Avatar @ale.babka

@ale.babka

71 obserwujących. 201 obserwowanych.
Kanapowicz od ponad 2 lat. Ostatnio tutaj 2 dni temu.
Napisz wiadomość
Obserwuj
71 obserwujących.
201 obserwowanych.
Kanapowicz od ponad 2 lat. Ostatnio tutaj 2 dni temu.

Blog

niedziela, 11 lutego 2024

kłamanie…

poszła do swoich spraw drogą na skróty

minęła dzieciństwo starzejąc się w oczach

 

wyszła jeden raz, nie wyszło, wyszła drugi raz, nie wyszło

więcej za nikogo nie będzie wychodzić, chyba, że na balkon

albo na dwór, na dach dworu

albo na komin też można wyjść z siebie

 

bujanie w obłokach dostała w pakiecie

bez ubezpieczenia, bez określoności

 

co jeszcze można zrobić…

 

dziś wie, że trzeba małymi krokami wchodzić na schody

jutro się dowie, że i z kremówki można wycisnąć

tragedię…

 

 
niedziela, 4 lutego 2024

Nina Peret i autor nieznany.- witajcie w ich bajce

CZEŚĆ PIERWSZA - NINA

 

BAJKOLORY w pościelowej krainie...

 

 

Nino, stworzyłaś markę hahaForKids - już sama nazwa wywołuje uśmiech. Chce się hasać i pląsać i piszę to z pełnym przekonaniem jako osoba dorosła. Skąd taka nazwa i czy posiadanie własnych dzieci miało na nią wpływ?

 

O zdecydowanie dzieci są tu sprawcami całego zamieszania. Pomimo, naprawdę rzetelnego wykształcenia plastycznego od najmłodszych lat, zawodowo związałam się z reklamą, a z ilustrowaniem romansowałam. Gdy pojawiły się właśnie dzieci, i nagle, zostałam zanurzona w ten cały dziecięco-rodzicielski świat, poczułam, że chcę dla nich tworzyć. Odkryłam książki Wyszukiwanki dla dzieci i przepadłam. Od tego się zaczęło.

 

ha! ha! bo moje projekty są zazwyczaj po to, by cieszyć, wspierać relacje z dzieckiem, zabawę, opowiadanie. Chciałam, by to była prosta onomatopeja wyrażająca radość. Onomatopeja – bo dzieci od niej zaczynają. Lubię dźwiękonaśladowcze wyrazy, bo są używane przez dzieci w różnym wieku i naprawdę długo. Można na niech ułożyć naprawdę nie lada opowiadanie będąc dzieckiem, a mój koncept wyrastał z Wyszukiwanek – ilustracji do samodzielnego tworzenia historyjek. Dzięki obrazom można tworzyć wieeeeele historyjek, wszystko zależy od naszej wyobraźni.

 

Tworzysz oryginalne wzory na dziecięce pościele, koce, maty, koszulki. Widziałam też piękne naklejki i plakaty. W którym momencie Twojego życia narodził się pomysł na własną markę oraz jak ewoluował?

 

Bardzo polubiłam oglądać z córeczką książki obrazkowe typu Wyszukiwanki, pomyślałam, co by było, gdyby taka wielowątkowa, wieloobrazkowa grafika znalazła się na tkaninie? Użytkowy produkt połączony z walorami i artystycznymi, i kreatywnymi. Chcę tworzyć ilustracje i produkty, które doceniają wyobraźnię małego człowieka i jego opiekuna. Dla mnie wielką fascynacją jest właśnie wyobraźnia człowieka. Wierzę, że to nasz potężny zasób. A opowiadanie, wymyślanie, swobodna zabawa słowem i obrazem bardzo sprzyja ćwiczeniu wyobraźni. Dlatego moje produkty staram się tak wymyślać, aby ją ożywiały. Zaczynałam od małych mat edukacyjnych, potem pojawiły się większe formaty, kolejne produkty. Jako ilustratorka staram się też wprowadzać takie produkty, które są oryginalne – np. koszulki do kolorowania, a jednocześnie mogą spodobać się osobom ceniącym niekomercyjne rozwiązania. 

 


Twoje produkty są bardzo dobrej jakości i nawet pakujesz przesyłkę z dbałością o każdy szczegół. Taką paczkę otwiera się z wielką przyjemnością, bo czuć szacunek do klienta. Zastanawiam się, na ile własne doświadczenia, może zawodowe też, a na ile Twoja kreatywność i wrażliwość ma na to wpływ?

 

Dziękuję. Bardzo mi miło.

 

Choć ja mając w głowie i oczach moje art. directorskie doświadczenia w marketingu często myślę sobie, że mogłoby to wszystko wyglądać bardziej profesjonalnie i właśnie poważnie, komercyjnie. Piękne printy na idealnych satynowych pudełkach , ale tu rozbijam się o życiową prawdę – inaczej buduje się własny mały biznes, a inaczej, gdy pracuje się dla dużych marek z dużym budżetem. W małym biznesie jest wielkie serce, dlatego staram się go dokładać do każdego zamówienia, zawijając go w te moje bibułki i często w pudełka, które dostają drugie życie.

 

I bardzo mi zależy, by produkty były dobrze wykonane, od druku po szycie.

 

Musze Ci powiedzieć, że to drugie życie kartonu zrobiło na mnie duże wrażenie i nawet sprzedałam ten pomysł w mojej pracy. Tworzysz przepiękne i oryginalne ilustracje, takie opływowe i w większości pozbawione kantów - taka jest moja pierwsza obserwacja i nawet pomyślałam, że to tak jakbyś chciała oszczędzić dzieciom trudów, a zaprosić do świata okrąglutkiego i elastycznego ciepła. Widzę w tych ilustracjach opiekę i bezpieczeństwo dorosłych troszczących się o swoje dzieci. Czy przechowujesz swoich bohaterów w głowie i gdy przyjdzie czas - wypuszczasz w świat, czy może wychodzą czasami sami, nagle, gdy siedzisz z ołówkiem w ręku przed czystą kartką?

 

 

A to bardzo fajne spostrzeżenie! Nigdy tak nie myślałam o tym! O tym bezpieczeństwie i obłościach.

Sami wychodzą, przychodzą, wyskakują.

Poznaję ich, gdy jest już ich zarys w szkicowniku, często bardzo wstępny, potem pojawia się detal.

Razem z autorem nieznanym. stworzyliście ostatnio wspólny projekt. W październiku 2023 roku światło dzienne ujrzała zaprojektowana przez Ciebie nowatorska pościel BAJKOLORY z kolorowymi postaciami oraz książka BAJKOLORY, gdzie do ośmiu bohaterów autor nieznany. napisał Bajanki. Opowiesz więcej o Waszym wspólnym dziele i Waszej współpracy?

 

Z autorem nieznanym. znamy się wieeeele okrążeń słońca :) Miałam już kilka narysowanych postaci, wstępny plan na pościel, więc zaproponowałam mu, by napisał dwa, trzy zdania do wybranych charakterów, aby je ożywić przed snem. Aby dopełnić obraz słowem. I… autor nieznany. przyszedł z wierszami na kilka strof.

ha! ha!

 

I uzbierała się książka!

 

Bardzo lubię, że te wiersze cenią swojego czytelnika. Piotr postawił sobie szereg zadań literackich, m.in. melodyjność, rymy, senne neologizmy. Ale też dał zadania czytającemu, by zatracił się w uczcie słów, ich wzajemnych obrazach. Aby uruchomił wyobraźnię.

Bajanki w książce i ogólnie Bajkolory, myślę, że będą rosły z dzieckiem. Tak samo jak pościel – duży format 150x200 jest fajny i dla 4-latka, i 8-latka, i 15-latka, i dorosłego. To nie jest pościel na sezon czy dla konkretnego wieku. Dlatego też pomysł jest taki, by pobudzały kreatywność i mniejszego odbiorcy, i starszego.

