Avatar @nemo

@nemo

28 obserwujących. 28 obserwowanych.
Kanapowicz od ponad 5 lat. Ostatnio tutaj 4 miesiące temu.
Napisz wiadomość
Obserwuj
28 obserwujących.
28 obserwowanych.
Kanapowicz od ponad 5 lat. Ostatnio tutaj 4 miesiące temu.
niedziela, 25 lipca 2021

Kartki luzem (1)

List w butelce, list w książce (Rob.: List w butelce)

 

R1.

W którym, jak zwykle ściągam na siebie kłopoty. Z własnej winy.

 

Jakby to powiedzieć… Miałem już do czynienia z różnymi dziwacznymi przypadkami, od kiedy poznałem Dianę i przekroczyłem próg sklepu „Książki i Kwiaty”, ale nie mogłem sądzić, że te osobliwości dopadną mnie akurat tu. Na wakacjach.

 

Bo przecież trzydniowy pobyt był sympatycznie znośny. Padało tylko jeden dzień, słońce nie wypaliło dziury w dachu, a dzieciaki aż tak nie rozrabiały. Właściwie, były grzeczniejsze niż zwykle. Żadnych walk o dominację przy jedzeniu, kłótni o każdej porze czy maltretowania rodziców nad ranem, bo jeszcze się nie podnieśli. Na dobrą sprawę: żyć, nie umierać.

 

— Tato, tato, zobacz. — Stan usiłował prześcignąć swoją starszą siostrę. Oboje od jakiegoś czasu starali się dokopać do wnętrza ziemi, ale skończyli na półmetrowym dole, który zalała woda. Potem mały się rozpłakał, a przedsiębiorcza dziewczynka zrobiła kamienne wały chroniące dziurę.

 

— Tato, to musi być prawdziwy skarb — krzyknęła Momo. Miała w ręku stara, oblepioną piaskiem szklaną butelkę z masywnym korkiem. To z pewnością był regularny śmieć.

 

Kiedy eksponat trafił do mnie, porzuciłem rozważania, by go wyrzucić. Przedmiot był znacznie bardziej fascynujący, bo w środku coś ciszo szemrało przy potrząśnięciu. Jakby kartka. Papier musiał oznaczać tajemnicę, a tajemnicy nie mogłem się już oprzeć.

 

— To pewnie list w butelce — orzekłem.

 

— Skoro to list, to nie powinniśmy go czytać.

 

— Nie! To musi być list od rozbitka. Może on potrzebuje pomocy. — Mój syn z zasady wolał reprezentować inne zdanie niż jego siostra. Do tego, wchodził w ten głośny wiek, gdy porozumiewał się niemal wyłącznie pełnym entuzjazmu krzykiem. Specjalista stwierdził, że to normalne.

 

— A jeśli to list miłosny?

 

— Na pewno ktoś potrzebuje pomocy!

 

— Wcale nie! — Momo musiały wyczerpać się argumenty. Skrzyżowała ręce na piersi i pokazała oponentowi język. Braciszek postanowił nie być jej dłużny:

 

— Wcale tak!

 

Moja żona, matka moich dzieci, popatrzyła na mnie z dezaprobatą. Mimo tego, że była w okularach przeciwsłonecznych wiedziałem, że udziela mi reprymendy. Mówiła wprost:

 

Eli, teraz ty pilnujesz dzieci, zrób coś.

 

— Może otworzymy tę butelkę i przekonamy się, co jest w środku? Jeśli to będzie coś osobistego, to zakorkujemy ją z powrotem.

 

Przydały się moje umiejętności dyplomatyczne, bo propozycja przypadła dzieciom do gustu. Rzadko udawało mi się tak łatwo ich pogodzić. Czasem potrafiły dąsać się na siebie kilka dobrych godzin. Co gorsze, wciągały w to mnie.

 

Chwyciłem za korek. Nie ważne jak dużą siłę do tego przykładałem to uparte coś ani drgnęło. Nawet inny chwyt nic nie dał. Na ręku została mi jeszcze jakieś tłuste coś. Lak. Cała górna część szyjki butelki została zapieczętowana.

 

W tym miejscu, prawdopodobnie, powinienem sobie odpuścić. Skoro ktoś tak nastarał się, by zabezpieczyć butelkę, to raczej nie był rozbitkiem. Musiał nie być w niebezpieczeństwie, choć, z drugiej strony, obiecałem coś dzieciom. Na pewno znajdę jakąś sensowną wymówkę. Nie od dzisiaj jestem rodzicem:

 

— Przykro mi. Jest zamknięte. Odnieście ją tam, gdzie ją znaleźliście.

 

Może przez jakiś czas dzieciaki będą miały mi to za złe. Może nawet obraża się na jakiś czas, a przynajmniej zrobi to Stan. Jemu najbardziej zależało na otworzeniu znaleziska.

 

Pech chciał, że w chwili, gdy mały dziarsko rzucił w piasek przedmiot, akurat patrzył na nas ratownik. Bez skrupułów zostałem pouczony, jako najbliżej siedzący dorosły, że śmieci z plaży trzeba ze sobą zabrać. Szczególnie gdy są nasze i opcjonalnie, jeśli nasze nie są.

 

Najwyraźniej wkopałem się z tą butelką. Będziemy zdani na siebie aż do kosza na śmieci.

 

— Możemy zabrać ją do hotelu i tam otworzyć.

 

A więc jeszcze dłużej. Dobrze, przynajmniej będzie o jedną, przeklętą butelkę w morzu mniej. Właściwie, to nie jest głupi pomysł.

