju zapanował głód a tymczasem cesarz nie widział świata poza swoją Guifei. Niezadowolenie i rozgoryczenie sięgnęło zenitu. Doszło do buntu i powstania. Co ciekawe, przywódcą rebelii był protegowany Guifei - generał An Lushan, skonfliktowany z kanclerzem Yangiem, prywatnie - wujem Guifei. An Lushan bez trudu zwerbował głodujących chłopów i żołnierzy, którym nie wypłacano żołdu. Ogłosił się pierwszym cesarzem dynastii Yan i ruszył na stolicę w Changan. Xuanzong wraz z dworem i resztkami armii opuścił stolicę i udał się w kierunku prowincji Syczuan. Jednakże w cesarskim orszaku doszło do buntu. Gwardziści zażądali głów rodziny Yang, w tym samej Guifei, winiąc ich za upadek kraju i wyraźnie okazywane niezadowolenie przodków z poczynań Syna Niebios. Cesarz początkowo odmówił żądaniom, później jednak wyraził zgodę.
Yang Guifei została zaprowadzona do pobliskiej świątyni i tam uduszona końską uprzężą. W innej wersji - powieszona na białej szarfie, a że nie było czasu na ceremonie - pochowano ją w gołej ziemi.
Po śmierci Guifei, Xuanzong zupełnie stracił chęć do życia. Miał już siedemdziesiąt lat, był starym człowiekiem. Abdykował na rzecz syna, snuł się po pałacu, w którym kazano mu mieszkać lub godzinami wpatrywał się w portret pięknej Guifei. Ponoć, umierając, wyraził życzenie, by pochowano go obok Yang Guifei. Deklamacja Xuanzonga nad grobem Yang Guifei do dziś uznawana jest za jedno z najpiękniejszych wyznań miłości. „Na niebie jak ptaki, w wiecznym locie, na ziemi - jak dwa drzewa, na zawsze splecione gałęziami”. Wzruszające, prawda?

Opera


Co wiadomo o operze pekińskiej, oprócz tego, że jest to klasyczny teatr chiński, określony ścisłymi kanonami, gdzie od aktorów oprócz umiejętności śpiewu i tańca wymaga się również biegłości w akrobatyce i sztukach walki? I że jeszcze do niedawna role kobiece grali wyłącznie mężczyźni a jej adeptem między innymi jest Jackie Chan? Ja, na ten przykład, dowiedziałam się, że "Pałac Wiecznego Życia" to najbardziej znany dramat klasyczny a pieśń o tytule "Drunken Concubine" czy też „Drunken Beauty” popularnym, choć trudnym popisem aktorskim.
W skrócie: Cesarz Tang Xuanzong wysłał do swojej konkubiny wiadomość, by oczekiwała go z wieczerzą i napitkiem w pawilonie w cesarskich ogrodach, gdyż ma życzenie spożyć w jej towarzystwie wieczorny posiłek. Guifei - gdyż to o niej mowa - naszykowała się godnie oraz szykownie i o oznaczonej porze czekała na swojego cesarza. I czekała, czekała, czekała…
Po kilku godzinach, stało się jasne, że cesarz jednak nie przybędzie.
Sam władca bawił w tym czasie u innej ze swoich konkubin. Gdy już sobie przypomniał, przesłał Guifei na przeprosiny wachlarz i grzebień do włosów.
Goniec przybył do Guifei niedługo po tym, jak ta uświadomiła sobie, że Tang ją wystawił.
Najpierw się wściekła i rzucała po pawilonie elementami wystroju wnętrza, później spiła się na sępa i zalana w sztok, śpiewała różne rzeczy.
Epizod ten został uwieczniony w "Drunken Concubine" właśnie. Ale prawdziwego sznytu nadał przedstawieniu Mei LanFang - reformator opery pekińskiej. W jego wykonaniu „Drunken Beauty” to jednoosobowy pokaz zdolności aktorskich i trudnych figur.
Dan [aktor grający postać kobiecą] odgrywając stan co raz większego upojenia alkoholowego m.in. pije z czarki trzymając ją w samych zębach i wdzięcznie odchylony do tyłu, odstawia ją z powrotem na tacę.
Styl Pijanego Mistrza? Oto on.
W roku 2011 aktor opery pekińskiej - Li Yugang opracował i wykonał nową aranżację tej pieśni.


I tu kolejny smaczek: W teledysku odniesiono się do elementów z biografii Mei LanFanga – ponieważ zawodu aktora zaczął się on uczyć w wieku ośmiu lat. Sześć lat później był już uznaną gwiazdą.
Dla mnie to odpał zupełny.
Tyle historii w historii o na pozór zwykłej piosence wypatrzonej na YouTube - nie spotkałam nigdzie.
Może jeszcze w „Sari Gelin”, ale to już zupełnie inna bajka.
Nie przypominam sobie, bym w Europie natknęła się na coś podobnego.


Figurki: Tang XuanZong i Yang GuiFei w tradycyjnych strojach opery pekińskiej.



Efekt motyla

Teoria głosi, że, czasami jedno uderzenie skrzydeł motyla w Amazonii może wywołać tornado w Teksasie. Czasami, jedna, z pozoru błaha rzecz może stanowić przyczynek do czegoś większego.
Czasami będzie to droga prosta, jak strzał z łuku, czasami - jak kręgi na wodzie rozchodzące się co raz dalej i dalej. Czasami jedna książka, jedna laleczka, jeden filmik, mogą sprawić, że obce światy i niestworzone historie staną się czymś wyraźnym i przejrzystym. Czasem, rzecz pozornie bez znaczenia pozwala odkryć za mijanym właśnie rogiem tysiące innych, fascynujących opowieści.
Bo czasami z łazikowania po krzakach obok wytartych szlaków, można przynieść w kieszeniach prawdziwe skarby.

Dziękuję wszystkim, którzy dotrwali do końca.
Jagrys

Tagi:
#jagrys#tldr#norton#chiny
poniedziałek, 28 grudnia 2020

"Jestem recenzentem" to brzmi dumnie. Czyżby?

Serwisów książkowych w internetach jest multum i dostatek. Tym, co przyciąga bądź odpycha użytkowników, stanowi o ich jakości, renomie, marce - są opinie i recenzje zamieszczane przez userów. Siłą rzeczy, każdy z takich portali ma jakieś swoje własne ustalenia względem wyglądu i zawartości zamieszczanych na ich witrynach form, powiedzmy, literackich. Dotyczy to zarówno recenzji jak i opinii o książce. Ja ograniczę się do kanapy, bo to, co w tym względzie na stronach portalu wyprawiają użytkownicy napawa zgrozą. Nie będę przebierać w słowach, więc co wrażliwsi mogą zatkać uszy, ale uważam, że przeczytać powinien każdy. I - być może - wyciągnie jakieś wnioski.
Albowiem lwia część tworów szumnie określanych przez swoich autorów mianem "recenzji" to kpina.
Z nakanapie.pl, z ludzi, którzy ten portal tworzą, wreszcie ze społeczności tworzącej ten serwis ogólnie.
Bo co taka ja napotka w tekstach kanapowych pisaczy, gdy dojrzeje do łazikowania po recenzjach?
Jakieś pstrokate wystawki z emotikon, galerie zdjęć, załadowanie tekstu nie cytatami ale całymi fragmentami książki, blurby reklamowe najeżone hasztagami, bardzo, ale to NAPRAWDĘ bardzo szczegółowe opowiadanie książki na nowo: Kto z kim, kiedy i po co; biografie autorów z wyszczególnieniem dorobku literackiego tak detalicznie, że brakuje tylko rozmiaru ich bielizny i numeru buta... Mało? To co robią "recenzenci" aby podbić sobie punkty? Crtl+C / Ctrl+V i heja naprzód! Powielają tekst dwa, trzy, więcej razy. Grunt, by przekroczyć wymagany próg dwóch tysięcy znaków.
Merytorycznie wartość takiej kreacji wynosi zero, za to wkurw od samego patrzenia chwyta przepotężny. Czy tak podana "recenzja"w jakiś sposób przenosi się jakoś na ilość polubień czy followersów? Patrząc na praktycznie zerowe względem nich zainteresowanie - bardzo szczerze wątpię.
Gdyż nawet jeśli zdarzy mi się pod tak spreparowaną "recenzją" zostawić komentarz - dalsze produkcje jej autora będę omijać z daleka. Ponieważ, choć stanowią zdecydowaną mniejszość - są tu kanapowicze, których opinie, choćby najkrótsze, czyta się z autentyczną przyjemnością.
Choćby najbardziej głupie - mają szyk, sznyt, jaja i pazur, których próżno szukać gdzie indziej.
Z drugiej strony, co ja mogę wiedzieć o języku polskim?
Wszak języka ojczystego, w byłym systemie błędów i wypaczeń uczyła mnie polonistka, która sama kształciła się na tajnych kompletach. Szkoły różne też kończyła w co najmniej specyficznych okolicznościach. Cóż ona mogła wiedzieć i co przekazać? Otóż - ni mniej, ni więcej - nauczyła mnie szanować język, którym mówię prawie od urodzenia. Doceniać jego elastyczność, bogactwo form i znaczeń. Pokazała że o jednej rzeczy można wyrazić się na kilka sposobów unikając powtórzeń i wpadania w banał. Nauczyła, jak żonglować i bawić się słowem.
Jestem bibliotekarzem nakanapie.pl; Jestem recenzentem w tutejszym KR. Dziennie przerzucam tych książek ileś. Siłą rzeczy, na to co i w jaki sposób użytkownicy wyrażają się o przeczytanych tytułach mam wgląd niejako od środka. Dlatego, gdy patrzę [i czytam] nieforemną bazgraninę, którą jakiś filister nazywa recenzją książki - trafia mnie ciężki szlag, a kosa, którą noszę w torbie otwiera się z głośnym szczękiem. Bo ze mnie, za takie fabrykacje polonistka w pierwszym rzędzie zrobiłaby na miazgę.
Co dalej - nawet sobie nie wyobrażam, lecz Armageddon byłby przy tym równie słodki i różany jak kichnięcie aniołka.
W przypływie desperacji pokazałam kilka z kanapowych niby-recenzji nauczycielce polskiego z (wówczas) gimnazjum. Bo może to ja - stetryczały beton - nie ogarniam i nie nadążam za duchem czasów.
Kobietka, która widziała niejedno i niewiele ją już może zaskoczyć, spojrzała na mnie jak na pieprzniętą, i z oczami jak spodki rzekła: "To są jakieś jaja". I niech samo to wystarczy za komentarz.
Zatem: Skończmy z błazenadą i potraktujmy temat oraz umiejętność pisania recenzji poważnie.
No dobrze, powie ktoś,wszystko pięknie-ładnie, ale jak napisać fajną recenzję, tak, żeby ludkowie czytali i zostawiali jakże pożądane lajki?
Ano tak, by ludek taki jak ja CHCIAŁ ją przeczytać.
Nie musi być pięknie. Wystarczy, że będzie z sensem.
Cytując za Słowackim: "Chodzi o to, by język giętki powiedział to, co myśli głowa."
Sztuka nie lada, obecnie w zaniku.
Mnie najczęściej już przy drugim/trzecim zdaniu takiej pożal się Boże imitacji recenzji chce się wyć, ukośnik, rozedrzeć kogoś na strzępy.