 

 

Ciekawi mnie, czy tak wyobrażałaś sobie postacie, o których napisał Piotr? 

 

Dla mnie one odkrywały nowe oblicze dzięki słowom Piotra. Pierwsze były ilustracje, autor nieznany. je opowiedział na nowo, stworzył ich słowne charaktery.

Czy Twoje dzieci inspirują Cię do tworzenia? Rozmowy z nimi dopingują? Czy tworząc rysunki, najwięcej do powiedzenia ma jednak Twoja wyobraźnia?

 

Do tej pory kolekcje (Kraina, Urodziny w Zoo, #dzikiedzieci, BAJKOLORY) powstawały z mojej inicjatywy. Chodził za mną jakiś pomysł (oczywiście życie z dziećmi było iskrą, zapalającą ten pomysł) jednak inicjatywa pochodziła z mojej dorosłej wyobraźni. Teraz, dla odmiany, pracuję nad rysunkami do tematu, który jest na życzenie mojej córki :) Nawet mi podpowiada co może się w takim wzorze dziać :)

O! Rozumiem, że rośnie nam kolejna kreatorka wyobraźni :) Muszę powiedzieć, że jestem pod wrażeniem okładki i całej oprawy graficznej i ilustratorskiej książki. Przeglądałam ostatnio stare wydania książek dla dzieci, które pamiętam z dzieciństwa ze świetnymi rycinami. Taka "Alicja w krainie czarów" czy "Kubuś Puchatek". Muszę Ci powiedzieć, że odkładałam je na półkę z namaszczeniem, że takie piękne książki powstały. I pomyślałam o Twojej i Piotra książce, że jest również pięknie wydana, taka do zapamiętania, taka na długo. Co jest dla Ciebie ważne, gdy tworzysz ilustracje?

 

Kolejne ojejej! Ale mi miło! Cieszę się, że sprawia takie wrażenie, że sadowi się w takim nurcie. Czuję się zaszczycona. Ważne jest dla mnie, gdy można w ilustracji odczuć „rękę”, przypadek, człowieka, jego gest. Uwielbiam analogowe techniki. Są wymagające. Nie ma miejsca na te udogodnienia: usuń, cofnij, przeklej. To jest szczera rozmowa między rysownikiem a narzędziami. I często wymaga odwagi. Takie ilustracje kocham najbardziej. Oczywiście używam potem w obróbce programów graficznych, ale wyjściowo każda kolekcja powstała analogowo.

 

 

Podoba mi się Twoja otwartość i zapraszanie kupujących do świadomych zakupów. Czym dla Ciebie są świadome zakupy?

 

To złożone pytanie, bo „świadome zakupy” to szerokie hasło.

Odpowiedzialnie. Na każdym etapie.

Ja mam cały czas ekologiczno-biznesowe „rozkminki”, jak się odnaleźć w tym obszarze: produkuję, wytwarzam, wprowadzam w obieg „nowe”, a z drugiej strony chciałabym jak najmniej dorzucać do naszej planety rzeczy. Ciężko to pogodzić. Z drugiej strony z tego żyję. Ta potrzeba tworzenia jest silniejsza… egoistyczna może? W wielu miejscach przychodzi upcycling jako rozwiązanie, ale ja nie mam na ten czas umiejętności i pomysłu na taką drogę twórczą. Przede wszystkim jestem ilustratorką i to jest moją wartością… dlatego myślę sobie, że jeśli już coś wytwarzam, to m u s i   t o   b y ć   i n n e   niż np. powszechnie dostępne wzory pościeli, czymś się wyróżniać, być oryginalne, by właśnie „usprawiedliwić” powstanie produktu na naszej planecie.

 

Wiem, że dobrze sprzedaje się to, co ludzie dobrze znają, że są trendy, mody, style, które się podobają – pracuję w reklamie i serio znam zasady gry i sprzedaży, ale tym właśnie rządzi się kapitalizm. Ze względu właśnie na to, że nie chcę zaśmiecać świata kolejnym wzorem, który możemy kupić podobny w wielu miejscach stawiam sobie zadanie, by te moje wzory były i n n e. Niosły jakąś wartość. Były użytkowe i rozwijały wyobraźnię.

I namawiam, by kupować z namysłem. By mieć poczucie, że to na lata, że to trochę jak sztuka. Unikam nadprodukcji, szyjemy głównie na zamówienie lub mam małe dostawy.

 

 

Nino, a jaka jest Twoja ulubiona bajka z dzieciństwa? Projektujesz bardzo oryginalne postacie i aż mnie zżera ciekawość, czym jako mała dziewczynka się zachwycałaś?


Moja mama nam sporo czytała, ale głównie tradycyjne bajki i baśnie. W czasach mojego dzieciństwa nie było aż tylu książek dla dzieci co teraz. Bardzo utkwiła mi w głowie książka „Sceny z życia smoków” Krupskiej. Smoki lubią zupę ogórkową :)

Wydaje mi się, że na moją pasję do ilustrowania spory wpływ mógł mieć też fakt, że u mnie w domu nie było telewizora (lata 80-90 XX w). Gdy miałam około 12-13 lat nasz stary czarno biały odbiornik się popsuł i rodzice już nigdy nie kupili telewizora, zatem od nastoletniego życia całkowicie zatopiona byłam w swojej pasji, lekturach i życiu, jak to teraz mówimy w offlinie :)

 

 

Nina Peret

Właścicielka | Ilustratorka, Art Director, Graficzka.

Ukończyła ASP we Wrocławiu, ilustrację i projektowanie graficzne u prof. Eugeniusza Geta Stankiewicza.

Ma ogromne, długoletnie doświadczenie, jako Art Director w branży reklamowej (Leo Burnett, DDB Polska, Walk).

Pracowała też w wydawnictwie, czy przy festiwalach poetyckich, teatrach studenckich czy scenografii.

Jest typem człowieka, który uwielbia kreatywne wyzwania, lubi swój zawód i zawsze robił dużo ciekawych i kreatywnych projektów.

 

Prywatnie żona Przemka, mama Zosi, Natalki i Bianki. Uwielbia psychologiczne rozmowy i książki, zgłębia tajniki psyche. Kocha podróże z plecakiem i wyprawy w nieznane. Jest jaroszem od ponad 25 lat.

Lubi analogowe techniki ilustracyjne, mieszając narzędzia: akwarele, ołówki, flamastry, markery, kredki.

Wierzy, że wyobraźnia uratuje świat :)))

 

       

---

 

CZĘŚĆ DRUGA - autor.nieznany.

 

BAJKOLORY...za zamkniętymi oczami

 

Piotrze, kto wymyślił tytuł książki?

 

Tytuł główny, „BAJKOLORY”, to moja sprawka, ale nie byłoby go bez poważnej inspiracji kolorowymi postaciami Niny. Z kolei podtytuł („na dobranoc, na śnienie”) pojawił się we wspólnych rozmowach. Tytuły tego, co piszę, to takie moje niemałe fiksum dyrdum. Staram się, żeby imiona tekstów zawsze były i krótkie (jedno słowo główne), i opisowe (obszerniejszy podtytuł).

 

 

Dzieci są wymagającym odbiorcą, czy łatwo się dla nich pisze?

 

Przyznaję, że... nie wiem. Te wierszyki, jak i kolejne teksty dla dzieci, są dla… rodziców i dzieci. W tej kolejności, z dużym udziałem osoby starszej. To rodzic jest głównym bohaterem tego czytaniowego łańcuszka, to on przekazuje opowiastki. Oczywiście bardzo zachęcam dzieci do samodzielnego czytania tych wszystkich wygibasów. A jeśli coś w formie (zlepki, nowosłowa, przekręcanki itd.), w znaczeniach czy informacjach będzie niejasne, właśnie wtedy pomogą rodzice albo dziadkowie. Wyjaśnią, rozwiną, dopowiedzą… Nazwałbym to pisanie takim pisaniem dla grupy, rodziny.

