... słoneczną i piękną... tylko te oczy jak czarne dziury... czyżby prawdziwa mroczna natura?
Potwierdzam, że dostał smaczki i głaski.
Dziś zobaczyłam okiem moim, że już przekroczyłam limit książek na moje czytelnicze wyzwanie na ten rok.
Woot!
Mój piecho aż szczęknął ze szczęścia, a kot, jak to kot, odwrócił się do mnie tyłem, by pokazać swą wyższość. On by przeczytał więcej!
A jeszcze tyle zostało do końca roku!
zakwitł w moim sercu; bezgłośnie
jak oset pośród róż
rozkoszując się czarnym słońcem mojej duszy
całowany przez kwaśne deszcze, pieszczony przez pustkę
wyrósł w mojej skórze; cicho
od szkarłatnej łzy do rubinowego jeziora
tworząc rozległy ocean
armia drapieżnych snów
głodne kohorty śmiercionośnych pragnień
mój własny legion krwi
Namazany przez pewną artystkę od zwierzaków :) Mordka!
a więc jesteśmy
winne kroczenia złymi ścieżkami
wybieramy zaklęte kręgi i mgliste drogi
zamiast podążać za błyskawicami
a więc jesteśmy
oczarowane naszym własnym urokiem
nasz oddech zamienia się w lód
kiedy rzucamy klątwy i tkamy czarną magię
a więc jesteśmy
zwiedzione dusze, potępione naszą dumą
ślepe i ciche
podczas gdy powinnyśmy
krzyczeć
Zmęczonam straszliwie, choróbsko mentalne dręczy, coś nie tak z czytaniem, ilość zjedzonych cuksów porównywalna do tej, którą wsuwa bohaterka "Szklanego Tronu"... źle się dzieje w królestwie fae.
Mam nadzieję, że następny tydzień będzie lepszy. Dla mnie i dla ludzi z mojego otoczenia, który cierpią moje rzężenie.
Urodziłam się z migoczącym światłem. Maleńką latarnią pod moim sercem, która mrugała na otaczający ją świat. Przyciągał obłędne ogniki i świetliki; mały płomień tańczył obok nich w tajemniczych rytuałach mglistych poranków i deszczowych dni.
Ale świat poza lasem, w którym się urodziłam, nie tolerował maleńkich światełek.
Przyszli ze słowami i sztyletami. Z olejem i siekierami. I z wodą; wodę przeciw tańczącym płomieniom. Migoczące światło nie było na to gotowe. Zaczęło migotać częściej, zanikać powoli, umierać w mojej piersi, jak ćma za blisko lampy, zawsze bliżej, wciągana przez nieuniknione.
Wypalało się powoli jak świeca, aż nie było już światła.
Ciepło pod moim sercem zastąpił chłód pustki. Dopóki nie pojawiły się duchy, czy bogowie, nikt nie znał ich imion, nawet oni sami.
Dali mi cień zamiast światła, dali mi noc zamiast serca i dali mi ciemność zamiast duszy. W mojej ciemności wyrosły ostre szpony i zęby, jeszcze ostrzejsze. Gotowe do obrony nocy, aby nigdy nie zniknęła, jak małe migoczące światło.
Moje ofiary wiedzą kogo się wystrzegać. Jestem łowcą. Niebezpiecznym jak spadająca gwiazda, bezwzględnym jak twardy głaz.
Zawsze głodna bestia. Wciąż pusta w miejscu, gdzie było światło.
Wciąż kipiąca żądzą zemsty, która nigdy nie nadejdzie.
I. dałam Ci moje cienie, aby objąły Twoje rany, zapieczętowały je ciemnością,
zatopiły się w twoich złamanych kościach, naprawiły rozdarte ścięgna, pocałowały twoje krwawiące serce czernią nocy
II. pojawiłaś się, kiedy potrzebowałam gwiazd i księżyca, ukryta za zasłoną oddzielającą
obsydianowe niebo i śmierć, dałaś mi światło słoneczne, aby ugasić moje pragnienie, czyste słońce kapiące z twoich żył
jak ciepły deszcz na zamarzniętej skórze
iii. zostałyśmy pokonane w zbyt wielu bitwach
obie [ kruk i lis ]
walczyłyśmy w zbyt wielu bezsensownych wojnach
połknęłyśmy zbyt dużo kurzu
wypiłyśmy za dużo krwi
IV. jesteśmy złamane w zbyt wielu miejscach
[ bestie z lasu na uliach głośnego miasta ]
ja karmię się północą
ty jesteś dzieckiem południa, lśniącą jasnością
v. pomóż mi odnaleźć drogę w świecie oślepiającego blasku
[ krucze pióro i lisi pazur ]
vi. ... aż wszystko pochłonie pustka...
uwalniając nas...
napisane dla mojej dziewczyny, na naszą rocznicę
Jestem zamaskowanym myśliwym
uformowanym z cierni i stalowych pnączy
pustą duszą w udręczonym ciele
promieniującą mrocznym światłem
Jestem zamaskowanym łowcą
bezcielesnym, z metalowym szpikiem
zrobionym z ostrych zębów i krzyków
żarłocznych okropności godziny czarownic
Jestem polowaniem
leśną duszą najeżoną kolcami
dzieckiem głodnych gałęzi i bezdennych jezior
twoje palce zanurzone w ciele ziemi
naciągają czas na szpulę
skąpane w gnijącej posoce przeszłości
zapętlone w węzłach przyszłych dróg
ty, z twardym kamieniem zamiast serca
marmurowa duszo ukryta w głębinach mroku
o, matko, idziemy za tobą przez korzeń i kość
słyszysz nas, nasze wycie
rozszarpujemy skórę nocy naszą pieśnią
wybrałeś nas, aby zamglić nasze zmysły krwią
bezlitosna matko -
- podążamy za tobą, by przegryźć białe gardło dnia
Jak to dobrze po przeczytaniu niesamowicie przeciętnej pozycji, wejść w światło (lub w tym przypadku mrok) czegoś bardziej interesującego i mięsistego.
Ostatnio moja czytelnicza przygoda to taka wredna sinusoida. Powieści genialne przeplatane dołami, nic pośredniego :D
jesteśmy klejnotami w koronie północy,
ciemnymi obsydianowymi łzami ze światła księżyca i krwi
falującymi na powierzchni smutków, zakłócającymi sen nocy
jesteśmy rozdartą skórą młodego słońca,
czarnymi ognikami płonącymi na zapomnianych wzgórzach, dziećmi opalizującej mgły i księżycowego pyłu
dotykamy śmiertelnych szaleństwem; panujemy nad opuszczonymi kręgami i zacienionymi labiryntami
jesteśmy ostatnim pocałunkiem bogini,
oślepiającym naturę swoim blaskiem, pokrywającym jej serce okładem z mchu i mokrych liści
nawiedzają nas ci, których spaliliśmy
ci, których pocałowały płomienie
ci których obróciliśmy w pył -
srebrnymi strzałami, złotymi pociskami
przywróciliśmy ich ziemi
każde słowo, które zwróciliśmy przeciwko nim
rosło żelazem w naszych gardłach
zakopując ostre odłamki
w naszych sercach - szkło wbite w ranę
sztylety zatopione głęboko w duszy
nawiedzają nas duchy wczorajszego dnia
żywiąc się naszymi kośćmi
drążąc jaskinie w naszym umyśle
które odbijają się echem tych fatalnych słów
„co by było, gdyby”