Avatar @nemo

@nemo

27 obserwujących. 28 obserwowanych.
Kanapowicz od 5 lat. Ostatnio tutaj 13 dni temu.
j.nieznansky
Napisz wiadomość
Obserwuj
27 obserwujących.
28 obserwowanych.
Kanapowicz od 5 lat. Ostatnio tutaj 13 dni temu.
czwartek, 22 czerwca 2023

Dzień psa - jak zwykle

Szanowni,

 

rok szkolny i po roku szkolnym. Rozpoczynają się wakacje, więc dalej, jak uporczywy, okrutny duch, wracam męczyć ten sam temat: dzień psa.

 

Dzień psa, czyli święto czworonogów, które towarzyszą człowiekowi od zarania dziejów. Podejrzewa się, że to one miały znaczący wpływ na styl życia ludzi. Przez lata pilnowały, pasły, ogrzewały, przewoziły, dostarczały, polowały, broniły, poskramiały, tępiły, niekiedy służyły też jako pożywienie, a nadto wszystko, towarzyszyły. Celowość istnienia duetu człowiek-pies zapisana jest w genach obu tych istot. Psy posiadają osobny obszar w mózgu, dzięki którym potrafią lepiej rozumieć ekspresję ludzi. Ba, niektóre rasy wręcz wykorzystują jako motywację chęć spełnienia narzuconych przez człowieka zadań.

 

Rzeczywiście, w tym miejscu aż kusi, by powiedzieć, jak niewdzięczne potrafi być to plemię zrodzone z biblijnych Adama i Ewy. Jak traktuje wiernie stojące u jego boku stworzenia, zapominając zupełnie o ich podstawowych potrzebach, porzucając je, gdy się znudzą albo… No cóż, to chyba już wiadome.

 

Na to ponarzekam sobie, kiedy indziej – pełniej, bo widzę, że jak raz zacznę, to ciężko mnie powstrzymać.

 

 

Przyznam, że kiedy jeszcze był ze mnie zupełnie mały brzdąc, moim wymarzonym zawodem był strażak albo policjant? ależ skąd. Moje marzenia dotyczyły bycia zaklinaczem zwierząt i tak, jak większość dziecięcych mar zderzyły się z rzeczywistością. Po długim rozważaniu spraw, wiem już, że rozmowa ze zwierzętami możliwa nie jest. Znaczy, w pewnym sensie.

 

Całe niemal dzieciństwo towarzyszyła mi pewna sympatyczna książeczka (poza innymi, sympatycznymi książkami). Jej bohaterem był osobliwy dżentelmen, o wielkim sercu, doktor w pewnej angielskiej mieścinie. Podpowiem: na początku był doktorem ludzi, ale potem zaczął leczyć zwierzęta i zawsze wiedział, gdzie i co jakieś stworzonko boli. Dobrze, dobrze. Chyba już starczy tych sugestii. Tą sympatyczną lekturą był Doktor Dolittle (który, swoją drogą narodził się poniekąd w czasie pierwszej wojny światowej, bo ojciec nie chciał opisywać swoim pociechom okropieństw walk) i wiadomo, że najważniejszym tam motywem jest rozmowa ze zwierzętami.

 

No właśnie. Rozmowa (wiem, że analizowanie bajeczek dla dzieci – nawet tych najmądrzejszych, to działka albo badaczy literatury, albo psychologów, albo pedagogów, ale nie mogę się powstrzymać). Czym jest rozmowa sama w sobie? Jak wygląda komunikacja między ludźmi? To porozumienie na wielu płaszczyznach, odnoszące się do wielu sfer: jest poziom werbalny i niewerbalny, odwoływanie się do symboli, doświadczeń, kultury... By rozmowa zaistniała obie strony powinny posiadać wspólny język – nie musi to być język werbalny.

 

W książce język zwierząt i ten, którym posługuje się wobec nich doktor, to dość ciekawe zjawisko. Szczególnie w scenie, gdy Polinezja uczy mężczyznę czytania sygnałów przekazywanych przez zwierzęta, widoczne są pewne uproszczenia, a nawet nadinterpretacje. W tym jednak miejscu starej, mądrej papudze muszę przyznać słuszność:

 

— Widziałeś? Właśnie coś do ciebie powiedział.

— Wyglądało, jakby po prostu podrapał się w ucho — odparł Doktor.

— Przecież zwierzęta nie zawsze mówią paszczą czy dziobem — wyjaśniła z naciskiem papuga i uniosła brwi. — Mówią za pomocą uszu, łap, ogonów… wszystkiego! Czasem wcale nie potrzebują wydawać przy tym dźwięku. Widzisz, jak pies marszczy jedną stronę nosa?

— Co to znaczy? — spytał Doktor.