 

Piotrze, napisałeś Bajanki, jak je nazywasz – na śnienie..., a możesz powiedzieć, gdzie mieszkają Bajanki, gdy są już przeczytane?

 

Myślę, że mieszkają w tym wszystkim, co przychodzi we śnie. W każdej zabawie, która dzieje się z zamkniętymi oczami, w słońcu, które świeci w nocy, w uśmiechu, który czasem lunatykuje przez sen, w czymś słodkim do zjedzenia, ciekawym do opowiedzenia czy kolorowym do zobaczenia…

 

 


Nina stworzyła wiele pięknych postaci. Do ośmiu napisałeś Bajanki. Czym kierowałeś się w wyborze tych postaci? Co Cię zainspirowało, że wybrałeś te a nie inne?

 

Wybór był bardzo trudny, bo interesujących postaci było mnóstwo. Te wybrane najbardziej wskoczyły mi w oczy swoimi kolorami, wyglądem, oryginalnością. Wypisując sobie skojarzenia, akurat do nich pojawiło się najwięcej pomysłów. Dzięki charakterystycznym cechom i takiej plastycznej otwartości, która potrafi inspirować, wygrały ten „casting”.

 

Piękna jest Twoja współpraca z Niną, uzupełniacie się i inspirujecie nawzajem. Owocem tej współpracy jest ta kolorowa książka. Czy myślicie o kontynuacji i innych wspólnych projektach?

 

No pewnie! Powstają już „ODKOŁYSANKI… Bajanki pobudkowe na dobrydzień”, w którym to pomyśle masz swój sporszy udział!

 

 

Pamiętam, pamiętam i bardzo mi miło :) Autorze Nieznany. – dałeś się poznać dzieciom jako opowiadacz Bajanek podczas Książkowych Wymianek Pruszków. Jakie to doświadczenie dla Ciebie, co Ci pokazało, może czegoś dowiedziałeś się o sobie? A może czegoś nowego o dzieciach?

 

Czytanie jest trudne, a wierszyków to już szczególnie. Człowiek ma ochotę pokombinować z tymi wszystkimi możliwościami wokalno-performensowymi, ale umiejętności nie starcza za bardzo. Na pewno jakiś kurs czytania, dla dzieci zwłaszcza, by się przydał. Czytanie jest dużo trudniejsze niż pisanie. W pisaniu można się poprawiać wiele razy, a w czytaniu – efekt musi lśnić za pierwszym i jedynym razem (i wcześniejsze ćwiczenia nie bardzo tu pomagają). Tego się dowiedziałem o sobie. A o dzieciach – nie jest to nic nowego, a bardziej potwierdzenie tego, że dzieci lubią słowa i historie opowiadane tylko słowami.

 

 

Piotrze, co Cię inspiruje przy pisaniu dla dzieci, czy czerpiesz z przeżyć własnego potomstwa?

 

Mam spory zbiór z przygodami moich dzieci. Te notatki to niemały wór słów, sytuacji, żartów i uśmiechów (starsza córka, lat 15, czasem przysiada w kąciku, czyta te zapiski i się chichra). A inspiracja przychodzi z każdej strony, trzeba tylko pozwolić, żeby trafiła w głowę; nie wolno się uchylać. Jeśli chodzi o bajanki najwięcej inspiracji było w rysunkach postaci. To gotowe materiały do użytku – tylko popatrzeć, pomyśleć chwilę, zebrać te myśli i pisać.

 

I tu Cię mam :) Jak wiemy, dzieci są autorami niebywałe nowatorskich słów, ważne, aby je zapamiętać. Wiele w książce neologizmów, skrótów słownych czy zmiękczeń. Domyślam się, że wykorzystujesz słowa stworzone przez własne dzieci.

 

Oczywiście, że wykorzystuję, całe mnóstwo! Moje potomstwo wymyśliło spory słowniczek tego typu zwrotów: staroczesny, wchody, fikołakać, zachwila, przyszybcać, ryft pupny, muzyka żelazna (czyt. metalowa), rozsłodczać się… Tych akurat nie wykorzystałem w bajankach (pojawiają się w tekstach dla dorosłych), ale już w kolejnych produkcjach dla dzieci na pewno będą! Od siebie też trochę dorzucam i robi się całkiem przyzwoity składzik takich słów-dziwaków…

Interesujące są tytuły Bajanek, takie jak Łowika, Paniutka, Krokorożec i inne – czy najpierw powstaje tytuł Bajanki a później treść, czy tytuł wymyślany jest na końcu?

 

W tym przypadku najpierw powstały imiona. Wymyślając je, najpierw wybrałem jedną cechę, na której oparta jest cała postać, np. łowienie bajek (Łowika), muzyka (Paniutka), snucie opowieści (Krokorożec), podróże (Obieżysen) itd. No i potem od tych cech, oprócz imion, wyszły też zdarzenia i elementy, opisywane w tekstach. Mówiąc o tytułach rymowanek, dorzucę, że mają one podtytuły; na wzór tytułu całego zbiorku. W nich podane są właśnie te cechy najbardziej charakterystyczne dla danej postaci, no i te podtytuły powstały już po napisaniu rymowanek.

 

 

Wiem, że do każdego czytelnika podchodzisz indywidualnie, starasz się go docenić, pisząc specjalną dedykację, taką tylko dla niego. Znane jest wśród czytelników Twoje piękne pakowanie książek – widać, że oprawa jest dla Ciebie tak samo ważna jak słowo. Czy to przez doświadczenia zawodowe czy może kwestia charakteru?

 

Myślę, że książka to nie tylko książka. To też dookołość, która ją otacza, elementy, które dodają coś do opowieści, do atmosfery. A podejście… To najbardziej jest… staranie o dobrą obsługę klienta. Czytelnik też jest klientem i trzeba o niego dbać, docenić go, zaskoczyć. Myślę, że miło jest dostać coś więcej niż tylko książkę. Oczekując standardowo zapakowanej przesyłki, dzieje się przyjemne zaskoczenie. A i książce jest wygodnie i miło w czymś więcej niż tylko w suchej tekturze. O książkę też trzeba dbać…

 

Piotrze, a jaka była Twoja ulubiona książka w dzieciństwie i jaka bajka? Za kogo przebierałeś się na bal przedszkolny albo szkolny?

 

Jeśli chodzi o książki z dzieciństwa, to najbardziej pamiętam sytuację ze swoją pierwszą. Pani, na początku pierwszej klasy, ogłosiła radosnym głosem, że ma dla nas niespodziankę. Wszyscy się ucieszyli, ja też. No i zabrała nas do… biblioteki. Nie wiem jak inne dzieci, ale ja byłem… rozczarowany. Całkiem dobrze to pamiętam. Wypożyczyłem wtedy książkę Janiny Porazińskiej, tytułu nie pamiętam, choć mam niejasne wrażenie, że mogła to być „Kozucha Kłamczucha”.

Książki pod względem ulubioności zacząłem klasyfikować dużo później, od piątej, szóstej klasy. Z tamtych czasów najbardziej pamiętam „Króla tasmańskich stepów”. Co do bajek w dziecięctwie, moim numerem jeden zawsze był „Biały delfin Um”.

Nie byłem wielkim fanem i bywalcem bali, ale dwa przebrania pamiętam – Zorro i komboja. Nie, nie kowboja. Wtedy na pytanie: kim jesteś? mówiło się: kombojem!

 

autor nieznany.

Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na Wydziale Dziennikarstwa, ukończył Studia Podyplomowe
– Laboratorium Reportażu oraz Politechniki Rzeszowskiej na Wydziale Zarządzania i
Marketingu, o specjalności reklama.

