Scrolluj dalej, nic ciekawego.
Długi, bezsensowny i nudny wstęp, w którym osoba pisząca tłumaczy się rozwlekle i kwieciście, dlaczego na wypowiedzenie pierwszego zdania na głos osobie o przeciętnej, całkowitej pojemności płuc (to jest 5200 ml) może zabraknąć powietrza oraz na temat powstania Na marginesie, o czym ma traktować, czego się spodziewać i dlaczego nie stawia już kropki, kończąc te przydługie zdanie.
Dobrze, trochę minęło mi się z prawdą w tym pierwszym zdaniu (pardon, w celach humorystycznych). Żadnego traktatu o pojemności płuc, obiecuję. Szybko i bezboleśnie, jak pobieranie krwi (bez pobierania, oczywiście) przyjdę do rzeczy.
Jeśli osoby piszącej znów nie dopadnie zdecydowanie za niskie poczucie własnej wartości lub echo jakiegoś zaburzenia lękowego, ma zamiar raz na jakiś czas podzielić się fragmentem wyrzutów swojego umysłu. Jakoś nigdzie nie potrafi odnaleźć przytulnej nory dla swoich nieokiełznanych myśli
Może tu (z cichą nadzieją, że nikt nie będzie brnął w przebijanie się przez zwały tekstu) takie miejsce się znajdzie.
Głęboki wdech (całe 4000 ml) i kurtyna w górę.
Ah…mam obowiązek ostrzec, że nieokiełznanie myśli dotyczy braku ogólnego sensu przytoczonego fragmentu.
(1)
Krótka rozmowa trzech osób: Upiora, Kapitana i Profesora
Osoby:
Kapitan: człowiek skrajnie racjonalny, choć marzycielski. Po pojawieniu się Upiora na jego statku wpada w obsesję wypędzenia intruza. Dochodzi nawet do tego, że chce podpalić pokój z książkami. Znokautowany przez strażaka zaczyna rozumieć, że Upiór wcale nie jest groźny, a jego obecność staje się niezbędna do funkcjonowania statku. W samym sobie odkrywa ciekawość świata, który porzucił jako dziecko.
Profesor: mężczyzna o krótszej nodze, kulejący, rozsądniejszy przyjaciel Kapitana. Od razu akceptuje, choć nie dowierza, obecności Upiora na statku. Początkowe ignorowanie go utwierdza, w przekonaniu, że istota nie jest groźna i całkowicie pożyteczna. Wkrótce zaczyna być akceptowana jako część rzeczywistości.
Upiór: osobliwe zjawisko charakteryzujące się targaniem ze sobą obitej w materiał brązowej książki. Ten sam przedmiot, w razie zagrożenia otwarty i szybko zamknięty przyczynie się do niespodziewanego znikania postaci. W życie statku pozbawione miłośników beletrystycznych lektur (o ile, jakichkolwiek lektur) wprowadza zamieszanie zaprzeczające czystemu racjonalizmowi. Zagnieżdża się w magazynie, w którym trzyma się książki wyłowione z wraków i po niedługim czasie przekształca je w bibliotekę.
— Nie powinno się uprzedmiotawiać książek.
— Absurd! Przecież książki są przedmiotami — wykrzyknął Profesor z nieskrywanym oburzeniem.
— Ależ skąd. Blisko im do ludzi. Noszą w sobie tylko trochę mniej historii. Tak naprawdę, trudno powiedzieć, czy to człowiek czyta książkę, czy książka człowieka przenikając na wskroś jego myśli, duszę i uczucia.
Ten argument jakoś nie przemówił do kulejącego osobnika, ale zaintrygował Kapitana. Ujął on najbliżej leżącą lekturę, by przekonać się o prawdziwości słów kobiety. Jak na złość egzemplarz uparcie milczał.
— Jednak książki nie mówią — westchnął z rezygnacją mężczyzna.
— Trzeba umieć ich słuchać. Czy z każdym człowiekiem rozmawia się panu dobrze, czy przy niektórych kontaktach nie odczuwa pan nawet odrobiny satysfakcji z rozmowy?
Profesor dalej nie wydawał się przekonany tą argumentacją. Pochylił się w stronę mówiącej przez stół i długo układał swoje słowa:
— Jestem koneserem i żadna książka nigdy do mnie nie przemówiła.
— Albo pan nie słuchał, albo nie rozpoznał swojego rozmówcy. Papier, który dzieli bohatera i czytelnika, jest nie raz bardzo cienki. Czasem, nie ma nawet papieru. [...]
_ _ _ _
Jeśli jesteś w tym miejscu to gratuluję zawzięcia (osoba pisząca ma nadzieję, że pisze to do siebie rozważającego, czy usunąć ten tekst). Pozostaje mi życzyć miłego dnia a potem otworzyć i zamknąć szybko książkę w brązowej, materiałowej oprawie...