Koloryzowane: Jagrys podczas próby czytania czegoś, co symuluje recenzję

Na początek pytanie:

Co to jest recenzja i czym różni się opinia o książce od recenzji?

Bardzo ładnie i klarownie definicje wyjaśniono tutaj:
https://ksiazkizestrychu.blogspot.com/2019/06/recenzja-opinia-ocena-czym-sie-roznia.html

W skrócie:
Opinia - Subiektywne (osobiste) spojrzenie na jakąś sprawę w obojętnie jakiej formie.
Recenzja - Omówienie i ocena dzieła literackiego, które powinno zawierać elementy informacyjne, analityczno-krytyczne oraz oceniające.
Co jest w tym istotne to to, że tak opinia jak i recenzja, powinny mieć jakiś przekaz, coś sobą przedstawiać.
Brzmi strasznie, nieprawdaż? >;\
Bo jak, w takim układzie popełnić opinię lub recenzję nie narażając się przy tym na gniewną reakcję bibliotekarzy, moderatorów, lub, co gorsza - Administratorów kanapy?

Moim pierwszym skojarzeniem jest tu sytuacja z którejś lekcji języka polskiego w czwartej lub piątej klasie szkoły podstawowej:
Uczeń: - Proszę pani, jak napisać recenzję książki?
Nauczycielka: - Tak, jak wczoraj pisałeś rozprawkę. Rozprawki nie potrafisz napisać?

Rozprawka? A cóż to za diabeł?
Rozprawka, jak nazwa wskazuje to pisemna forma wypowiedzi, zawierająca rozważania na jakiś temat.
Składa się ze wstępu (tezy/hipotezy), rozwinięcia (argumentów) i zakończenia (potwierdzenia tezy lub jej obalenie).
Pisząc własne opinie/recenzje stosuję wyżej wspomniany schemat. I wstyd powiedzieć - to działa!



Jak powinna wyglądać recenzja pisana dla nakanpie.pl?

Poniższe można potraktować jako vademecum recenzenta nakanapie.pl

Recenzja powinna zawierać:
1. Początek
* Wstęp czyli wprowadzenie
Kilka (!) zdań o książce: Wydanie, okładka, autor (jeśli jest potrzeba, z wykluczeniem jego biografii i wyszczególnienia dorobku literackiego). Kilka zdań o fabule w ogólnym zarysie, bez wdawania się w szczegóły. Absolutnie niedopuszczalne i zabronione jest zamieszczanie szczegółowych opisów i streszczeń.
Nie i koniec dyskusji. Nie.
Zwięźle podana informacja: Książka się podobała czy nie.
2. Rozwinięcie
albo: Uzasadnienie.
* Argumenty: Co piszącego recenzję w książce poruszyło, co zadziałało na emocje, skłoniło do refleksji/przemyśleń; Co odrzuciło ze wstrętem.
Konkrety: dlaczego tak; dlaczego nie. Można się odnieść do warsztatu autora, formy, kształtu, postaci, fabuły, konkretnej sceny.
Recenzja to poniekąd rozbiór książki na jej różne składowe. Odrobina analizy zawsze wygląda dobrze.
Tak, w recenzji można dać wyraz emocjom. Kilka zdań o uczuciach towarzyszących lekturze jest jak najbardziej ma miejscu. Taką recenzję czyta się o wiele przyjemniej niż techniczną wiwisekcję. Recenzja pisana "od serca" jest - przynajmniej dla mnie - bardziej autentyczna.
Ale nadal obowiązuje zasada: Pisać tak, by nie zdradzać najważniejszych, najbardziej istotnych elementów fabuły. Czytający książkę ma odkryć ją sam.
3. Zakończenie
lub jak kto woli: Podsumowanie
* Zliczenie cech dodatnich i cech ujemnych lektury. Co przemawia na jej korzyść, co do niej zniechęca.
Własna opinia wyrażona w dwóch-trzech zdaniach: Tak/N ie. Puenta na finał.
Ozdobniki
Nie mam nic przeciw zdjęciom czy gifom w tekście. Stoję na stanowisku, że ładne, dobrze dobrane zdjęcie może podnieść atrakcyjność opinii/recenzji lub przypudrować ich niedostatki. Ale i tutaj należy pamiętać, że obraz jest tylko dodatkiem, podkreśleniem czegoś, nie jego podstawą. Szczególnie, gdy ma dotyczyć książki i jej recenzji.
Tyle i aż tyle.
Dużo i mało jednocześnie.
Choć, gdy patrzę na zamieszczane na kanapie recenzje mam wrażenie, że oczekuję niemożliwego.





Niniejszy tekst, dedykuję wszystkim, którzy piszą/ chcą pisać recenzje dla nakanapie.pl
Tagi:
#nakanapie#recenzja#opinia#jagrys
środa, 17 lutego 2021

Z dniem 17 lutego

W międzynarodowym Dniu Kota, familijnym kociałkom: Zazdrosnym, obrażalskim, kapryśnym, upierdliwym, naszym najdroższym skarbom, perełkom i pieszczochom:

Merlinowi

Buni


Kiniowi



Pełnej miseczki, ciepłego kąta, wygrzanych dołków na łóżku, kolanek do zalegania, rąsi na żądanie,
energii i wigoru na ile zdrowia pozwala, samego zdrowia - jak najwięcej, z życzeniem, by jak najdłużej były z nami.
Żyć nie liczę, bo każde dożywotni zapas szczęścia wykorzystało przynajmniej raz. ;)
Oby wam się i oby nam się z wami...


z ciepłym wspomnieniem o tych, których już z nami nie ma:

Czesio


Jagrys aka Kleks
Tagi:
#jagrys#kleks#merlin#kot
poniedziałek, 13 września 2021

Zaklinanie słońca albo: Jagrys na wakacjach

Jagrys zaczaił się na ostatni zachód słońca przed odjazdem. Wycelował obiektyw w niebo i...
Chmury, chmury, chmury... Chmury bliżej, chmury dalej. Słońce niby jest ale go nie widać.
- Słońce, słońce, pokaż ryja... -  zamruczał Jagrys zachęcająco, balansując zoomem między ujęciem horyzontu a włażącymi w kadr ludźmi.
Słońce: 😎

Efekt:

Tagi:
#jagrys#przypadki#wakacje#kleks
środa, 30 grudnia 2020

Godziny. by Jagrys

Wygląda na to, że ostatnimi czasy do wbijania kija w szprychy jadącego roweru mam ślepy fart.
Gdzie się nie odwrócę - lecą wióry i sypią się gromy.
Zadzwoniła do mnie dzisiaj S. z ciężką pretensją, że świadomie i przy ludziach zrobiłam z jej córy głupią.
Ja: ???
A ona jest mądra! Studiuje! I będzie tą no, farmaceutką!
Ach, o to chodzi... !
Ja : - Być może, ale na zegarze się nie zna.
Od pieprznięcia słuchawką po drugiej stronie, ogłuchłam na jedno ucho.
Zapewne, gdy córa S. zostanie już tą farmaceutką, zamiast syropu na kaszel dostanę od niej trójtlenek arsenu. O co poszło? Ajj, kochani...
Córa S. - studentka pierwszego roku farmacji (czy jak to tam się nazywa) wbiła mi na chatę nieoczekiwanie i bez zapowiedzi. Byliśmy akurat młodszą częścią familii w trakcie burzy mózgów i córa S. była nam do tego potrzebna jak dziura w moście. Najbardziej dlatego, że S. nie musi wiedzieć, co się u nas dzieje.
Narada została zawieszona na kołku. Na stole pojawiły się ciasteczka, kawka i herbatka.
Córa S. wyłuszczyła po co przyszła.
W sumie nie było tego dużo. Problem był nie tyle skomplikowany, ile wymagał pewnej znajomości tematu. Niestety, zajęta na zajęciach zdalnych oglądaniem "Brzyduli" przyszła pani magister tę część wykładów zdecydowała się sobie odpuścić. No, ale...
Gdzieś tak po mniej-więcej półtorej godzinie młoda zajrzała do kuchni.
- Ciociu, przepraszam, ale która jest teraz godzina? Padł mi telefon a umówiłam się z tatą, że mnie odbierze...
Ruchem głowy wskazałam zegar na ścianie. O tyle nietypowy, że wycięty z płyty winylowej.
Panna w skupieniu kontemplowała wskazówki.
- No tak, bardzo fajny, ale która jest godzina?
Czy mówiłam, że mój zegar nie posiada cyfr arabskich tylko rzymskie?
Szczęście jakoś dziwnie prychnął. Szwagierka ukryła twarz w dłoniach a plecy podejrzanie jej drżały.
Młodsze śfagrzątko patrzyło z niedowierzaniem. Śfagier chciał coś powiedzieć, ale kopnięty w goleń zamknął buzię.
Córa S. poczuła, że dała ciała, bo czerwona jak piwonia wyparowała niemal natychmiast.
Kolejne co było, to telefon od rozwścieczonej S.
Gdybym jeszcze chciała się tym przejąć...
Tagi:
#kleks#jagrys#zegar#godziny#przypadki
poniedziałek, 15 marca 2021

Spokojnie, bez nerwów...

