Avatar @nemo

@nemo

28 obserwujących. 28 obserwowanych.
Kanapowicz od ponad 5 lat. Ostatnio tutaj 4 miesiące temu.
Napisz wiadomość
Obserwuj
28 obserwujących.
28 obserwowanych.
Kanapowicz od ponad 5 lat. Ostatnio tutaj 4 miesiące temu.
niedziela, 8 sierpnia 2021

Kartki luzem (3)

List w butelce, list w książce

 

R3

Bo gdzieżby to był koniec tej wariackiej historii

 

Rano, gdy tylko się obudziłem, a dwa małe nicponie jeszcze nie zaczęły po mnie skakać, wahałem się, czy nie zadzwonić do Diany. Może nie powinienem zawracać jej głowy każdą drobnostką. Nigdy nie ma mi tego za złe, a to sprawa raczej dla niej. Z drugiej strony, ma sporo swoich własnych problemów.

 

— Tato, co właściwie stało się, gdy chłopiec zszedł ze statku?

 

Pytanie córki zbiło mnie z tropu. Sam nie pamiętałem. Nie pamiętałem, a nigdy nie zapomniałem, o czym czytałem. To się po prostu nie zdarzało.

 

— Zaraz zobaczymy. Przyniesiesz książkę tutaj?

 

Albo to przypadek zaniku pamięci, albo zapowiedź kolejnych kłopotów. Zacząłem czuć w kościach, że to nie koniec. Pytanie, kiedy mnie dopadną.

 

— Nie mogę jej znaleźć.

 

Oho. Wykrakałem.

 

— Zostawiłem ją na stoliku, na innych książkach.

 

Po chwili dziewczynka wbiegła do pokoju z zupełnie odmiennym przedmiotem. Zamiast kolorowej, cienkiej książeczki miała w ręku gruby tom oprawiony w brązowy materiał. Wolumin o pożółkłych kartkach, pachnący słoną wodą i starością. Takiej książki nie mieliśmy ze sobą.

 

— Ta była na wierzchu a innej nie mogłam znaleźć.

 

Byłem już na nogach, przy córce i z przerażaniem przyglądałem się dziwnemu zjawisku. W końcu, nie mogąc w to uwierzyć, sam przeszukałem pokój. Po książce, którą czytałem dzieciom wieczorem, nie było śladu. Właściwie, nie było dowodu, że w ogóle istniała.

 

A więc jednak. Znowu się zaczęło. Pozostaje tylko usiąść i czytać.

 

— Tato, wyglądasz, jakbyś zobaczył ducha — zauważył Stan. — Na pewno, jeśli zawołamy, to książka się znajdzie.

 

Myślę, że nie można wykluczyć, że ona się znalazła. Prawdopodobnie to właśnie ją trzymałem w rękach, tylko ona nie była już sobą.

Głośno przełknąłem ślinę. Jak wytłumaczyć tym szkrabom, że teraz wszyscy zostaniemy zablokowani przez przymus czytania? Opowieść pochłonie nas do reszty aż do samego końca:

 

— Chyba musimy to przeczytać. Nasza książka na pewno sama się znajdzie.

 

Na końcu tej przygody. Mam taką nadzieję.

 

— W tej historii? — nie dowierzała Momo. — To musiałyby być czary, a magia nie istnieje. To tylko fikcja.

 

Też tak sądziłem, zanim moje życie kilkakrotnie nie przekoziołkowało. Szkoda, że teraz dzieciakom, tak samo jak kiedyś mnie, Errata nie może tego wyjaśnić. Byłoby jej prościej. Już się na tym zna i ma na to swoje sposoby. Bierze twoje zdroworozsądkowe postrzeganie świata i zgniata je w imadle rzeczywistości i faktów. Przestajesz wiedzieć cokolwiek. Ba, wiesz, że nic nie wiesz.

 

— A jeśli to zaczarowana książka? Chcę koniecznie poznać zaczarowaną książkę. — Chłopiec z pełnego rozpędu wpadł na mnie jak mały zawodnik sumo, a ja upadłem na budzącą się właśnie żonę. — Czytaj. Czytaj.

 

— Elinor! — krzyknęła. — Co wam wszystkim odbiło?

 

Nawet gdybym znalazł odpowiednie słowa, w które zdołałaby uwierzyć, nie prześcignąłbym syna. On miał na to swoje własne, przerażająco szczere zdanie:

 

— Mamy magiczną książkę!

 

To zdecydowanie świetne usprawiedliwienie. Na pewno zadziałałoby w każdym przypadku. Nawet braku pracy domowej.

 

— Dobrze. Nie ma czegoś takiego jak magiczne książki.

 

Wyraźne sięgała górnej granicy panowania nad frustracją. Nie taką zwyczajną. Taką wakacyjno-niedospano-ekstremalną. To się może bardzo źle skończyć. Powinienem ją jakoś uspokoić.

 

— To nic... — zdołałem z siebie wydusić, zanim weszła mi w słowo:

 

— Dość. Wszyscy troje macie szlaban na czytanie. Do końca wyjazdu.

 

No i klops. Skoro Renate posunęła się do czegoś takiego, to jest źle.

 

— Ale mamo. — Momo najwyraźniej, podobnie jak ja, zaczęła orientować się w sytuacji. — Ja nie zasnę, jeśli mi nie poczytacie mi na dobranoc.

 

— A ja nie wyjdę z pokoju. — Skrzyżował ręce na piersi Stan. — I będę krzyczeć.

 

Są dzieciaki, które non stop siedzą w komórkach, telewizji i Internecie. Moje maluchy wertują wszystkie książki, które znajdą w domu (co bywa czasem kłopotliwe), ale najbardziej cenią czytanie na głos. Skąd one to mają? Mniejsza, byle by z tego nie wyrosły.

