Kleks(ja) nurkował właśnie w szafie, gdy...
- Kochanie, jak nazywa się to coś, co Hindusi mają na głowie?
- Różne rzeczy mają. Nos, włosy, oczy... Zależy, o co ci chodzi. - wystękał przyduszony odzieżą Kleks.
- Nie to! - żachnął się Szczęście. - Ten malunek taki, no...
Kleks na wszelki wypadek wywlókł się z szafy i uruchomił pamięć,
- Tilak, sindur, bindi... Zależy, o co ci chodzi.
- Ja się poważnie pytam! - Szczęście, nieco nabzdyczony wszedł do garderoby i szurnięciem przestawił oporne pudło. - To czerwone takie, co kobiety malują.
Kleks wiedział o co chodzi, ale nie byłby sobą...
- Sindur...?
- A co to jest? - Szczęście szurnął pudłem jeszcze raz. - Cholera, ciężkie to... Co to jest?
- Twoje robocze. Dwa zimowe, jeden letni i kurtka. Bardziej do kąta, jeśli możesz. Dziękuję.
Szczęście pomamrotał coś niewyraźnie, spiął się i upchnął pudło w najdalszym i najciemniejszym kącie.
- Ten sindur... Co to jest? - wrócił do tematu.
- Kreska taka czerwona, co ją sobie mężatki malują. O tutaj. - Kleks machnął przez głowę.
Szczęście zamyślił się przez chwilę.
- Nie to. Kropa taka czerwona, co to kiedyś mówiłaś, że największe na świecie i jezioro siadło...*
- Bindi. Ta kropka na czole to bindi.
- A czarne może być?
- Może.
- W takim razie Merlin ma na nosie bindi, - ucieszył się Szczęście i czmychnął do pokoju. Wrócił po chwili z tygrysem w objęciach. Kyć między ślepiami miał dorodną czarną kropkę.
- Sama zobacz. Bindi jak nic!
Kleks spojrzał i tak jakby się zachwiał.
- To jest, mój drogi, kleszcz. I pomożesz mi go usunąć. Co nie zmienia faktu, że skąd on go, kurza nać, ma? - Kleks przechwycił kociałko i skierował się do łazienki. - Mówi mi tu zaraz! Skąd go masz?
Merlin nie odpowiedział. U Kleksa na rąsi rozpływał się w nirwanie.
Kleszcz opuścił apartamenty Kleksa najszybszą drogą - instalacją sanitarną.
*) Devdas 2002