Ósmego lutego choroba teścia przybrała formę, w której całkowicie traci się kontakt z rzeczywistością a wiązanie na oddziale zamkniętym jest wymuszoną koniecznością.
Trudno jest zachować niewzruszony spokój i kamienną twarz patrząc, jak człowiek, który był mi ojcem, do którego mówiłam "tato", zmienia się w bezmyślną masę napędzaną nieopanowaną agresją.
Don Kichot walczył z wiatrakami kopią, teść pacyfikował rodzinne baby suszarką z rozwieszonym praniem. Ja "tylko" leczę pęknięte żebro, zespół utytułowanych specjalistów w imieniu nie mniej uznanej placówki medycznej robi co może, by teściowa zachowała widzenie w jednym oku.
Co z drugim - będziemy wiedzieć po operacji.
Trudno jest też zachować spokój i kamienną twarz wydeptując ścieżki od drzwi do drzwi po instytucjach bo papier, bo wniosek, bo formalności...
Ósmego marca u mojej babci zdiagnozowano nowotwór ślinianek.
Trudno jest zachować niewzruszony spokój i kamienną twarz, gdy wszystko w środku wyje, bo jedyne co można, to czekać na koniec i objąć chorą leczeniem paliatywnym.
Trudno jest zachować niewzruszony spokój i kamienną twarz gdy widzę, jak moja własna matka zmienia się w upiora i bez ostrzeżenia włazi mi prosto pod koła. Rozumiem, że jej ciężko, bo może tylko patrzeć jak jej matka umiera, ale na litość...! Gdybym nie zaczęła zwalniać, bo nie byłam pewna czy ona to ona - zabiłabym ją jak nic, bo nie było opcji - nie zdążyłabym zahamować.
Opierniczyłam jak beczkę po smole. Zero reakcji.
Lecz trudno jest zachować niewzruszony spokój i kamienną twarz, gdy trzęsą się ręce, zamiast kolan mieć kłęby waty i jednocześnie prowadzić pojazd mechaniczny. Gdyby nie wsparcie TŻ - u szwagierki zwaliłabym się z siedzenia bezpośrednio na glebę.
Trudno jest zachować niewzruszony spokój i kamienną twarz, gdy do rozmowy nad papierologią dla teścia wpieprza się X ze słowami: "Ale wiesz, moja wnusia ona to jest dopiero chora! Bo jej cukrzyca..."
Nie wytrzymałam. Pękłam.
Panie negocjowalnej miłości na zakrętach wzbiły się pod samo niebo, echo poszło po lesie, ptaki zamilkły a wystraszone psy uciekły do budy. A ja się darłam.
Za wszystko:
Za teścia z Alzheimerem, zbyt niebezpiecznego dla otoczenia, by bez bezpośredniego nakazu z zewnątrz umieścić go w specjalistycznym ośrodku.
Za babcię, którą za długie i ciężkie życie czeka długie i ciężkie umieranie. Za moją mamę, która musi na to patrzeć.
Za męża przeniesionego z kontraktu w Pipidówce Większej do Zapiździ Mniejszej bez bodajże kilku godzin urlopu.
Za teściową, co do której spełniają się nasze najczarniejsze scenariusze.
I za szwagierkę, która musi znosić świętojebliwe najazdy X z przyjemnym wyrazem twarzy.
Wreszcie - za pieprzenie X, bo w tym wszystkim choroba jej wnusi, z całym szacunkiem, ale to zwyczajny śmiech.
Bo czymże jest cukrzyca, nawet insulinowa przy postępującym zwyrodnieniu mózgu czy choroba nowotworowa w rodzinie, gdzie każdy, do trzech pokoleń wstecz, ma własną przeszłość onkologiczną?
Równie dobrze może ponarzekać, że wyskoczył jej pypeć na d... Efekt będzie ten sam.
Dziewczyna żyje, ma się dobrze. Nam niebo wali się na głowy.
Puenty nie będzie.
Gdyż trudno jest zachować niewzruszony spokój i kamienną twarz, gdy nawet okolicznościowy reset systemu nie daje rezultatów, bo uchowała się ostatnia trzeźwa szara komórka, która - cholera - nie zgasiła na czas światła.

Tagi:
#jagrys#przypadki
wtorek, 15 czerwca 2021

500!

Niby nic, ale ogromnie cieszy i nie powiem, troszeczkę przeraża.

Ponieważ, widzicie... Przed momentem dodałam do bazy książek kanapy swoją pięćsetną.

Wiem, że w porównaniu z tytanami pracy bibliotekarskiej to kropla w morzu, ale choinka...

Pół tysiąca książek to też coś! XD

Jestem z siebie dumna.

Tagi:
#jagrys#500
niedziela, 1 listopada 2020

W klimatach Halloween

Są ludzie, którym się nie odmawia, zwłaszcza, gdy jest to ta część rodziny, którą się lubi i ceni.
Dlatego, gdy zadzwoniła teściowa, by pomóc jej przewieźć gabaryt z artykułów przemysłowych - potwierdziłam tylko czas, wsiadłam w samochód i pojechałam.
To nie była dobra podróż. Józefina już od startu stroiła fochy i nie chciała jechać.
Najpierw nie bardzo chciała odpalić, później - nie mogła się rozpędzić, a pod górkę, po której zwykle śmiga z wizgiem - podjeżdżała w tempie zdychającej krowy. Byłam wkurzona. Byłam poirytowana. Wyskoczyłam z dychawicznej fury i skopałam jędzy wszystkie opony. W emocjach zapodałam też gonga w maskę. A co! Józefina potraktowała to jako zaproszenie do zabawy i za najbliższym zakrętem wjechała w rozjeżdżone bajoro składające się głównie z lepkiego, mazistego błota i po teściową zajechała upitolona po sam dach.
Teściowa załamała ręce. Mruknęłam tylko coś o postoju na myjni i przystąpiłam do załadunku.
Torby z garnkami i pudełka dało się upakować bez trudu. Problemem była miotła. Taka porządna, do omiatania podwórka, na długim kiju, model de lux, niewiele niższa ode mnie a ja ani ułomkiem ani niskopienna nie jestem. Ani tego kija nie było można złożyć, złamać już tym bardziej. Teściowa była gotowa tę miotłę sobie odpuścić i zabrać jakoś inaczej, ale, kurka-blaszka, od samego początku chodziło o przewiezienie miotły, więc... Popatrzyłam, pomyślałam, wsadziłam teściową do samochodu i załadowałam Józefinie tę miotłę od tylca - przez bagażnik. Ma się w końcu ten hatchback, nie?
Teściowa coś tam plumkała, że kij od miotły drzwi jej blokuje, puka w łokieć i ogólnie zawadza.
- Mamunia, to ja prowadzę i muszę mieć wolną rękę. - skwitowałam krótko - Ty sobie usiądziesz trochę bokiem i też ci będzie wygodnie.
Teściowa trochę się pokrzywiła, ale jedziemy. Józefina, o dziwo - tym razem zgodna i żywa jak prosiątko w deszcz. Jakbym kwadrans wcześniej nie klęła jej wszystkich przodków wstecz, do pierwszego koślawego, kwadratowego kółeczka. Ale myjnia - must be.
Ulubiona placówka jest dość rozległa: Oprócz myjni samoobsługowej ma w sobie jeszcze minimarket i stację benzynową. Każde jedno z własnym podjazdem i dodatkowym miejscem, żeby wygodnie gdzieś z boku podjechać i poczekać nie utrudniając innym życia. Dlatego jest ulubiona. A że pora była dość wczesna i oprócz mnie nie było nikogo - hulaj dusza.
Teściowa stwierdziła, że skoro już jesteśmy, to ona podskoczy na chwilę do sklepu coś tam sobie jeszcze dokupić a ja pojechałam wyprać humorzastą cholernicę.
Miotłę, którą wyjęłam z samochodu, żeby teściowa mogła wysiąść, uznałam, że chować nie warto, bo jak teściowa będzie wsiadać, to znowu trzeba się będzie ze styliskiem szarpać. Oparłam tylko to utrapienie o panel sterujący i heja, naprzód: Pranie Józefiny wstępne, pranie z namaczaniem, płukanie, woskowanie, nabłyszczanie - full wypas, na bogato. Niech ma, zgaga jedna.
Kiedy Józefina piękna i błyszcząca lśniła w słońcu na parkingu pod sklepem, wróciłam po tę upiorną miotłę. Wychodząc ze stanowiska, pootrząsałam ją tylko z wody, bo trochę mi przy tych wszystkich ablucjach zamokła.
W tym momencie przez parking przechodził jakiś facet. Na mój widok stanął jak wryty.
Osłupiał zupełnie. Żona Lota normalnie. Spojrzałam na gościa mało życzliwie, bo co się gapi.
Jeszcze raz odruchowo otrzepałam miotłę z wody. Facet odzyskał głos.
- O żeż w mordę...! Jasna cholera...! Pani wybaczy, ale pierwszy raz w życiu widzę, żeby ktoś na myjnię na miotle zajechał!
Tagi:
#jagrys#kleks#halloween
piątek, 2 grudnia 2022

MotoJagrys: Rozkmina przy tablicy

Na parkingu stanęły obok siebie dwa lwy: Ewidentny Brak Rozumu i Ratuj Boże, Ratuj*. Oba z wlepką "Uwaga baba" na tylnej szybie. 
Wsparta o TŻ Jagrys kontemplowała ten widok ze zmarszczonym czołem aż od wysiłku umysłowego parowały uszy gdy przy boku zmaterializowała się młodziutka panienka, widać właścicielka drugiego z pojazdów. Dziewczę spojrzało, w oku jej błysło. 

Jagrys wskazał lagą blachy.

- Zastanawiam się, której z nas za kółkiem należy bać się bardziej.

 

*) Kreatywne rozwinięcia skrótów tablic rejestracyjnych

Tagi:
#jagrys#przypadki#auto#tablice
środa, 19 maja 2021

Ale jazda albo Jagrys na występach c.d.

Gnany okolicznościami Jagrys chwycił pierwszy z brzegu pęk żelaza i pognał na parking.
Cały w nerwach, dopasował samochód do zgarniętych kluczyków, trzasnął drzwiami i wystartował z piskiem opon po drodze rejestrując, że:
1. Trzeba zatankować.
2. Z gotówki posiada ino zaskórniaki w bocznej kieszeni bo portfel został na stole.
Jasny gwizd...
Jagrys wpadł z impetem na stację paliw. Wystrzelił z autka jak z procy, zarył nosem w kostkę brukową przy dystrybutorze (instrybutorze?) płosząc dziadka na stanowisku LPG i przyszłość narodu skupioną wokół karocy Władcy Pierścieni.
- Do pełna! Za dwadzieścia złotych! - wycharczał do chłopaczka z obsługi.
Młody aż się zachłysnął, ale kiwnął głową, że słyszy i rozumie.
Jagrys wziął głęboki oddech, wyrównał pion i poziom ciśnienia w sobie po czym skierował spojrzenie w stronę klapki od baku. Nie uwierzył. Spojrzał jeszcze raz.
To, co zobaczył, skomentował głośno i plugawie.
-...qhhhva?!? Wlew mi ukradli! O.o
Młodzieniec z obsługi ryknął śmiechem i wskazał stanowisko po przeciwnej stronie.
Tia. Jagrys w emocjach zapomniał, że akurat w tym samochodzie wlew paliwa jest po lewej stronie.
Brawo on.

