Avatar @nemo

@nemo

27 obserwujących. 28 obserwowanych.
Kanapowicz od 5 lat. Ostatnio tutaj 5 dni temu.
j.nieznansky
Napisz wiadomość
Obserwuj
27 obserwujących.
28 obserwowanych.
Kanapowicz od 5 lat. Ostatnio tutaj 5 dni temu.
niedziela, 20 czerwca 2021

Na marginesie (1,5)

Ile jeszcze trzeba wpisać słów, by wszystko nie zostało zdradzone w pierwszym paragrafie.

[...]

Jeszcze jedno (spokojnie, Porucznik Colombo nie oskarży nikogo o morderstwo (jeszcze)). Dlaczego tytułem zostało to konkretne słowo? Powiedzmy, że osoba pisząca bardzo lubi mocną, prawie sadystyczną autoironię. Jaki jest zatem najlepszy sposób, by zacząć?

 

Falstart

Wyjątki z notatnika (fabularyzowane) J. Greena, urzędnika Policji, dnia 20.06, g. 12:15:


Gary Ford, urzędnik na dworze Królowej do spraw Królewskiego Żywego Inwentarza. Zdecydowanie zdenerwowany człowiek, niski i grubawy choć ruchliwy. Czuć od niego zamiłowaniem do papierowej roboty i suto zastawionych stołów. Trzeźwy, ale roztrzęsiony.


— Więc to było tak: Królowa i goście zasiedli na trybunach Królewskiego Toru Wyścigów Konnych. Dokładnie dzisiaj o 11. miał wystartować wyścig a w nim Tripple Crown, faworytka Królowej. Podekscytowanie sięgało zenitu. Nie było szans, by okazała kasztanka o wielkich, pięknych oczach nie wygrała. Pół kraju, jeśli nie cały świat poczytywałoby jej Victorię za dobrą wróżbę w toczonej od dłuższego czasu wojnie o kolonie. Słowem, był to wyścig o śmierć i życie.


— Proszę do rzeczy — upominam go.


— O jedenastej konie ruszyły, a faworytka stale utrzymywała się na prowadzeniu. Niesamowite widowisko, aż serce rosło, gdy ta urocza kasztanka...

 

— Do rzeczy, panie Ford.

 

— Wyglądało na to, że wygra wyścig. To był pewniak. Tyle że stało się coś dziwnego.

 

— Co dokładnie?

 

— Metr przed metą... — przerywa, by ukryć twarz w dłoniach. — Nadal nie mogę w to uwierzyć! Klacz najzwyczajniej w świecie zniknęła na kilka sekund. Dopiero za metą się pojawiła. Wie pan, co to oznacza? Nie wygrała. Nie przekroczyła mety jawnie. To tragedia.

 

Teraz jego stan jest jak najbardziej zrozumiały. Od tego zależy jego życie.

 

— A inne konie?

 

— Kogo obchodzą inne konie? Tripple Crown miała wygrać. To musi być wyjaśnione. To... To rzecz wagi państwowej. Nie wiem, jakich użyto sztuczek, ale...

 

— Zobaczę, co da się zrobić w tej sprawie, panie Ford.

 

— Królowa będzie panu wdzięczna, panie...

 

Po moim poprzednim pytaniu jego głos krążył od zdenerwowania do podniecenia, dlatego staram się być ostrożny, szczególnie wchodząc mu w słowo:

 

— Green. Jules Green, jeśli musi pan wiedzieć.

 

— Załatwię panu awans. — Ford omal nie klaszcze w ręce za radości.

 

Jeszcze czego. Jest mi dobrze tu, gdzie jestem.

 

KTWK, 20.06., 14:00

 

Warte uwagi: Jednolity, pojedynczy ślad ciągnący się obok toru i kilka mniejszych, równoległych oddalonych od tamtego o około metr.

 

William Isaac, dżokej zatrudniony przez Forda. Na KTWK od czterech lat, zajmuje się i współtrenuje TC. Opanowany tylko z pozoru, niezależny charakter, brak podstawowej edukacji.

 

— Chyba metr przed metą przestałem widzieć kątem oka trybunę. — Informuje, siadając na trybunach. — Nie mogłem dokładnie stwierdzić co to było. Znikło, zanim zwróciłem na to uwagę. Dopiero jak zatrzymałem konia, o wszystkim mi powiedzieli.

 

— Czy coś podobnego miało kiedykolwiek miejsce wcześniej?

 

— Nigdy. Słyszałem o przekrętach, ale nikt nie odważyłby się zrobić tego Królowej. Przecież to byłby zamach!

 

— Zamach — powtarzam, notując.

 

Zeznania innych świadków, równie niejasne i pozbawione realizmu potwierdzają mniej lub bardziej wersję G. Forda. Ta sprawa wygląda po prostu beznadziejnie."

 

Około godziny 18. Na posterunek pofatygował się specyficzny jegomość. W ciemnogranatowym, znoszonym garniturze, białych rękawiczkach, podniszczonym cylindrze i dziurawych butach wyglądał cudacznie. Jego zachowanie było też niecodzienne: wprost bezczelne. Nic nie mówiąc, rozsiadł się na krześle i ułożył nogi na biurku.

 

W takiej chwili policjant mógł uzupełnić pobieżne oględziny gościa o kilka detali. Osobnik był dość młody, może ledwo pełnoletni, ale jego włosy były zupełnie białe, niechlujne i nieuporządkowane. Z cienia cylindra patrzył na świat zielono-błękitnymi oczami o ukrytej iskrze zwiastującej dużą inteligencję i niebezpieczeństwo. Obrazowi przystojnego ulicznika przeczył tylko wąski, omal orli nos nadając mężczyźnie pozornie arystokratyczny wygląd.

