(Wszystkie myśli krążą teraz prawdopodobnie wokół szkolnej gorączki, dlatego proponuję małą wycieczkę. Plecaki spakowane?)
Momencik. Zanim do pracy zaprzęgnięty zostanie wujek Google, proszę o chwilę cierpliwości, bo odbędziemy tę podróż manualnie. Mapą po palcu. Albo jakoś tak.
Najpierw lot do Australii (w ten sposób skracamy drogę z około 33 tysięcy kilometrów, by nie nadwyrężać spragnionych odpowiedzi czytających). Z Warszawy lecimy około 36 godzin z dwoma przesiadkami w tym jedną w Istambule. Następnie bookujemy miejsce na statku, który zabierze nas prosto do naszego tajemniczego miejsca na oceanie pacyficznym. Brzmi jak długa podróż. Warto uzbroić się w cierpliwość i dobre towarzystwo.
Spragnionym i głodnym wrażeń szef kuchni proponuje:
*
Pewnego dnia, w końcu, budzimy się pełni jakiegoś niepojętego napięcia. Oto GPS informuje nas triumfalnie:
Dotarłeś do celu. Miejsce docelowe znajduje się przed tobą.
A tu nie ma nic.
Pierwsza myśl, jaka pojawia się w głowie, to wrażenie, że nemo pomieszały się zmysły i ludzie zostali skierowani donikąd. Może być gorzej. Jeszcze okaże się, że ktoś zaraz padnie ofiarą okrutnego morderstwa i powstanie typowe zamieszanie. Typowe dla klasycznej powieści kryminalnej.
Nie, żadnych takich. Miejsce, w którym (wirtualnie) się znajdujemy to ciekawostka geograficzno-matematyczna. Tak zwany oceaniczny biegun niedostępności (ang. Point Nemo (teraz już prawdopodobnie jest jasne, dlaczego osoba pisząca przepada za tym miejscem)). Został wyznaczony w 1992 roku przez chorwacko-kanadyjskiego statystyka, Hrvoje Lukatela. To punkt tak bardzo oddalony od wszystkich lądów, że bliżej z tego miejsca do ludzi znajdujących się na orbicie ziemskiej. Wymarzone miejsce na spokojne wakacje!
Szukając informacji o Punkcie Nemo (wolę tę nazwę), okazało się, że biegunów niedostępności jest znacznie więcej. A więc: północny, południowy, kontynentalne. Ba, jest cała procedura ich wyznaczania. No proszę, typowo ludzkie. Wyznaczyć sobie matematycznie taki nieprzydatny punkt.
Ach, oczywiście. Punkt Nemo nie jest, niestety, miejscem wiecznego spoczynku Nautilusa i Kapitana Nemo. Dlaczego? W Tajemniczej Wyspie współrzędne Wyspy Lincolna są wyjątkowo dokładnie podane (34°57′S 150°30′W) i są one nieco inne, niż te, które widnieją w tytule tego wpisu. Warto też pamiętać, że Wyspa Lincolna zniknęła z powierzchni oceanu – na próżno jej szukać. Szkoda. Myślę, że Excelsior na pewno by tam zawędrował.
Co ciekawsze, pewien polski pisarz postanowił wysunąć zupełnie inne argumenty takiego a nie innego położenia Tajemniczej Wyspy. Zdradzę tylko, że ma to wiele wspólnego z kilkoma poplątanymi tezami i faktem, że Kapitan Nemo (pierwotnie) był Polakiem. Obiecuję więcej nie zdradzać.
Po tej męczącej wyprawie, czas najwyższy obrać kurs na dom. Chyba wszyscy stęskniliśmy się za lądem.
Bibliografia:
Pozdrawiam i powodzenia (i pamiętamy, że dziś rocznica wybuchu IIWŚ)
PS: *Odsyłam do wątku na grupach dyskusyjnych, gdzie (mam nadzieję) pojawi się więcej książkowych dań :) Które z nich najbardziej Wam by zasmakowało?