Tagi:
#jagrys#przypadki
wtorek, 14 września 2021

Babka udana albo: Jagrys na wakacjach c.d.

Siedzi Jagrys na skalnym elemencie umocnienia wybrzeża i łapie dech po rajdzie do zabytkowych ruin w tę i nazad piechotą.
Ochwacone giczoły wystawił do słoneczka, gębę ukrył w cieniu kapelusza. Siedzi i regeneruje moce na powrót w hotelowe pielesze, kontemplując widoki, jednym uchem rejestrując dźwięki obok.
Źródłem dzięków było dziecko, dziewuszka, na oko: pięcioletnia, która coś tam szczebiocząc stawiała piaskowe babki wokół kocyka z mamusią.
"Babko, babko, udaj się, bo przyjdzie pies i ojszczy cię" - recytowała mała, pracowicie oklepując wiaderko plastikową łopatką. 
Jagrys wpierw osłupiał, chwilę przyswajał tekst, po czym ukrył twarz w kapeluszu maskując chichot, szczerze ubawiony, bo tej rymowanki akurat nie znał.
Ale spoko, już zna. Kto wie, może do końca życia. 😂

Z domowego archiwum:

 
Zabytkowe ruiny, do których się szło plażą


...ale można też dojść wygodnym  pasażem.


Widok z góry klifu, którym się wracało

Tagi:
#jagrys#przypadki#kleks#babka#wakacje
sobota, 20 lutego 2021

Zapiski z dnia wczorajszego

Zostałam pilnie wezwana do teściowej. Pilnie znaczy pilnie. Czerwony alarm. Godzina W, minut zero.
Sygnał od teściowej z numeru teścia oznacza, że rzuca się wszystko co się aktualnie robi: pranie, proszony obiad dla trzystu gości, figle z chłopem w łóżku - i należy się stawić tak szybko, jak to możliwe. Z przyczyn różnych - teraz nawet bardziej. Pognałam jak do pożaru.
I - jak to onegdaj śpiewał Rosiewicz - za zakrętem stali.
Wiem ile miałam na liczniku. Akurat w tym miejscu, na tej drodze, więcej jak 30km/h pojechać się nie da. A to dla tego, że szczyt ostrego zakrętu zasłania kępa brzózek i niejeden tam hamował w polu albo jodełkach - w zależności z której strony wyjechał "na czoło".
- Dzień dobry. Czy zna pani powód zatrzymania? - zagaił uprzejmie funkcjonariusz drogówki.
- Pojęcia nie mam. - Odparłam zgodnie z prawdą.
- Za przewożenie dziecka poza fotelikiem ochronnym lub innym urządzeniem... - rozpoczął recytację formułki.
- Ale ja nie mam dzieci. - uznałam za stosowne zaprotestować. - Żadnych.
Policjant przechylił się i zajrzał do samochodu. Ja też spojrzałam.
Na rzucony niedbale na przednie siedzenie plecak. Na dopasowaną kolorystycznie TŻ, leżącą trochę krzywo. Wreszcie - na zaczepioną o obejmę, zimową czapkę z pomponem.
Z daleka rzeczywiście mogło to wyglądać na jakiegoś bombelka wiezionego z nosem przyklejonym do szyby.
- Fakt. Niezbyt fortunnie to wygląda. - mruknęłam, już widząc się w sądzie, zdecydowana nie przyjąć mandatu, bo z jakiej przyczyny? Policjant też zadowolony był średnio. Spojrzał na oznakowaną Józefinę i jeszcze raz na siedzenie pasażera. Machnął ręką.
Józefinie nie trzeba było dwa razy powtarzać. Mnie również.

* * *

Od listopada ubiegłego roku kołuję się z efektami porażenia nerwu twarzowego. W sumie nie jest źle: Większość z objawów zaczęła ustępować w ciągu trzech miesięcy, zatem pod tym względem mieszczę się w normie.
Na teraz pozostały niedobitki typu ściągnięcie policzka czy utrzymujący się obrzęk w obrębie kości strzemiączkowej co przekłada się na interesujące doznania akustyczne. W sumie - pierdoły, które zanikną w ciągu kolejnych sześciu do dwunastu miesięcy. Albo nie.
Kilka dni temu rozpoczęłam kolejny turnus rehabilitacyjny: Naświetlania, masaż, elektrostymulacja, ćwiczenia mimiczne... Teoretycznie nihil novi, gdyby nie jedno "ale".
Jedna z pacjentek złożyła na mnie skargę, bo podczas zabiegów nie noszę maseczki.
Jakieś pomysły, jak siedzieć pod prądem z blachą na twarzy, ewentualnie: Jak się szczerzyć do lustra ze szmatą na gębie?

* * *

Pogoda jest jaka jest. Śniegu nasypało fest , a jak wygląda nieodśnieżony parking łatwo sobie wyobrazić.
Uczynny sąsiad w przypływie uczuć wyższych odgarnął śnieg w miejscu, w którym zazwyczaj stawiam Józefinę, żeby niezdara (ja) nie musiała kicać na trzech nogach po zaspach.
Dwóch krewkich panów chwyciło się za klapy, a każdy z nich szedł w zaparte, że to on, osobiście, własną ręką, śnieg z tej miejscówki odgarniał. Siłą rzeczy, on do tego miejsca ma większe prawo i należy się właśnie jemu.
Od liryki przybramnej, wygłaszanej pełną piersią w łacinie kuchennej - światła przygasały na dzielni a przerażony śnieg topniał i niknął w oczach.
Po dniu pełnym wrażeń złachana ja wjechałam na parking, postawiłam Józefinę gdzie bądź, a że śniegu na "gdzie bądź" było dostatek, wyciągnęłam tez saperkę i przystąpiłam do ogarniania bezpośredniego otoczenia autka, żeby następnego dnia nie brodzić w śniegu i nie musieć przebijać się przez koleiny.
Sąsiad nie zdzierżył. Wyskoczył z domu tak, jak stał.
- To tak dla jasności. żebyście [penisy wulgarnie*] wiedzieli, kto wam qhhva to miejsce ogarnął!!! - wydarł się przez szerokość ulicy. - Kury wam [zakręt] szczać prowadzać, hrabiowie w [cztery litery] [stosunki płciowe w liczbie mnogiej]!
Mówiłam: Porządny człowiek.

Tagi:
#jagrys#kleks#przypadki
czwartek, 30 grudnia 2021

MotoJagrys albo: Wisi Mitsubishi

Mówiłam nie raz, nie dwa i nie dziesięć, że do mądrych inaczej mam ślepy fart. Raczej wcześniej niż później wyskoczy mi jakiś taki niczym z diabeł z pudełka i dostarczy emocji. Nie inaczej było tą razą. Pojechałam ci ja uiścić haracz w placówce ubezpieczeniowej...

Na początek rys sytuacyjny: Przed budynkiem, na całej jego długości jest parking z ładnie zagospodarowanym wyjazdem z/na ulicę. 3/4 z tego parkingu to poziom "0". To znaczy, od strony ulicy wygląda, że jest duży parking, przed samym  budynkiem szeroki chodnik z kawałkiem trawnika wygrodzonym krawężnikiem, gdzie sam trawniczek to zgrabnie wykończony wjazd/wyjazd z parkingu.
W rzeczywistości trawnik maskuje wyjście ewakuacyjne z poziomu "-1" w rogu wspomnianego budynku, a część krawężnika to eleganckie wykończenie ściany z cegieł, wbudowanej dobre trzy metry w dół.
Parking przed agendą ma jeszcze jedną właściwość: Przez większą część dnia jest ciasno zapchany do ostatniego miejsca, manewruje się ciężko i niekomfortowo. Ale że okoliczności zmusiły mnie do wojaży Józefiną - nie było przebacz. Traf chciał, że dwa miejsca najbliżej wyjazdu były puste. Postawiłam Józefinę na drugim miejscu od wyjazdu. Miejsce po swojej prawej, na wysokości rzeczonego zieleńca, zostawiłam wolne.
...Siedziałam jeszcze w aucie i układałam sobie trasę jazdy, gdy oczom moim ukazało się białe Mitsubishi, model prosto z salonu, które jechało ciągiem dla pieszych w stronę wyjazdu.
Widziałam i wiedziałam do czego młody pan (na oko: 28-30lat) za kierownicą zmierza. A wymyślił był on sobie, że nie będzie przebijać się przez zatłoczony parking, ale objedzie chodnikiem od strony budynku, myknie przez trawnik, przejedzie przez wolne miejsce obok mnie i śmignie od razu do wyjazdu. Po chamsku, ale sprytnie to sobie wykoncypował, co nie? Cwaniaczek już siedział w kurniku, już witał się z gąską... Ale karma to suka. 
Kierujący Mitsubishi przejechał chodnikiem, wjechał na trawnik przejeżdżając przez skraj krawężnika, który de facto krawężnikiem nie jest... I stanął.
I było widać, że myśli. I że to, co myśli, wcale nie jest ani miłe ani przyjemne. Ponieważ wyglądało na to, że pan w białym Mitsubishi się powiesił a kto wie, czy nie zrobił kuku w miskę olejową.
Pozwoliłam sobie unieść brew, choć podejrzewam, że wyraz twarzy miałam jednoznaczny.

Józefina szyderczy wyraz paszczy ma zawsze, więc od tej strony też niefajnie musiało to wyglądać. 
Kiedy wychodziłam z agendy, pan w Mitsubishi na krawężniku stał nadal.
A ja się pytam: Skąd się tacy biorą? 

Tagi:
#jagrys#przypadki#auto#pzu#mitsubishi
czwartek, 16 września 2021

Bajka o dźwigu albo: Jagrys na wakacjach c.d.

W szale wczasowego urlopowania Szczęście załadował Jagrys w samochód i wywiózł do Winety - centrum Słowian i Wikingów na wyspie Wolin. 
Oficjalnie: Celem okazania, jak to się tamój od ostatniej tambytności Jagrysa pozmieniało. 
Najbardziej zaś jechaliśmy na przepysznościowe ciastka na miodzie według starożytnego przepisu wypiekane na miejscu. Są obłędne. 
Pochłaniając cukierniczy frykas Jagrys przyswajał miejscowe opowieści. Najbardziej zainteresowany był historią o dźwigu i kamieniu z wizerunkiem smoka, wyrytą czarnymi zgłoskami na tablicy informacyjnej w Jomsberg. Głaz ten waży szesnaście ton i stu mężów wspólnemi siłami próbowało go podnieść i pionowo osadzić w miejscu.
Stu chłopa stękało, sapało i choć każden jeden ile miał siły się natężał - nie dali rady. Taki to ciężar.
Aż przyjechał dźwig i sam jeden w kilka chwil jednym ramieniem głaz jak należy posadził. 
Morał, jak orzekł Szczęście, z tej bajki jest następujący: Wikingowie, choć nieustraszeni, nie wypracowali techniki podnoszenia kamieni.

