Szczęście wywlókł drogą połówkę do centrum handlowego w poszukiwaniu utensyliów dla siebie.
Po grzyba mu do tego był potrzebny Jagrys - pojęcia nie mam, ale ok, chce, to jedziemy. I - jak to w galeriach handlowych bywa - łazikując po sklepach weszliśmy na znajomych.
Im się nie spieszyło, nas czas też gonił umiarkowanie, przemieściliśmy się więc w rejony lokalnego zagłębia spożywczego, by tam, przy kawce z herbatką posiedzieć i pogadać.
Znajomi ostatni raz widzieli Jagrys na początku sierpnia, w charakterze wyplutego zombi. Od tego czasu Jagrys tak jakby odżył i zaczął wyglądać lepiej. Wykazywał nawet coś na kształt chęci do życia. Koleją rzeczy padło taktownie zadane pytanie o nowego domownika. Czy mamy już w domu następcę Merlina?
Ależ oczywiście, że tak! Od bardzo niedawna, ale jednak. Co prawda, zdarza nam się nazywać Irysa Merlinem i młody w ostatnim czasie przeczołgał był on nas niewąsko, ale kryzys udało się zażegnać i dalsza integracja przebiega bez większych zgrzytów. W tym miejscu Szczęście wyciągnął telefon i rozpoczął prezentację zdjęć z galerii małego łobuza.
Znajomych "wzięło" mniej więcej tutaj:
Netoperek
Irys znękany kroplówkami i dopalaczami w zastrzykach. Oj, dał nam on naonczas do wiwatu...!
Młody wypłosz, który jeszcze się boi ale już obczaił najlepszą miejscówkę
Śniąca słodycz.
I już teraz widać, że Irys ma jeszcze jakieś znaczenia, ale można przyjąć, że jak go się wyleczy i wysiuda kolonie świerzbowców z uszu - od czubka nosa po koniec ogona będzie czarny jak smoła. Czarny diaboł z żółtymi ślepiami. Prawdziwy kot czarownicy.
W tym miejscu, przez odgradzającą nas od reszty świata dekorację z badyli przechylił się młodzian w dredach i tykając Jagrys w mankiet ozwał się w ten deseń:
- Przepraszam panią, nie wiem, czy pani wie, ale nie wypada mówić o kimś, że jest czarny. Mówi się "afroamerykański".
I zrobiło się niefajnie.
Jagrys zaniemówił. Roześmiana znajoma przycichła. Jej mąż jakoś dziwnie poczerwieniał, Szczęście spęczniał w sobie i już miał coś powiedzieć, gdy w Jagrys przecknął się Jagrys. Spojrzał na typa spod metki "JestĘ HipsterĘ" i nastroszył kolce. Gwałtownie przebudzona furia wcisnęła czerwony przycisk.
- Irys nie jest AFROAMERYKAŃSKI - wycedził przez zęby, akcentując zgłoski. - To kot BOMBAJSKI. On JEST czarny. Proszę sprawdzić w Google.
Salwa poszła. Młodzian wrócił na swoje krzesełko, ale nastrój szlag trafił.
- Bombajski...? - zamruczał znajomy do Szczęścia unosząc brew, gdy opuszczaliśmy przybytek.
- Gdzie tam...! - odmruczał Szczęście. - Dostała od babki z PZU razem z ubezpieczeniem.
- Czarny, cholera jasna! - fuknął Jagrys, stukając TŻ o kafelki. - Irys jest czarny!