Muszę, po prostu muszę, bo szlag mnie trafia i muszę się wygadać. Nie poczuję się przez to lepiej, nie pogodzę; Zgody z oczywistych względów też nie będzie, ale może, powtarzam: może, przegryzę się przez węzeł, który szarpie mnie od Nowego Roku i nie daje spokoju. Myślę, że kociarze zrozumieją.
Słyszeliście o Lucusiu? Jeśli nie, wrzućcie w wyszukiwarkę: Lucuś+Siedlce+Sylwester.
Mnie wykręca na nice. Z jednej strony zwierz, którego jedyną przewiną było to, że był zbyt ufny i żył.
Z drugiej... Brak mi słów. Żadne wystarczająco nie opisze kata. Jak było można, no jak?!?
Czytam teraz, że zdaniem policji kot nie zginął od wybuchu petardy przyczepionej do głowy.
To co? Sam sobie zmasakrował łeb? Wyrwał szczękę? Wypalił oko?
A jego sąsiad z kociego domku, w tego samego Sylwestra sam oblał się benzyną.
Innym wyszukaniem będzie informacja o kocie, któremu wyrwano (!!!) łapy i ogon, wybito zęby, zawiązano pętlę na szyi i spętanego sznurem zostawiono tak, by zdechł.
Wyrwane łapki elegancko ułożono obok. Również w Siedlcach, a jakże.
Sadyzm - tak. Level hard. Którym kawałkiem żyjącego gówna trzeba być, żeby w ogóle pomyśleć o czymś tak bezgranicznie okrutnym. Pomyśleć. Już samo to przepełnia zgrozą.
A jednak znalazł się ktoś i/lub kilku ktosiów, kto nie tylko pomyślał, ale też czynu dokonał...
Pierwsza myśl: Co za dzicz! Druga: Co ci w Siedlcach mają do kotów? Ale nie tylko w Siedlcach.
Co takiego koty zrobiły ludziom, że tak często padają ofiarami regularnych tortur?
Nie jestem bez winy. Ja też stawiam się wśród okrutników. Bo gdybym mogła, osobiście przyczepiłabym kilka rac lub petard do jajec takiego kozaka detonując bombki. Chodzi też za mną aplikacja z witriolu lub kwasu solnego, wzorem króla Hamleta podana dousznie. Drut kolczasty i beczka z gnojówką. Przywiązanie na bambusach. Ukrzyżowanie na mrowisku. Oko za oko. Dla równowagi.
Jak Bóg Kubie. Bo gdy się czyta, do czego ludzie są zdolni i co czynią swoim braciom mniejszym...
To się w pale nie mieści i dla równowagi chciałoby się tak samo.