Z domowego archiwum:

 
Widok na Jomsberg-Winetę


Bęben do bębnienia i amator słodyczy z lokalnej cukierni

 
Głaz, który stawiało stu chłopa i jeden dźwig

 

Tagi:
#jagrys#wakacje#przypadki#kleks
sobota, 16 października 2021

Kawa suszona albo Jagrys na występach c.d.

Zostaliśmy zaproszeni do kumplostwa na inaugurację ich nowego, mega-wypasionego ekspresu do kawy. Kumpel-kawosz, kumpela w podobie - równa się okazja do obalenia winiasza.
Siedzimy, gadamy, śmichy-chichy. Kumpel celebruje czynności właściwe czyli preparowania espresso czemu Jagrys przyglądał się z zainteresowaniem. Kumpel ubijał kawę w łyżce z filtrem, gdy Jagrys nie wytrzymał. Otworzył dziób.
- A ta kawa jest dzisiejsza czy suszona? - zapytało Jagrysiątko z  miną niewiniątka i całą powagą, na jaką akurat było ją stać. 
Kumpela buchła śmiechem. Szczęście dziwnie prychnął i zakrztusił się swoją kawą po turecku.
Kumpel spojrzał na Jagrys jak na pieprzniętą i w sumie miał rację...
To stary numer, który Jagrys wywinie wcześniej czy później. O co biega?

...Działo się to dawno temu, gdy Jagrys parał się logistyką, czyli nie był do końca normalny.
Szefa też miał Jagrys z piekła rodem, więc z punktu stroszył kolce i dziabał kłem. Dla opowieści ważne jest, że: Szef wciągał kawę jak Hummer wachę, nasz "działowy" przelewowy ekspres do kawy  stał na stoliku obok grzejnika, jakieś dwa-trzy tygodnie wcześniej wódz uznał, że należy się nam jedna paczka kawy 250g miesięcznie, co nie przeszkadzało mu przychodzić do nas ją spijać. 
Godzina 7:30. Jagrys zmienia filtr w ekspresie. Dla wygody ustawił tackę z zużytym filtrem na grzejniku, gdy do naszej dziupli wparował szef.
- Jagrys! Kawa! Już! - zarządził.
- Dziesięć minut. - wycedził Jagrys, świadomy możliwości ekspresu "za pięć złotych" i sięgnął po zużyty filtr z kawą. 
Wodzu spojrzał Jagrysowi na ręce.
- A ta kawa to świeża jest?
Jagrys otaksował wzrokiem wilgotny filtr z nie mniej mokrą zawartością.
- Jakby wczorajsza... - bąknął bez przekonania a złe zaczęło w nim kiełkować.
-  Gdzie jest dzisiejsza?!? - ryknął szefo już czerwony na paszczy.
Furia w Jagrysie doznała zwarcia. 
- Sam zarządziłeś, że przysługuje nam jedna paczka kawy na miesiąc. - wyartykułował równym głosem Jagrys, choć w dzika furia w środku eksplodowała z mocą kwazaru. - Suszymy na grzejniku ostatnią kawę z poprzedniego dnia a rano parzy się ją od nowa. Na dzisiaj jest świeża.
Współpracownik Jagrys chyba zasłabł, bo zsunął się pod biurko i tam dziwnie charczał. Spieniony wódz przycichł i sklęsł w sobie. Prawie słyszeliśmy, jak pracują mu trybiki.
- Słuchaj...  - rzekł był już jak człowiek - Ja wiem, że macie limity i w ogóle, ale czy mogłabyś jednak zaparzyć świeżą kawę? Dziękuję. 
- Za dziesięć minut. - odparł Jagrys pstrykając ekspresem.
Szef opuścił wariatkowo zamykając za sobą drzwi. Jagrys łypnął ślipiem w stronę komilitona wciąż charczącego pod biurkiem.
- Dla twojego i mojego dobra: Melisa na biegu, razy dwa. 


Kumpel wysłuchał przypowieści. Kiwnął głową.
- U nas w firmie mówią: Po czym poznać logistyka? Bo ma zrytą psyche.
Jagrys wyszczerzył kły i uniósł kieliszek.
- Za wasz nowy ekspres! Żeby go nie suszyło. 
Ale wiecie... W firmie kumpla mają rację. 

Tagi:
#jagrys#przypadki#kawa#ekspres
niedziela, 19 czerwca 2022

Irys vs. Jagrys. Po raz pierwszy

Mimo, że to prawie rok, nie przegryzłam się ze stratą Merlina. Jeszcze nie.

I chociaż o Irysie byłoby co opowiadać, nie czuję się na siłach, by pisać cokolwiek. Jeszcze nie.

Będę wrzucać fotki. Może z komentarzy pod zdjęciami ulęgnie się jakaś opowieść. Oby.

 

Póki co:

Z domowego archiwum:

 

Wizualizacja: Strach ma wielkie oczy

Tagi:
#irys#jagrys#kot
poniedziałek, 20 czerwca 2022

MotoJagrys: Przychodnia zdrowia

Do samego budynku nie mam nic, ale to, co się wyprawia przed nim...

 

Jak powszechnie wiadomo, piesi mają w kraju na Wisłą status uprzywilejowany Szczególnie celują w tym względzie seniorzy, przekonani, że są co najmniej narodem wybranym. Nic to, że przy obu szczytach placówki medycznej są przejścia dla pieszych, w tym jedno ze światłami. Nic to, że ciąg pieszy przed przychodnią od ulicy odgradzają strategicznie rozmieszczone barierki. Dziadki dziarsko człapią przed się, na azymut, z energią i wigorem wkraczając na trzy nitki jezdni, z podwójną ciągłą przy każdym pasie... To nie jest bezpieczne miejsce dla kierujących pojazdami mechanicznymi. Nominalnie jest, ale nijak przystaje do rzeczywistości. 

 

Sytuacja 1

Jagrys dojeżdża do przychodni. Przejeżdża pierwsze przejście i z włączonym kierunkowskazem zajmuje środkowy pas, do lewoskrętu. Ponieważ na skrzyżowaniu ze światłami ma dla swojego pasa czerwone - zwalnia, a właściwie toczy się 5km/h w kierunku następnego przejścia.

W tym momencie, między barierkami przed przychodnią przeciska się jakiś dziadek, przemyka przez lewy pas i wbija prosto przed Józefinę, trzy metry od maski. Żaden samochód nie zatrzyma się w miejscu w nanosekundę!

Hamulec w podłogę, Józefina trze paszczą o asfalt, Jagrysowi robi się ciemno w oczach. 

- No i jak jeździsz, kurwo?!? - drze chapę dziadzio. - Nie widzisz, że ludzie idą?!!!

Jagrys dostaje zwarcia.

- Na pasy, ciulu jeden! Po pasach przechodzić to nie łaska?!

- Jestem na pasach, kurwo!!!

 Jagrys wychyla łeb bez szybkę. Faktycznie, dziadzio stoi na pasach. Pasach podwójnej ciągłej.

Zebry dla pieszych nie przypomina to ni cholery.

Rzut oka na trzecią nogę na siedzeniu obok. 

- A mam, qurła, wysiąść?

Dziadek widać dostrzegł, że w starciu na broń długą typu laski, Jagrys ma przewagę wagi i zasięgu, bo prysnął z ulicy jak niepyszny. Ktoś go tam jeszcze obsztorcował po drodze, na chodniku...

 

Sytuacja druga

To samo miejsce, ten sam manewr: Jagrys zajmuje środkowy pas do lewoskrętu, z tą różnicą, że tym razem nie jest pierwsza a druga w kolejce. 
Przed nią stoi jakieś czerwone autko z przyczepką.  Pali się czerwone, ale pali się już dłuższy czas, czyli lada moment będzie zielone. 

Zza przychodni, na wprost, tnie trotuarem senior na rowerku. Nie zważa na nic. Nie rozgląda się, nie zwalnia. Nic. Zero. Nam zapala się żółte, dla pieszych czerwone. Samochód przede mną podjeżdża bliżej skrzyżowania. Dziadek na rowerku nie zmieniając prędkości wjeżdża na jezdnię i jadąc po pasach chce przemknąć za czerwonym samochodem. Dla mojego pasa zapala się zielone. Kierowca czerwonego auta nie odjeżdża. Z rozmachem otwiera drzwi, susem wyskakuje z auta i chwyta za wszarz dziadka, który... Uwaga! Mając czerwone światło dla pieszych, wbił na przejście i zaczął przenosić rower nad dyszlem przyczepki za samochodem! Nikt nie trąbił. Nikt nie klaskał. Facet z samochodu zawlókł dziadka na chodnik od strony, z której dziadek nadjechał. Pirzgnął nim w krzaki,  a chwilę potem, w stronę awanturującego się w zieleni asa szosowania ciepnął rower. Dziadek kurwował na czym świat stoi, groził sądem i policją. Facet mu odpowiadał a elokwentny był bardzo. Grzmiało i błyskało, aż Jagrys uchyliła szybki, by lepiej słyszeć. Rozjechaliśmy się na drugiej zmianie świateł. Ale niech by staremu zrobił krzywdę?   

 

Sytuacja trzecia

Z dzisiaj: Powtórka z sytuacji pierwszej. Z tym, że nie dziadek a babuszka o dwóch laskach. Pomykała asfaltem, bo na przejściu są za wysokie krawężniki i jej niewygodnie. Krawężniki. Za wysokie. 

Na przejściu dla pieszych, dostosowanym dla wózków inwalidzkich i osób niewidomych!   

Oczywiście moja wina, bo prawo jazdy dostałam za loda. Bardzo niedelikatnie uświadomiłam babcię, że samochód, pod który tak chwacko sobie wlazła, waży tyle, co dwie krowy. Nawet więcej.  Więc jeżeli babcia czuje na tyle pary w ręcach, żeby te dwie biegnące krowy zatrzymać w miejscu - proszę bardzo, niech sobie włazi na ulicę gdzie chcąc. Ale nie pod mój samochód, bo nie mam życzenia się tłumaczyć, dlaczego jakiejś emerytowanej dziewicy Viking zrobił dziarę z opon na japie.

 

Nie lubię miejsca jak jasny gwizd..  Ale do domu trzeba móc jakoś wrócić.                              