— To znaczy: „Nie widzisz, że przestało padać?” — odparła Polinezja. — Zadał ci pytanie. Psy używają nosów niemal wyłącznie do pytań.*

 

Zwierzęta nie używają do porozumiewania się wyłącznie słów. Oczywiście, wszystkie kolejne strony wypełnione są już słowami, które usłyszał Doktor Dolittle, dla komfortu czytelnika i pisarza (osobiście, też kiedyś udało mi się podjąć próbę napisania całej historii z punktu widzenia zarówno zwierzęcia, jak i człowieka, który rozpoznaje wyłącznie zestaw gestów, jakim porozumiewa się zwierzę, i przyznam, że było to niezmiernie uporczywe, ale możliwe do wypełnienia zadanie). Cała teoria o porozumiewaniu się gestami znika. Zwierzęta zyskują ludzki głos, ba, prawie stają się ludźmi.

 

Oczywiście wiem, że powieść ta kierowana jest do dzieci, a sam autor z pewnością nie pragnął zachowania realizmu. Niemniej jednak ten przykład w bardzo ciekawy sposób ilustruje pewną ciekawą rzecz, którą obserwuję bardzo często nie tylko w odniesieniu do zwierząt. My, istoty rozumne, oczekujemy, że to istoty pozornie głupsze (piszę pozornie, bo to kwestia warta poddania głębokiej dyskusji) tudzież inne stworzenia, przystosują się do naszego języka, do naszej kultury, do nas. Że to nasz język mają rozumieć, że to nasze środowisko respektować, nas słuchać. Czasem nie ma nawet inicjatywy „spotkania wpół drogi”. Po co rozumieć czyjeś potrzeby? Po co porzucać własne ambicje, na rzecz dobra tego drugiego?

 

Jest to przykład skrajny, ale nadal w jakimś stopniu obowiązujący. Wkrada się w wiele dziedzin ludzkiego życia, ale w kontekście relacji człowiek-zwierzę jest aż nader widoczny. Rozmowa ze zwierzęciem, przy pomocy ludzkiego języka z całym jego wewnętrznym bogactwem nie jest możliwa. Możliwe jest jednak wypracowanie systemu reakcji na określone słowa – ton głosu, brzmienie. Tylko, czy w ten sposób, pies mógłby powiedzieć, że boli go łapa? Prawdopodobnie tak. Będzie to rodzaj prymitywnej komunikacji, podczas której nie porozmawia się o arcydziełach Mozarta, ale przekaże się istotne informacje na temat potrzeb. By do tego dojść, nie zawsze, ale często warto wejść na kolejny stopień wtajemniczenia.

 

— Nad ludźmi — odparła. — Niedobrze mi się robi na samą myśl. Mają o sobie stanowczo zbyt wysokie mniemanie. Świat istnieje od tysięcy lat, prawda? A z języka zwierząt zdołali w tym czasie wyłapać tylko tyle, że kiedy pies macha ogonem, to znaczy, że jest zadowolony. Nieźle, co? Jesteś pierwszym człowiekiem, który gada po naszemu. Tak, słowo daję, ludzie naprawdę potrafią zajść mi za skórę! Szczególnie, kiedy rozprawiają, jakie to zwierzęta są durne. Durne! Ha! […]*

 

Po latach lepiej rozumiem te słowa. Nauczyć się tylko tyle, że jak pies macho ogonem, to jest szczęśliwy. Wstyd. Niestety, wstyd przez łzy, bo u wielu właścicieli zwierząt (u mnie swego czasu również), wiedza zaczyna i kończy się właśnie na tym. A świat komunikacji, potrzeb i przeżyć tej istoty jest o wiele bardziej barwny. Jeśli zagłębi się w (nie tak) tajemnej wiedzy związanej ze zwierzęcym postrzeganiem, komunikacją czy potrzebami, w faktycznej relacji, otwiera się zupełnie nowy rozdział. Taki, w którym nie musi być ani jednego słowa.

 

Ile razy trzeba powtarzać, że słuchanie to podstawa. Słuchanie w przypadku ludzi, a w przypadku zwierząt? Nazwijmy to słuchaniem 2.0., czyli takim zabiegiem, który nie ogranicza się do słuchu (u ludzi, z resztą dość ubogim w odbiór bodźców). Słuchanie 2.0. skupione jest na zbieraniu informacji i przetwarzaniu ich, nie tylko w odniesieniu do tu i teraz. Dane czerpane są z otoczenia dalszego, bliższego, chwili poprzedzającej, historii, własnej wiedzy, przebytych doświadczeń i pracujących zmysłów. Aż zadyszki można dostać.

