Avatar @nemo

@nemo

28 obserwujących. 28 obserwowanych.
Kanapowicz od ponad 5 lat. Ostatnio tutaj 4 miesiące temu.
Napisz wiadomość
Obserwuj
28 obserwujących.
28 obserwowanych.
Kanapowicz od ponad 5 lat. Ostatnio tutaj 4 miesiące temu.
środa, 15 grudnia 2021

Na marginesie (8) 2/3

Dzień dobry,

 

Chmurnie dziś, jakby pogoda (znana z podobieństwa do kobiety) postanowiła odwrócić się białymi plecami i niby od niechcenia fuknąć: „domyśl się”. Ach, to wysokie ciśnienie!

 

Proszę się nie śmiać. Krzysztof wprowadził mnie w dziwny humor (jakże pięknie byłoby, gdyby książka nie wpływała na czytelnika). Trzy głębokie wdechy i przestaję. Obiecuję.

 

Za każdym razem zaczynam coraz głębiej rozumieć, że moje wywody na temat zwierząt, szacunku itp., nie są niczym zbyt odkrywczym, nowym i nie przebierając w słowach, to starta czasu. Dlatego chyba warto je sobie darować. Po co męczyć place (na komputerze języka to się raczej nie strzępi).

 

Zostawiam więc bez nierozwijającego fragmentu.

 

Niestety, poniższy rozdział podpada raczej pod kategorię „zapchajdziura”. Nie wnosi nic sensownego, poza zwykłą plątaniną słów. No, równie dobrze, mogłoby tu być około 8100 znaków „x” lub 1160 „bla” (wszyscy wiemy, że w normalnej książce coś takiego by nie przeszło, więc niekiedy nieszczęsny autor na siłę wciska jakieś nieznaczące frazesy). Co ma się stać, niech się stanie:

 

 

R1.Wszystkie błędy Sherlocka Holmesa cz.1

 

Detektywowi jakoś umknęła reszta wizyty w schronisku. Ostatecznie, zajęty myślami wylądował przed furtką z psem na smyczy i zmiętą kartką w kieszeni. Odczuwał pewien rodzaj satysfakcji, opuszczając to miejsce. Cała żałość przejawiająca się w błagalnych spojrzeniach i skowytach była już za nim.

 

— Pomożesz mi, Watsonie?

 

Zwierz szczeknął, jakby idealnie zrozumiał, co powiedział jego nowy pan. Bez problemu wpakował się do taksówki, przetrwał podróż i nawet pozbawiony smyczy posłusznie podążał za człowiekiem.

 

On naprawdę jest inteligentny, chwalił go w myślach Holmes. Zadziwiające.

 

— Muszę kogoś znaleźć, ale mam tylko kawałek ubrania. To na twoje siły?

 

W normalnym przypadku, mówienie do psa, detektyw uznałby za bezcelowe, ale miał wrażenie, że zwierzę przyjęło jego polecenie. Staranie wyeksplorowało nosem podaną mu tkaninę, kichnęło i ruszyło przed siebie. Z nadzwyczajną determinacją, raz obwąchując góry wiatr, a raz chodnik, kluczyli uliczkami zatłoczonego miasta. Zdecydowanie byli na tropie.

 

Dochodziło późne popołudnie. Holmes powoli zaczynał czuć znużenie, gdy piąty raz mijali ten sam pomnik albo spotykali tę samą osobę. Tylko widok tropiącego, pełnego entuzjazmu, czworonożnego przyjaciela sprawiał, że odnajdywał coraz to nowe siły. Prawdopodobnie tak musiał wyglądać, gdy sam wpadał w najbardziej fascynującą fazę śledztwa.

 

Tymczasem oddał swój umysł analizie otoczenia, a nogom powierzył jedynie zadanie podążania za zwierzęciem. W ten bezmyślny, ale wygodny sposób zaufał instynktom swojego nowego towarzysza.

 

Co za pies! Co za wytrwałość! nie mógł się nadziwić. Co za energia!

 

Krajobraz miasta uległ zmianie. Zdominowały go nie sympatyczne kamieniczki, a obskurne osiedla o ponurych ścianach. Coraz mniej mijali ludzi w porządnych ubraniach spieszących do pracy a coraz więcej zwykłych, szarych obywateli. Zdołali już oddalić się od centrum. Nie dziwiło to detektywa. Powstający w jego myślach obraz człowieka, którego ścigał, nabierał nowych, fascynujących barw.

