Zanim przejdziemy dalej.
Pamiętamy:
17.00, 01.08.1944 r.
Nie zapomnimy (a jak zapomnieliśmy, to sobie przypomnimy):
Wysłuchane? W takim razie zapraszamy:
R2.
w którym tajemnica się wyjaśnia (a jak!)
Renate zrobiła się wyjątkowo podejrzliwa, gdy postawiłem zalakowaną butelkę na stole. Właściwie, zrobiła się wtedy skrajnie podejrzliwa, bo większość dnia, na spółkę z dziećmi nie mogłem usiedzieć w miejscu. Długa wstrzemięźliwość od możliwości otwarcia tajemniczego przedmiotu doprowadziła moją ciekawość do przerażająco niebezpiecznego stanu nadmiaru ekscytacji.
— Wyłowiliście to z morza — zaczęła moja żona. — I macie zamiar to otworzyć? Tutaj?
Przestałem gorączkowo majstrować nożem przy pieczęci. To nie był przecież zły pomysł. W środku był tylko papier. Nie spodziewałem się tam raczej złych dżinów, śmiercionośnych zarazków czy przekleństw. Chyba.
— Po namyśle…
— Tato, obiecałeś. — Natychmiast moje wątpliwości rozwiała córka. — To zwykły list.
Czyli zostałem bez wyjścia tak, jak moja kobieta. Skoro za otwarciem tego eksponatu tak gorliwie opowiadały się dzieci, żadne z nas nie będzie miało nawet kontrargumentu.
— Dobrze. — Renate uniosła ręce w geście rezygnacji. — Otwierajcie ten skarb, tylko nie róbcie bałaganu.
To akurat było trudne. Kawałki laku posypały się ze stołu prosto na wykładzinę, zanim jeszcze zdążyłem pozbyć się korka od butelki. W połączeniu z nagrzanym powietrzem mogłem się spodziewać, że zostaną w tym pokoju na dość długo. Może nawet kilka lat.
— Co tam jest?
— Kartka — mruknąłem, wyciągając kawałek papieru. Tego można było się spodziewać, skoro szkło było przeźroczyste.
To jednocześnie rozczarowujące i ekscytujące. Od papieru zaczęły się wszystkie moje przygody. Konkretniej, od książki. Całego sklepu książek i jednej Erraty. Nie zdziwiłbym się, jeśli i w tym maczałaby palce.
— Ale co jest na papierze? — Mały uwiesił mi się na ramieniu. — Przeczytaj, przeczytaj!
Czy w takim razie miałem inne wyjście? Skupiłem się na lekko pożółkłych kartkach i czarnym tekście:
— Dzięki Bogu ktoś znalazł tę wiadomość.
Przerwałem na wpół zaintrygowany i zaskoczony. List czy nie list, miał być znaleziony. Ktoś wiedział albo przynajmniej miał nadzieję, że do kogoś ta wiadomość trafi.
— Tato, co jest dalej!
Przebrnąłem przez tekst bardzo pobieżnie i miałem ochotę skłamać. Po prostu wmówić dzieciakom, że nie ma tam nic, bo to wyglądało, na dość osobistą wiadomość.
— Tato? — Dziewczynka złapała kawałek papieru i czytała dalej sama. Zamknąłem oczy, przywołując w pamięci każdy zawijas czarnego atramentu na chropowatym podłożu.
Dzięki Bogu ktoś znalazł tę wiadomość.
Od razu muszę zaznaczyć, że nie jestem rozbitkiem i nie potrzebuję pomocy. Przynajmniej nie w takiej formie, w jakiej ktoś zwyczajny może mi ją zapewnić. To, niestety, nieco bardziej skomplikowane. Wyjaśnię to, gdy tylko znajdę odpowiednie słowa. Na tę chwilę muszę Cię poprosić, nie, błagać, byś, Drogi Czytelniku, włożył ten list po przeczytaniu mojej historii do książki. Tylko w ten sposób będziesz mi w stanie pomóc.