 

Tym smutnej jest mówić, że języka konkretnego gatunku, tak naprawdę nigdy człowiek w pełni używać nie będzie mógł. W filmie, gdzie ludzie posługują się szczekaniem jako „kontaktem” z psem, znów widzimy pewne uproszczenie. Na wiadomość składa się gama sygnałów przekazywanych różnymi częściami ciała, dźwiękiem (nie zawsze możliwym do naśladowania, chyba że odtwarzania z nagrania) czy zapachem. My, inteligentni ludzie, możemy w tym miejscu być co najwyżej biernymi, odbiorcami, często niepełnego, przez nasz własny deficyt zmysłów, spektaklu komunikacji.

 

Przykro mi, panie Doktorze.

 

Nie oznacza to jednak, że języka zwierząt, nie warto się uczyć. Wręcz przeciwnie. Jego znajomość ułatwia owo „wyjście naprzeciw” w tworzeniu nici porozumienia między gatunkami. Udoskonala jej jakość, prowadzi do opracowywania pośrednich języków uniwersalnych, czerpiących właśnie z komunikacji konkretnego gatunku. Nie jest to, jak już udało mi się wspomnieć dobry środek, by prowadzić pogawędki o dramatach. Te można odbywać w formie monologów, a w wielu przypadkach, uważny słuchacz i tak będzie szczęśliwy z powodu poświęcanego mu czasu.

 

Patrząc na tę całą kolumnę tekstu, mam wrażenie, że odpowiedź dalej nie została udzielona. Czy da się rozmawiać (to jest porozumiewać się) ze zwierzętami? Owszem, ale jest to zupełnie inny język, niż sobie można wyobrazić i proces ten można określić jako niepełny. Prawdopodobnie i jedna i druga strona nie będzie w stanie przekazać w pełni każdej wiadomości, ale na pewnym szczeblu (choćby tym opartym o emocje), będzie to możliwe omal w zupełności. Z pewnością, porozumienie, nie będzie osiągnięte z marszu – będzie potrzebowało czasu, popełnienia kilku błędów, stałej pracy i wyciągnięcia wniosków.

 

Może to jednak dobrze, że ostatecznie nie jestem tym zaklinaczem zwierząt.

 

 

Ach, pamiętacie Homera? To był taki czarny, kudłaty pies, który szukał domu. W swojej długiej tułaczce po domach tymczasowych i hotelikach stał się również bohaterem (oraz inspiracją) kilku moich historii. Ten sam Homer znalazł już swojego człowieka. Co więcej, co zupełnie zabawne, ten sam człowiek ogłosił, że psisko (swego czasu znane również jako Bratek) ma teraz nowe imię. Ciekawym zbiegiem okoliczności jest to, że brzmi ono zupełnie, jak imię postaci, która była inspirowana wyglądem Homera…

 

Może drugiej psinie, będącej również pod skrzydłami tej fundacji, również się poszczęści. Ostatecznie, szczenięta, z którymi ją odłowiono, znalazły już swoje przytulne kąty przy ludzkich sercach… Na pewno kiedyś i o niej opowiem.

 

Prawdopodobnie, wraz ze zbliżającymi się wakacjami, pojawi się więcej niechcianych psów, kotów… Taki to dzień psa.

 

No już, bez marudzenia. (I pamiętaj, by następnym razem nie pisać esejów, tylko rozsądnej długości wpisy. ~A.)

 

Mam nadzieję, że nikt nie zapomni wygłaskać swojego najlepszego przyjaciela, zapewni mu długi (i pełen zapachów) spacer albo po prostu swoją obecność.

 

Miłego dnia i uśmiechu, naturalnie

n (i Watson)

 

___

* Fragmenty pochodzą z książki „Doktor Dolittle i jego zwierzęta” H. Lofting (Wolne Lektury)

 

Ps. A Wy chcielibyście rozmawiać ze zwierzętami?

× 8
Komentarze
@Airain
@Airain · 10 miesięcy temu
Jeśli chodzi o komunikację międzygatunkową, to duża część pracy wykonują jednak psy. One zazwyczaj lepiej rozumieją nas, niż my ich sygnały...
× 4
@nemo
@nemo · 10 miesięcy temu
Oczywiście. Tym bardziej nie szkodzi, by próbować wobec tego również wyjść im naprzeciw. To wspaniali nauczyciele: potrafią często przebaczać mniejsze i większe błędy.
× 2
@Lorian
@Lorian · 10 miesięcy temu
Ja się z moim sierściuchem bardzo dobrze dogaduję :) Rozumiemy się... bez słowa.
I szkoda tych bezpańskich. Wyrzucanie zwierzaka to okrucieństwo.
× 2
@nemo
@nemo · 10 miesięcy temu
To wspaniale! Niestety, jest wiele czynników, które należałoby zwalczyć, żeby zapobiec bezdomności zwierząt, a i tak ciężko byłoby zupełnie ją wyeliminować.
× 2

Archiwum

© 2007 - 2024 nakanapie.pl