Jak to dobrze po przeczytaniu niesamowicie przeciętnej pozycji, wejść w światło (lub w tym przypadku mrok) czegoś bardziej interesującego i mięsistego.
Ostatnio moja czytelnicza przygoda to taka wredna sinusoida. Powieści genialne przeplatane dołami, nic pośredniego :D
jesteśmy klejnotami w koronie północy,
ciemnymi obsydianowymi łzami ze światła księżyca i krwi
falującymi na powierzchni smutków, zakłócającymi sen nocy
jesteśmy rozdartą skórą młodego słońca,
czarnymi ognikami płonącymi na zapomnianych wzgórzach, dziećmi opalizującej mgły i księżycowego pyłu
dotykamy śmiertelnych szaleństwem; panujemy nad opuszczonymi kręgami i zacienionymi labiryntami
jesteśmy ostatnim pocałunkiem bogini,
oślepiającym naturę swoim blaskiem, pokrywającym jej serce okładem z mchu i mokrych liści
nawiedzają nas ci, których spaliliśmy
ci, których pocałowały płomienie
ci których obróciliśmy w pył -
srebrnymi strzałami, złotymi pociskami
przywróciliśmy ich ziemi
każde słowo, które zwróciliśmy przeciwko nim
rosło żelazem w naszych gardłach
zakopując ostre odłamki
w naszych sercach - szkło wbite w ranę
sztylety zatopione głęboko w duszy
nawiedzają nas duchy wczorajszego dnia
żywiąc się naszymi kośćmi
drążąc jaskinie w naszym umyśle
które odbijają się echem tych fatalnych słów
„co by było, gdyby”
To uczucie, kiedy bierzesz książkę, masz nadzieję na niebezpieczeństwo i akcję, na powtórkę z "Szóstki Wron", a dostajesz... niewiarygodny i wkurzający romans.
moje czarne pióra kryją pęknięcia
wyrwy w kościach, studnie w żyłach
bolesne leje którymi płynie zima
skrystalizowane koszmary sunące powoli
szybem przez mój szpik
otaczam moje wewnętrzne jaskinie pajęczą siecią
bronię ich ostrymi szponami, wbijam zęby w odsłonięte szyje
sączę jad w skórę nieświadomych ofiar
by nigdy nie trafiły na pęknięcia
wyrwy, studnie, leje
otwarte rany, lśniące bezgwiezdną nocą
spijające złote strumienie niepokoju
życiodajne źródło dla zapomnianych blizn
moja dusza - muśnięta czernią i zielenią
dziecko lasu, pomazaniec mroku
moje serce - iskra pośród wysuszonych jesiennych liści
owalny portret otoczony bluszczem
mój duch - dotknięty szponami bogów z bezkresnych łąk
dziki kwiat wśród róż, nieokiełznane stworzenie nocy
[ oboje jesteśmy stworzeni ze światła
i ciemności, która pieści naszą skórę
okrutny dotyk słońca
kojący pocałunek księżyca
polujemy pośród gałęzi i korzeni; obnażone kły, płonące oczy
otuleni w krew i mech
odziani w liście i krucze pióra]
Hej hej :)
Pomyślałam, że podzielę się kolejnym moim wytworem ^^ Tworzę stronę o wampirach, zarówno w legendach, jak i kulturze. Może niektórych zainteresuje :)
Wrzucam link!
ilu aniołów trzyma moją nić?
jeden ze skrzydłami ze stali, bestia lodu i wiatru
jeden z czarnymi oczami, jak studnie bez dna
jeden z krwawiącymi dłońmi, spragnione stworzenie
jeden z kłami i szponami, cały z marmuru
jeden z otchłanią w otwartej piersi i żelaznym sercem
tkają moje życie, wgryzają się w nie
jak głodne wilki, kamienne parki
ilu aniołów trzyma moją nić?
ich oddech, ich dotyk, głęboko w moich żyłach
znam ich twarze, ale nie imiona
znam ich dusze, ale nie zamiary
znam ich pragnienia, znam ich lęki
ich głód i strach, sekrety, koszmary...
kiedy tańczymy
[ wśród opadających popiołów - osiadających na naszych powiekach
wśród zwiędłych kwiatów - nasz cmentarz z suchych płatków ]
kiedy się całujemy
[ wysysając kawałki duszy
słodka uczta - deszcz gnący kwiaty w naszym ogrodzie
kiedy kochamy
[ wojna rozgniewanych zmysłów - odurzający dotyk namiętności
stopiony w bezduszny kamień ]
niewyraźna granica
[ między tym, co serce wytrzyma
i na co zasługuje ]
moja siła pochodzi z marmurowych ruin
które oddychają cicho w kołyskach z mchu
moja moc pochodzi z płonących liści
i płomieni malujących runy na pergaminie nocy
moje sny mieszkają w zapomnianych otchłaniach
i studniach wypełnionych pradawną ciemnością
wzywam bogów tam, gdzie nikt nie słyszy ich imion
ukrytych przed nowym wiekiem; świateł rozpadających się świątyń
nigdy nie zniknęliśmy
rośniemy jak nowe życie między blaskiem ulicznych lamp
pomiędzy pustymi oczami martwych budynków
rodzimy powietrze i wiatr
oddychamy ogniem i ziemią
by namalować błyszczące gwiazdy pod twymi powiekami
tchnąć bryzę w twoją duszę
wiedźmy starych czasów
tańczące pomiędzy eonami
prześlizgując się przez szczelinę do nowego świata
by uwolnić wichurę z jej żelaznych kajdan
przestaliśmy oddychać, by złapać pieśń wiatru
zanurzeni się w czarnym stawie, gotowi roztrzaskać lód trzymający w szponach wiosnę
krwawiliśmy na czarnej ziemi, by nakarmić wilcze duchy
łkaliśmy pod drzwiami do zaświatów, by obudzić śpiących bogów
zmieniliśmy się w kamień, by zakwitła noc
woda szepcze naszą legendę; łagodny wieszcz gajów
marmurowi wybrańcy patrzący spomiędzy zarośli
z oczami utkwionymi w przeszłości
ze wspomnieniami zatrzymanymi w czasie
To jeden z moich ulubionych nie-black metalowych zespołów. Magia.
Czas znowu zabrać się za czytanie, temperatura odpuściła, a ja mam czas :D
Więc zabieram się za pewnik - kontynuuję Meekhan Wegnera. Chodzę na rzęsach. Zamiatam podłogę ogonem. Wszystko z niecierpliwości.
I co ja tak długo czekałam... :>