 

Opłukałem znalezisko i schowałem je do plecaka. Zajęło miejsce plastikowej torebki, którą przygotowałem na różnorakie skarby. Nie miałem zamiaru nosić w ręku dziesiątek muszelek i ciekawych kamieni. Pierwotnie. Teraz miała mi posłużyć na coś zupełnie innego:

 

— Słuchajcie. Skoro już znaleźliśmy jeden skarb, poszukajmy innych. Pozbieramy wszystko, czego nie powinno być na plaży.

 

Zabawa była przednia. Napełnialiśmy siatkę niesamowitymi znaleziskami. Były pety, folie, butelki, nieparzyste klapki, papierowe opakowania po frytkach, zabawki i kilka rzeczy, których przeznaczenia nie mogłem dzieciom wyjaśnić. Los mógłby mi podrzucić jakiś nóż albo scyzoryk, ale tego nie chciał. Zamiast tego zbieraliśmy więcej śmieci.

 

— Tato, dlaczego ciocia Diana i wujek Stanisław nie chcieli z nami jechać?

 

Czasem umyka mi, jak dobry kontakt dzieci mają z przyszywanym wujostwem. Szczególnie Momo uwielbia, gdy ta dwójka wpada na obiad lub my wpadamy do nich. Tym ciężej wytłumaczyć mi, że wszyscy nie możemy mieszkać w jednym domu. Diana i Stanisław mają swoje własne zajęcia, które przerastają moje myślenie. Przerastają myślenie każdego, zwyczajnego człowieka.

 

— A mi ciocia Diana powiedziała, że przyjedzie, gdy tylko będzie mogła zostawić sklep pod dobrą opieką. Biedny sklep, musi być bardzo chory. — Stan umieścił w plastikowej torbie starą pieluchę.

 

Tego mi nie mówiła. Ma dobry z dziećmi, ale to ja wiem, kim jest. Kim są ona i Stanisław. W końcu trochę we troje przeszliśmy.

 

— Niby kiedy? — Córka uprzedziła moje pytanie.

 

— Dzisiaj rano — wyszczerzył zęby dumnie, a potem spuścił wzrok. — Odebrałem telefon taty i było mi wstyd. Więc nie powiedziałem.

 

— Nie rób tego więcej. To mógł być ktoś obcy.

 

Nawet mnie moje upomnienie nie przekonało. Czasem nie miałem serca się gniewać na kogokolwiek.

 

— To na pewno była ciocia Diana, ale obiecuję, że już nigdy tego nie zrobię.

 

Zawsze zastanawia mnie jak mały spamiętuje te wszystkie obietnice. Już od początku wakacji złożył ich przynajmniej kilkanaście, i kilka zdążył złamać. Właściwie, zdążyłem się w nich pogubić.

 

Podobnie, przestałem liczyć plastikowe nakrętki, które trafiały do torebki. Musiała nam się trafić wyjątkowo brudna plaża.

 

— Dużo tego.

 

— Baaaaardzo dużo skarbów. Ale ja nadal chcę wiedzieć, co jest w butelce.

 

Właściwie, ja też.

 

Odnosząc śmieci, zapytałem ratownika o nóż. Zapewne przez krótką chwilę zastanawiał się po co mi to narzędzie. Koniec końców zgodził mi się go użyczyć, jednak perspektywa otwierania znaleziska bez dzieciaków wydał mi się nie fair. Podziękowałem za dobre chęci.

Dziś wieczorem na pewno tajemnica się wyjaśni.

 

___

Powiem, że wejście w rolę ojca jest dla osoby piszącej wyzwaniem. Jeśli wychodzi mało realistyczne, to przepraszamy (przepraszam, albo cokolwiek). To po pierwsze.

 

Jeśli nie uda się trwale do tego zniechęcić to w miarę regularnie będą pojawiać się kolejne części tej historii (idzie całkiem sprawnie, tylko walka z Mistrzynią Milczenia zajmuje osobie piszącej trochę czasu). Na podobnej zasadzie w (bodajże) poprzednim roku pojawiała się Biblioteka pod Pegazem (została skrzętnie usunięta, ja zwykle i większość). To po drugie.

 

Nadal nawiedza mnie wrażenie, że przesadzam z częstotliwością i ilością wrzucania tu treści. Jest aż tak źle, czy to jeden z tych złowieszczych podszeptów wewnętrznej mąciwody? Mam nawet mieszane uczucia co do tego, czy ktoś dociera do tej ostatniej linijki, czy przewija bez czytania. Tak…

 

No mniejsza, dziękuję.

 

Miłego dnia,

n

#kartkiluzem
× 4
Komentarze
@Vernau
@Vernau · ponad 3 lata temu
Zawsze trzeba próbować, a jak nie będzie odpowiedniego konkursu, to publikuj na swoim blogu, to jest naprawdę dobre 😊
× 2
@Vernau
@Vernau · ponad 3 lata temu
Naprawdę dobre 😊 Powinieneś wysłać swoje opowiadania na jakiś konkurs literacki.
× 2
@nemo
@nemo · ponad 3 lata temu
Już kiedyś coś takiego zrobiliśmy (w sumie, ja). To było traumatyczne przeżycie, bo nie było nawet pewności czy doszło. Dzień w dzień przez dwa miesiące istniała nadzieja, że może jednak będzie wiadomość zwrotna, że chociaż zgłoszenie przyjęte...
Ale spróbować nie zaszkodzi :)
× 2

Archiwum