Avatar @nemo

@nemo

27 obserwujących. 28 obserwowanych.
Kanapowicz od 5 lat. Ostatnio tutaj 12 dni temu.
j.nieznansky
Napisz wiadomość
Obserwuj
27 obserwujących.
28 obserwowanych.
Kanapowicz od 5 lat. Ostatnio tutaj 12 dni temu.
niedziela, 5 czerwca 2022

Na marginesie (11)

...

(To już ponad sto dni. Ten fakt wymaga pewnej refleksji. Pozostawiam na to chwilę)

.

.

.

.

.

.

Tak mnie wzięło na przegrzebanie plików w poszukiwaniu właśnie tego - straconego czasu, jak można by stwierdzić. W tym miesiącu nie będę maltretować szanownych zainteresowanych żadną niepotrzebną widzą. No prawie.

 

W moim ulubinych antykwariacie ostatnio udało mi się wyhaczyć pozycję o Szkockim folklorze. Kolejne pokręcone hobby, stwierdzicie. Racja, ale trzeba mieć czym zaskakiwać ludzi, prawda?

 

Do brzegu, nemo, bo noc nas zastanie na pełnym morzu, jak się rozgadasz.

 

Ta historia powstała na potrzeby konkursu. Nie została dostrzeżona, nie wygrała. Miała za zadanie coś przekazać. Po pierwsze zapoznać czytelnika z czterema niezwykłymi postaciami ze szkockiego folkloru (oraz innymi, które nie są głownymi bohaterami (jest tu też delikatne uzupełnienie kulturą celtycką - szczegół), mniej lub bardziej znanymi. Po drugie... pozostawiam to do odkrycia osobiście.

 

A, książkę swoją drogą przeczytam, bo mam przeczucie, że takich wartych poznania osobistości jest znacznie więcej.

 

Opowieść przywiana przez wiatr

 

Gdzieś w konarach starego buka rozsiadły się wróżki. Ich szczebioczące, iskrzące punkciki rzucały różnobarwne światła na pogrążoną w mroku polanę, na wychylające się z ziemi głowy krasnoludów i otrzepujące się z resztek kamiennego snu trolle. Dalej, w mszano-liściastym płaszczu podniósł się ciemnowłosy Ghillie Dhu, Strażnik drzew o zielonej skórze. Cichy, zapatrzony gdzieś w dal, słuchał szeptów własnego królestwa. Jego smutków i radości, niesionych przez wiatr. Był przecież Czas Bluszczu.

 

Myśląc o tym, przeniósł wzrok w inny punkt. Wprost na otrzepującego się z wody człowieka z wilczą głową i sierścią. Nie bał się go, nie traktował jak intruza w swoim lesie. Był świadkiem, jak Wulver pozostawiał na parapetach ryby dla biednych ludzi. Był mile widziany w jego domu.

 

— Dziękuję — mruknął wilczym żargonem wilkołak.

 

W dźwięk jego słów wdarł się ostry zapach zgnilizny i wody. Zakrólował na polanie, gdy szeleszcząc wodorostami, wkroczył na nią dorodny, choć krępy kuc. Jego sierść lśniła w świetle księżyca i tylko w maleńkiej kropli wody błysnęło prawdziwe oblicze Kelpie: potworna szczęka pełna ostrych zębisk okrytych gnijącą skórą.

 

Stworzenie zatrzymało się, by z wahaniem spojrzeć na Strażnika lasu. Na scenie oświetlonej refleksami wielobarwnych wróżek, wśród fantazyjnych istot wyglądało dostojnie. Piękniejszej niż na jakiejkolwiek ilustracji w bestiariuszu.

 

Ghillie Dhu kiwnął z aprobatą głową. Nie miał nic przeciwko żywiącej się ludzkim mięsem istocie, o ile nie porywała dzieci. Były dla lasu łaskawsze niż większość dorosłych. Zawsze były gotowe słuchać.

 

Kolejny gość przybył od morza. Zapowiedziała go woń słonej wody i pozostałość zapachu wędzarskiego dymu. Był kobietą owiniętą skórą z morskiego lwa, o arystokratycznym, milczącym obliczu. O jasnych włosach ozdobionych sznurem białych muszelek.

 

Strażnik drzew odwrócił od niej wzrok z zawstydzeniem. Piękna Selkie onieśmielała go swoim wyglądem. Musiał zganić się kilkakrotnie w myślach, gdy dawał jej znak, że może zostać.

 

W ciemności wybuchały kolejne płomyczki Will-o’-wisp czających się przy wystających korzeniach drzew. Istotki wyskoczyły stamtąd z chichotem, tańcząc po polanie. Zaczepiły się o gałęzie drzewa i strąciły kilka liści. Nic nie przerwało ich igraszek.

 

— Jak słodkim bywa zapomnienie — zaczął, powstając odziany w mchy i liście osobnik. Z płaszcza posypały mu się igły — w gorzkim jego bólu.

Zebrane stworzenia przytaknęły, każde w swoim języku, więc powstał harmider. Noc rozświetliła się blaskiem zirytowanych wróżek, a hałas wypełnił ciszę z drapieżną zachłannością. Potem znikł.

