Napisać felieton bez przymiotników. Bez upiększania. Jednocześnie z kołnierzykiem, który uwiera w szyję. Wpija się ten kołnierzyk, gdy nie możemy zbudować zdań jak należy. Z przymiotnikami. Poprzednie zdania, proszę mi wierzyć, wyglądałyby zupełnie inaczej, gdyby je użyć. Jakoś mniej rażąco. Ale jakoś pomaleńku idzie. A może jedzie jak samochód marki Trabant i obija się o kocie łby przedwojennej ulicy Orężnej na Sadybie. Co kto woli. Do wyboru. Poprzednie zdania, tak czy owak, wyglądałyby zupełnie inaczej, gdyby w odpowiednie miejsca wstawić słowa określające rzeczowniki. Lecz zadaniem niniejszego felietoniku jest pozbawienie tekstu przymiotników. Ale pomaleńku. Wszystko w swoim czasie. Od paru dni mamy jesień. Zacząłem czytać zatem „Chłopów” Władysława Stanisława Reymonta, część pierwszą. Czyli „Jesień” właśnie.
Zaczyna się powieść spotkaniem Agaty, krewnej Kłębów, z księdzem dobrodziejem. Ponoć rodzina wygnała kobietę. Ale ma na to odpowiedz. „I… nie wypędzali… Jakżeby… dobre są ludzie — krewniaki. Niezgody też nijakiej być nie było. Samam ino zmiarkowała, że trza mi w świat”1 – tak odpowiada dobrodziejowi. Posłużyła się powiedzeniem, które urzeka krótką formą i treścią ponad świat. Ale uprzedzam. W tym zdaniu mamy przymiotnik. „Z cudzego woza to złaź choć i w pół morza”2.
A gdyby tak, a może by „Chłopów” Reymonta napisać od nowa? Bez przymiotników? Ominąć je, zastąpić związkami frazeologicznymi czy jakoś tak. Ot, chociażby ten fragment z Agatą.
"— Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
— Na wieki wieków, moja Agato, a dokąd to wędrujecie, co?
— We świat, do ludzi, dobrodzieju kochany — w tyli świat!… — zakreśliła kijaszkiem łuk od wschodu do zachodu. Ksiądz spojrzał bezwiednie w tę dal i rychło przywarł oczy, bo nad zachodem wisiało oślepiające słońce; a potem spytał ciszej, lękliwiej jakby…
— Wypędzili was Kłębowie, co? A może to ino niezgoda?… może…
Nie zaraz odrzekła, wyprostowała się nieco, powlekła ciężko starymi, wypełzłymi oczami po polach o jesieniałych, pustych i po dachach wsi zanurzonej w sadach.
— I… nie wypędzali… jakżeby… dobre są ludzie — krewniaki. Niezgody też nijakiej być nie było. Samam ino zmiarkowała, że trza mi w świat. Z cudzego woza to złaź choć i w pół morza. Trza było… roboty już la mnie nie miały… na zimę idzie, to jakże — darmo mi to dadzą warzę abo i ten kąt do spania?… A że rychtyk i ciołka odsadzili od maci… a i gąski, bo to już zimne nocki, trza zagnać pod strzechę, tom i zrobiła miejsce… jakże, bydlątek szkoda, Boże stworzenie też…
A ludzie dobre, bo mię choć latem przytulą, kąta ani te łyżki strawy nie żałują, że se człowiek kiej jaka gospodyni paraduje… A na zimę we świat, po proszonym. Niewiela mi potrza, to se u dobrych ludzi uproszę i do zwiesny z Pana Jezusową łaską przechyrlam, a jeszcze się coś niecoś grosza uścibi — to rychtyk la nich na przednówek… krewniaki przeciech…
A już ta Jezusiczek przenajsłodszy biedoty opuścić nie opuści.
— Nie opuści, nie — zawołał gorąco i wstydliwie wsadził jej w garść złotówkę.
