kiedyś, kiedy byłam dzieckiem, znalazłam przejście przez szafę. prowadziła mnie przez grube płaszcze i kurtki, aż dostrzegłam feerię świetlików, błyski w trawie i omszałe kamienie, ułożone w okrąg, dokładnie tam, gdzie powinien być tył szafy.
niemądrze byłoby opowiadać, co tam widziałam, w krainie wiecznej wiosny, gdzie wszystko zdawało się świecić mocą dwóch księżyców i jeszcze większą ilością słońc. niektóre rzeczy nie zostałyby zrozumiane, a niektóre - byłyby zbyt niebezpieczne, aby mówić o nich na głos. ale...
… kiedy wyszłam z krainy za szafą, moje oczy zrobiły się błyszczące, jakby ktoś wrzucił w moje źrenice garść gwiazd. moja skóra nabrała blasku zimowej nocy. ludzie zaczęli chcieć zarówno ode mnie uciec, jak i być jak najbliżej mnie.
zyskałam urok i zyskałem grozę. mogłam ludzi przekląć w setkach języków, o których ziemia nigdy nie słyszała i rzucić na nich czar pomyślności w kolejnych setkach. moja mowa stała się miodem i cierniami, zmieszanymi w taki sposób, że pamiętałeś o mnie nawet na łożu śmierci. a czasami, kiedy noc była szczególnie ciemna, a ty całkiem przypadkiem zobaczyłeś mnie, jak tańczę w dzikich leśnych ostępach, mogłeś zobaczyć sylwetkę zwiewnych skrzydeł, otoczonych światłem - migoczących niczym błędny ognik, trawiących twoją duszę i oddających ją bogom drzew,
teraz zastanawiasz się, czy nadal byłam człowiekiem.
może.
tylko wieczność powie.
aż tyle. i niewiarygodnie krótko, gdy twoja dusza staje się częścią serca lasu.