Poznawał warsztat pisarski w obszarze opowiadania pod kierunkiem Marka Nowakowskiego
i Piotra Wojciechowskiego, reportażu pod opieką Marka Millera i dramatu pod czujnym
okiem Tadeusza Słobodzianka.


Wykładowca marketingu, teorii reklamy i case studies w Instytucie Promocji.

Kreatywny w największych polskich agencjach reklamowych (Leo Burnett, Grey, DDB).
Zdobywca prawie 70 nagród na międzynarodowych oraz polskich festiwalach kreatywności,
m.in. Cannes Lions, D&AD, ADCE, Golden Drum

 

Autor baśni dla dorosłych: „NAWIŚĆ… Historia pisana wierszem czarnym”, „DOTYKA… Poderwać gęsią skórkę do lotu”, „TRÓJJEDNIA… Niech umarli przewracają się w grobach” (ukaże się w marcu).

 

Za opowiadanie „MORFOLOGIKA…”, otrzymał II nagrodę w konkursie ZAiKS i Fundacji Ośrodka KARTA – „My po 24 lutego”.

 

W 2024 roku otrzymał I miejsce w III Ogólnopolskim Konkursie Literackim MAGIA FUTURA. Literackie Wizje Przyszłości za opowiadanie „OUTOWIEC…Dopóki możesz dać z siebie szybkość”.

 

 

 

PS Nino, Piotrze - serdecznie dziękuję za Wasze wspólne pisarskie i około pisarskie gadanki. To dla mnie wielka radość poznać tak twórczych i kreatywnych autorów a przy tym niezwykle skromnych. Inspirujecie, zaciekawiacie, dajecie do myślenia i..., zarażacie uśmiechem :)))

 

"BAJKOLORY...Na dobranoc, na śnienie" - Nina Peret, autor nieznany. - Wydawnictwo [Ha ha For Kids]

 

Zdjęcia są autorstwa: Kingi Hołub, Niny Peret, Justyny Żychalskiej, Piotra Zygmunta, Joanny Słyk, Wioletty Dziarnowskiej i Książkowe Wymianki Pruszków

poniedziałek, 1 stycznia 2024

12 miesięcy w lokomotywie 2023 roku

Rok do innych niepodobny…
 
Tyle słów niezapisanych…
 
Tyle recenzji niepokazanych…
 
Tyle książek nieprzeczytanych…
 
Ale jest wiara, nadzieja i miłość!
 
 
12 miesięcy w lokomotywie 2023 roku
 
 
Styczeń, optymista z radością podczepił się do lokomotywy jako pierwszy,
ale już przy pierwszym zakręcie wpadł na Luty.
Walczył z godnością o swoje wartości, o równowagę,
ale ostatnie dni najbardziej się poobijały.
 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Luty tak dostał po piętach od Stycznia, że do Marca mu zeszło lizanie ran.

Jego przestępny dzień zaszył się aż do następnego roku…

 

Marzec wyglądał przez okno na świat, ale zamazane jakieś…nic nie widział, sam jeden Marzec.

W tej samotności zabrał Kwietniowi niejedne chwile.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Kwiecień wcale się nie obraził, wiedział, że Maj odda ciepło z nawiązką, a ten faktycznie

podarował mu mazurską majówkę, grzebanie w ziemi i malowanki cuda wianki.

Praca z własnych rąk – to jest siła!

 

Maj spacerował po łąkach, po lasach, zaglądał do Uli, do kopca Kreta, woził ziemię i sadził, sadził...

I patrzył co w ziemi słychać, na kolanach, z głową w chmurach, z nosem w pąkach,

z uchem przy ptaszkach i szumiących liściach…

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Czerwiec szukał słońca i gdy znalazł, nie puszczał ani na chwilę, tak brakowało mu witaminy życia…

Odnajdywał jej w dobrych spojrzeniach, miłych gestach i to od tych, od których zupełnie się nie spodziewał…

W spontaniczności siła!

 

Lipiec zrobił sobie przystanek w Zakopanem, by popatrzeć ze szczytu Gęsiej Szyi na Karczmę Kmicica,

na Jasny Pałac, Dom Doktora.

Zdążył jeszcze nacieszyć się dźwiękami mis tybetańskich i zamieszać w Galerii Jatki w Nowym Targu.

 

Sierpień orzekł- „jeśli nie chcesz mojej zguby, Krokodyla daj mi luby”

I pojechał do Krokodyla na Mazury by zatańczyć na krzesłach z Beyonce,

rozłożyć parasol w Deszczowej Piosence i poczuć emocje Kaśki Sochackiej.

Zmęczył się co niemiara, ale z uśmiechem na twarzy spoglądał na Wrzesień.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Wrzesień rozczarowany z wielkim znakiem zapytania szukał…

Szukał wczorajszego dnia, aż znalazł i bardzo się rozpłakał, i bardzo się ucieszył!

 

Październik zrobił wielkie oczy na to co zobaczył i nic nie mógł zrobić, nic powiedzieć.

Bardziej wiedział czego nie chce niż czego potrzebuje…

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Listopad…a był taki miesiąc? Niewidzialny po Wszystkich Świętach ustępował miejsca Grudniowi,

który potrzebował i długości, i szerokości, taki zachłanny…

 

Grudzień jak dobra nowina, jak święto, jak magia, jak wspomnienie…

Zmęczony dopinaniem wszystkiego na ostatni guzik, padnięty,

ale niosący Nowemu Rokowi dary Wiary, Nadziei i Miłości…

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Lokomotywa 2023 dowiozła wszystkie Miesiące do swoich miejsc...

Przejechała Życie wzdłuż i wszerz odwiedzając niejedną Emocję…,

Czasami wcale się nie zatrzymała…

Kilka przystanków było na Żądanie…

 

Teraz czas na zmianę tabliczki na Nowy Rok – 2024

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

PS zdjęcia Adam Szmidt

sobota, 2 grudnia 2023

Uśmiechanki

…z serii:
 
Przychodzi AleBabka do lekarza…
 
Doktor Serce – będziemy kontynuować leczenie, proszę brać dalej lekarstwa, które pani przepisałem.
 
AB - …?...jakie lekarstwa panie doktorze??? Ja nic nie brałam…
 
Doktor Serce – no te, które przepisałem pani we wrześniu, a teraz mamy listopad…
 
AB – panie doktorze, ale ja nie dostałam żadnej recepty!?
 
Doktor Serce –nie dostała pani recepty, bo podałem pani kod do recepty…:))) Dobrze, przepiszę raz jeszcze, proszę teraz nie zgubić.
 
AB – panie doktorze, a czy…zasadne jest abym brała te leki…?
 
Doktor Serce - …?...?…, a jak pani myśli…!!!
 
PS Gdy AB jest już przy drzwiach, doktor Serce dorzuca jeszcze… - i proszę może tym razem napisać, jak przychodzi pani do lekarza….
 
No to napisałam…
 
I będę pisać:)))
 
 
sobota, 18 listopada 2023

Inni...

„Ja zostawiłam samotność w domu, a oni wzięli myśli o rodzinie ze sobą…” – Ania przyglądała się nowym znajomym, których poznała na warsztatach „Na krawędzi”. Pół roku zajęło im zmierzenie się z lękami życia, ale czy wystarczyło, aby sobie zaufać, zaprzyjaźnić się?

 

Miasteczko. Tu się umówili. W miejscu pełnym restauracji i drapaczy chmur, wśród tłumu gadających ludzi.

Ania przyszła pierwsza, bo Ania nie lubi się spóźniać. Ma dużo czasu na czekanie. Dzwoni do Dobrej Poetki. Zaniedbała ją trochę ostatnio. Dobra Poetka cieszy się z jej telefonu. Radzi. Lubi radzić. Przestrzega:

 

– Aniu! Obserwuj towarzystwo. Sama mów mało, jeśli nie chcesz być skrzywdzona, jeśli nie chcesz cierpieć…

 

Dobra Poetka musiała wiele w życiu przejść. Sprzedaje Ani swoje lęki. Ania nie chce tego słuchać, choć wie, że jest w tym trochę racji. Ale Ania chce wierzyć ludziom. A oni ją znają jak nikt. Znają ją jak… obcy.

