Miesiąc w miesiąc widuję rozpaczliwe prośby o adopcję. Adopcję stworzenia otwartego i gotowego na zagnieżdżenie się w życiu człowieka jako najlepszy przyjaciel. Nie jedno, ale dziesiątki. Jednocześnie przebija się przynajmniej kilkanaście ogłoszeń o chęci adopcji szczeniaczków. Serce zaczyna człowiekowi pękać… Dlatego jako plaster aplikuję ten krótki quasi wywiad (prawdziwe rozmowy nigdy mi nie idą…). Proszę, nadstaw uszu.
— Więc to już? Mam po prostu mówić?
Zazwyczaj, w takich sytuacjach pojawia się zaskoczenie, że ktoś chce go wysłuchać. Człowiek, który mógłby zostać jego potencjalnym przyjacielem. Być może przyszły dom.
Bezpańcio jest uroczym, średnim psem przypominającym wilka. Czarny, jak noc (choć w refleksach światła lekko czekoladowy) i niewyobrażalnie kudłaty. Poza tym, w okolicy pyska kwitnie dostojna siwizna a na piersi bieli się osamotniona plama.
— Jestem już doświadczonym psem.
Nie można w to wątpić. Dostojny, energiczny dziewięciolatek o pięknych, ciemnych oczach. Gdzieś w nich czai się mądrość przebytych przeżyć i wielki spryt.
— Ale nie będę chciał wiele. Oferuję się na posadę najlepszego przyjaciela.
Co jakiś czas rzuca pytające spojrzenie opiekunowi tymczasowemu. Ten kiwa głową, ale robi to tylko po to, by dodać mojemu rozmówcy pewności, że może kontynuować. Być może są o krok od wielkiego przełomu. Zawsze muszą mieć nadzieję.
— Ja… Chciałbym mieć stały dom. Umiem chodzić na smyczy, jestem wyszczepiony i wykastrowany. Bardzo energiczny i radosny.
Musi nad czymś myśleć między słowami, śledzić coś w pamięci i odrzucać kolejne słowa. Pewnie nie chce mi powiedzieć. To może być dla niego za trudne.
— To dziwne, że zawsze tu wracam. Pozostaję bezpański. Nie chcę taki być do końca życia.
Czyżby w tych oczach pojawiły się łzy? Czy to tylko przewidzenie, że pies naprawdę płakał?
— Hotele i domy tymczasowe to nie to. To tylko namiastka.
Zapada cisza, w której i mi smutek ściska gardło. Każda taka historia jest na swój sposób tragiczna. Okropne jest to, że istota czeka z otwartym sercem gotowym do przyjęcia człowieka a ten ktoś…Nie ma go. Jeszcze się nie znalazł. Szuka.
— To może być coś nie tak we mnie? Moja sierść? To, że jestem czarnym psem? Czarnym burkom zawsze wiatr w oczy... Nawet zmiana imienia mi nie pomogła.
Staram się zaprzeczać, nie z grzeczności. Pamiętam dziesiątki psów. Domnych, bezdomnych, szczęśliwych i smutnych. Te, które są czarne znajdują się w każdej z tych grup. Kolor nie powinien mieć znaczenia.
Nie dało się dalej rozmawiać. Pies zmarkotniał i zwinął się w kłębek. Przez tyle czasu ciągle tracił i zyskiwał nadzieję. Pewnie znowu rozważał, czy to nie czas pogodzić się z losem.
Na koniec zapytałam tylko, czy mogę swoim niezgrabnym ołówkiem uchwycić osobę mojego rozmówcy. Zgodził się, ale mam świadomość, że nie wyszło najlepiej. Przynajmniej z sercem.
***
Bezpańcio jest prawdziwym psem, który naprawdę szuka domu, nadal. Posługuje się tylko innym imieniem, co i tak nie ma znaczenia. Nawet jego zmiana nie pomogła mu trafić na swojego człowieka. Za każdym razem wracał do domów tymczasowych. Dlaczego? Pech czarnego psa.
O nie! Ten fakt nie został przeze mnie zmyślony. Czarne psy i koty są, że statystycznego punktu widzenia, rzadziej adoptowane. Rasizm? Uprzedzenia? Przesądy? Jako współlokator (od czasu do czasu) dwóch czarnych kotów i czarnego psa, mogę zapewnić, że nie przynoszą pecha, co najwyżej martwe myszy, ptaki lub całą masę radości.
Na niekorzyść Bezpańcia działa też wiek. Z ogromnym bólem patrzę na ogłoszenia o chęci adopcji szczeniaczka (rozumiem to i nie potępiam), w czasie, gdy dojrzałe, kochające psy skomlą o prawdziwe, godne najlepszego przyjaciela człowieka, życie. Aż przypomina się przypadek mężczyzny z wysp greckich, który prowadził schronisko zaniedbując życie osobiste, łapiąc bezdomne psy do sterylizacji i podejmując potworne decyzje, by uśmiercać podrzucane mu szczeniaczki. Uzasadnienie jego działania uświadamia miłośnikom zwierząt, dlaczego w tej tragicznej sytuacji miał słuszność*.
Przepraszam za wyżalanie się. Czuję się jak chory, romantyczny straceniec w tej sprawie i wiem, że nie jestem odosobnionym przypadkiem. Przynajmniej mam taką nadzieję. Może nie zamordujemy Cara, ale uda się wywalczyć dom dla nieszczęsnego Bezpańcia.
*Dotyczy książki „Wet. Moi wspaniali dzicy przyjaciele” Luke Gamble (W.A.B (seria:Biosfera))