Cześć. Dziś wpis trochę już poświąteczny, który tak naprawdę miał znaleźć się na moim blogu przed świętami, ale w ferworze zajęć zwyczajnie nie zdążyłam. Wpadłam na chwilę do Was, by przysiąść na kanapie i porozmyślać o świątecznym blichtrze i zawrocie głowy. Wszystko, co nas otacza ulega komercjalizacji, nie ominęło to także Świąt Bożego Narodzenia, straciły dla nas swój wymiar nie potrafimy już dostrzec, co w nich jest najważniejsze i najpiękniejsze. Sama jeszcze pamiętam, jakie były święta kiedyś, a jakie są teraz. Nie czekamy już na nie tak jak dawniej, nie ma tego dreszczyku. „- (…) Najbardziej w świętach to lubię czekanie na święta, tylko to jest trochę nudne, bo trzeba czekać cały rok. A potem tylko te dwa dni(…). Cyt. „ Makatka „ – K. Grochola i Szelągowska.
Na ten temat głowy mądrzejsze od mojej napisały już nie jedno, ale przecież to i tak nic nie zmieni. Co roku wciąż to samo? Zaledwie zgasną znicze i nie zdążymy się wyrwać z zadumy związanej ze Świętem zmarłych, a już na półki wskakują mikołaje, w radio zaczynają rozbrzmiewać świąteczne piosenki na ulicach i wystawach sklepowych pojawiają się dekoracje świąteczne. Natomiast rynek wydawniczy zalewany jest dosłownie masą książek o świątecznych okładkach, tytułach i treściach. Istagram i FB bombardowany jest mnóstwem fotografii książek w światełkach, bombkach i innych świątecznych dekoracjach. Odnoszę wrażenie, że w okresie przedświątecznym nastała moda na tworzenie historii związanych z cudem Bożego Narodzenia, to swoisty fenomen, o którym wspominają nawet sami autorzy. Zawsze zastanawiał mnie fakt czy pisarze tworzą takie książki pod wpływem chwili, nacisku wydawnictw czy myślą cały rok, co by tu na te kolejne święta napisać. Z zasady nie czytam książek wydawanych specjalnie z okazji Świąt. Przeczytałam w swoim życiu tylko jedną taką pozycję i stwierdziłam, że szkoda było na nią czasu, a najgorsze w tym wszystkim, że napisała ją moja ulubiona autorka. Niestety zawiodłam się na tej historii, ale myślę, że autorka uległa presji napisania naprędce historii świątecznej, bo całość wygląda jak gdyby była pisana na siłę, na kolanie. Nie wiem może miałam pecha i źle akurat wybrałam, ale stwierdziłam, że dam sobie spokój z literaturą świąteczną. Może macie bardziej pozytywne doświadczenia w tej kwestii i polecicie mi jakąś miłą lekturę i złamię swoje zasady, co do rodzaju tego typu książek.