 

Wszyscy przychodzą na ustaloną godzinę. Uśmiechają się na swój widok. Przytulają. Wybierają „Kolorowe kredki”. Siadają, rozmawiają. Nawet dobrze im ta rozmowa wychodzi. Jest lekka jak piórko. Taka rozmowa najlepsza. Zamawiają różne dania, dzielą się nimi, smakują siebie nawzajem. Ania cały czas się uśmiecha, dobrze się bawi. Zapomina o przestrogach Dobrej Poetki.

 

Ania zauważa, że Piotrek zerka dyskretnie na zegarek. Ania też zerka. Jest dopiero 20:30. Dla niej dopiero, dla niego już. W domu żona i synek czekają na bajkę. Tylko on umie tak opowiadać bajki. Czekają na przytulasa. Bez przytulenia nie ma spania. Marian opowiada o żonie, o dzieciach. Rysiek co chwilę podnosi się z miejsca, jakby chciał już iść, ale na głos mówi tylko, że chyba musi się zbierać. Zaparkował daleko, a do domu ma 100 km.

 

Rysiek jest niesamowity. Przez pół roku jeździł do nich w każdy „Nie Lubię Poniedziałku!” z tak daleka. W przypływie szczerości mówi im o pytaniu żony przed ich dzisiejszym spotkaniem: „W jakim celu wy się dziś spotykacie?”. Żony są zazdrosne. Nie o inne kobiety. Są zazdrosne o czas ich mężów, który poświęcają nie im – żonom.

Ania pyta, aby wciągnąć pozostałych do rozmowy:

 

– Opowiedzcie proszę, co niezwykłego przydarzyło się wam ostatnio?

 

Patrzą na nią zaskoczeni. Rysiek zainteresował się od razu. Opowiada, że był w górach i zaszedł z żoną do sklepu z dzianymi czapkami. Oglądali te czapki dla żony, dla dzieci. Nagle góralka zapytała:


– A dlaczego Pan nie przymierza czapki?”

 

Zaskoczony Rysiek odpowiedział:

 

– Ja… i taka czapka?

 

Kobieta popatrzyła na Ryśka i ciągnęła dalej:

 

– Co kupił Pan ostatnio z myślą o sobie? Co Panu pasowało i sprawiło przyjemność?

 

Rysiek zdziwiony, trochę obruszony (bo jak to tak, dlaczego ktoś pyta o takie intymne rzeczy?), wyszedł szybko ze sklepu i poczekał na żonę na zewnątrz. Kiedy odeszli już kawał od sklepu, Rysiek powiedział nagle do żony:

 

– Wiesz, idę już te dwa kilometry i myślę ciągle o tej czapce. I wiesz… dawno nikt mnie nie zapytał o to, co sobie sam kupiłem. Wzruszyłem się, wiesz… ja chcę mieć tę czapkę!”.

Wrócił po szarą czapkę, wydzierganą przez czyjeś ręce. Zrobił sobie zdjęcie w tej czapce i teraz zadowolony prezentował je wszystkim.

 

Michalina opowiada po Ryśku. Też o… czapce. Spotkała ją taka sama historia, jak Ryśka, tylko ją zastała nad morzem. Michalina nie kupiła czapki, ale po powrocie do domu, poszła do najbardziej kolorowego sklepu z nitkami. Kupiła bordową włóczkę i sama będzie robić czapkę.

 

– Czy twojemu M też zrobisz czapkę? – pyta Ania.

 

Michalina patrzy na nią i nic nie mówi. Inni też nic nie mówią. W końcu Michalina mówi:

 

– Właśnie wypowiedziałaś imię mojego zmarłego męża…, a ja nigdy wam nie mówiłam, jak miał na imię…

 

Ania jest w szoku. Przeprasza. Nie wie, skąd wzięło się w niej to imię. Oni jednak wiedzą. Tacy jak oni wiedzą, że nie ma przypadków.

 

               zdjęcie: Adam Szmidt,

 

Ania zmieszana jeszcze, opowiada im swoją historię, jaka przytrafiła się jej niedawno i taka sama przed kilkoma laty. Jadąc na wakacje, gdzieś w Polsce, zabrała kogoś na stopa i tym kimś okazała się być jej znajoma. Uciekała od kłótni z ojcem przez las. Wtedy. Teraz uciekła od kłótni z mężem. Ania jechała tym lasem i ją uratowała. Znowu. Dlaczego historie wchodzą dwa razy do tej samej rzeki? Czego tam szukają? Co chcą Ani pokazać?

 

Wszyscy słuchają zaskoczeni, z niedowierzeniem wierzących. Nic nie mówią. Piotrek przerywa milczenie i opowiada o swoim domu na wsi. Ma kury i kaczki, i gęsi. Karmi je miejscowa pani, dogląda jak swoje. Zwierzęta są piękne. Śmieją się wszyscy, gdy okazuje się, że nie wiedzą, jak woła się na gęsi – gę, gę, gę? Ania mówi (w końcu wie), że woła się aaaaa, a na kury – tu, tu, tu.

 

Krysia nic nie mówi, choć i tak jak na nią, dużo słów dziś powiedziała. Zbierają się pomału, składają na rachunek. Nie znają się jeszcze od strony pieniądza, ale nawet sprawnie im idzie. Przytulają się na pożegnanie i rozchodzą każdy w swoją stronę.

Ania idzie nieśpiesznie. Opatula się ramionami, aby zatrzymać uciekające chwile. Idzie w stronę jutra, które może przyjść nawet za kilka dni, …, bo jutro też potrzebuje czasu, aby przyjść…

 

zdjęcie: Adam Szmidt,

 

PS

Krysia przesyła Ani SMS ze zdjęciem pałacu nad wodą. W nocnym otoczeniu błyszczy i świeci z daleka jak latarnia. Krysia pisze: „Aniu, pytałaś, co nam się ostatnio wspaniałego przydarzyło… Mnie po drodze do domu przydarzyło się takie cudo i wiesz… uwielbiam te powroty”. Ania uśmiecha się na tę wiadomość i uświadamia sobie, jest wręcz pewna, że już nigdy w takim gronie się nie spotkają…

 
 
środa, 20 września 2023

Mandala z krzesłami...

 

mandala z krzesłami...

                   dla mnie...

 

Popłakała mnie ta niespodzianka
taka zrobiona z życzliwością i z myślą tylko o mnie...
Cudowna jest twórczość i tworzenie i piękno wokół,
które można wyrazić na tyle sposobów...
 
Pamiętacie książkę Renaty Blicharz "Wiersze czytam po swojemu"?
Ten prezent to od niej. 
Tyle dobrego zrobiła swoją książką...
bo każdy ma prawo czytać i odbierać twórczość jak chce...
 
 
A ta kartka mnie zainspirowała,
aby kolejne krzesła pomalować na niebiesko...
Jaki to piękny kolor...
 
AleBabka AleBabka
piątek, 15 września 2023

Dom otwarty...

na górze wiertarka wali głową w mur…, świszcze

na dole sąsiad klnie żonę

a wycieraczka z dumnym napisem „Dom pełen szczęścia”

zaciera ślady…

z jednego boku płacz dziecka wypełnia każdą szparę

z drugiego Chopin gra mazurki jakby nigdy nic

… mój dom jest otwarty…

 

Zamykam okno w kuchni, skąd dochodziły do mojego trzeciego piętra głosy panów pod sklepem monopolowym rozprawiających w przekulturalny sposób o swoim życiu, zwracających się z życzliwością do siebie i innych: „Proszę ja ciebie” czy „Szanowna kierowniczko, o złotóweczkę tylko proszę”. Zamykam się w swoich myślach, odgradzam od sąsiedzkich bodźców. Choć nie wiem, jak by się człowiek zamknął, to i tak nie ucieknie od świadomości bycia we wspólnocie. Nielicznym się to udaje, ale ci wyjeżdżają w Bieszczady lub uciekają na łono natury – z dala od miejskiego zgiełku.

