Kleks(ja) swoje kwadraty zna na wylot i bezkolizyjnie przemieszcza się do najdalszych kątów po ciemku, bez zapalania światła a bywa, że na autopilocie. Porządek ten ulega gwałtownej zmianie, gdy do domu zjeżdża Szczęście na tak zwany weekend z rodziną. Kleks(ja) już od zmierzchu obija się małym palcem* o wysunięte krzesła, wpada na zamknięte lub uchylone drzwi, ociera o niedosunięte stołki, potyka o porzucone torby, o wstrętnej i jakże perfidnej pułapce z podniesionej deski w toalecie nie wspominając. Wprowadza to w na ogół zgodne Kleksowo-Szczęściowe pożycie nieprzyjemny dysonans. Dlatego, gdy sobotniej nocy Szczęście zaliczył nocny podryw do łazienki, któremu towarzyszył hurgot, jęk i kanonada słów wulgarnych oraz ogólnie obelżywych - Kleks(ja) odnotował ten gwałtowny przejaw panamężowskiej ekspresji z mściwą satysfakcją. A gdy Szczęście klął i łkał odzyskując równowagę po rozdzierającym ciało szpagacie - Dobrze ci tak. - wymamrotał Kleks w poduszkę. - To kara za rozwłóczone kapcie.
Zero litości. Szczególnie za porcelanę.
*) Jak powszechnie wiadomo, male palce u stóp służą wyłącznie do tego, by w coś nimi uderzyć.