 

— Proszę, nie przeżyję bez czytania.

 

Ostatecznie, błagalny wzrok mojej córki łamie moją żonę. Dosłownie łamie, bo Renate wzdycha:

 

— Ja wam poczytam. Ale ta książka nie jest magiczna.

 

Mamy z synem inne zdanie na ten temat i wymieniamy się porozumiewawczymi uśmiechami. Skoro książka sprawiła, że ona będzie czytać, to bez wątpienia jest magiczna.

 

— Teraz?

 

— Tylko fragmencik. A ty, Elinor, przygotuj śniadanie.

 

Prawie nie zasalutowałem, widząc jak dzieciaki układają się obok mamy, która otwiera nową lekturę. Jej mina mówiła sama za siebie: czar zaczyna działać.

 

Witaj, Straczeńcze,

 

Dzięki Tobie, Twojej odwadze i myślom mogę nadać tej wiadomości fizyczny kształt. Cienki pomost, jaki wytworzył między nami autor, musi posłużyć jeszcze raz. Tym razem, do zupełnie innej formy komunikacji.

 

Proszę, nie porzucaj mnie. Jesteś moją ostatnią nadzieją. Jedynym otwartym sercem, na jakie udało mi się trafić. Towarzysz mi. Tylko tak możesz mi pomóc.

 

Na zawsze,

 

Zastanawiałem się, czy to przez ten gryzący sok, czy naprawdę mogłem płakać. Przetarłem oczy, odkładając nóż i to nie był zbyt trafny pomysł. Poczułem mocne pieczenie.

 

— Jakie to smutne — stwierdził mały. — Nie możemy tak zostawić tej opowieści. Będzie płakać tak, jak teraz tata.

 

To cebula — usprawiedliwiłem się. Strasznie ciążył mi wzrok mojej rodziny.

 

— Czytaj jeszcze, mamo. Chcę wiedzieć, co stanie się dalej. Proszę.

 

Zaklęcie musiało zadziałać i na nią. Przewróciła kartkę, poprawiła się na posłaniu, a potem kontynuowała:

 

Alanie,

 

tak strasznie się boję. Bardziej niż zwykle, bo książki nie wycinały mi takich numerów. Pozwalały się grzecznie poznać, przestudiować i kulturalnie odpoczywały na półce. Takie ich towarzystwo było o tyle znośne, że można się było zbyt mocno przywiązać.

 

Może to wszystko wina tego przywiązania. Coś poszło nie tak, bo gdy podarowałeś mi swój najnowszy rękopis (ten, który zleciłeś mi oprawić w brązowy materiał) ... Oh, Alanie! To wprost nie do pomyślenia, że można być tak paskudnie porwanym. Porwanym przez książkę w biały dzień.

 

Renate przerwała na chwilę, by na mnie spojrzeć. Chyba zaczynało przypominać jej się ostatnie trzydzieści razy, kiedy mówiłem jej, co mnie spotkało, i że wcale nie piłem i nic nie brałem. Byłem zupełnie trzeźwy i sam nie mogłem dać temu wiary.

 

— To na pewno ktoś zmyślił — jęknął Stan.

 

— Dlaczego tak myślisz? — zapytałem.

 

— Bo książki nie są aż tak niebezpieczne. Gdyby były, ciocia Diana by nas przed nimi ostrzegła.

 

Nie wiem, co teraz począć. Mam nadzieję, że jakimś cudem, dzięki uprzejmości kogoś z zewnątrz, otrzymasz tę wiadomość. Proszę, zaopiekuj się moim niemal nieodłącznym Luckym i nie zapomnij zadzwonić do lekarza. Przykro mi, że nie będę przy Tobie, gdy otrzymasz wyniki.

 

Tyle mogę powiedzieć Ci, póki jeszcze żyję. Nie wiem, jakie przygody przygotowałeś w tej opowieści i mam nadzieję, że wszystko nie skończy się w smutny sposób.

 

Przekaż siostrze moje pozdrowienia, na wypadek, gdyby nie było dla mnie ratunku.

 

Na zawsze, z wyrazami szacunku,

 

— Jaka śliczna ilustracja.

 

Poczułem się zmuszony ją zobaczyć. Musiałem aż zignorować palącą się jajecznicę i pochylić nad rysunkiem.

 

Przedstawiał skupisko szmat i materiałów wciśnięte w półkę, między książkami. Z tego skupiska wystawała dłoń dzierżąca pióro. Atrament rozlewał się po kartce, a słabe światło dawało okropne warunki do pisania, ale postać tkwiła pochylona nad papierem. Dziwne. Im dłużej na nią patrzyłem, tym bardziej nie chciałem w to wierzyć. Oto ręka trzymająca przyrząd do pisania zaczęła się poruszać a cały obraz miarowo bujać, jakby kołysać na falach. Wizerunek zrobił się zaskakująco rzeczywisty. Poczułem nawet zapach starego papieru i wilgoci.

 

— Słyszysz? — szepnąłem pod wpływem jakiejś niezrozumiałej potrzeby. — Nie ma czego się bać. Jesteśmy z tobą.

 

Nikt z mojej rodziny nie usłyszał tego, co mówiłem, choć byli znacznie bliżej. Nikt z nich też nie zauważył, że ilustracja gwałtowniej się poruszyła. Ten ktoś musiał mnie usłyszeć.

____

#kartkiluzem
× 4
Komentarze
@Wiesia
@Wiesia · ponad 3 lata temu
Świetne jak zawsze, chcę jeszcze!!
× 1
@nemo
@nemo · ponad 3 lata temu
Dziękuję
× 1

Archiwum