 

Poznałam niedawno Góralkę, która żyje w takiej samotni, z dala od nakazów, zakazów i pozorów – szczęśliwa, że w końcu żyje tak, jak chce. Jej Twórczy Dom otoczony jest fioletowym kwieciem, korzeniami o różnych kształtach, a jagody i grzyby są na wyciągnięcie ręki. Chodząc po jej lesie, znalazłam się niespodziewanie w miejscu przypominającym ulicę mojego dzieciństwa, z dawnymi smakami i zapachami. Jej owca o imieniu „Koza” chodzi i robi, co chce. Zjadła moją kiełbasę z ogniska, ale nie śmiałam jej tego wypomnieć. Gdy Góralka wyniosła księgę pamiątkową, abym się wpisała i zostawiła swój ślad, długo zastanawiałam się, jakich odpowiednich słów użyć. Zapytałam w końcu z zaciekawieniem, dlaczego tak żyje – sama, z dala od ludzi i cywilizacji.

 

 

Odpowiedziała: „Bo ja tu mam wszystko. Śpię, gdzie chcę. Robię, co chcę. Jem, co chcę. I nikomu się nie tłumaczę. Ostatnio pojechałam w starych walonkach na spotkanie poetyckie – niech oni się zastanawiają, czy dobrze się ubrali, a nie ja. Tak sobie żyję w sąsiedztwie Tatrzańskiego Parku Narodowego. Pilnujemy siebie nawzajem. Nie wchodzimy sobie w paradę. To dobry sąsiad. Podglądamy sobie burzę i zwierzęta. Nie żyjemy na pokaz. Żyjemy w naturze.”.

 

Ależ to brzmi, prawda? Można się zatrzymać i zamyślić. A gdy człowieka dopadnie jakiś temat, to cały wszechświat wkracza do akcji i podsuwa akapity z życia wzięte, a może to tylko kwestia przypadku? 

 

„Może być bieda, znój i niepogoda, ale pamiętaj, abyś zawsze chodziła ładnie ubrana, z dumnie podniesioną głową…, bo trzeba jakoś tę biedę ogarnąć, nie dać się jej.” – usłyszałam od mojej znajomej, której mama powtarzała te słowa za każdym razem, gdy działo się u niej nie najlepiej. To „nie najlepiej” to utrata pracy, rozwód z mężem (który po dziesięciu latach odkrył niezgodność charakterów), to depresja, która jest niezrozumiała dla innych, bo przecież po co tyle leżeć w łóżku, kiedy pory roku się dzieją i trzeba działać, działać, działać…, z podniesioną głową działać… i jeszcze uśmiechać się, kwitnąć i zapylać lepsze jutro.

 

Nie dziwi mnie wysyp słoneczek na Facebooku. O! Tam jest cała masa zaklinaczy radości, choć to może bardziej wyraz samotności niż otwartości. Bo jak przyznamy się, że nam źle, to szybko spustoszeje plac wokół nas albo zacznie się licytacja, kto ma gorzej… Każdy kieruje się swoimi zasadami: jedni w imię tych Bożych, inni według własnych. Ci, co nie siedzą na Facebooku i nie zagryzają zębów, czy ktoś dał im lajka, nie pilnują, czy nie zostali zhejtowani tym bardziej – dumni są z tego, że są ponad ten wymyślony świat. Czują się lepsi i nie omieszkają wytknąć tym facebookowym ich zatracenia.

 

O polityce nie będę mówić, wszystko przeczytacie w prasie, obejrzycie w TV, ale wspomnieć muszę o dwóch kwestiach społecznych, które obserwuję na co dzień. Pochwal przy zwolenniku jednej opcji politycznej, że sąsiad Polski to ma dopiero ładne widoki, ładne krajobrazy, przeciekawe zabytki, to zaraz usłyszysz: „A my to co, nie mamy?! Nasze jest lepsze, bo jest nasze!”. Chcesz mimo to wejść w dyskusję, wyciągając łączące jeszcze „ale”, że oni mają tamto, my to i jakoś się uzupełniamy i że dla każdego coś innego… Tu już krzyczy inne „ale”: „Nasze jest najlepsze!”. Koniec dyskusji.

 

Inny temat to Holocaust czy wojna na Ukrainie – nie, może jednak to pominę, bo przecież to Oni i tamci… my nie… nie my… Nie wycierajmy butów na historii, ona to nie dywan… nie wszystko, co zamiecione przyjmie… Inaczej rodzina… Tam nawet podarty i zniszczony dywan się zszywa, aby wszystko pomieścił…

 

Żyjemy w duchowej nędzy, zamknięci na innych, prężąc muskuły i pokazując sztuczną siłę… od małych rzeczy po te wielkie. Od rodziny po naród… Jak złapać balans między Otwarte i Zamknięte?

 

Gdy myślę o Góralce i jej samotni, przypomina mi się moja babcia, u której spędzałam w dzieciństwie każde wakacje. Jak ja lubiłam do niej jeździć. Chodziło się do sąsiadów na karty, na telewizję (był jeden odbiornik na całą wieś). Sąsiadki zachodziły do babci bez uprzedzenia. Siadały na ławie przy piecu i snuły opowieści o marach i czarach. Wspólne śpiewy, tańce, zaangażowanie w lokalne wydarzenia. Tęsknię za tymi czasami, tęsknię
za ludźmi…

 

A może by tak wpaść do sąsiadki na górze i zapytać, czy nie pomóc w remoncie? Może zapukać do sąsiada na dole i poprosić o szklankę cukru? Sąsiadce z boku zaoferować swoją pomoc przy opiece nad dzieckiem? Wprosić się na koncert Chopina?

 

Brakuje nam najzwyczajniej – po ludzku… przytulenia, poklepania po plecach, usłyszenia słów: „Jesteś najlepsza…”, „Jesteś najlepszy…”. Brakuje nam dobrych, życzliwych słów.

 

Zamiast wycieraczki „Rezydencja Niepozoru” kupię taką z napisem „Dzień dobry”.

 

piątek, 11 sierpnia 2023

b a g n a p o r a

gdy się najmniej spodziewasz

pojawia się jak w bajce…

 

ogrzewa spojrzeniem

na wyciągnięcie mgły

 

w czerni usypia dzień

w czerwieni budzi noc

 

wodą zamiata cień

milczy strach…

 

słowa

niewypowiedziane nigdy

wkłada na dno…

 

a Olcha na starość późnej jesieni rodzi mu szyszki…

środa, 9 sierpnia 2023

p o k o c h a n a

czyja ja jestem…

ojca, matki

ale ojca już nie ma

a matka jest, ale jej nie ma

 

czyja ja jestem…

jego

ale jego też nie ma

gdyby był…

 

czyja ja jestem…

świata

ale świat zajęty

nie ma czasu na okruszki…

 

więc czyja ja jestem…

Boga

ja… taka grzeszna…

czy patrzy w moją stronę

kiedy tyle stron do przejrzenia…

 

a może ja jestem…

moja

ale przecież ja niczego nie mam

to nie mam też siebie…

 

to czyja ja jestem…

tej czystej kartki

co się zapełnia

…p o k o c h a n a…

 

wtorek, 8 sierpnia 2023

Poprószyło Norwidem

                                    

na spacerze w mieście P

można spotkać pana N

stoi w budce

oparty o ponad

sto lat samotności

 

obok na ławeczce

siedzi pan z fajeczką

pilnuje pióra N

jego był jest i będzie

 

wszędobylski dym

snuje się

tempem leniwej rzeczki

nad Utratą

pyka kółka

czasu

 

włóczykij

swoją różdżką

stwarza domy

ulice, płoty

a może

to kikuty kredek

Bambino

wciąż kolorują

w ten sam sposób…

 

 

 

Wiersz dedykowany Panu Grzegorzowi Zegadło

poniedziałek, 7 sierpnia 2023

Po Drugiej Stronie...