To, kim jestem, nie wydaje się aż tak istotne. Znacznie bardziej nurtuje to, co się ze mną stało. Nawet nie wiem, kogo za to obwiniać. W końcu zdarzało mi się otwierać książki, dziesiątki tomów, notesów, manuskryptów i innych papierowych tworów a coś takiego się nie zdarzyło. Żaden z nich, nigdy…
— Mnie nie wciągnął do środka — doczytała po dłuższej chwili Momo. — Dosłownie. Wystarczyła sekunda, żeby znaleźć się w książce.
Zabrałem jej wiadomość. Ktoś został porwany w fabułę. W sam środek utworu.
Powoli docierało do mnie to, co było przede mną. Coś, co było dowodem szalonej fantazji lub poważnych tarapatów. To coś, czym powinna się zająć Diana. Przecież dla niej przebywanie okolicach książek to nie jest problem.
— Myślę, że to jakiś głupi żart. — Kobieta spojrzała z politowaniem na moją, prawdopodobnie bladnącą twarz.
No tak, nie ważne, ile razy mówiłem jej o tym, co spotkało mnie, zanim znów się spotkaliśmy po latach, nie chciała mi wierzyć. Cóż, ciężko dać wiarę, gdy mówi się o znikających w książkach istotach, półwilkach, postaciach z literatury a najbardziej teorii, że rośliny mogą mówić. W końcu przejadło mi się tłumaczenie, kim są Erraty i dlaczego mama zawsze traktuje Stanisława, jakby był jej niedożywionym synkiem, a on nie ma nic przeciwko. Nie sposób też w nieskończoność unikać sklepu „Książki i Kwiaty”. Skoro moja żona nie potrafi zaakceptować prawdy, to nie powinien jej na nią narażać. A nóż zdarzy się coś, czego nikt nie będzie w stanie wyjaśnić.
— Ja bym na wszelki wypadek schowała tę kartkę do książki. Może to pomoże.
Wbiłem wzrok w kilka pierwszych linijek tekstu. Wszystko jest przecież możliwe. To, co nie jest możliwe i tak się dzieje.
— Elinor, nie będziesz nabierał się chyba na jakieś głupie żarty. Zdaje się, że jesteś dorosły.
Mówiła to za każdym razem, gdy chciała przeforsować swoją prawdę. Właściwie, gdy nie chciała wierzyć w to całe szaleństwo. To ja powinienem przemówić jej do rozumu. Prawda była po mojej stronie.
— Ja to zrobię. Włożymy ją do książki, którą czytasz nam na dobranoc. Będzie jej tam ciepło. — Stan chyba okazał się największym rozsądkiem. — Musiała zmarznąć tak długo pływając w butelce.
Nie mogę się nadziwić tej empatii mojego syna w stosunku do martwych przedmiotów. Skąd on się tego nabawił? To aż dziwnie nierealne.
— Właśnie. Poczytaj nam, tato. Prosimy.
Bardzo zgodnie udało im się wypowiedzieć to zaklęcie. Nie było tak magiczne, jak zapamiętałem. Kiedyś potrafiło teleportować lub zrzucać książki z półek a teraz ograniczało się jedynie do zmiękczania mojego serca. Bardzo skutecznego zmiękczania, bo nigdy nie potrafiłem odmówić.
— Ale macie ubrać się w piżamy i umyć zęby — uśmiechnąłem się.
— Tak jest, kapitanie!
Kiedy cała hałastra znalazła się w łóżkach, usiadłem między posłaniami, by przeczytać dzisiejszy fragment. Zawsze to był najbardziej magiczny moment dnia. Chyba całą trójką czekaliśmy na niego z niecierpliwością.
Momo zasnęła dość szybko, ale Stan postanowił walczyć ze zmęczeniem, by jeszcze mnie zestrofować:
— Tylko nie zapomnij o liście. Nie chcę, żeby się przeziębił.
Z rozbawieniem, czując na sobie uważne spojrzenie syna, włożyłem papier pomiędzy strony lektury i życzyłem wszystkim dobrej nocy. Nawet widomości. Ostatecznie, wyszedłem z wprawy mówienia do książek.
____