 

 

 

 

Tagi:
#jagrys#moto#przypadki
piątek, 24 grudnia 2021

Chwalesie albo: Choinka

W wątku tutaj: https://nakanapie.pl/grupy/wokol-kanapy/temat/co-mnie-dzisiaj-rozbawilo?strona=123#237686 

napisałam byłam, że być może zadziwię Was naszą tegoroczną choinką.

A oto i ona:

 

 

A tutaj: Irys przy i pod choinką:

 

Sezon świąteczny uważam za rozpoczęty.

Wesołych Świąt!

Tagi:
#irys#jagrys#kleks#kot#choinka#chwalesie
środa, 17 listopada 2021

Czarny jak Irys albo: Jagrys na występach c.d.

Szczęście wywlókł  drogą połówkę do centrum handlowego w poszukiwaniu utensyliów dla siebie.

Po grzyba mu do tego był potrzebny Jagrys - pojęcia nie mam, ale ok, chce, to jedziemy. I - jak to w galeriach handlowych bywa - łazikując po sklepach weszliśmy na znajomych. 

Im się nie spieszyło, nas czas też gonił umiarkowanie, przemieściliśmy się więc w rejony lokalnego zagłębia spożywczego, by tam, przy kawce z herbatką posiedzieć i pogadać. 
Znajomi ostatni raz widzieli Jagrys  na początku sierpnia, w charakterze wyplutego zombi. Od tego czasu Jagrys tak jakby odżył i zaczął wyglądać lepiej. Wykazywał nawet coś na kształt chęci do życia. Koleją rzeczy padło taktownie zadane pytanie o nowego domownika. Czy mamy już w domu następcę Merlina?

Ależ oczywiście, że tak! Od bardzo niedawna, ale jednak. Co prawda, zdarza nam się nazywać Irysa Merlinem i młody w ostatnim czasie przeczołgał był on nas niewąsko, ale kryzys udało się zażegnać i dalsza integracja przebiega bez większych zgrzytów.  W tym miejscu Szczęście wyciągnął telefon i rozpoczął prezentację zdjęć z galerii małego łobuza.

Znajomych "wzięło" mniej więcej tutaj:

 

 

Netoperek

Irys znękany kroplówkami i dopalaczami w zastrzykach. Oj, dał nam on naonczas do wiwatu...! 

 

Młody wypłosz, który jeszcze się boi ale już obczaił najlepszą miejscówkę

 

Śniąca słodycz.

 

I już teraz widać, że Irys ma jeszcze jakieś znaczenia, ale można przyjąć, że jak go się wyleczy i wysiuda kolonie świerzbowców z uszu - od czubka nosa po koniec ogona będzie czarny jak smoła. Czarny diaboł z żółtymi ślepiami. Prawdziwy kot czarownicy.

W tym miejscu, przez odgradzającą nas od reszty świata dekorację z badyli przechylił się młodzian w dredach i tykając Jagrys w mankiet ozwał się w ten deseń:

- Przepraszam panią,  nie wiem, czy pani wie, ale nie wypada mówić o kimś, że jest czarny. Mówi się "afroamerykański".

I zrobiło się niefajnie.

Jagrys zaniemówił. Roześmiana znajoma przycichła. Jej mąż jakoś dziwnie poczerwieniał, Szczęście spęczniał w sobie i już miał coś powiedzieć, gdy w Jagrys przecknął się Jagrys. Spojrzał na typa spod metki "JestĘ HipsterĘ" i nastroszył kolce. Gwałtownie przebudzona furia wcisnęła czerwony przycisk.

- Irys nie jest AFROAMERYKAŃSKI -  wycedził przez zęby, akcentując zgłoski. - To kot BOMBAJSKI.  On JEST czarny. Proszę sprawdzić w Google.

Salwa poszła. Młodzian wrócił na swoje krzesełko, ale nastrój szlag trafił. 

- Bombajski...? - zamruczał znajomy do Szczęścia unosząc brew, gdy opuszczaliśmy przybytek.

- Gdzie tam...! - odmruczał Szczęście. - Dostała od  babki z PZU razem z ubezpieczeniem.

- Czarny, cholera jasna! - fuknął Jagrys, stukając TŻ o kafelki. - Irys jest czarny! 

Tagi:
#irys#jagrys#kleks#kot#przypadki
czwartek, 29 października 2020

Grane na tubie: Sari Gelin

Na wzmianki o "Sari Gelin" trafiłam wertując jakieś teksty dotyczące Outremeru i wypraw krzyżowych. Byłam wówczas pod wrażeniem postaci Baldwina Trędowatego i przekopywałam biblioteki i internety, by dowiedzieć się jak najwięcej. Przyjęłam do wiadomości istnienie popularnej ballady miłosnej, lecz nie wdawałam się w szczegóły. Ale "Sari cośtam" zaczepiło się w pamięci.
Bardziej i poważniej utworem zainteresowałam się, gdy łazikując po YT natrafiłam na jej bardzo udaną angielską wersję napisaną w oparciu o tłumaczenia z oryginalnych tekstów.
"Pościelówa", za to jaka! Choć nazywać "Sari Gelin" "pościelówą"... Nie. Zdecydowanie nie wypada.
Ale jako mruczando do posłuchania... O, tak!
"Sari Gelin" to najogólniej żale mężczyzny nieszczęśliwie zakochanego w złotowłosej (jasnowłosej / o jasnej karnacji) pannie młodej z gór, która weszła do jego domu jako żona innego i chociaż podmiot liryczny bardzo jej pragnie - dla niego jest ona nieosiągalna. I cierpi on teraz z niewypowiedzianej, nieodwzajemnionej miłości.
Song kupił mnie sobie natychmiast. Pomijając emocjonalną linię muzyczną pieśni - jej niezaprzeczalnie mocny atut, wzbudziła mój podziw tym, że choć jest bardzo stara, wręcz "zabytkowa" (bo datowana na IX wiek, choć jej pochodzenie jest dużo starsze), "Sari Gelin" od wieków pozostaje niezmiennie żywa. Napisana i śpiewana w formie Bayati makam jest utworem popularnym i śpiewanym przez wszystkie nacje Azji Zachodniej.
Mniej więcej od tego samego czasu trwają spory co do kraju jej pochodzenia.
Teoretycznie klasyfikowana jako perska, długi czas uznawana za z pochodzenia turecką, od stuleci jest przedmiotem sporów azersko-turecko-ormiańskich. Niedawno do wzajemnych oskarżeń o kradzież autorstwa i plagiat dołączyli Afganowie. Na teraz, w tym folklorystyczno-etnograficznym konflikcie Azerowie zdobyli zdecydowaną przewagę, choć Ormianie dość mocno następują im na pięty.
Trochę przypomina to sytuację z naszą rodzimą "Szła dzieweczka...", która wykonana przez "Mazowsze" podczas ich pierwszego tournee po Japonii, zdobyła tam taką popularność, że Japończycy uznają ją za swoją własną pieśń ludową. Jak ktoś był kiedyś zauważył: Od kiedy to Japończycy w swojej kulturze tańczą i śpiewają walczyka?

Dla zainteresowanych:
Sami Yusuf - Sari Gelin


Prawdę mówiąc, ciekawa jestem waszego zdania,
Tagi:
#jagrys#yt#sari#gelin#sami#yusuf
czwartek, 29 października 2020

Rzecz o teraz

W pierwszym rzucie niniejszy post zamieściłam jako komentarz na blogu @Chassefiere, ale, szlag jasny...

Długi czas było mi przykro i szczerze bolałam, że nie mam własnych dzieci. Jakieś uczucia się we mnie kolebią i chciałabym móc... I z autentyczną zgrozą patrzę jak teoretycznie cywilizowane państwo w środku Europy zmienia się w republikę bananową typu drugi Salwador. A gdy widzę co się w naszym katolicko-porąbanym talibanie wyprawia, to - jak wszystkich bogów kocham - cieszę się, że nie mam dzieci i nie muszę się martwić, jak najszybciej wyekspediować je stąd jak najdalej.
Szczególnie, gdyby były to dziewczynki.
Tagi:
#jagrys#teraz
czwartek, 18 marca 2021

Jak podpaść rodzinie czyli Jagrys na występach c.d.

Zaczęło się niewinnie: Zanim świat zaczął walić się w gruzy, Jagrys zajrzał do mamy podpytać jak się miewa, zobaczyć jaka u niej pogoda itydy. Ogólnie: takie tam różne o huzarze i tyłku Maryni.
Od słowa do słowa zeszło na N., któraż to na dniach miała odebrać czytnik i będzie teraz czytać ebooki.
Lecz nie jakiś tam czytnik ale CZYTNIK: z wysokiej półki, wartości czterocyfrowej, specjalnie dla niej sprowadzony do wybranego salonu. Matula perorowała z przejęciem, Jagrys słuchał jednym uchem.
Czytnik jak czytnik. Jakby nie patrzył, Jagrys czytnik posiada od lat. Jego własny Kindle z racji wieku od września rozpocznie naukę zdalną jako pierwszoklasista. Czyli: Zwykła rzecz.
Ciekawszym wydał się nius, że N. zamierza czytać więcej niż statystyczny Polak. OK, chce - proszę bardzo. Tylko się cieszyć. I właściwie nie byłoby sprawy, gdyby Jagrys przyswoił info i zawarł mordę.
Ale nie. Musiał się odezwać. A że do wygłaszania piramidalnych bzdur ma talent...
- Tylko niech o zakładce do tego czytnika nie zapomni - poszło w eter.
Mama, która w zachwytach nad cud-czytnikiem N. lewitowała na wysokości lamperii klapła na krzesło.
- Jakiej zakładki? - zapytała ostrożnie, słusznie węsząc jakiś wałek.
Jagrys wyciągnął nos z kubka herbacianej używki. Łypnął ślipiem.
- Fajną jakąś. Żeby nie zapomniała, gdzie skończyła czytać. Takie cuda o tym czytniku opowiadasz, że jakąś zakładkę chyba też do niego dają?
Matka spojrzała na Jagrys jak na pieprzniętą. Myślała chwilę ze zmarszczonym czołem. W oku jej błysło. Chwyciła dowcip.
- Głupia...! - fuknęła, lecz oczy jej się śmiały. - Ty i twoje pomysły...!
- No co? Ja bym chciała zadać szyku taką ekstra zakładką. Masz wyobrażenie jaki to bonus do szacunku na dzielni? - prawił Jagrys z pełną powagą.
- Wiesz co, córka? Czasami jak cię słucham, to się zastanawiam, w jaką kapustę cię wyrzuciłam, bo to niemożliwe, żebyś była moja.
Jagrys uniósł kubek w geście toastu.
- I nawzajem. - wyszczerzył kły. -Tylko uważaj na ten esprit, bo ktoś może nie ogarnąć.