– Już zaraz…! Już za chwilę się pojawi…! – podekscytowana Odra wyciągała wszystkie swoje życiodajne ramiona w stronę Prawej Krainy. Niech użyźnią pola, lasy, łąki i inne zamieszkałe i niezamieszkałe przestrzenie. Niech cieszą oczy! Jej radość wylewała się z niej, a myślami była już tam, gdzie wschodzi Słońce…

 

Bug obudzony strzałą Burzy, wyczekiwał twarzy swojej ukochanej. Szukał jej w tysiącu kropel, które tworzyły jej obraz odbijający się w magicznym lustrze. Jego ustom wyrosły w kącikach skrzydełka i te skrzydełka od razu chciały latać, więc unosił te kąciki i cały był uśmiechem.

Burza, jak dobra wróżka, pojawiła się znikąd. Niebo zasłoniły ciemne Chmury. Ich ponure oblicze kłębiło się w różnych odmianach szarości. Jasne, strzeliste błyski światła uderzały z potężną siłą, szukając bezbronności, którą mogłyby przestraszyć. Wszystko, co żywe uciekało im z drogi, chowając się, ale to nie była gra w chowanego. Przestrzeń, zagospodarowana przez dwie Wody, pokryła się strachem. Lewa kraina była tak samo przestraszona jak Prawa. W tym strachu były sobie równe. Tylko Brzegi jednej i drugiej Wody ciągnęły do siebie jak magnes…Burza pomagała spotkać się kochankom, barwiąc Niebo wieloma kolorami, aby mogli się w nich przejrzeć i nabrać sił na kolejne, długie dni rozłąki.

 

Tęcza była ich Mostem i mimo, że ten miał początek i koniec, tylko na chwilę łączył otwartość Odry i zamkniętość Bugu. Dla Świata byli Władcami: Panią Odrą i Panem Bugiem, dwiema Wodami trzymającymi w nawiasach przestrzeń, która stała się ich sercem. Ich rozdarte Brzegi, wylewały co jakiś czas nadmiar kropel, chcących spleść swe ramiona w duchowym uścisku. Ale tylko Tęcza, podarowana im od czasu do czasu, była ich radością i nadzieją. Za każdym razem odnajdywali się w niej, obiecując sobie dozgonną miłość, której nie mogła zmącić żadna siła, nawet ta, gdzie silniejszy „pożerał” słabszego. Wierzyli, że ta miłość przetrwa do końca Świata. Będzie świecić jak Słońce, które wyczerpie się, ale to dopiero za jakiś czas, kiedy życie we Wszechświecie będzie już inaczej wyglądało i może nawet życiem nie będzie się nazywało…

 

Ona - córka Zachodu i On – syn Wschodu – oboje po Drugiej Stronie…

W tym Tęczowym uścisku zostawiali za sobą Historię, która prześcigała się z Faktami, przechylając szalę zwycięstwa to na Jedną to na Drugą Stronę. Raz Lewa Kraina otwierała się dla życia, by drugim razem zamknąć je za żelazną kurtyną. Innym razem Prawa Kraina stawała się drutem kolczastym… Jednak nie Historia była ich największym wrogiem. To Odpady z każdym rokiem odbierały im siłę, niszcząc Świat Zwierząt i Roślin. Zabijały ich śmiercią powolną…

 

Nie mogli wiedzieć, że za niedługi czas, zostaną z nich już tylko kamienne posągi z napisem: „Tu leży Pani Odra”, „Tu leży Pan Bug” – oboje zginęli tragicznie w katastrofie ekologicznej… a Świat, jaki próbowali ożywić swoimi Wodami, pokryją Kamienie o różnej wielkości, w zależności od popełnionych przewinień… I nie będzie już Nic. Nie będzie Nikogo.

 

Ale teraz najważniejsze jest Dziś. Ich miłosna schadzka, która pokonała setki kilometrów. Oddechy Odry i Bugu spotykały się potajemnie pod Ziemią, w krętym krwiobiegu dopływów, ale spotkanie twarzą w twarz, w Tęczowych barwach to dla nich wielki zapas nadziei i oddanej miłości.

 

środa, 19 kwietnia 2023

Kruche ciasteczka babci Heni

Wspominam, pamiętam, czuję…

 

Czasami otwieramy drzwi do przeszłości i pozwalamy sobie na przebywanie w niej świadomie. Próbujemy odtworzyć spotkania i wydarzenia z czasów dzieciństwa. Dobrze, jeśli wspomnienia zostały uwiecznione w pamiętniku, na zdjęciu czy zapamiętane przez innych. Gdy jesteśmy młodzi, nie przywiązujemy do tego wagi. Wydaje nam się to nieważne w danym momencie, bo przecież coś jest tu i teraz, można po to sięgnąć w każdej chwili. Nie zdajemy sobie sprawy, że życie biegnie szybko i każde kolejne dziesięć lat to duży przeskok. Zmiany są nieuniknione i widoczne gołym okiem. Zmieniają się sprzęty codziennego użytku, zmienia się moda, przyzwyczajenia i oczekiwania społeczne. I raptem tylko w muzeach i skansenach możemy odtworzyć nasz dziecięcy świat i czasy, w jakich żyliśmy.

 

Każdy chyba ma we wspomnieniach coś takiego, co wywołuje łezkę w oku czy przyprawia o szybsze bicie serca. Często słyszy się – „to jest mój smak z dzieciństwa”. Próbujemy odtworzyć te smaki, bo dobrze nam się kojarzą, bo może przywołują miłe wspomnienie osoby, której już nie ma, a która była dla nas bardzo ważna. Tak jak dla mnie babcia Henia i jej ciasteczka.

 

Kruche ciasteczka babci Heni

 

Składniki:

4 szklanki mąki

¾ szklanki cukru

1 margaryna lub masło

2 łyżki smalcu

3 żółtka

1 całe jajko

1 cukier waniliowy

2 łyżeczki proszku do pieczenia

(można dodać orzechy)

 

Sposób przygotowania:

Wszystkie składniki zagnieść na jednolitą masę. Ciasto podzielić na cztery części i każdą rozwałkować na posypanym mąką blacie na grubość pół centymetra. Z ciasta wykrawać szklanką lub kieliszkiem okrągłe ciasteczka (można samemu wymyślać różne kształty ciasteczek, w zależności od tego, co nam w duszy gra). Tak przygotowane ciasteczka układać na blaszce i piec w temperaturze 180°C ok. 10 -15 minut do lekkiego zarumienia. Po upieczeniu odstawić do ostygnięcia.

                              

Kruche ciasteczka mojej babci.

Pamiętam, że robiła je w maszynce, wykorzystując cztery różne formy, choć ja najbardziej zapamiętałam podłużne z brzegami jak w trybikach od zegarka. Zjadaliśmy je od razu, gdy tylko wystygły, a to, co zostawało, babcia chowała do metalowej puszki po kawie i wstawiała do kredensu. Właśnie te ciasteczka pojawiają się w mojej głowie jako pierwsze, gdy myślę o mojej babci Heni. Wspominam nasze wspólne spotkania, kiedy ja – mała jeszcze, a ona jeszcze młoda, toczyłyśmy ciekawe rozmowy. Opowiadała mi o czasach wojny, którą przeżyła. Mimo trudów życia, była spokojna i pogodna. Miała najpiękniejszy uśmiech na świecie. Uczyła mnie modlić się do Boga, robić masło i twaróg w specjalnie do tych celów skonstruowanych urządzeniach, prać na tarze, dziać skarpety, robić szydełkiem serwetki i przyszywać guziki. Razem chodziłyśmy na jagody, często przebywając w lesie cały dzień. W jej domu każda rzecz miała swoje miejsce, ale tych rzeczy nie było dużo. Tylko to, co naprawdę niezbędne.