— Dobrodzieju nasz serdeczny, dobrodzieju!”
Cztery pierwsze wersy – dialogowe że tak powiem, zostawiamy bez zmian. Nie zauważyłem przymiotników. Piąte zdanie - tylko jeden czyli szybko damy radę z nim. W akapicie po piątym zdaniu czytamy owo powiedzonko, o którym już nie coś nie coś powiedziałem. I co z nim zrobić? Zostawić w oryginalnym brzmieniu? Przekształcić? Tylko jak? Bo to że powinno zostać, to pewnik. Przysłowia są przecież mądrością ludową. No to jak? Jak zapisać na nowo? Z woza, który nie twój, złaz, choć i w pół morza. Zgrabnie wyszło, prawda? No, to … Dalsze zdania czekają. Z przymiotnikami.
Nie będę opisywać dalszej mojej pracy z tekstem „Chłopów” Reymonta. Redaktor poprawiający znany już tekst, to widok, którego byście nie chcieli oglądać. A analiza cenzurowania tegoż tekstu – jazda na wrotkach do tyłu. Bez sensu. To co napisałem powyżej o mojej pracy z pewnością wystarczy. Poniżej podaję za to efekt półgodzinnego siedzenia nad dwoma czy trzema akapitami początku powieści „Chłopów” Władysława Stanisława.
Gdy dotrę do „Zimy”, będzie dla mnie sukcesem. Mam nadzieję dokuśtykać z „Jesienią” do 22 grudnia. Już przekartkowywałem drugą porę roku „Chłopów”. Sporo się wytnie, dużo się przytnie, wiele zamgli …
Wydawca czeka. Co on powiedział niedawno? „Młodzież wychowana na bramkach smsowych czeka na wersję literatury klasycznej, o której będziemy mówić przez pokolenia”. I git, super, czadowo.
No, to lecę do biurka. Pa, sąsiedzie.
1Władysław Stanisław Reymont, „Chłopi’, t.1 „Jesień”, strona 5
2Tamże
WERSJA BRAMEK SMSOWYCH
"— Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! — Na wieki wieków, moja Agato, a dokąd to wędrujecie, co?
— We świat, do ludzi, dobrodzieju kochany — w tyli świat!… — zakreśliła kijaszkiem łuk od wschodu do zachodu. Ksiądz spojrzał bezwiednie w tę dal i rychło przywarł oczy, bo nad zachodem wisiało słońce; a potem spytał ciszej, lękliwiej jakby…
— Wypędzili was Kłębowie, co? A może to ino niezgoda?… może…
Nie zaraz odrzekła, wyprostowała się nieco, powlekła ciężko oczami po polach i po dachach wsi zanurzonej w sadach. I… nie wypędzali… jakżeby… dobre są ludzie — krewniaki. Niezgody też nijakiej być nie było. Samam ino zmiarkowała, że trza mi w świat. Z woza, który nie twój, złaź choć i w pół morza. Trza było… roboty już la mnie nie miały… na zimę idzie, to jakże — darmo mi to dadzą warzę abo i ten kąt do spania?… A że rychtyk i ciołka odsadzili od maci… a i gąski, bo to już nocki, trza zagnać pod strzechę, tom i zrobiła miejsce… jakże, bydlątek szkoda, stworzenie też…
A ludzie, bo mię choć latem przytulą, kąta ani te łyżki strawy nie żałują, że se człowiek kiej jaka gospodyni paraduje… A na zimę we świat, po proszonym. Niewiela mi potrza, to se u dobrych ludzi uproszę i do zwiesny z Pana Jezusową łaską przechyrlam, a jeszcze się coś niecoś grosza uścibi — to rychtyk la nich na przednówek… krewniaki przeciech…
A już ta Jezusiczek biedoty opuścić nie opuści.
— Nie opuści, nie — zawołał gorąco i wsadził jej w garść złotówkę.
— Dobrodzieju nasz, dobrodzieju!”