 

Watson wpadł w jedną z zacienionych uliczek i stanął jak wryty, wskazując nosem osobnika siedzącego na rogu. Nie, nie był to bezdomny. Holmes rozpoznał to po kilku uważnych spojrzeniach: dwudniowy zarost, dobre ubrania ukryte pod szmatami i folią, ręce nieskalane pracą. To wszystko mogło zbudzić czujność nawet podrzędnego funkcjonariusza drogówki.

 

— Jesteś pewien?

 

Pół wyżeł jeszcze mocniej wyprężył się z łapą zastygłą w powietrzu. Jego mięśnie, oblepiające mocno widoczne kości naciągnęły się do granic możliwości. Tak, był zupełnie pewien.

 

Wzrost, rozmiar stopy, ogólne ukształtowanie twarzy. Wszystko się zgadzało. Detektyw dalej składał cały wizerunek poszukiwanego i z tej układanki wyłaniał się właśnie ten, siedzący przed nim człowiek. Czy nie poddawał się jakiejś dziwnej sugestii, która rozleniwiła jego zmysły?

 

— Morderca!

 

Nerwowy ruch i nagłe spięcie w całym ciele oskarżonego już ostatecznie utwierdziły Sherlocka w prawdziwości swojej teorii. Udało mu się, z wielką pomocą osiągnąć sukces.

 

— Poczekamy na policję.

 

Wybranie odpowiedniego numeru sprowokowało chwilę nieuwagi. Mężczyzna usłyszał szamotaninę, którą ucięło krótkie, stanowcze warknięcie. Odwrócił się. Watson właśnie ostrzegał usiłującego uciec człowieka, że nie żartuje. Z nieskrywaną dumą prezentował godny pozazdroszczenia komplet zębów. Strach w takiej sytuacji był jak najbardziej uzasadniony.

 

Jak ktoś mógł wyrzucić takiego psa? Pogłaskał zwierzę po kościstej głowie. Ten niewielki gest czułości przypadł psu do gustu, bo przymknął ślepia z rozkoszy. Gdybyś potrafił mówić, to byłbyś już prawie jak człowiek.

 

Funkcjonariusze, którzy przyjechali na wezwanie, zapakowali poszukiwanego do radiowozu i umknęli. Nauczyli się, że jeśli przy Sherlocku Holmesie zada się jakieś głupie pytanie, to można być nagrodzonym tyradą na temat swojego nieprzeciętnego braku inteligencji. Nikt, poza Inspektorem Lestrade, który po prostu lubił od czasu do czasu sprawić "konsultantowi" taką przyjemność, tego nie robił.

 

— Powinien pan go nakarmić — Zwrócił mu uwagę jeden z przechodniów i detektyw przyznał mu rację. Watsonowi najbardziej ze wszystkich należał się kawałek mięsa.

 

Jakie musiało być zdziwienie kobiety, stojącej za ladą w mięsnym sklepie, gdy do środka wszedł Holmes i wychudzony pies. Nie protestowała. Bez słów pojęła, co jest potrzebne. Z zaplecza przytargała dwie, świńskie nogi, które ledwo mogła unieść. Zaproponowała też pokaźną kiszkę wypełnioną mielonym mięsem i dorzuciła krowie ucho. Mimo wszystkich tych delicji, podróżujących po ladzie, myśliwski pies cierpliwie czekał na swój przydział. Właściciel nagrodził go za to wołowym delikatesem.

 

W drodze powrotnej mężczyzna z rozbawieniem obserwował, jak jego przyjaciel paradnie unosząc pysk, przerzuca zdobycz między zębami. Nadal nie mógł zrozumieć, jak można by porzucić takie cudowne stworzenie. Ten pies, według niego, był inteligentniejszy niż statystyczna połowa ludzkości. Z drugiej strony, rodziły się w nim wątpliwości. Jeśli powód, dla którego to zwierzę trafiło na ulicę, nie był błahy? Jeśli to było coś poważnego?

 

Watson instynktownie znalazł swój nowy dom. Była to urocza, trzypiętrowa kamieniczka, wtulona między dwa inne, równie odrapane budynki. Nawet drzwi były niemiłosiernie zniszczone, osłonięte gęstym baldachimem z bluszczu. Ledwo można było dostrzec na nich numer domu: 221B.

 

— Czuj się jak u siebie. — Sherlock otworzył mu drzwi.

 

— Za jakie grzechy. Brakowało tu jeszcze psa!