 

Zapytałam raz babcię, dlaczego w szafie wisi czarna sukienka z białymi koralami, a pod nią czarne buty, czarna chustka i czarna torebka… Odpowiedziała, że to jej strój na śmierć… Wtedy tego nie rozumiałam i zastanawiałam się, skąd w tak jeszcze młodym wieku była w niej potrzeba myślenia o końcu… Była w niej wiara, nadzieja i miłość.

 

Babcia Henia siedzi na ławce przed domem i uśmiecha się promiennie – taki obraz babci mam pod powiekami. Chciałabym się tak zestarzeć, jak ona – z uśmiechem na twarzy. Kruche ciasteczka są pięknym wspomnieniem, które lubię odtwarzać, aby poczuć ten smak… smak miłości babci i wnuczki.                                                                  

 

 

piątek, 17 lutego 2023

Plan obsługi kotów

„Kot, jaki jest, każdy widzi” pisze Izabela Jarska w swojej książce, gdzie zdradza kocie tajemnice w formie satyrycznych felietonów. A koty mogą być różne:

„Szare, bure i pstrokate.

Wszystkie koty za pan brat.

Mają drogi swe i płoty.

Po prostu koci świat.

Po prostu koci świat”.

 

Słowa te to tekst piosenki rozpoczynającej słynną dobranockę „Przygody kota Filemona”. Ja swoją przygodę z kotami zaczynałam od tej właśnie bajki. Razem z ciekawskimi pytaniami małego kotka, poznawałam otaczający go świat i uczyłam się mądrości życiowych, które wygłaszał dorosły, leniwy i przemądrzały kot Bonifacy. Zainspirowana kocimi przygodami, lubię tak jak one chadzać swoimi drogami i czasem, tak, jak im, udaje mi się spaść na cztery łapy.

                                                                                   

                                                                                       

 

Ala z elementarza miała kota.  Ja nie mam, ale od czasu do czasu jestem „ciocią” dla kotów bliskich mi osób. A muszę powiedzieć, że nie są to zwykłe koty. Może nie od razu w randze gadającego kota Rademenesa z filmu „Siedem życzeń” ze słynnym zaklęciem „Hathor, Hathor”, ale jest i czarny kot meloman (aż się iskrzy do muzyki), jest szary kot baśniowy z nutą melancholii w oczach i są piękne koty perskie o błękitnych oczach, traktowane jak członkowie rodziny. Jest też Maniek z Mazur, czarny koty przynoszący szczęście (swoją drogą bardzo sprytnie – wtedy żaden czarny kot przebiegający drogę niestraszny). Z przyjemnością zgadzam się pilnować zwinne czworonogi, gdy ktoś ze znajomych musi wyjechać na kilka dni z miasta. Czasami wystarczy mała wskazówka, udzielona mi przez telefon, jak mam się kotem zaopiekować, a czasami dostaję „plan obsługi kotów”, spisany szczegółowo, aby o niczym nie zapomnieć.

 

 

 

   

    „1. Wymień wodę:

       - umyj miseczkę

       - nalej wody z czajnika

       - ugotuj świeżej wody na jutro

  1. Nasyp jedzenia.
  2. Zajrzyj do kuwety. Jeżeli są kupy, wyrzuć do ubikacji. Spuść wodę w kibelku.
  3. Otwórz okna (miało być jako punkt pierwszy).
  4. Pozbieraj włosy (pukle) z podłogi, z dywanów, z krzeseł.
  5. Jeżeli leżą gdzieś wymiociny (zazwyczaj wyglądają jak suche jedzonko tylko zbite) to zbierz ręcznikiem papierowym i wyrzuć do kosza w kuchni (jest biały).
  1. Opróżnianie kuwety – zbierz worek i wyrzuć go do kosza na śmieci w kuchni, bo na pewno będzie pod workiem trochę mokro.

      Uwaga! Będzie śmierdzieć, więc trzeba wyrzucić całe śmieci (niebieski worek). Przetrzyj ręcznikiem papierowym kuwetę, nasyp świeżego żwirku. 

      Kuwetę zostaw otwartą.

  1. Jeszcze raz wielkie dzięki! W razie czego pisz.
  2. Na koniec zamknij okna.
  3. Imiona kotów:

         Elmo z różowym nosem

         Kiciunia Bri z szarym nosem

     AHA! Moje koty nie drapią, więc spokojnie, nie bój się ich”.

 

Taki plan jest bardzo ważny, bo każdy kot jest inny. I każdy właściciel kota jest inny. Trudno mu się rozstać ze swoim pupilem i ja to bardzo dobrze rozumiem, że stara się zapewnić mu takie zastępstwo, aby kot jak najlżej odczuł jego nieobecność.

                                                           

 

Upodobania i nawyki kota, często poznaję już sama, próbując zrozumieć jego dziwne zachowania. Nie raz zdarzyło mi się szukać kota po całym domu a i tak bezskutecznie. Dopiero mały podstęp sprawiał, że pilnowany kot wychodził ze swojej kryjówki, którą okazywała się półka z ubraniami, szafka z licznikiem gazu czy chyba najbardziej ulubione przez koty miejsce - pod łóżkiem. Zdarzało mi się, że z latarką w ręku klękałam przy takim łóżku i sprawdzałam czy kot się rusza i czy nic mu się nie stało. Tak, tak, zdaję sobie sprawę, że jestem nieobyta w kocich gierkach, ale gdy już uda mi się zaprzyjaźnić z nimi, traktujemy się na partnerskich zasadach. Z czasem pozwalają mi się nawet pogłaskać po grzbiecie albo pomruczeć im za uchem. Uwielbiam patrzeć na filmiki z kotami, które próbują się ułożyć w małym pudełku od butów (pudełko to ulubiony gadżet kotów). Z wielkim zainteresowaniem podglądam portale internetowe, gdzie właściciele kotów dzielą się z innymi swoją kocią radością.

 

                                                               

 

Myślę, że niedługo i w moim domu pojawi się mały przyjaciel, to już tylko kwestia czasu…

wtorek, 10 stycznia 2023

www.alebabkapisze.pl

AleJestem...
 
"Jestem piasku ziarenkiem w klepsydrze.
Zabłąkaną łódeczką wśród raf.
Kroplą deszczu.
Trzciną myślącą wśród traw.
Ale jestem"
 
Tak śpiewała Anna Maria Jopek i ja za nią mogę powtórzyć, że jestem...
w słowie, w piosence, w muzyce...
I ten kawałek siebie, przekazuję dalej...
 
Zapraszam serdecznie na moją stronę www.alebabkapisze.pl
gdzie mam nadzieję, każdy znajdzie coś ciekawego dla siebie.
 
Będzie mi niezmiernie miło Was gościć :)))
Przygotowałam wygodne krzesła dla każdego.
 
 
AleBabka
AleBabkapisze
 
PS Zostaję oczywiście z Wami na kanapie, bo bardzo mi tu wygodnie, podoba mi się tu i czerpię od Was wiele inspiracji i podpowiedzi czytelniczych.
 
 
niedziela, 1 stycznia 2023

Dobrego 2023 roku!

"Tylko ciesząc się drogą, spełniamy marzenia" - David Bovie
 
Ciągle jesteśmy w drodze, ważne aby iść w stronę słońca i nie marnować dni...
 
Dobrego 2023 roku!