* * *

Ktoś nie ogarnął. Niedługo potem N. zadzwoniła do matki Jagrys wyrażając się grubiańsko i obelżywie, bo w salonie przy ludziach wyszła na blondynkę i zrobiła z siebie pośmiewisko.
Obsługa salonu, która dotychczas gięła się w ukłonach, ponoć teraz kulała się ze śmiechu.
Jagrys, który nie lubi, gdy ktoś szarpie jej rodzinę za nic, zareagował po swojemu.
- Jak widać, to, że ktoś ma czterocyfrowy czytnik, nie oznacza, że ma równie wysokie IQ. - wysyczał w towarzystwie tej części rodziny, o której wiadomo, że doniesie i powtórzy co do sylaby.
Foch i obraza majestatu forever. Ale gdy patrzę na to teraz - było warto.
Tagi:
#jagrys#przypadki
poniedziałek, 28 listopada 2022

Irys. Fotka kotka c.d.

Z domowego archiwum: Ty...! Mam do ciebie zejść?!?

A schodź. Co mnie to. 

 

Z domowego archiwum: Kleksowi na głowę wejść się nie da, ale tam... Tak, tam kociałko się zmieści.

Tagi:
#irys#jagrys#kot#fotka
czwartek, 26 sierpnia 2021

Rozterki romansoholika c.d.

do: J
od: Jagrys
Temat: Tajemniczy lord Milcroft

do Szczęście: Wysiadujesz? 
od Szczęście: Jak na ciebie czekam, to tak.

Tagi:
#jagrys#romans#rozterki#przypadki
poniedziałek, 19 grudnia 2022

Irys vs Jagrys: Fotka kotka aka Zimowy twardziel

 Zapewne wielu widziało już tego mema:

 

 

to samo, by Irys:

Jak rzekł był Szczęście: Irys próbował trzy razy nim uciekł. Jest większy twardziel. XD

 

 

Z domowego archiwum: Twardziel na rąsi.

Tagi:
#jagrys#irys#kot#kleks
piątek, 13 stycznia 2023

Irys vs. Jagrys. Domowe AGD

Wiemy, że Irys ogarnia obsługę pralki: Swoją małą kocią łapką potrafi włączyć start i pauzę, zmieni temperaturę i prędkość wirowania. 
Wyłączył nawet irytujący pikacz na koniec prania, czego nam ze Szczęściem nie udało się  dokonać nawet z instrukcją obsługi.
Wiemy, że Irys potrafi uruchomić iRobota. Więcej: Ustawił nawet funkcję sprzątania po jego śladzie. Jak? Tego nie wie nawet moja mama a iRobot jest jej. 
Wiemy, że Irys potrafi uruchomić łazienkową wagę sensoryczną. I sam się zważyć. 
Od dzisiaj wiemy, że Irys waży 4,55kg.  A ma niecałe półtora roku. 
Rośnie nam bysiek?

 


Z domowego archiwum: Hipotetycznie przyszły bysiek

Tagi:
#jagrys#irys#kot#przypadki
czwartek, 30 września 2021

Teściowa kuzyna

Gwoli prawdy to teściowa kuzyna mojego Szczęścia, ale unikamy z nią kontaktu każdym sposobem i za wszelką cenę. Tak bardzo, że omijamy szerokim łukiem tę część miasta, w której teściowa kuzyna mieszka, aby tylko jej nie zobaczyć i nie spotkać. Nie wiem, co takiego ma w sobie, ale dla nas, teściowa kuzyna to zapowiedź nieszczęścia. Nieszczęścia, które ciągnie za sobą pokaźne pokłady zasobów finansowych. Rozlany tusz, spalony najlepszy garnek, rozerwany suwak w wyjściowych spodniach czy złamany obcas to przy niej małe miki. Czarny kot na drodze w piątek trzynastego również. 
Tapirowany łeb schludnie upięty w koczek dojrzany gdziekolwiek, choćby kątem oka, jest żelaznym gwarantem katastrofy. Nie pecha, czy jakiegoś niefartu ale autentycznej biedy. Utrapienia, które rozplaska nas o glebę i wydrenuje kieszenie. 
Jak ona to robi - nie mam pojęcia, lecz wystarczy, by mignęła gdzieś w polu widzenia a jeszcze tego samego dnia a to jakieś przepięcie sieci spali płytę główną, a to sąsiad wiercąc coś w ścianach trafi w instalację elektryczną i zrobi nam wodę z prądem, a to w samochodzie - do tej pory sprawującym się bez  zarzutu - eksploduje miska olejowa, a to Szczęście otwierając cichaczem lodówkę zdejmie całe drzwi, bo rozpadł się zawias...
Tajemnicze fluidy emanujące z teściowej kuzyna generują sobą tego typu przypadki.
Jeśli to pech - to w rozmiarze XXXXL.
Nie inaczej było tą razą.
Jechaliśmy odebrać wiązanki na pogrzeb, gdy po drugiej stronie ulicy dojrzeliśmy znajomą sylwetkę. Szczęście zaklął, mnie zrobiło się ciemno w oczach, ale jedziemy jako goście na pogrzeb, do cholery! 
Co się może złego stać? Oprócz złamania kwiatkow w wiązance? Ha, ha. Otóż może. 
Uroczystość dobiegła końca. My ze Szczęściem zadowoleni, że jednakowoż nikomu nic i się udało - wyjeżdżamy z parkingu.
Szczęście zatrzymał Józefinę ustępując pierwszeństwa srebrnemu kombi. Samochód nas minął, odjechał, PYK...! Szczęście zgasił silnik i wyskoczył macać Józefinie twarz.
Tia... Teściowa kuzyna ma moc. Kamyczek spod koła trafił w przednią szybę.
Rozmawiałam z serwisem. Odprysk jest w miejscu nienaprawialnym. Szyba do wymiany.
I jak tu nie wierzyć w przesądy...

Tagi:
#jagrys#przypadki#kleks
czwartek, 29 lipca 2021

35. albo Jagrys na występach cd...

Wchodzi Jagrys do apteki  i patrzy. Z dwóch stanowisk jedno okupuje jakaś pani starsza model 70+, typ pioktanina-blond, wersja na pudla i coś truje. 
Przy drugim znajoma pani farmaceutka. Jagrys podbija do rzeczonej i uderza w te słowa: 
- Dzień dobry. Poproszę cewnik Foleya, nie znam rozmiaru, ale żeby na żanetę sześćdziesiątkę pasował. Chodzi o to, żeby nasadzić, zapuścić i nie pokaleczyć.. Zależy mi, żeby się nie zsuwał i nie trzeba go było paluchem wyciągać. Poproszę też dopalacz energetyczny typu glukoza, rozmiar na kota oraz jakieś coś, żeby nie pozwolić dziadkowi umrzeć z głodu. 
Farmaceutka obznajomiona z przypadkiem Merlina nie mrugnęła okiem. 
Mina fioletowego pudla - bezcenna.

Tagi:
#jagrys#kleks#kot#merlin
wtorek, 17 stycznia 2023

Irys vs. Jagrys: Wstajemy

Ktoś, nie pamiętam kto, wstawił onegdaj na forum taki oto komix z kociej pobudki:

 

Obrazek drugi. Tak wstajemy. Innych wariantów nie ma.

Tagi:
#jagrys#irys#kot#przypadki
sobota, 24 grudnia 2022

Irys vs. Jagrys

Wszystkiego, czego sobie życzycie i oby było lepiej niż było.

Zdrowych, wesołych spokojnych Świąt Bożego Narodzenia życzy Irys, Jagrys i Szczęście

 

 

Tagi:
#irys#jagrys#kot
wtorek, 17 stycznia 2023

Irys vs Jagrys: Jemy

Przez  x-czasu, właściwie: przez całe życie, Merlin miał swoją własną, prywatną jadalnię w kuchni i nie miał w tym względzie uwag. To samo nasze  familijne koty różne: Stołują się w kuchniach mamy, ciotki, kuzynki, okazjonalnie posiłkując się gdzie indziej. Przyzwyczajeni do dobrego, urządziliśmy i doposażyliśmy Irysowi jadalnię w znanym, zwyczajowym nam miejscu, a Irys dobitnie pokazał nam, że w kuchni to on co najwyżej może grzecznościowo wsiąknąć mleczko. 
Przeprowadzony podstępnie eksperyment żywieniowy wykazał, że Irys główne posiłki dnia ma życzenie spożywać tam, gdzie my, w lokalizacji, gdzie będzie miał oko przynajmniej na jedno z nas a najlepiej na wszystko i wszystkich. o.O
Szczęście, z sarmackim rozmachem zaproponował nakrycie Irysowi do stołu. Zbulwersowany barbarzyństwem Jagrys(ja) z wrodzonym sobie brakiem taktu postawił zdecydowane veto.
Jagrys(ja) ustawił Irysowi stolik w pobliżu naszego stołu... Irys zmienił zdanie.
Na teraz, najlepsze jadło to takie, które ukradnie z talerza albo z własnej miski. Spożywane na podłodze pod łóżkiem.

Tagi:
#jagrys#irys#kot#przypadki
środa, 13 października 2021

Teściowa kuzyna c.d.

Zobaczyłam ją rano. Minęłyśmy się na ulicy. Nawet mnie nie widziała. Wystarczyło, że ja widziałam ją.
I co? Pojechałam do mechanika zmienić opony. Przy zdejmowaniu koła wylał amortyzator. Amortyzatory wymienia się parami.
Mówiłam: Nie dość, że urok to jeszcze ruina finansowa. 

Tagi:
#jagrys#przypadki#kuzyn#pech
niedziela, 8 sierpnia 2021

O cycu i piórze albo Jagrys na występach c.d.