 

— Przepraszam — odezwał się Green. W jednej chwili zgarnął notatki do szuflady i wymowie wskazał oparte na blacie buty. — Obawiam się, że nie słyszałem, kiedy pan wszedł.

 

— Więc pan nie usłyszał? — Tamten rozciągnął usta w uśmiechu, pokazując zęby. — Doskonale.

 

Jego głos, w porównaniu do tego, który należał do funkcjonariusza, był milszy, z nutką czającej się gdzieś weń nieprzewidywalności. Przecież Jules tylko starał się sprawiać wrażenie groźnego. W końcu zaatakowano jego biuro:

 

— Chciał pan coś zgłosić?

 

— Nie — nieznajomy zdjął nogi z blatu. Namyślając się kilka sekund, pochylił się do przodu ściszając głos: — Pan wie, jak sprawić, by koń zniknął tuż przed metą?

 

Oczywiście, że nie. Nie miał pojęcia, dlatego doświadczył dreszczu ekscytacji. Ten dziwny człowiek wydawał się kimś, komu nie powinien ufać. Jednak ciekawość w nim zwyciężyła:

 

— Nie mam pojęcia. Pan to wie? Jakim cudem rozwikłał pan tę zagadkę?

 

— Twórca szarady musi znać jej rozwiązanie — odparł tajemniczo.

 

Reakcja policjanta była przewidywalna. Zerwał się na równe nogi, walcząc ze sobą. Czy jego rozmówca robił sobie z niego żarty? Zdarzyło mu się już trochę widzieć w życiu, jednak nigdy nie natknął się na tak oczywiste lekceważenie stróża prawa.

 

Tymczasem tajemniczy, białowłosy jegomość nie był pod wrażeniem. Wręcz przeciwnie. Ziewnął i bawiąc się postrzępioną nitką z cylindra, zaczął tłumaczyć:

 

— To niezbyt nęcąca historia. Proszę usiąść. Nogi pana rozbolą. Sama sprawa jest prosta: wystarczy dobrze ustawione zwierciadło, by uzyskać iluzję zniknięcia.

 

Przerwał na chwilę, by analizować reakcję Greena. Nie napotkał nic ciekawszego ponad pełne oburzenia spojrzenie, więc wstał i uchylił swojego kapelusza:

 

— To przykre, że nie stanowię jeszcze dla nikogo wyzwania. Prawdopodobnie, w takim razie, nie mamy o czym rozmawiać.

 

— Proszę zaczekać.

 

Jasnowłosy zmierzył Julesa znudzonym spojrzeniem. Upór funkcjonariusza budził w nim pewien podziw, choć jego zdaniem, był zupełnie zabawny.

 

— Słucham?

 

— Kim pan jest?

 

Pod orlim nosem zagościł specyficzny uśmiech. Sprawiał wrażenie omenu zapowiadającego rychłe kłopoty. Może właśnie tak było?

 

Nic się jednak nie stało. Zamiast fajerwerków, czy czegoś nadzwyczaj spektakularnego pojawiły się tylko słowa:

 

— Jestem Jack Qack. Swoją drogą, nie zastanawiał się pan czemu to właśnie Tripple Crown tak się liczyła? Dlaczego Forda nie interesowały inne konie?

 

Green zaprzeczył. Domyślał się sensu tych wszystkich pytań, ale chciał wiedzieć, co powie rozmówca. Czekał, ale ten znów go zaskoczył. Nie wyjaśniał nic dalej, jakby rozmowa na ten temat się mu znudziła:

 

— Jest też smutna wiadomość. Faworytka nie będzie miała długiej kariery.

 

 

Kilka tygodni później, funkcjonariusz przypomniał sobie te słowa, czytając gazetę. Z pierwszej strony krzyczał do czytelnika artykuł o wypadku Tripple Crown. Kasztanka miała wywrócić się na torze, łamiąc nogę. Jej przyszłością, naturalną siłą rzeczy, było już tylko pójście pod rzeźnicki nóż.

 

Taką samą gazetę trzymał też w rękach, w podobnym czasie ktoś inny. Jasnowłosy, wysoki jegomość siedzący na prowizorycznym posłaniu w jeszcze bardziej prowizorycznej przyczepie. To właśnie on przedstawiał się jako Jack Qack.

 

Nie był sam. Naprzeciw leżał trójnogi, beżowy pies a obok zwierzaka zupełnie inna postać. Mimo noszenia na sobie męskiego odzienia nie miała z mężczyzną nic wspólnego. Mogła być po prostu wymizerową kobietą okrytą płaszczem, która kryła swoją twarz w cieniu szalika i za dużego melonika.

 

— Widzisz, Ma. Miałem rację. Ulubieńcy zmieniają się bardzo szybko, zwłaszcza u kobiet a jeszcze szybciej u tłumów. Chyba przed jednym ani drugim nie muszę cię ostrzegać. — Tu Jack przerwał, by kontemplować swoje własne słowa. — Czasem nieświadomie człowiek usiłuje się oszukiwać do czasu. Do momentu, gdy zobaczy, że to, co gonił, jest tylko iluzją. Pech chce, że zdarza się to czasem, dopiero gdy tę iluzję zdoła dogonić.

][

That's all Folks! Dziękuję za wszystko. Miłego dnia :)

#namarginesie
× 2
Komentarze
@Mackowy
@Mackowy · prawie 3 lata temu
człowiek, niski choć ruchliwy
chyba nie ma związku ;-)
× 1
@nemo
@nemo · prawie 3 lata temu
Dziękuję za uwagę :)
× 1

Archiwum

© 2007 - 2024 nakanapie.pl