 

Starsza, sympatyczna kobiecina o wiśniowych włosach, w cyjanowym (niebieskim), dopasowanym komplecie wzniosła ręce do góry. Mimo swojej krępej budowy sprawiała wrażenie energicznej i właśnie taka była: była wszędzie. Jeśli akurat nie gotowała, sprzątała lub oglądała wszędobylskich tasiemców w telewizji, można było spodziewać się jej niemal w każdym miejscu.

 

— To nie jest pies, pani Hudson. To Watson.

 

Psisko przepraszająco polizało staruszkę po ręku. Wystarczył tylko błagalny wzrok ciemnych ślepi i się złamała. Podrapała go czule po szyi:

 

— No śliczny jesteś, biedaku. Zaraz pójdę po golonkę i zjesz tak, jak trzeba. Przestaniesz wyglądać jak sama skóra i kości.

 

Holmes chrząknął, unosząc torbę z dwoma świńskimi nogami. Kobieta aż się rozpromieniła:

 

— O wszystkim pomyślałeś. Może jednak mądry z ciebie chłopiec.

 

Ta wypowiedź wyraźnie wprawiła mężczyznę w dobry humor. Poczłapał do salonu, gdzie usiadł w swoim ukochanym fotelu, by sprawdzić pocztę. Nie czekała na niego żadna sensowna wiadomość, dlatego zagłębił się w aktualne gazety internetowe. Przeglądanie ich zazwyczaj pochłaniało mu kilka godzin, ale tego dnia nie miał na to ochoty. Zrezygnował po lekturze "Kroniki Kryminalnej" i zajął się obserwacją nowego współlokatora. Ten, właśnie z największym skupieniem ogryzał słusznych rozmiarów kość biodrową przyzwoitego knura.

 

Ten pies sprawia mi irracjonalnie dużo radości, pomyślał. Może naprawdę nie jestem dla niego odpowiednim właścicielem. Oddam go. Jutro

 

(Tak, w tym momencie też mam ochotę go zamordować. Nie tylko ty tak myślisz, czytelniku.)

 

Do północy Watson nie zdołał się całkowicie rozprawić z kością, za to cierpliwie wysłuchał czternastu koncertów skrzypcowych, wziął udział w indoorowym (wewnątrz pokojowym) konkursie strzelniczym (kibicował i nawet to nie sprawiło, że pani Hudson nie była zła) oraz wybrał się na spacer wzdłuż ulicy. Każdą z tych czynności wykonywał, machając ogonem i ufnie patrząc swojemu nowemu panu w oczy. Ten pan miał już nigdy go nie zawieźć, bo właśnie w nim pokładał nadzieję. Miał być jego panem tym, na którego czekał i za którego był gotowy oddać życie.

 

Jak mogłoby wydawać się detektywowi, gdy leżąc na łóżku, patrzył na nowego przyjaciela, że psisko zasługuje na najlepsze. Sherlock nie mógł mu tego zapewnić. Nawet nie znał się na psach. W jego mniemaniu mogły potrzebować całej masy specjalistycznych rzeczy, do których nie miał głowy, ani cierpliwości. Gdyby tylko Watson był człowiekiem i umiał sam o siebie zadbać. Nie potrzebowałby tak dużo.

 

Zwierzak podszedł do posłania swojego pana i położył pysk na materacu. Zdawał się mówić:

 

O czym myślisz? Czy coś się dzieje?

 

— Wszystko jest dobrze, Watson. Wszystko jest dobrze.

 

 

Chyba faktycznie należy tu zapytać, czy wszystko w porządku.

 

Tak, ta historia ma swoją trzecią część, ale nie pojawi się ona w najbliższym czasie. Na najbliższy tydzień (o ile uda mi się zebrać wystarczająco skutecznie) pojawi się coś… Na ten moment coś.

 

Miłego dnia,

 

n

 

Ps. Zawsze mnie zastanawia, czy ktoś w ogóle tu dociera… Strasznie tu daleko. A zimno! Brrr...

#namarginesie
× 7
Komentarze
@Wiesia
@Wiesia · prawie 3 lata temu
Zawsze czytam z przyjemnością, tylko niech Holmes nie oddaje piesa, bo uduszę :-)
× 4
@MLB
@MLB · prawie 3 lata temu
Ocieplacze przynoszę - fajny tekst:)
× 4
@OutLet
@OutLet · prawie 3 lata temu
Dociera, nie martw się.
× 4
@jatymyoni
@jatymyoni · prawie 3 lata temu
Dociera, nie jest tak daleko i z przyjemnością się czyta.
× 2

Archiwum