Sobotnie przedpołudnie w zagłębiu spożywczym. Jagrys zajmuje strategiczną (pierwszą) pozycję na dziale mięsnym. Przed nią prezentacja z lokalnych wędlin, za nią rządek chwackich seniorek.
Jagrys jednym okiem taksuje szynki i kiełbasy, drugim ćwiartowaną właśnie tuszkę drobiową, trzecim łypie na posapującą jejmość, która słaniając się na nogach ze zmęczenia (he, he)* prawie weszła Jagrysowi w koszyk, czwartym szuka Szczęścia, który wszedł między półki z kredkami i zaginął... 
- Mogę prosić o dwa cycki od tego chudego sępa? - zagaił uprzejmie Jagrys głośno i wyraźnie, by pani ćwiartująca usłyszała apel o żarcie. Kobieta za ladą uśmiechnęła się i obciachała żądaną część drobiu. Rządek siwowłosych dam zafalował zbulwersowany ordynarną odezwą. Wiew zgorszonych szeptów potargał wymodelowane grzywki. Jagrys łypnął ślipiem na świętojebliwe towarzystwo i już miał artykułować podobnie wulgarne życzenie względem wędlin, gdy spomiędzy regałów z artykułami papierniczymi wychynął Szczęście. 
- Kochanie, różne pióra macałem, ale takiego grubego jak to, co ci w ręcach wylało tutaj ni ma! - wygłosił  pełną piersią, przy okazji dobijając werbalnie emerytowane cnotki.
O co chodziło? Marker wodoodporny, choletra, miał znaleźć.
Jagrys wyszczerzył się niczym Kot z Chesire. Karma to sucz. I ma Szczęście. 

*) Kojarzycie ten rodzaj starowinki, który nie ustoi pięciu minut w autobusie, ale przestoi kilka godzin na plotach z sąsiadką i bije rekordy w biegu świńskim truchtem do kas? To był ten typ.

Tagi:
#jagrys
poniedziałek, 17 sierpnia 2020

Głupich nie sieją, tylko samochodu szkoda

Wjechałabym dzisiaj w kobitę. W faceta też, ale w babę bardziej, bo weszła mi praktycznie pod koła.
Tak se. Z trawniczka prosto na ulicę. Mało tego - rozbiłabym swój samochód, ich przy okazji też a wina formalnie byłaby moja, bo niewiele brakowało, bym wjechała im centralnie w kuper. Czemu?
Bo państwo zatrzymali się dokładnie w szczycie zakrętu, żeby zapalić pod przydrożnym krzyżem znicza synusiowi, który zginął w tym miejscu kilka lat wcześniej.* Nikomu nic się nie stało tylko dlatego, że podjeżdżając do zakrętu Józefina chwyciła focha i zamiast siły lwa miała wówczas moc ciepłego gluta. Silnik zachechłał i zgasł, samochód stanął w miejscu a mnie zrobiło się ciemno w oczach.
Państwo z punktu zaczęli drzeć chapy, że kto mnie uczył prowadzić, oni tu przyjechali do syna itd, itp. Ja na to, że wiem, jak to z ich synem było i że tym sposobem szybko do niego dołączą, tylko czemu ja mam za to siedzieć. Pani, sczerwieniała na twarzy zaczęła się nakręcać, gdzieś w dyskusji padło słowo "policja" i facet jakby spokorniał. Zagonił swoją połówkę do samochodu i odjechali.
Ale jeśli nie samochodem - w tamtej chwili, mogłabym zabić tych dwoje gołymi rękami.

*) Młody kozak drifftował, wypadł z drogi i owinął się wkoło słupa.
Tagi:
#jagrys#przypadki
piątek, 13 listopada 2020

Rozterki romansoholika

Do: Szczęście
Temat: "Zerwane zaręczyny lady Isabelli"
Typ: Romas "historyczny"
Dzieje się w: Anglia, XIX w.


Kocham swojego chłopa.
Tagi:
#jagrys#romans#rozterki#przypadki
środa, 18 listopada 2020

Nokaut

Bawiłam z wizytą w towarzystwie. Ani tej wizyty chciałam, ani pragnęłam akurat "tego" towarzystwa, ale: stało się. Nie robimy wstydu rodzinie tylko dobre wrażenie, wyglądamy przyjaźnie dla środowiska i uprzejmie suszymy ząbki. Uch...! Bolało.
Jakoś tak w trakcie, spowinowacone żmije skupiły się na mnie: że Jagrys taka nietowarzyska, zdziczała kompletnie, okopana w książkach, wcale jej nie widać jak wsparta o TŻ kica po mieście. Ojojojoj...
Z nosem w piwie odparłam, że towarzysko aktywna jestem na kanapie, któraż to aktywność oprócz satysfakcji daje mi wymierne korzyści w postaci akurat chcianych książek, a bywa, że z imienną dedykacją samego autora.
W tym miejscu podbarwiłam trochę (sic!) rzeczywistość, ale kieł sam mi się wysunął.
Żeby nie udławić się własnym jadem...
Dla zwiększenia efektu wyciągnęłam z torby "Wiedźmy Piwne" z osobistym wpisem autora.
Babony przycichły i spęczniały w sobie. Ja z satysfakcją wróciłam do kontemplowania opadającej piany na browarze. Nieoczekiwanie podsunęła się do mnie jedna z młodszych pań i zagaiła uprzejmym szeptem:
- Słuchaj... A jakieś fajne kosmetyki oni tam mają?
K.O. Szach królowej.



Koloryzowane: Jagrys rzucona na łopatki przez solar-dziunię w tipsach
Tagi:
#jagrys#przypadki
czwartek, 1 kwietnia 2021

Myśli z krzesełka albo Jagrys na występach c.d.

Spędziłam kilka godzin na krzesełku w szpitalnej poczekalni i czekałam na teściową, która przyjechała pożegnać męża. Czekałam też na szwagierkę i męża, którym pozwolono pożegnać ojca.
Mnie, jako synowej, zaproponowano miejsce siedzące przy oknie, coby Jagrys stojący z TŻ pod drzwiami nie robił placówce obciachu.
Dla umilenia sobie czasu i skrócenia oczekiwania, Jagrys wyciągnął czytnik i ku pamięci cykał foty co lepszym kwiatkom tłumaczki i redaktora serii.
Jagrys siedzi, czyta i cyka. Personel medyczny taksuje spojrzeniem być może hipotetycznie przyszłego lokatora. Jagrys uniósł łeb znad czytnika, odwzajemnił wyraz twarzy gospodarzy.
To szpital psychiatryczny. Mam prawo cykać foty czytnikowi i nikt nie powinien się dziwić.
Teraz czekamy na telefon z placówki. To będą bardzo smutne święta.
Tagi:
#jagrys#przypadki
sobota, 3 kwietnia 2021

Chwalesie cz. 9: Zajec Okołoświąteczny

Nie jest to mistrzostwo świata. Wiesi też nie prześcignę, ale...

i końcowy efekt zwijania pasków:



Rysowany ołówkiem wyglądał jakoś lepiej... :\
Tagi:
#jagrys#chwalesie#quilling
poniedziałek, 12 kwietnia 2021

Dzień dobry, poniedziałek

Na prośbę teściowej Jagrys zawiózł ją do placówki medycznej, by mogła dokonać papierowych formalności przed zabiegiem w placówce gdzie indziej. A ponieważ wyrwała Jagrysiątko bardzo rano, po dość symbolicznym śniadaniu - diabetykowi zachwiał się cukier. Zatem: Ona pognała wypełniać, Jagrys przycupnięty z Józefiną na parkingu sączy soczek, zakąszając karotkę sushi po polsku*.
Przejeżdżający obok radiowóz błysnął kogutem a Jagrys o mało się nie udławił, bo:
Sam jeden - zamknięty we własnym samochodzie - spożywał publicznie - bez maseczki!
Dobrze, że kolega towarzyszący służbiście był bardziej przytomny, bo cyrk był rodem z Monty Pythona

*)sushi po polsku - ogórek konserwowy owinięty plastrem wędliny na bułce kajzerce
Tagi:
#jagrys
poniedziałek, 31 października 2022

Irys vs, Jagrys: Fotka kotka

Z domowego archiwum: Ciemność. Patrzy.

 

 

Z domowego archiwum:  Jak zejść na zawał albo: Ciemność. Patrzy. Z.Góry.

 

...ale jak chce, potrafi ładnie zapozować.

 

Tagi:
#jagrys#irys#kot
piątek, 26 maja 2023

Irys vs Jagrys: Komixxy

Tyle w temacie kwiatków na balkon.
...pozostaje mieć nadzieję, że krzaczki się wybronią. 

Tagi:
#irys#jagrys#kot#przypadki
sobota, 1 lipca 2023

Irys vs Jagrys. Jego wysokość.

Nie ma w tym krzty przesady.

Z domowego archiwum: Irys wizytuje balkon


 

Gdyby ktoś robił sobie nadzieje, że wraz z wiekiem - wraz z wiekiem nie zmieniło się nic



 

 

 

 

 

Tagi:
#jagrys#irys#kot#przypadki
sobota, 1 lipca 2023

Irys vs Jagrys. Koci drapak chmur

Stało się tak, że Jagrys złożył wizytę w przybytku medycyny tzw. specjalistycznej.
Siedząc w gabinecie za parawanem, przymuszony okolicznościami  odkrył tyły.
-  Hmm.... - powiedział lekarz specjalista oglądając to, co Jagrys chciał, by zostało obejrzane - Nie widzę tu powodów do obaw. Zastanawiam się, jakim sposobem podrapała pani sobie tak plecy. 
- Może przesadziłam pod prysznicem ze szczotką - mruknął Jagrys niewyraźnie, robiąc szybki rachunek sumienia. 
- Do krwi?!? - wyraził uprzejmie swoje zdziwienie specjalista.
- Gdzie? - Jagrys zmartwiał.

Specjalista wykonał kilka gestów w okolicy szyi i cynaderek, zaczepiając przy okazji o schaby.
- A nie...! - Jagrys westchnął ciężko. - To nasz kot. Robię u niego za drapak chmur.

     

Z domowego archiwum: Irys na tle kociego drapaka chmur

 

A potem Jagrys się tłumaczy.

Tagi:
#jagrys#irys#kot#przypadki
wtorek, 10 października 2023

Irys vs. Jagrys: Fotka kotka c.d.


 

 

Bez komentarza. 
Śliczności wyszedł.

Tagi:
#irys#jagrys#kot
poniedziałek, 21 sierpnia 2023

Irys vs Jagrys: CHAPPiE


Kto widział ten wie.
Gangsterzy kradną uszkodzonego robota policyjnego, któremu wgrano bardzo ludzkie AI, by pomógł im w skoku na konwój z Wielką Forsą. 


Z domowego archiwum:


Jak widać na obrazku, Irys w skupieniu oglądał film z nami.
Szczególnie zainteresowany był motywem przeniesienia świadomości.

I teraz się boję.


To spojrzenie jest niepokojące.

Tagi:
#jagrys#irys#kot
piątek, 11 sierpnia 2023

Irys vs Jagrys: Pościelówa

   

 

Nie wiem, czym rzecz tłumaczyć. 
Każdorazowo, zmiana pościeli równa się wytrząsaniem koteła z kołdry.
Kotełowi układ pasuje. Jagrys uznaje, że ukrywa w kołdrach gwiazdę modelingu.

Tagi:
#jagrys#irys#kot