 

— Przyjaciele, wiadomości są dwie. Skazani na wieczną tułaczkę, zawieszeni w niepewności między zapomnieniem a pamięcią, zupełnie niepotrzebni. Wiatr przyniósł mi wiadomość. Zaczepił się o koronę najwyższej brzozy, pogładził każdy, drogocenny liść. Niósł wieść, że możemy zakończyć odwieczny posterunek wśród ludzi.

 

Selkie szczeknęła cicho ze smutku. Żal jej było zaginionych na morzu, których nikt nie będzie mógł uratować, zmarłych, którzy nie otrzymają wiadomości od swoich żywych bliskich. Zatęskni jeszcze za słodkim dymem wędzarni rozbijającym się o wystające ponad zatokę skały i blaskiem jesiennych ognisk.

 

Kiedy tak rozpaczała, Kelpie ze współczuciem przytulił nos do jej policzka. Jemu zabraknie przyjemności obserwowania pracujących nad wodą ludzi. Istot, które, jeśli tylko chciały, potrafiły okazać szacunek jego domowi i dokarmiać go złowionymi rybami. Już prawie zapomniał, jak smakuje ludzkie mięso.

 

— Wiedzieliśmy, że to nastąpi — głos Strażnika drzew przybrał dydaktyczny ton. — Ludzie mają nowych bogów i legendy. To, co przeszłe, odchodzi razem ze śmiercią tych, którzy pamiętali.

 

Oni, prawie nieśmiertelne stwory, zależeli od słabych, smutnych istot. Ich istnienie wiązało się tylko z wiarą i pamięcią. Tylko one trzymały ich na ludzkiej ziemi. Dlatego, o ile mogli, starali się o nich dbać. Czuli, że muszą zasłużyć na swoje istnienie. Na pamięć i szacunek. Uczyli się na tym, co spotkało starych bogów.

 

— Jest też dobra wiadomość. Tir Andomain, Kraina Podziemia stoi dla nas otworem. Dla każdego znajdzie się przytulny kąt.

 

Jednak Wulver nie wydawał się przekonany. Bez emocji zmierzył wzrokiem tańczące, świetliste punkciki, ocierającą łzy kobietę, a potem Ghillie Dhu. Lubił pomagać ludziom po kryjomu. Czuł satysfakcję, gdy widział, jak się cieszą. Czasem, zaczajony gdzieś poza zasięgiem wzroku, przysłuchiwał się, jak opowiadają sobie historie. Marzył, że to on im je przekazuje. Pamiętał, że zanim ludzie jeszcze nie wyklęli wilkołaków na dobre, często rozmawiał z ludźmi. Nagabywał jakiegoś przechodnia, by dowiedzieć się, co piszczy tu i ówdzie. Kiedyś nawet walczył w armii jakieś ludzkiego króla.

 

Tymczasem, na polanie świętowanie istot nie miało końca. Uformowały one długi orszak, któremu przewodziły Will-o’-wisp i wróżki dobrze znające trasę do Tir Andomain. Już szykowały się do drogi.

 

— Nie potrafię ich opuścić. Przykro mi.

 

Pół wilk poczuł na sobie spojrzenie Strażnika drzew. Odnalazł w nim ukryte współczucie i zrozumienie.

 

— Musimy. Tu nas nie chcą.

 

Jak bardzo Ghillie Dhu pragnął, by było inaczej. Przywykł do ludzkich lasów, które kochał całym sercem. Uwielbiał śpiew ptaków o poranku, dotyk kory pod palcami i delikatność zapadającego się przy każdym kroku mchu. Nic nie zastąpi widoku przechadzających się ścieżkami spacerowiczów. Nikt nie odprowadzi do domu zgubionych w gąszczu dzieci. Pod powiekami zebrały mu się łzy.

 

— Te nowe legendy i bogowie na pewno się nimi zajmą. Poprosiłem, by byli dla nich dobrzy — dodał na koniec.

 

Selkie i Kelpie pomogli wstać Wulverowi. Kobieta wzięła go pod rękę, a jeziorowy stwór podparł własnym bokiem. W końcu cokolwiek zgotował im los, musieli to znieść. Razem będzie im lżej.

 

Istoty ruszyły półżałobnym półradosnym korowodem przez śpiący las. To była ich ostatnia droga. Tylko Strażnik drzew pomyślał, że dobrze byłoby, gdyby pozostał po nich jakiś ślad.

 

Jego życzenie zostało spełnione. Skąd to wiem?

 

Tę historię przyniósł mi wiatr. Natrętnie wtargnął do moich myśli, wcisnął mi w rękę pióro i nakazał pisać. Pamiętam, jak słodko brzmiał jego szemrzący głos, gdy dyktował kolejne słowa:

 

„Gdzieś w konarach starego buka…”

× 7
Komentarze
@jatymyoni
@jatymyoni · prawie 2 lata temu
Umarł Król, niech żyje Król.
× 1

Archiwum

© 2007 - 2024 nakanapie.pl